Brenton spojrzał na Fubrina i plecy Horsta.
- Horst przeszliśmy kawał drogi razem. Uratowałem ci dupę przed hydrą. Nie zostawiaj nas teraz. Sam wrócisz? Póki jesteśmy w grupie to żyjemy. Samotnie...możesz nie dojść do miasta. Zdecydujmy wspólnie co dalej. - i tu spojrzał na Fubrina. - Patrzeć musisz na dwa sposoby na sprawę. Co prawda orków nie znaleźliśmy. Jednak za naszą sprawą gigant zabity został. Swój wkład w to mamy. Hydrę też się przetrąci w swoim czasie. Można by dół wykopać, pale zaostrzone szykować. Zamaskować z pomocą Horsta i zwabić bydlę.
Horst nawet się nie odwrócił, jedynie odpowiedział:
- Przeszliśmy, a jakże. A raczej przeuciekaliśmy. Droga bezpieczna, bezpieczniejsza niż wasze towarzystwo!
- Ja to bym siekierką przyciął drzewa, wyciągnął hydrę z wody i obalił na nią. Może być duża, ale być przygniecionym przez kilka drzew to nie w kij dmuchał! Jakby jakoś przeżyła to można zawsze ręcznie dobić, bo i tak się nie ruszy! - zaproponował Ragnar, chcąc zabić gadzinę jak najszybciej, zupełnie przy tym olewając odejście Horsta. - Co myślicie?
- Orkowie - przypomniał poirytowany Furbin.
- Oh, racja! - przypomniał sobie drugi krasnolud. - Hydra nie zając, nie ucieknie. Możemy ją zabić w drodze powrotnej, a orkowie, kurwa ich mać, już mogą. Nie ma to jak spranie zielonego po mordzie przed posiłkiem, takim z zimnym piwem… - rozmarzył się Ragnar, gładząc brodę. - Dobra, najpierw obowiązki! Chcecie iść już, czy jednak odpoczywamy? Mnie tam bez różnicy, ale Młody słabo widzi w nocy, a koń może być już zmęczony. - zauważył.
- Ruszajmy mamy jeszcze parę godzin. - odpowiedział Brenton.
- No to idziemy. Jak szczęście dopisze to jakiś samotny się napatoczy i będzie można go zabić przed snem! - uśmiechnął się weteran.