Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-09-2017, 14:38   #6
TomBurgle
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
Elin, Dökkálfar, Woland

Skald podniósł głowę, a jego wzrok od razu podążył do sylwetki wieszczki. Dopiero po chwili przeniósł włos na młodzieńca. Patrzył na niego przez chwilę taksującym spojrzeniem.
- Niech Asowie i Wanowie przychylnie patrzą na twe ścieżki - odezwał się w końcu wskazując miejsce na kłodzie ułożonej prostopadle do tej na której siedział. Były odsunięte bardziej od ogniska, wszak dzieci Canarla nie lubiły przebywać blisko żywiołu Lokiego. Afterganger zdawał się być czymś zafrasowany jakby męczyło go coś czego nie mógł rozwikłac, albo każda z opcji była tą złą.
- Me imię: Woland. - Oczywistym było, że przedstawiać się nie musi, bo chociażby jasnowłosy przybysz nie wiedział kim jest, to volva już jego miano rzekła. Pytające spojrzenie wskazywało raczej na oczekiwanie rewanżu w tym. Młodego northmana widział po raz pierwszy.

- Dökkálfar, potomek Ljósálfar z dalekiej Północy - fakt że skald nie raczył wstać do powitania jak dla równego, mówił swoje - Niech pomyślnymi wiatrami prowadzą twój statek - odpowiedział, odwzajemniając badawcze spojrzenie. Bo i było kogo badać

- Ciemny elf, potomek jasnych. - Skald uśmiechnął się. - Przewrotne miana. Spocznij proszę. Rad bym wysluchać ile o Kraju Franków wiesz.

- Tylko tyle ile Ljósálfar mnie nauczyła albo kupcy powiedzieli przy stole - zaczął, siadając. Głos miał młody, ale mówił spokojnie mimo publiki - Z dawnego Rzymu wyrósł ten kraj, króla mieli którego na thingu wybierali. Ale szybko znalazł się taki co władzy wiecowi nie oddał.
Skald roześmiał się.

- Nie o historię mi szło - przerwał mu, a w oczach na moment zatańczyły wesołe ogniki. - Język znasz, myślałem, żeś w tym raju bywał i wiesz coś o nim teraz, a nie z domeny Urd.

- Więc skrócę tą historię, do tego co rzec trzeba: u franków król się teraz chrześcijaństwem podpiera, a nie głosem ludu - westchnął te
atralnie - Jeżeli czasu na historie dziś nie masz, to pytaj wprost o wojenne rzeczy, może i tam coś wiem. O fortecę królewską chodzi? O drogę na Paryż? -

- Nie mam Dokkalfarze - Skald pochylił się trochę sięgając po bukłak. - Miód - wyjaśnił. - Nie zaprzestałem przyjemności z życia, skosztujesz? - Podał młodzieńcowi. - Język znasz, pomyślałem że może i drogi, miasta, kamienne umocnienia, ludzi tamtejszych - odpowiedział w końcu w temacie. - Zwykle ten co mową innych włada, bywa lub bywał u nich.

- Drogi mogę polecić dwie: od północy, od Dorestad gdzie władają nasi i będziemy mieli bezpieczne schronienie i w pół cyklu marszu będziemy pod Paryżem. Albo sprytniej, iść kwadrę od wybrzeża, granicami zwaśnionych Neustrii i Austrasii, bijąc raz jednych raz drugich i stwarzając pozory potyczek na granicy by zamaskować nasz pochód - łągodnym gestem odmówił miodu i korzystając z okazji zaczął mówić - To pomoże zmylić Roberta Mocnego który rządzi z Paryża jako nuncjusz, ale przede wszystkim sługa krwi Eryka z Tisso. A takiego fortelu będziemy potrzebować, Wolandzie, by zmylić Eryka i Alexandra - spojrzał porozumiewawczo na skalda

Freyvind wyciągnął miecz i przypatrywał mu się przez chwilę.
- Co wiesz o tym Alexandrze? - spytał.

- Że mieni się księciem Paryża już kilkaset lat; może nawet więcej niż ma całe królestwo franków i chrześcijaństwo na tamtych ziemiach. Że nie uzurpował sobie władzy na całym terenie tylko dla siebie jak to mają w zwyczaju tamtejsi władcy, a współpracuje. Że jest z klanu Róży i jest klanem Róży na tamtych terenach - przepraszająco uśmiechnął się do Freyvinda, jakby za to że go zawiódł

- A Segovia? - Frey spytał podnosząc wzrok na Dokkalfara.

-Rzymska prowincja osiedlona przez Gotów? Tamtędy chcemy iść? Czy aftergangerkę Segovię która pokonała Bjorna Żelaznego? - zapytał niepewny

- Wampirzycę? Tak, jeżeli o osobie mówisz to o nią mi idzie.
- Jarl Jensen wymienił ją jedynie jako kogoś znaczącego dla tej sprawy, ale nie mógł lub nie chciał rzec dlaczego - a skoro była przywoływana po raz drugi w tak krótkim odstępie czasu, była faktycznie znacząca - Więc jest znacząca. Dlaczego? -

- Była. Jest. Będzie znacząca. - mruknął Freyy spoglądając na ostrze jakby chciał się w nim przejrzeć. - Jakiż mrok w tobie drzemie Mroczny Elfie, że wilki nienawidzą cię bardziej niż zwykłych Einherjar?

- Wszystkie wilki? Czy jedynie te bez szerszego spojrzenia? - mina wampira stężała

- Nie wiem czy wszystkie. - Frey wstał. Miecz trzymał jak gotowy do ciosu… gdyby zapadła ciemność, jak w Aros gdy coś oblepiło mu oczy w oborze boendra, a potem gdy stawał z Volundem przeciw Segowii. Był spięty, jak drapieżnik gotowy do skoku. - Odpowiedz na pytanie Mroczny Elfie.

- Głębszy niż czerń dna morza; okrutniejszy niż sumienie i równie prawdziwy jak Bestia. - Dokkalfar także wstał, mimo gestu Welanda i chciał zrobić krok w tył. Ale nie zdążył lub nie chciał zdążyć.

Zaszokowana volva, co do tej pory stała obok Welanda boku krzyknęła jeno ostrzegawczo:
- Welandzie! On bezbronny! - strach w głosie jej znać było. Czy o skalda chodziło czy o coś lub kogoś innego, nie wiadomo było.

To go wstrzymało. Z jednej strony wiedział do czego są zdolni przeklęci walczący za pomocą mroku. Z drugiej bezbronnego ubić chwały nie przynosiło. Wręcz przeciwnie. Ci co wyśpiewywali sromotę takich czynów, chędożyli fakt iż czasem pozwolić tylko sięgnąć po broń przeciwnika, to jakby od razu przegrać. Jak z Segowią i tym tu.
Ostrze ze świstem przecięło powietrze zatrzymując się przy szyi Dokkalfara.
- Siadaj - wycedził skald głosem znamionującym iż nie jest daleki od furii.

- Nie chciałem wierzyć w historie tym jak zaatakowałeś Eryka - wamir nie dość że nie usiadł, to jeszcze sypał sól na ranę. Atak na gościa w swoim obozie!

- Chędożę w co wierzysz. Zaraz usiądziesz krześcijańskie ścierwo, albo łeb twój wrzucę w ognisko. Elin, kołek znajdź jaki.

- Czyli mogło tak być. Że zaatakowałeś bezbronnego Eryka. - siadł, trzęsący się - Chcesz powtózyć taką skazę na honorze, swego bezbronnego gościa atakując? -

Sztych miecza spoczął na gardle blondwłosego młodziana.
- Eryk jeno w dłoniach broni nie miał. On pierwszy uderzył. Mocą Canarla chcąc mnie złamać i zniewolić - wzrok Welanda był zimny. - O tym już sagi co je obkupił gdy z kołkiem w sercu spałem, nie mówiły? Dobrą też lekcję miałem w Aros. Takim jak Ty czy Segowia dać chwilę jeno starczy… Spójrz mi w oczy i sam stwierdź czy się zawaham czy nie.

- Nie mówiły. A przecież widzę że zabiłbyś ze strachu. Jak sługi Erlinga, przerażeni czymś poza ich pojmowaniem. I nie wiem kim jest Segovia, ale tak, gdybym był twoim wrogiem, to jeno chwila. -

- Strach tylko u was łamie ducha krześcijaninie. My też go czujemy, przekuwając w gniew. Ze strachu przed tym co uczynić możesz bym cię zatłukł, prawdę rzeczesz. Nie wstyd mi strachu, wolę ponie...

- Widziałeś ty kiedyś sługi białego tam gdzie nie nadchodzi dzień? W kuźniach krasnoludów i domach elfów? - tym razem Lasombra już przerwał litanię głupot która wylewałą się z usta Freyvinda. - Przybyliśmy z synem Völundra w twoje progi, a ty masz mnie za chrześcijanina? -

- Spotkałem świetlistego Alfa już. Pod Aros. Chcesz mi rzec, żeś przybył tu ze svartalheim? - Skald nie wyglądał jakby brał tę opcję poważnie.

- Przybyłem ze Steigen, jako rzekłem. - uspokoił się nieco i kruchy spokój wrócił także na jego twarz - Głupcem byłem, chcąc walczyć o bogów, głupcem dalej nie będę. Zamiast pod twoją komendę pójdę pod inną. Złotem i brankami się zajmę. Z samym Thorvaldem popłynę! -

- Jeśliś krześcijańskim nieumarłym, jedyne gdzie popłyniesz, to gnijącym, bezgłowym ciałem, po Farup. - Wciąż patrząc na Dokkalfara Frey zwrócił się do volvy: - Elin, jesteś w stanie sprawdzić go zaglądając w jego losy. Pytając o niego Urd?

- Dosyć tego. Nie chcesz mojego miecza, honoru nie masz, to nic tu po mnie. - rzekł wzburzony. I, bez żadnego ostrzeżenia, próby powstania czy
gwałtownego ruchu zapadł się w sobie i znikł, miecz Freyvinda zamiast gardło blondyna przebił powietrze.

Elin przysłuchiwała się całej rozmowie nie do końca pojmując co się w zasadzie dzieje. Czuła się niemal jak w Aros, gdzie gdy cokolwiek próbowała czynić w niwecz się obracało. Pytanie skalda z odrętwienia ją wyrwało.
- Tak, Welandzie, mogę spróbować. - trzęsacymi się dłońmi wyciągać runy poczęła ale wtedy Dokkalfar zniknął.

- Trzeba zawiadomić cały obóz, że krześcijański szpieg tu mącić chce. Żywcem go ująć najlepiej, ale przy tej magii południa, to może być niemożliwe. Ubić trzeba. - Aftergangera przepełniała złość.

- A może - Elin westchnęła - wiedzę wykorzystać? Mówił o Alexsandrze, sposobie na dostanie się do Agvindura… - nie była pewna sama czy to dobry pomysł, lecz stracić takiej okazji na przybliżenie się do celu nie chciała.

- Dlatego żywcem bym go wolał. Wiele dowiedzieć się by można. - Skrzywił się patrząc na miejsce gdzie Dokkalfar siedział jeszcze przed chwilą. - Ale weź tu i złap takiego jak ten czy Segovia.

- Ale skąd pewność, że szpiegiem, Welandzie? - Zapytała nieśmiało. - Sprawdzałam jego emocje… Z początku był zadowolony, radosny i ciekawy, a gdyś miecz wyciągnął oburzenie wielkie i złość go dosięgła… Nie wydaje mi się, by miał ukryte zamiary…

- Nie mam pewności. Gdybym miał to bym z nim nie rozmawiał. Mrokiem podobny do Segovii, zakradł się do wilków prawie szał nich wzbudzając.
Elin wzdrygnela się na wspomnienie.

- Mimo wszystko pozwól mi na spokojnie pierw z nim pomowic… Sprobuje myśli jego odczytać.

- Zabronić Ci nie mogę. Ostrożna jeno bądź. Sama wszak wiesz jak oni niebezpieczni.

Volva skinęła poważnie głową.
- Zabronić nie ale możesz ludzi od razu za nim posłać, co przekreśli szanse na spokojne rozmowy. - Uśmiechnęła się łagodnie. - Będę ostrożna, nie mam ochoty ponownie wpaść w ręce jednego z nich…

Skald kiwnął głową.
- Wstrzymam się do przedświtu. Nie ryzykuj zbytnio.

- Dziękuję i nie martw się, nie będę. - Odrzekła nie wspominając, że ostatnim razem, gdy próbowała odczytać myśli innego aftergangera zemdlała. Musiała mieć nadzieję, że tym razem obejdzie się bez komplikacji. - Wrócę, gdy tylko z nim pomówię. - Skinęła głową i się oddaliła.


Freyvind patrzył jak się oddala.
- Tej nocy moja martwa dupa nie potrzebuje ochrony. - Rzucił w noc. - Proszę, miej dziś w pieczy ją - dodał, ani nie mając pewności czy Solveig kręci się wokół w świecie duchów, ani większej nadziei, że jego prośbę spełni.



Dökkálfar

- Leć szukaj Gandalfa po obozie, i powiedż mu coby czym prędzej uciekał na przeciwległy brzeg Fårup Sø - ciągle wzburzony afterganger zebrał już swoich ludzi poza nim jednym. Dzięki pomocy jarla byli już tez należycie zaopatrzeni, i w tej sytuacji nawet thralle mieli broń w ręku. Zauważył przerażenie w oczach chłopaka. Nie chodziło o zakładanie wojennego ekwipunku - przeżył rabunek Londynu. Po prostu do tej pory oszczędzono mu kontaktu z nadnaturalną częścią Midgardu. Od teraz każde słowo które Harold usłyszał, każda rzecz którą zobaczył mogły być wykorzystane przeciwko niemu. Nie wiedział za dużo...ale to miało się zmienić. Licząc od tej chwili, od otchłani spoglądającej na niego z oczodołów jego właściciela.

Dökkálfar z Øyarrem odszedli na bok i przez chwilę radzili. Najpierw pierwszy streścił sytuację - od zdradzieckiego napastowania duchami przez wilkołaki po niezasłużone obelgi i obie próby morderstwa przez Freywinda, pierwszą powstrzymaną przez Elaine i drugą unikniętą dzięki naukom Ljósálfar. Później drugi radził, ile uradzić umiał. I uradził wspaniale. Przez dobrą chwilę młodszy wiking radośnie ściskał swojego mentora i poklepywał go po plecach.

- Broń za pasy! - huknął swoim młodzieńczym głosem - Dzięki Øyarrowi mamy lepszy plan. Nie bić nikogo, chyba że będą chcieli nas zatrzymać w drodze - zmienił rozkazy. Bez dalszej zwłoki wyrwał biegiem z powrotem do obozu w Jelling.

Nie kryjąc się ani nie nie czając, przemaszerowali przez obóz prosto do namiotu Bjarki, mówcy prawa. Wręcz przeciwnie: każdemu pytającemu - a i wielu tym którzy nie pytali - głośno oznajmiał że idzie ze sprawą Wolanda, co go przed chwilą zamordować chciał. I przed tym całym towarzystwem, kopą albo i więcej luda, które sprawę za ważną uznało stanął przed Bjarkim i całą sprawę swą przedstawił, jak to Freyvind bez ostrzeżenia mieczem się na niego zamachnął i zamordować bezbronnego chciał. A także, jak to honor Elin go raz ocalił, a drugi raz własna szybkość. I o przywołanie tejże Elin na świadka poprosił, by jako towarzyszka Welanda i świadek mogła słów jego prawdy dowieść. Padło jeszcze wiele pytań i odpowiedzi i ledwie uradzono że sprawa wyjaśniona wszystkim w Aros będzie, proszona volva sama nadejść zdążyła, jakby jakim zmysłem wiedziona. I jedyne co, co głębszą sprawę mu zwiastowało, to obecność oliwkowoskórej kobiety o zatroskanym spojrzeniu, która za alfą Lupinów stała w ich obozie. Ale nie rzekł nic w tej ostatniej sprawie.



Elin, Dökkálfar

Volva po skończonej rozmowie ze skaldem ruszyła na poszukiwania Dökkálfara. Nie chciała dopuścić do podobnej sytuacji jak z jarlem Erikiem, nawet jeśli myśl o mocach jakimi mógł dysponować afterganger przerażała ją jak mało co. Ciągle pamiętała wizję ataku Segovii na hird Einara… Moc sięgająca czegoś gorszego niż sam Nilfheim… I taka osoba była gdzieś tu, teraz, obrażona i wściekła na Freyvinda… Musiała zapobiec konfliktowi. Dökkálfar mógł nie być związany z ich wrogiem ale pochopne działania obecnego Welanda mogły to zmienić. Musiała porozmawiać z nowym aftergangerem i sama się przekonać.

Poszukiwana Dökkálfara trwałyby zapewne długo, gdyby jacyś ludzie nie poinformowali jej, że on sam jej szuka i wskazali drogę. Uśmiech losu czy pułapka? Odetchnęła cicho i uspokoiła się. Do tej pory nie sprawiał wrażenia, by chciał komukolwiek z nich zrobić krzywdę. Podążyła we wskazane miejsce ze zdumieniem odkrywając, że znajduje się w obozie jarla Jensa, w halli jarla. Przepuszczona została bez problemu, jako że wszyscy ją tu znali.
- Szukaliście mnie… - Odezwała się cicho stając przed nim, w oczach obawę dało się dostrzec. - Cieszy mnie to, gdyż i ja Was szukałam.

- Völva Elin, podziękować żem ci nie zdążył - rozmawiający z Bjarkim afterganger pochylił się głęboko, znacznie głębiej niż wypadałoby na powitanie. Z wyczekiwaniem spojrzał na gospodarza, wszak jemu nie wypadało podnosić tego tematu pierwszemu

Zaskoczona wieszczka skinęła głową niepewnie.
- Nie ma za co… Niewielem zrobiła… - Odrzekła i podążyła za spojrzeniem Dökkálfara, by zaraz również skłonić głowę na widok Jensa. - Jarlu.

- Elin, ważne sprawy miejsce mają - Jens spojrzawszy na volvę brwi zmarszczył. - sprawa przeciw Welandowi przedłożona i Ciebie na świadka wezwać będzie nam trza.
Bjarki z Karina u boku wpatrywali się w wieszczkę z napieciem:
- Zglosił mi tu oto obecny Dokkalfar próbę morderstwa i atak na bezbronnego. - rzekł z wolna słowa wymawiając - w twej obecności. Na świadka Cię jako tą,co od śmierci go uratowała chce. Zgodzisz się?
Smukle palce Navarrki otaczały ramie godiego.

Wieszczka jęknęła w duchu.
- Weland natomiast pragnął obecnego tu Dokkalfa ścigać jako szpiega… - Odezwała się powoli i spojrzała na aftergangera. - Nim odpowiem, pomówisz, że mną na osobności?

- Że bez powodu o szpiegowanie mnie przy ludziach pomawiał także mówiłem - potwierdził słowa wieszczki - Jasna to rzecz że porozmawiam, jeśli taka twa wola -

- Dziękuję… - Elin odetchnęła z ulgą. - Jarlu wybaczysz nam zatem?

Jens skinal glowa:
- Tak. Zostańcie jednak w okolicy by dalszych pomówień uniknąć. Porozmawiać możecie w sali obok - wskazał pomieszczenie w głębi husu.

Wieszczka skłoniłą głowę w podzięce i zwróciła do Dökkálfara:
- Pójdziemy zatem? - Wskazała na salę.

- Chodźmy - dał znać swoim ludziom by baczenie mieli, ale trzymali się daleko - O czym to rozmawiać w cztery oczy chciałaś? - zapytał łagodnie kiedy przeszli już do osobnej sali

- Pierw odpowiedz mi proszę czyś rzeczywiście taki jak Segovia? - W głosie wieszczki napięcie dało się wyczuć i obawę patrzyła jednak aftergangerowi prosto w oczy jakby próbując w duszę mu zajrzeć.

- A skąd miałbym wiedzieć? - wampir oburzył się, ale słabiej niż kiedy Frey go oskarżał, bo nie czuł w jej głosie złej intencji tak jak wtedy

- Czy mrok sprowadzać umiesz?

- Ragnarok opóźniam, ciemność z korzeni Yggdrasila kradnąc i siłę mu zabierając - potwierdził. I na szczęście także głową pokiwał.

Elin zagryzła wargi i drżącymi rękoma wyciągnęła powoli z mieszka złożony kawałek skóry, na którym pieczołowicie narysowała maskę.
- Znasz ten znak?

- Nie znam. Ostatnie pytanie, Elin, kolejnego przesłuchania nie będzie po tamtym -

Wieszczka rozluźniła się lekko, teraz mógł stwierdzić że mogła się bać.
- I tylko jedno zadać planowałam. - Odparła łagodnie. - Czy zechcesz posłuchać co wydarzyło się w Aros trzynaście lat temu? - Spojrzała pytająco na niego.

- Bo już zaczynało to brzmieć jak moment kiedy Frey miecz wyciągnął - aftergangerowi trochę - ale tylko trochę - udzielił się spokój Elin. Spokój na który miał obecnie duży popyt, na uspokojenie umysłu i sformułowanie jakiegoś większego planu - Wysłuchałem już sag które doszły w dalekie strony, wysłuchałem ludzi rozmawiających po thingu, wysłuchałem Freyvinda, i ciebie chętnie wysłucham

Volva uśmiechnęła się delikatnie i oklapła na ławę z ulgą.
- Dziękuję. Zapewne moja wersja będzie się lekko różniła od sag i Weland lepiej by opowiedział, to co nas tam spotkało ale postaram się Cie nie zanudzić. - Zaplotła dłonie na podołku zastanawiając się od czego zacząć. - Ruszyliśmy do Aros z polecenia Agvindura, dawnego Pana na Ribe, - głos jej przy imieniu sławnego aftergangera zmiękł nieznacznie. - gdyż od dłuższego czasu wieści nie dostawał od swego potomka, który jarlem Aros był. Mieliśmy sytuację wybadać… - Elin skrzywiłą się leciutko wspominając jak bardzo “nie zwracali” na siebie uwagi. Ruszyliśmy więc w trójkę: Freyvind, Volund - berserker i ja… Na miejscu mieliśmy spotkać się z jarlem Tisso - Erikiem. Miasto okazało się zamknięte dla gości nocą, a jarla od dłuższego czasu nikt nie widział, wszystkie polecenie tamtejszy godi przekazywał. Spotkaliśmy też ludzi Erika, którzy szukali go od trzech dni… - Westchnęła cicho. - Być może już wtedy był w jej mocy… - Dodała nagle cicho ale zaraz potrząsnęła lekko głową i kontynuuowała. - Odnaleźliśmy go w dość kiepskim stanie na obrzeżach miasta. Nie pamiętał zupełnie co się z nim działo przez ostatnie noce. Zaprosiliśmy do naszego schronienia, gdzie próbowałam wywiedzieć się co się z nim działo… - Wzdrygnęła się nagle leciutko. - Niestety tom czego wtedy doświadczyła korzystając ze swych mocy… - Pokręciła lekko głową. - Pamiętam dopiero następny wieczór, kiedy dowiedziałam się, że Freyvind Erika zaatakował.... - Zagryzła lekko wargi. - Nie wiem z jakiego powodu, choć gdy teraz na spokojnie, o tym myślę, być może Lenartsson uznał, że Erik mi coś zrobił… Zbyt szybki w działaniu jest, jak zapewne zauważyłeś… A myśmy wtedy braterstwem krwi związani byli… - W głosie Elin nutka tęsknoty się pojawiła. - Nie dopytywałam jednak za wiele, gdyż wydawało się, że konflikt był już zażegnany… To też mój błąd… Udało mi się audiencje u jarla uzyskać.- Kontynuowała dalej. - Powołałam się na Agvindura… - Pokręciła głową z politowaniem nad swoim pomysłem. - I spotkałam Einara… a przynajmniej tak mi się wtedy wydawało… Moc Segovii okazała się silniejsza od mego Wzroku. - Spojrzała na Dökkálfara. - Wtedy pierwszy raz się z nią spotkałam, nie wiedząc nic o tym. “Einar” twierdził, że wszystko jest w porządku i że pan Ribe nie powinien się martwić. Chciał mnie też następnej nocy odesłać z powrotem statkiem z ładunkiem dla Agvindura. Jak się domyślasz rady nie posłuchałam. - Uśmiechnęła się leciutko. - Potem zostaliśmy zaatakowani… Erik w schronieniu naszym czekał, gdy nas akurat nie było. A na zewnątrz ktoś wymordował prawie wszystkich naszych ludzi. Jarl Tisso twierdził, że nic nie słyszał… Wtedy znowu starł się z Freyvindem…, który wściekły z powodu zniknięcia swoich zapewne by go zabił… Lecz Erik posłużył się swą mocą i nawet serce Freyvinda się zlękło… Uciekł… a wtedy Segovia dopadła go po raz pierwszy… Oplotła mrokiem, odebrała wzrok i kazała wybierać: życie bądź opuszczenie Aros. Nie mając wielkiego wyboru zgodził się, a ona wypuściła go wolno… kilka godzin z dala od miasta. Gdy wrócił do Aros, Erik zdążył je już opuścić obiecując nam, że wróci z posiłkami… - Elin uśmiechnęła się lekko. - Nie wrócił… Za to rozesłał skaldów ze swoją wersją wydarzeń… Sami powinnyśmy już wtedy uciekać… - Westchnęła cicho. - Choć już pewnie było za późno… Ale nie mogliśmy… Nasi ludzie… dwoje sług krwi Freyvinda, Karina, którą widziałeś dziś przy jarlu i Bjarkim, a także młody chłopak, który do nas dołączył by od Lenartssona się uczyć pozostawali w rękach wrogów… Odnalazłam ich… i ruszyliśmy z odsieczą… Służkę Segovii pokonaliśmy… ale potrzebowaliśmy krwi by uzupełnić straty, ruszyłam sama uważając, że mam największe szanse uciec przed wrogiem. Nie miałam. - Uśmiechnęła się smutno. - Frevinda i Volunda sama Segovia pojmała...Mnie gdzieś na ulicy ktoś przytomności pozbawił… Gdym się obudziła byłam już w mocy krwi Segovii… - Elin wpatrzyła się w jakiś odległy punkt. - A ona… pracowała nad Freyvindem i Volundem… Nie pomnę co im uczyniła… - Wieszczka wzdrygnęła się na wspomnienie, a w kącikach jej oczu pojawiły się krwawe krople, które szybko starła i powstała. - Wiedz jednak Dökkálfarze, iż to przez co Weland przeszedł… sprawiło, że zareagował na Ciebie w ten, a nie inny sposób… Nie była to właściwa reakcja… alem jak powiedziała wcześniej… On często najpierw działa, potem myśli. - Uśmiechnęła się leciutko.

- Co powiesz o tym co zrobił Frey? Gdy Bjarki zapyta przed wszystkimi? -afterganter zapytał po dłuższej chwili milczenia które zapadło gdy volva przestała mówić. Opowieści skomentować nie chciał.

- Iż zbyt pochopnie i niewłaściwie Cie ocenił ale nie pragnął zabić. Jeno nastraszyć, by zmusić do mówienia… Choć wolałabym uniknąć rozprawy… Nie przysłuży to naszej sprawie… Nie zgodziłbyś się ten jeden raz poniechać?

- Czyli skłamiesz? - zapytał, jakby niedowierzając.

- Nie. Gdyby chciał Cie zabić, nie zdołałabym go powstrzymać… Jednakże jak widać sam nie był pewien.

- I nie zdołałaś, uciekać musiałem - po chwili dodał - Samaś rzekła że Eryka zaatakował, ze sagi niedaleko prawdy stały. I że błędem było udawać że konflikt zażegnany -

- Owszem ale nie zamierzam teraz niczego udawać, jeno wolałabym to rozwiązać inaczej niż

- Inaczej niż prawo nakazuje? - wtrącił

- Nie zakazuje polubownego rozwiązania sprawy.

- I powiedz mi jeszcze że tego Weland chce, polubownie zadośćuczynić temu co nabruździł? Nie wyglądało na to kiedym spod miecza uciekać musiał ledwie ćwierć wachty temu -

- Gdyż za szpiega Cie miał, jednakże zdołać go przekonam, że się pomylił. Chciałam się upewnić i to zrobiłam. Pomylił się.

- Szpiegiem i krześcijaninem mnie przy ludziach obszczekał, to i przy ludziach odszczeka albo honor swój stracę -

Elin westchnęła.
- Poza Segovią, która sługą Białego jest, nigdy wcześniej i później, nie spotkaliśmy kogoś obdarzonego takimi zdolnościami… Poza Tobą. Stąd jego konkluzja… Daj mi z nim pomówić, by Cie przeprosił bez thingu.

- Zamordować mnie chciał, a teraz on mnie przeprosi? Co mi po jego przeprosinach? Zamordować znów spróbuje przy lepszej okazji. A tak thing prawdę powie żem nie zdrajca i że to zwykły raptus a nie wódz jak mnie ubić znów spróbuje. Prawem ochrony mam się zrzec bo co? Bo on głupi i porywczy, dlatego? Za samo wyciągnięcie broni na bezbronnego hańba mu w oczach bogów i ludzi - po chwili milczenia dodał już spokojniej - Ciebiem za świadka prosił, bom widział żeś prawa. Ale i bom słyszał żeś mu towarzyszką, a ty mówisz że bratanką krwi. I że miarę brać będziesz nad sprawą, do rozlewu krwi nie dopuścisz. Ale tegom się nie spodziewał, że problemu nie widzisz -

Wieszczka pokręciła głową, a w jej głos rezygnacja się wkradła.
- To nie tak, iż problemu nie widzę… gdyby to wszystko wydarzyło się w innych okolicznościach stanęłabym z radością jako świadek, byle mu nosa utrzeć w końcu i zmusić do myślenia… Ale tu chodzi o coś więcej niż Ciebie, jego czy mnie… Tu chodzi o armię, która dopiero się kształtuje, a przez ten thing może w pył się rozwiać zanim zupełnie się uformowała. - Spojrzała ze smutkiem na Dokkalfara. Nie powinna tego mówić, gdyż pewnie w pychę wbije młodego, jak myślała, aftergangera ale nic innego jej nie pozostało. - Armię, która potrzebna jest byśmy Franków powstrzymali i uratowali naszych, którzy do niewoli przy poprzedniej wyprawie się dostali. Jeśli my nie uderzymy pierwsi…. Wykorzystają poprzedniego Welanda… Związanego mocą krwi pewnie poślą na czele armii stworzonej z tych co tam się ostali… Frankowie jeno przyglądać się będą mogli, gdy my się ze sobą będziemy bić… A jak myślisz jak na naszych ludzi wpłynie fakt, że dawny Weland pod znakiem Chrysta będzie ich próbował zabić? Nie mogę do tego dopuścić. - Elin zacisnęła pięści. Nie dodała, że woli nie myśleć jak sam Agvindur będzie musiał się czuć zabijając tych, których pragnął chronić. Spojrzała prosto w oczy einhejahr z nagłą determinacją. - Dlatego pytam Cie, Dokkalfarze synu Ljosalfar, czy nic, poza thingiem, nie jest w stanie zadośćuczynić tego co Freyvind uczynił? Gdyż i Ty jesteś nam potrzebny w tej wyprawie.

- Na wiele sposobów może swój honor ocalić, ale ni jednego który nie zaczyna się od głośnego, głośniejszego niż jego wstrętne szkalowanie było, zaprzeczenia jakbym krześcijaninem i szpiegiem był. Czy powie że wrogowie podstępnie go w błąd wprowadzili, czy szczerze do błędu się przyzna, jedno mi to; to jego honor i jego decyzja, a wiedzieć będziemy tylko my. Ale szargania mojego honoru zdzierżyć nie mogę i nie zdzierżę.
Ale zadaj sobie inne pytanie niż jakie mamy szanse gdy takiego wodza pogrążyć. Jakie mamy szansę pod wodzem który wrogów sobie wśród swoich robi, który głupio wpadnie w każdą pułapkę i sam skrzywdzi się lepiej niż najlepszy fortel wroga? Zmuś go do myślenia teraz, zanim będzie za późno, póki cena jest niska. Althingu jako ostrzeżenia użyj i na wrogów winę zrzuć, inny, lepszy sposób wymyśl, duchami co masz w mocy go zastrasz, cokolwiek, ale niech zacznie myśleć bo biada twoim przyjaciołom gdy taki wódz armię wytraci gdy już na obcej ziemi z mieczem się na jednego ze swych wodzów rzuci -

- Zatem zgodzisz się wycofać zarzuty, gdy Weland oficjalnie Cie przeprosi i przyzna, żeś nie szpieg i krześcijanin? - W głosie Elin nadzieja się pojawiła.

- Te zarzuty? Czy wszystkie zarzuty, z próbą mordu włącznie? I gdzie w tym prawem przewidziane zadośćuczynienie? On nawet bardziej stratny będzie, jak się rozejdzie że prawo chce ominąć zamiast godnie przed thingiem stanąć i swoich czynów bronić. Ale prawo thingu nie wymaga, jeżeli winny sam się do tego przyzna przed świadkami. Bo bez świadków to znów miecz na mnie podniesie i nikt nie będzie wiedzieć że ma łzę uronić. Jak świadków znajdę, to tyle będę mógł dla ciebie zrobić, jeżeli jesteś w stanie mu przemówić do rozsądku. -

- Nie podniesie więcej, gdyż przemówię mu do rozsądku. - Skinęła głową. - I o publicznych przeprosinach i tak myślałam. Dziękuję. - Spojrzała na Dokkalfara i przyłożyła do swej piersi. - Dziękuję. - Powtórzyła. - Jakiego zadośćuczynienia zatem pragniesz?

- Godnego. Takiego by każdemu raptusowi w armi mordować towarzyszy nad łupami się odechciało na samo wspomnienie, a watażkowie zawachali się czy są na tyle śmiali by ponieść konsekwencje mordu niewygodnego beondra -

Wieszczka zagryzła wargi z namysłem ale po chwili skinęła głową.
- Pomówię zatem z Welandem. Gdzie można Cie szukać, gdy już wszystko ustalę?

- Do wyprawy przygotowania skończyć muszę, a to podróżowania wymaga. Będę tu, w halli i w jej pobliżu, i przedyskutuję kwestie thingu. Ale jeżeli Weland faktycznie da ci się przekonać w ciągu pół wachty, to wszak jarl nie obrazi się że prawu stało się zadość szybciej niż tam. -

- Nie wstrzymasz się… - Westchnęła cicho. - Niech będzie. Wrócę najszybciej jak zdołam.

- Nie zażądam zwołania thingu aż nie wrócisz albo nie stanie się nic, co by łamało to zawieszenie broni -

- Dziękuję. - Skłoniła się głebiej niż zazwyczaj.
 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!

Ostatnio edytowane przez TomBurgle : 14-09-2017 o 15:15.
TomBurgle jest offline