Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-09-2017, 23:39   #46
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
- Dorożka już jest!
Charlotta uśmiechnęła się.
- Będę się tym martwić później. Jedziemy?
Skinął.
- Chodźmy, czymkolwiek jest ta opera, lepiej być na tym przedstawieniu wcześniej, niżeli później - podał jej ramię. - Dziękujemy pani - zwrócił się do landlady.
- Nie ma za co. Nie spóźnijcie się tylko. - Panna Dosett odprowadziła ich do drzwi i obserwowała jak wsiadają do dorożki.
Charlie odezwała się dopiero gdy ruszyli.
- Będziemy prawie godzinę wcześniej. - Uśmiechnęła się do wampira. - W towarzystwie mile widziane jest pojawienie się przed czasem i krążenie wśród gości. Kto wie, może spotkamy twoich znajomych.
- Znaczy jeśli pamiętam, właśnie chyba Rebecca miała pójść oraz może książę
- próbował sobie przypomnieć.
- Robert, też mówił, że się pojawi. Powinniśmy mieć nawet balkony obok siebie. - Wampir widział jak zmartwienia Charlie zostają zastąpione przez narastającą ekscytację.
- Świetnie, wobec tego nawet rozmowa z nimi może nam pomóc. Kiedy widzieć będą inni ludzie, jak mamy odpowiednie towarzystwo, także zmienią swoje zdanie.

Po kilkunastu minutach dotarli pod budynek opery, pod którym zebrał się już mały tłum. Zmysły wampira zaatakował zapach podekscytowanej krwi.


Budynek wielkością przypominał pałac. Wedle etykiety wyszedł pierwszy oraz pomógł Charlie wydostać się specjalnie elegancko. Później podał dziewczynie ramię oraz ruszyli do wejścia. Liczył bardziej na nią, bowiem sam cóż mógł uczynić, skoro była niewątpliwie to dla niego nowość. Jednak starał się wyszukać znajomych oraz inne wampiry pośród ludzi. Przy wejściu było to trudne. Ludzie z różnych klas, co wampir już jako tako rozpoznawał, tłoczyli się, by znaleźć się we wnętrzu. Jednak tylko gdy Charlie okazała jednemu z nietypowo ubranych mężczyzn jakąś kartkę, wpuszczono ich i poprowadzono na klatkę schodową, na której było już luźniej.


Bez trudu odnaleźli Roberta, który rozmawiał z kilkoma mężczyznami, o jego ramię opierała się elegancka dama.


Gaheris bez trudu rozpoznał, że to ghulica. Dostrzegł też na palcach mężczyzn sygnety identyczne do tego, które sam miał na sobie. Ponieważ niespecjalnie jednak wiedział, jak się zachować postanowił ruszyć tyłek tak, żeby stanąć w widoku dziecka jego przyjaciółki. Liczył na to, iż ten sam zwróci się do niego. Skoro mężczyzna ma tylu znajomych, mógł stanowić dla nich drogę ku akceptacji pewnych sfer, co było ważne dla powodzenia banku.
- Przejdźmy troszkę - poprowadził delikatnie Charlottę.
Gdy tylko czerwona suknia Charlie zamigotała w kącie oka szefa Klubu, ten uśmiechnął się do nich szeroko.
- Panowie wybaczą. - Przeprosił swoich rozmówców i podszedł wraz ze swą towarzyszką do Gaherisa i jego partnerki. - Henry, Charlie!
Robert uścisnął dłoń wampirowi i ucałował dłoń Charlotty.
- Pozwólcie że przedstawię. Moja towarzyszka Elisabeth.
Ghulica dygnęła lekko i zgodnie ze zwyczajem podała dłoń Gaherisowi. Oczywiście ucałował ją.
- Pani, cieszę się, że mogłem poznać tak piękną damę - powitał ją komplementem, zresztą faktycznie kobieta miała wyjątkową urodę. Robert jednak miał wspaniały gust, czego dowodził choćby wystrój jego własnej sypialni. Nic więc dziwnego, iż jego towarzyszka miała wyjątkową urodę.
Ghulica uśmiechnęła się ciepło, wyraźnie połechtana komplementem. Gdy jednak Gaheris wyprostował się, zauważył że wzrok childe Anny skupiony jest na Charlie, która pewnie przez to spojrzenie oblała się rumieńcem. Jej dłoń delikatnie zacisnęła się na ramieniu wampira. W końcu jednak wzięła oddech i odezwała się.
- Dobrze pamiętam, że mamy balkony obok siebie.
- Tak
. - Robert wyraźnie się ucieszył. - Pozwoliłem sobie się upewnić 205 i 206. A tak w ogóle widziałem już Roberta z Rebeccą. Co prawda są rozchwytywani, przez towarzystwo ale pewnie znajdą dla nas chwilę. Obsługa doniosła mi też, że Florence zaszczyci występ swoją obecnością, musiałem spytać bo widziałem już kilkunastu rozglądających się niepewnie mężczyzn.
- Świetnie oraz dziękuję za informacje. Jak wiesz, jestem tutaj pierwszy raz
- dodał cichym głosem. - Czy możemy liczyć, iż będziesz wraz ze swoja uroczą towarzyszką naszym cicerone? - spytał Roberta.
- Chodźmy więc. - Childe Anny wskazało dłonią kierunek. - Mamy jeszcze chwilę do przedstawienia.

Wspaniałym korytarzem wchodzili do wnętrza budynku, Gaheris dostrzegał wiele bogato ubranych ludzi. Niemal wszyscy przyszli w parach, wiele osób ze służbą. Często dostrzegał też ghule. Robert poprowadził ich na wyższe piętro gdzie pośród tłumu bez trudu dostrzegli księcia w asyście Rebecci. Wampirzyca miała na sobie piękną zieloną suknię, pasującą do kamizelki swego partnera. Widać był to popularny zabieg i wyraźnie wskazywał na to, że dwie osoby są parą. Oznaczało, to że Charlotta już dziś postanowiła zagrać jako jego towarzyszka, a nie kuzynka. Rebecca dostrzegła ich jako pierwsza i uśmiechnęła się. Delikatnie dała znak rozmawiającemu z kimś, jak zwykle niesamowicie poważnemu księciu.
- Obawiam się, że będziemy musieli poczekać na swoją kolej. - Stojący obok Gaherisa wampir nie był w ogóle zrażony sytuacją.
Charlie natomiast nachyliła się do ucha Henrego.
- Mężczyzna, z którym rozmawia książe to właściciel konkurencyjnego banku.


- A tamten mężczyzna z partnerką w fiolecie, stojący lekko z tyłu, to Walter Baring. Od niego odkupuję swój interes.


- Ach, to ten - wampir skoncentrował na nim swoje spojrzenie. Jakby nie było, lepiej znać osobę, która będzie przeciwnikiem negocjacyjnym. Oczywiście posłał także uśmiech Rebecce, którą szczerze polubił. Szkoda jedynie, że Anna nie była melomanką - miłośniczką opery. Mężczyzna, z którym rozmawiał książę już na pierwszy rzut oka był ghulem, natomiast obecny właściciel banku zwykłym, dość zirytowanym człowiekiem. Charlie miała na razie szczęście do omijania wampirzej polityki. Wyszeptałby jej cichutko, ale darował sobie. Wampiry miały słuch lepszy niżeli długouche króliki, któryś więc mógł usłyszeć. Spokojnie czekał sobie na spotkanie pary R&R zamieniając z Robetem parę słów, komplementując miło Elisabeth oraz mocno trzymając Charlottę na zasadzie: jak ktoś coś spróbowałby, dostanie po uszach.

Szczęśliwie po chwili Rebecce udało się wyrwać księcia z rozmowy. Odeszli trochę, a Robert dał znak Gaherisowi, że teraz powinni podejść. Gdy tylko znaleźli się obok childe Anny się odezwało.
- Wróciłem i przyprowadziłem znajome twarze.
Książe tylko z powagą skinął po swojemu. Wyczulony słuch Gaherisa wyłapywał szepty wokół nich, które częściowo musiała nawet usłyszeć Charlie, bo przywarła mocniej do jego ramienia.
- Panie - skinął wampirzemu księciu Gaheris elegancko, z pełną dozą szacunku, ale bez płaszczenia się. Sir Robert był świetnym księciem, zaś Gaheris uznawał jego umiejętności, ciesząc się, iż tak mądry wampir jest na czele londyńskiej rodziny. Jeśli szanował sir Roberta to lady Rebeccę po prostu lubił. Przy okazji oczywiście podobała mu się, ale ogólnie nawet bez waloru urody fizycznej uznawał ją za kogoś miłego, życzliwego oraz ogólnie za kogoś, kogo warto znać nie tylko na stopie obowiązku, ale też czystej sympatii. Użył do sir Roberta słowo “panie” miało bowiem neutralny, pozytywny wydźwięk. Zwyczajnie nie wiedział, jak inaczej ewentualnie powinien się zwracać. Co innego jego towarzyszka.
- Lady Rebecco, jest mi, jak zwykle, bardzo miło cię widzieć. Jesteś wyjątkową ozdoba każdego towarzystwa - jego słowa raczej nie mogły nie spodobać się księciu Peelowi, wręcz przeciwnie. Nie ma chyba mężczyzny, który nie byłby dumny, że jego towarzyszka jest doceniana oraz traktowana specjalnie. Raczej był to ciekawy znak dla innych. Rebecca była bowiem damą dworu, Gaheris zwracał się zaś do niej, poza początkowym “lady” przez nieformalne ty wskazujące o bliskich relacjach znajomości oraz wspominał nieokreślone wcześniejsze spotkania.

Wampirzyca wyciągnęła w jego stronę dłoń, tak jak Charlotta uczyniła to względem księcia. Widział lekkie zdenerwowanie swej towarzyszki gdy Peel ucałował jej dłoń. On zaś oczywiście nie miał żadnych kłopotów z oddaniem honoru Rebecce. Po chwili usłyszał jego spokojny głos.
- Cieszę się widząc cię w zdrowiu, panno Ashmore. - Wyprostował się i spojrzał na Gaherisa.
- Dziękujemy bardzo za wsparcie - Gaheris skłonił się lekko nawiązując do owych życzeń, które niewątpliwie odnosiły się do drańskiego porwania Charlotty. - My także bardzo się cieszymy z tego faktu oraz iż możemy tutaj rozmawiać z panem i lady Rebeccą - Gaheris nie wiedział, czy powinni już się odsunąć robiąc miejsce innym. Liczył raczej na wskazówki Roberta młodszego, ewentualnie na zerknięcie wprawionej co do dworskich procedur Rebeccki.

Gaheris nie był pewny na ile zachowanie towarzyszki księcia było dworskie, ale gdy tylko minęły powitania, Rebecca odciągnęła Charlottę, na bok i usłyszał coś w stylu “jaka ta sukienka piękna”. Po chwili dołączyła do nich towarzyszka Brewera, co Robert skwitował komentarzem.
- Kobiety. - Uśmiechnął się do Henryego i księcia. - Dobrze, zapowiada się spokojny wieczór.
- Na tyle na ile może być spokojnie gdy róża grasuje na mieście
. - Komentarz księcia był żartobliwy, choć wypowiedziany typowym dla niego poważnym tonem. Gaheris szybko załapał, że chodzi o jego starszą.
- Och, pół opery wyczekuje jej przybycia. Jak tak dalej pójdzie oczy wszystkich będą zwrócone nie na sceną lecz w stronę balkonów. - Brewer roześmiał się lekko. - Ciekawe co ją przekonało do wizyty na sztuce. Podobno widzieliście się wczoraj Henry, zdradziła ci coś?
- Owszem, rozmawialiśmy na kilka interesujących tematów
- odparł wesoło Gaheris vel Henry Ashmore. - Zaś jako, iż owe dyskusje są nadzwyczaj zajmujące, niespecjalnie pamiętam tematykę - stwierdził żartobliwie, jednak ruchami lekkimi na lewo i prawo dał znać, iż nie jest to miejsce na takie dyskusje. Czyli właśnie, iż było coś na rzeczy. Tutaj każdy wampir bowiem mógł podsłuchać, wszyscy niewątpliwie zdawali sobie z tego sprawę.
- Ale mówiła, że przyjdzie, bo szczerze jestem lekko zaskoczony. - Brewer rozejrzał się wokół. - Gdy była ostatnio, mówiła że nie jest zainteresowana.
- La donna e mobile
- zapamiętał italijskie zdanie Gaheris z jakiejś gazety, ale ogólnie myślał, że Florence raczej próbowała przejąć nadzór nad sytuacja po owych okropnych wydarzeniach. Prawdopodobnie chciała się osobiście przyglądać oraz dać do zrozumienia potencjalnemu przeciwnikowi, że nie odpuści. Oczywiście oprócz tego mogła mieć jeszcze inne przyczyny, choć pewnie znaczna część mężczyzn liczyła, że to właśnie jego urok stanowi owe specjalne powody, które zadecydowały. Straszliwi naiwniacy, oceniał taką właśnie postawę Gaheris, uznając jednak, iż faktycznie Florence niełatwo się komukolwiek oprzeć.

Rozmawiali właśnie, kiedy wyczuł jakieś poruszenie. Na początku był to dziwny ruch wokół, chwilę potem szepty i odwracające się głowy.
- A oto i jest nasza Femme Fatale. - Brewer uśmiechnął się lekko cierpko. - Zostawiamy cię wobec tego Peel.
- Tak
… - Książę już spoglądał na kroczącą w ich kierunku wampirzycę. Była sama. Szła w czarnej sukni, która zakrywała niemal wszystko jednocześnie odsłaniając bardzo wiele.


Widząc to Rebecca odłączyła się od kobiet i podeszła do Peela. Charlotta skamieniała, a na jej twarz wypłynął niekontrolowany rumieniec. Widział, że chce podejść do niego, ale jakby brakowało jej sił. Dlatego Gaheris skinąwszy gentlemanom podszedł do niej podając jej ramię. Zresztą Robert junior zasugerował, żeby pozostawić księcia. Stanęli sobie więc z Charlotta obok. Na widoku, ale nie przegradzając drogi Florence.

Wampirzyca uśmiechnęła się do książęcej pary.
- Lord Peel i Lady Boleyn. Jaki zaszczyt. - Starsza dygnęła lekko.
- Witam Panno Halbard. - Książę ucałował dłoń Florence na co wokół rozległy się szepty.

Brewer nachylił się do ucha Gaherisa.
- Lepiej jak się oddalimy. Potem Florence, pewnie i tak nas znajdzie. - Odsunął się z uśmiechem. - Może szklaneczka whiskey przed spektaklem. Elisabeth, masz może ochotę na lampkę wina.
- Z przyjemnością
.

Gaheris zobaczył jak towarzyszka Brewera uważnie przygląda się starszej Torreadorów. Widać było, że zna wampirzycę. Hm, interesujące, jednak oni także ją znali, zaś Florence ciężko było się nie przyglądać. Mogłaby pozować nago do rzeźb najwspanialszych mistrzów tej niezwykłej sztuki. Istna cudowna kobieta, przynajmniej pod względem erotycznej cielesności. Miło było sobie stać na boku podziwiając ją niczym dzieło sztuki. Jednak Gaheris miał inną koncepcję. Skoro pojawiła się, postanowił wykorzystać ją jako przynętę. Preferując ponad skupienie się na niej oglądanie innych wokoło. Wyszukując szczególnie istoty niechętne, lub wręcz nienawidzące Florence.
Robert ruszył, a Charlie także lekko pociągnęła wampira. Wyraźnie także chciała się oddalić. Z tego co udało mu się na razie zaobserwować, miłość lub nienawiść związane były głównie z płcią gości opery. Mężczyźni obserwowali starszą z zachwytem, kobiety raczej z zazdrością, choć bez trudu wyłapał kilka, które chętnie dałyby się namówić na igraszki z piękną wampirzycą. Najbardziej jednak zależało mu na tych, którzy patrzyliby nienawistnie oraz byli co najmniej ghulami. Okazało się, iż raczej trafił pudło. Dlatego nie rezygnując z ogólnej obserwacji odsunął się nieco. Widać było, iż Charlotta czuje się skrępowana przy Florence po swoich cudownych miłostkach, choć akurat obydwie Torreadorki bardzo wyrażały się na jej temat pełne uznania. Jednak kobieca wstydliwość oraz wychowanie pomagały, czemu trudno było się dziwić, zaś Gaherisowi nawet się podoba owa nuta pewnego skrępowania. Ruszył przy Charlotte za Robertem juniorem.

Brewer podprowadził ich do czegoś na wzór restauracji i wspólnie zajęli miejsca przy stoliku.
- Henry, whiskey? Charlie, masz ochotę na wino?
Ashmore uśmiechnęła się już odrobinę swobodniej i skinęłą głową.
- Bardzo chętnie - potwierdził Gaheris, kiedy Charlotta wyraziła chęci. - Kiedy zaczyna się przedstawienie? - spytał Roberta Brewera.
- Spokojnie zdążymy się napić i dotrzeć do balkonów. A coś się stało? - Wampir wydał się zaniepokojony.
- Och nie, ale nie znam opery ani tego, jak to się odbywa, więc spytałem. Szkoda prawdziwa, że twoja matka nie przepada za operą - przyznał Gaheris, gdyż lubił faktycznie swoją największą przyjaciółkę oraz sojuszniczkę. - Pozdrów ją proszę, kiedy wrócisz, albo, hm, może udałoby się po przedstawieniu ją właśnie odwiedzić?
- Moja matka nie przepada za wieloma rzeczami
. - Słowa Roberta mogły być cierpkie ale wypowiedział je nad wyraz czule, jak zawsze gdy mówił o matce. Uniósł dłoń i zamówił u kelnera napitek, po czym wrócił do rozmowy. - A co do opery, to sztuka. Bogatsza niż dowolna inna, bardziej huczna niż dowolna inna i obsadzona przez najwspanialszych aktorów, muzyków i tancerzy. Po sztuce jest bal dla wybranych gości, nie zostajecie? - Spojrzał pytająco na Charlottę. - Wydawało mi się, że twój bilet upoważnia cię do zabawy.

Kobieta zarumieniła się lekko.
- Chciałam zrobić Henryemu niespodziankę. - Powiedziała po chwili cicho.
Robert pacnął się w czoło, co sprawiło, że wszyscy obejrzeli się w ich stronę. Tak to ewidentnie był ten dynamiczny, nie mogący wysiedzieć w miejscu syn Anny.
- Wybacz Charlie. Raz na jakiś czas muszę coś popsuć. - Skłonił się przepraszająco, na tyle na ile pozwalała mu zajmowana pozycja.
- Nic się nie stało. - Zerknęła na Gaherisa. - Jeśli masz ochotę możesz potem udać się do Anny. - Czuł. Ba! widział jak na dłoni, że ma ochotę na ten bal. Jednak Charlie nie była kobietą, która będzie mu narzucać swoją wolę.
- Zostaniemy, kochanie. Jeśli później będzie czas, odwiedzimy ją, jeśli zaś nie, to jutro - faktycznie Gaheris lubił starszą wampirzycę, która wyglądała dziecinnie, jednak była potężniejsza od wielu mężczyzn przypominających posturą boksera. Ponadto miała ona informacje na temat ich zadania. Póki co jednak, mogli się bawić, zaś rycerz nie chciał psuć damie przyjemności podczas początku właśnie narzeczeństwa.

Charlie uśmiechnęła się w ten swój elegancki sposób, ale widział w jej oczach widział te wspaniałe radosne ogniki. Zupełnie jakby sprawił jej prezent, podczas gdy to ona płaciła za to wszystko. Cóż, kiedy się kogoś pokochało, to chce się, żeby tej osobie było radośnie, przyjemnie, wspaniale. Chce jej się dawać jak najwięcej. Dlatego Gaheris cieszył się, że Charlotta była zadowolona.
- Bardzo dawno nie byłem na balu - powiedział cicho, bowiem chyba tylko książę Peel sięgał pamięcią tyle wieków wstecz wtedy, kiedy król Artur wyprawiał z królową Ginewrą najwspanialsze bale. Choć faktycznie, pomyślał też, iż głupio mu, że wszystko finansuje panna Ashmore. Liczył jednak, iż wspomagając pracę banku odpowiednio zarobi trochę własnego grosza.

W spokoju wypili alkohol, który zamówił im Robert. Choć w przypadku obu wampirów było to bardziej wąchanie i maczanie warg. Później udali się spokojnym krokiem w stronę tego “balkonu”. Gaheris znalazł się na bardzo długim, zakręcającym korytarzu, z którego jednej strony znajdował się szereg umieszczonych blisko siebie drzwi. Jedyne z czym mu się kojarzył, to lochy. Bardzo bogate, wypełnione obrazami, kryształami i tkaninami lochy. Wampiry wraz ze swymi partnerkami, odnalazły drzwi z numerami 205 i 206. Tutaj się rozstali i Charlie wprowadziła go do niewielkiego pokoiku, z którego przeszli chyba na “balkon”. Ghulica podprowadziła go do balustrady, z której zobaczył kłębiący się na dole tłum i rzędy innych wypełnionych parami, lub większymi grupami osób. Na samym środku znajdowało się podwyższenie przesłonięte wielką materią.


W sali zabrzmiał pojedynczy dzwon.
- Niebawem się zacznie. - Uśmiechnęła się do niego ciepło, widział że jest podekscytowana. Charlie pokazywała mu coś co bardzo lubi i chyba wyczuł nawet w niej tą lekką niepewność, czy mu także się spodoba. Za nimi znajdowały się teraz dwa wielkie fotele, wampirowi przypominające bardziej trony. - Usiądziemy?
- Oczywiście, chodźmy
.

Rzecz wiadomo, chłop miał tutaj pewien problem z odnalezieniem się, bowiem jednak podczas arturiańskich zabaw przygrywali minstrele, tutaj zaś było stanowczo inaczej. Jednak postanowił dać operze szansę. Wsunął się siadając oraz spokojnie słuchając. Charlie zajęła miejsce obok niego i odrobinę niepewnie położyła mu dłoń na udzie. Wokół rozbrzmiały teraz dwa dzwony. Gaheris usłyszał jak wokół zapanowało poruszenie. Rozpoznał odgłosy zajmujących miejsca ludzi. Była jednak coś czego nie była w stanie wyczuć Charlotta. Podniecenie. Zgromadzony na dole tłum pachniał rozgrzaną, pędzącą krwią. Jeśli nawet opera mogła mu się nie spodobać, to wiedział co mogło przyciągać do niej wampiry. Zupełnie jak na turnieju, oczekujący tłum potrafił pobudzić każdego nieśmiertelnego. Jednak skąd się brała ta krew, pojęcia nie miał. Dlaczego ich to podniecało, co się działo, co było tak bardzo wyjątkowe. Postanowił skupiac się nie tyle na ludziach, co ciekawych postaciach, typu Florence, przynajmniej o ile rączka Charlotty na jego udzie mu pozwoli, bowiem było to nadzwyczaj przyjemne oraz wywołujące odruchowy uśmiech. Wśród balkonów, udało mu się dostrzec kilku nieśmiertelnych, jednak już po chwili rozbrzmiały trzy dzwony i światła zgasły. Wielka zasłona rozsunęła się ukazując wampirowi całe miasto, które po chwili śpiewacy i tancerze. Rozbrzmiała też muzyka, której źródło wampir odnalazł w zagłębieniu przed wywyższeniem. Wielu instrumentów, nawet nie rozpoznawał, tak samo zresztą jak nie rozumiał języka, w którym śpiewano. Przypominał odrobinę znaną mu łacinę, więc raz na jakiś czas wyłapywał znajome słowa. Jednak skupić na muzyce się mógł oraz na tonacji pieśni. Były kompletnie inne oraz śpiewane zarówno przez mężczyzn, jak i kobiety bardzo specyficznymi głosami. Niektóre brzmiały niczym róg, kiedy wojownik zadmie podczas łowów, inne zaś cieniutkie, wysokie, przypominające ptasie trele. Ogólnie niektóre nawet mu się podobały, inne zaś słabiej. Ponadto podczas całego tego śpiewania był jakiś motyw, jakieś działanie. Wydawało się, jakby rozmawiano ze sobą pieśniami, jakby odpowiadano sobie, jednak kompletnie nie pojmował przebiegu spektaklu. Siedział jednak cicho, żeby nie przeszkadzać Charlie, chociaż jego dłoń także delikatnie spoczęła na udzie pięknej kobiety.

Jego towarzyszka nachyliła się do jego ucha i odezwała się cicho.
- To historia cyrulika z Sevillii, to miasto hiszpańskie. - Czuł na swojej skórze jej gorący oddech. Miał też nieodparte wrażenie, że była przyzwyczajona do takich objaśnień. Może zabierała do opery też swoich uczniów? Miał tylko nadzieję, że nie udzielała im takich względów jak jemu. Po chwili poczuł jak jej wargi otarły się o jego ucho. - Zaraz pojawi się główny bohater Figaro… - Powoli opowiadała mu historię, przerywając gdy śpiewacy mieli występy solowe.
 
Kelly jest offline