Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-09-2017, 22:14   #49
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Alexander był zmęczony.

Bardzo zmęczony, chyba jak wszyscy uczestnicy tej nocy w lochach.
Była tylko jedna różnica… Alexander miał w sobie gniew i determinację wręcz straszną.
“Zastanowię się”


Od wyjścia z komnaty małżonki, resztę nocy Alexander leżał w swojej komnacie patrząc w sufit i dopiero szarówka przed świtem ściągnęła go z tej parodii spoczynku.
Elijaha już musiał wrócić z klasztoru i spocząć przed budzącym się dniem.
Alexander nie wiedział jeszcze co będzie gdy słońce zniknie za horyzontem.
Ale postanowił działać.
Choćby i miał zginąć z rąk sire gdy zapadnie mrok.
“Zastanowię się”


Alexander był panem na zamku, swą pozycję siłą zaznaczając jeszcze za życia Torina, gdy starzec nie mógł już wstać z łoża przykuty do niego zniedołężniałością, kryjącą się jak wąż w jego wieku. Ludzie na Kocich Łbach się go po prostu bali. Nie jego gwałtowności czy gniewu, ale pewnej prostolinijnej brutalności drzemiącej w nim.
Kary za niewykonane obowiązki.
Za niespełnione polecenia.
“Zastanowię się”


Wampir będący faktycznym panem Kocich Łbów rządził przez Torina i przez swoje ghule. Ani minstrel “Elijah”, ani służka Derwa, której maskę też zakładał, ani też postać jednookiego żebraka, nie byli na zamku kimś godnym w oczach służby uwagi, czy posłuchu.
Nie... Elijah sam w sobie nie kreował się na pana. Był sire dla swoich ghuli i to przecież wystarczyło, gdy oni wszystkim zarządzali spełniając jego wolę.
Od ślubu Alexander w oczach ludzi miał władzę pełną, nominalną i faktyczną.
“Zastanowię się”


Można być starym, doświadczonym ghulem potężnej wampirzycy i być niepokonanym dla zwykłego śmiertelnika, a nawet mniej doświadczone i młodsze sługi krwi. Można takich bić, zwyciężać, tłamsić pałką lub butem.
Problemem staje się dopiero kilka kusz wymierzonych w przecież całkowicie śmiertelne ciało nawet jak wzmocnione vitae wampira. Bełty dziurawią je nawet jak nadnaturalna moc pozwala zerwać się z łóżka szybciej niż śmiertelnik.
“Zastanowię się”


Dla zbrojnych z Kocich Łbów to Alexander był sire. Nie związani krwią, nie służący z mocy związania vitae… ale z poczucia powinności i strachu przed tym którego od jego ślubu z Ailą mieli bezsprzecznie za pana.
Dla zbrojnych z Kocich Łbów nawet banda Pieterzoona byłaby niepokonanym wyzwaniem gdyby przyszło im ścigać ich po górach.
Ale też…
Dla zbrojnych z Kocich Łbów w sile tuzina ludzi wyposażonych w kusze ktoś taki jak Roderick czy Patricia byli zwykłymi strzelnicami, nawet jeżeli Patricia była zbyt czujna i za szybka. Zginęło dwóch. Tylko dwóch, czy aż dwóch?
“Zastanowię się”


Zbrojni z Kocich Łbów nie byli jedynymi z tych, co dawny kanclerz, a ninie zarządca tego zamku miał przy boku tego krwawego poranka .
Ileż walki z samym sobą kosztowało go, gdy dowiedział się w kaplicy kim naprawdę jest Hansel. Poszedł tam zabić mnicha, a okazało się, że to nie mnich…
W pierwszej chwili chciał go ubić, tak po prostu. Jako zagrożenie dla uwielbianego do szczętu, choć znienawidzonego sire… Potem po tym co usłyszał od łowcy nieumarłych nie mógł się zdecydować. Uznał, że za to co Hansel mu już ofiarował… da łowcy jeden dzień.
Tylko jeden.
Wszak nawet ghule nie wiedziały gdzie swe leże ma ich pan, ryzyko było niewielkie. I było to nic wobec daru łowcy wampirów jaki ten dał już wcześniej, tylko dopiero w kaplicy to wyjawił

Alexander mimo to miał też inny plan. Plan, że wyda Hansela Elijasze. Jako cenę za zostawienie w spokoju Aili, a do tego Łowca potrzebny był ‘pod ręką’.
Zabrać ukochaną do wąwozu na dzień by dać łowcy jedną szansę, bo na więcej nie miałby sił. Albo wydać Hansela za nietknięcie jej już nigdy przez wampira. Za cenę jego nieumarłego istnienia.

Te plany runęły tej nocy w lochach. I… w tym czym się odbiło później.
“Zastanowię się”


Kocie Łby wypełniały dzikie wrzaski.
Rozpaczy.
Aila zbudzona nimi podbiegła wręcz odruchowo do okna i wnet zobaczyła, że to Patricia się tak darła. Zresztą żyli jeszcze oboje, bo i Roderick zdradzał oznaki życia…. choć on zdecydowanie mniej. W ich ciałach wciąż tkwiły bełty, ale ghule przecież ciężej zabić gdy mają w sobie wampirzą krew.
Oboje zwisali nadzy głowami w dół po wewnętrznej stronie murów zamkowych. On dygotał, ona darła się sięgając po coś ręką.
Ku czemuś?
Kilka metrów od nich w jesiennym słońcu leżała czarna suknia wypełniona popiołem.

Do drzwi komnaty Aili ktoś zapukał. Dziewczyna zwróciła się w tamtą stronę, odruchowo chwytając się za ramiona jakby naraz zrobiło jej się bardzo zimno.
- Kto...kto tam? - zapytała, pospiesznie podbiegając do zagłówka na łóżku, gdzie miała ukryty sztylet.
- Ja - usłyszała głos Alexandra.
On.
Przełknęła ślinę.

Nie miała wątpliwości, że był sprawcą tego wszystkiego. W oczach ludzi i w oczach istot nocy postanowił zaistnieć jako wróg - ten, który zabija gości własnego domu, gości weselnych, gości jego własnego pana...
A ona była mu poślubiona.
Wyprostowała się dumnie.
- Wejdź.

Wszedł powoli.
Ubrany był w czarny Wams i jeździeckie skórzane spodnie, a ubiór ten był lekko schlapany krwią. Wzrok miał nieodgadniony.
- Jak się czujesz? - spytał.
Stała sztywno niczym niczym jaka ozdoba, rzeźba, a nie kobieta z krwi i kości.
- Źle się czuję, Alexandrze - odpowiedziała podejrzanie spokojnie - Jest mi źle z tym, co żeś uczynił.
Zbliżył się do niej.
- Myślałem, że jedynym wtedy tam na dole kto by nie przewidział, że będę chciał to zrobić, był Pieterzoon. Ich trójka jedynie uważała, iż nie ma żadnyh szans na to, że się odważę.
Ujął jej dłonie, lecz te były jakby bez życia, nie reagujące na jego bliskość. Aila spojrzała przez okno na dziedziniec, skąd wciąż dochodził pełen bólu i nienawiści krzyk Patricii.
- I dlatego toś zrobił? Żeby im co udowodnić? - zapytała.
- Nie tylko - odparł. - Może i udowodnić Tobie? - Spojrzał jej w oczy. - Mówiłaś z pasją o wolności i samodecydowaniu, a wczoraj na jedno słowo wampirzycy… Wyjrzyj przez okno. Oto potęga nieumarłych wobec naszej. Kara za igranie, znęcanie się, hańbienie. Za zadawanie bólu i naigrywanie się z miłości.

Posłusznie spojrzała, po czym zwróciła na niego wejrzenie.
- Widzę. Widzę, że niczym się od nich nie różnisz. Żeś takim samym potworem, co nawet tradycji, że gość w domu to świętość uszanować nie potrafi. Za nic to masz... I może jeszcze tego nie wiesz, może faktycznie sam w to wierzysz, ale pewnego dnia dojdziesz do wniosku, że nasze małżeństwo to też spisek nieumarłych... może jak ci się znudzę, może jak kochanicę inną znajdziesz. I co wtedy? Co powstrzyma cię, by potraktować mnie tak, jak dziś potraktowałeś gości w swym zamku?
Milczał przez chwilę.
- Jedź na dwór Karola VII, jedź do Brugii gdzie akuratnie rezyduje Filip III. Albo i nie do władców, jedź na dwór Jana de Nevers, co ziem nie ma, tudzież zwykłego rycerza. Możesz i lubo do zagrody iść zwykłego wieśniaka, któren też jakimś honorem gościny przesiąknięty, choć człek prosty. Zrób tam to, co oni uczynili tu. Głowy nie uniesiesz, ścięta, dana katu, z głową rozwaloną cepem. - Spojrzał na nią smutno. - Mnie wobec ciebie wstrzymać może to, żem cię pokochał… - odwrócił lekko wzrok. - A i jedynymi jacy zginęli, to dwóch co Patricia ubiła. Nawet Theresa żyje jeszcze. Choć to złe słowo na wampira. Suknię popiołem obsypałem nim ich tam wywiesiłem. Cały dzień rozpaczy niech mają. Bo widzisz Ailo… Sire dręczył mnie, bom go kiedyś zranił i nauczyć mnie chciał pokory, ale i dobre rzeczy czynił. Ta trójka, to potwory czyniące to co czynią z żądzy plugawienia i z sadyzmu.
- Nawet jeśli, nie tak mieliśmy ich traktować. Ja... obiecałam. Elijah zaufał nam i... ja go zawiodłam najbardziej, bo myślałam, że mogę na tobie polegać. Że mimo waszych waśni rozumiesz, że bez niego byłbyś nikim. Ani panem na Kocich Łbach, ani moim mężem - rzekła z mocą.
- I myśmy zaufali Elijasze. Myślisz, że nie wiedział co Theresa czynić chciała w lochach gdy kazał Ci w tym uczestniczyć co ona zechce. - Przesunął swe ręce z jej dłoni na ramiona. - A ja… inaczej by me życie wyglądało, może lepiej, aleć… ciebie bym nie spotkał. Tylko dlatego z łowcą wampirów nie chodzę po zamku by pomóc mu szukać sire i sam nie wiem co czynić. Zali Elijasze wydać go wieczorem, czy pozwolić Hanselowi Pana zniszczyć.

Aila straciła kolory na twarzy. Wyrwała się z uścisku męża niby w ataku histerii.
- Łowca? Z łowcą się sprzymierzyłeś? Nie zatłukłeś go, a tych co by nam pomóc mogli wywiesiłeś na murach? Czyś ty całkiem rozum postradał?! - krzyczała, chwytając znów sztylet w dłonie i chcąc wyminąć go, by wybiec z komnaty.
Zagrodził jej drogę nie pozwalając na to.
- Usiądź, dowiesz się czemu.
Lecz ona go nie słuchała. Wysunęła przed siebie ostrze, jakby celując w jego szyję. Ręka jej drżała, lecz w oczach widział gniew.
- Odsuń się - powiedziała cicho.
Pokręcił głową. W oczach miał zdecydowanie, rozpacz, pogodzenie się z losem.
- Zejdź. Mi. Z drogi - syknęła znów, tym razem przykładając sztylet do jego skóry. Oczy miała pełne łez. Z jednej strony nie chciała tego robić, z drugiej jednak uważała, że nie ma wyboru. Wciąż tkwiła w sidłach wampirzego uzależnienia.
- Nie - szepnął. - Póki mnie nie wysłuchasz. Hansel… czuwa przy Theresie. Jest czas. Jeżeli zaś nie… to pchnij. - Coś mu zaszkliło się w oczach.
Nie cofnęła ręki z bronią. Lecz też nie zrobiła kolejnego kroku, by pokonać jego barierę.
- Mów. - szepnęła ledwo słyszalnie.

- Był tam, na polanie bandytów, obserwował - Alexander zaczął opowiadać. - Zabicie nas wtedy nic by mu nie dało, nie przybliżyło do Elijahy. Więc był tam i patrzył jak mordujesz jego pomocnika i ucznia. - Spojrzał na sztylet. - Śledził nas za każdym razem zresztą gdyśmy opuszczali zamek, równocześnie dbając o powód aby móc dostać się tu. W wąwozie, na polanie… już zabić nas mógł. Bo już wkręcił się na wikarego u księdza Jeana, a gdybyśmy nie wrócili, byłby powód aby na kapelana tu iść i swobodnie sire szukać. Miał nas na końcu bełta kuszy, ale słyszał o czym rozmawiamy. Usłyszał, że gotów jestem przedłożyć Cię nad więzy sire, lub choć to spróbuję ucynić. - Znów spojrzał n nią. - Uznał, że dla mnie jest nadzieja. Dla Ciebie nie. I za Valentino… uznał, że zabije tylko Ciebie, a ja stracę chęć do życia. Zostanę już jeno z nienawiścią i przekabaci mnie abym mu pomógł sire zniszczyć.
Alex westchnął.
- Gdyś rzekła mi, że Hansel to były mnich chciałem zabijać. On zaskoczony był, bo nie wiedział co to za klasztor gdy wybrał go sobie za iluzję tożsamości. Wyjawił kim jest rozumiejąc, że inaczej będzie musiał walczyć i może przegrać. Wyjawiając zaś rzekł… że jestem mu winen Twoje życie. Kilka razy mógł cię zabić. Za Valentino i nie widząc w tobie siły oporu przeciw Eliijasze… Z jakiegoś powodu jednak tego nie uczynił. Zapłacił mi tym cenę nim się ze mną spotkał i się odkrył. Nie mogłem go zabić. Dostał jedną noc i jeden dzień na Kocich Łbach, za Twoje życie. Tę noc, która minęła i ten dzień który się zaczął. Za krótko tu był i szpiegował. Wie, że ten dzień to za krótko może być, aby Elijahę znaleźć. Czeka co uczynimy my. Oto czemu nie wywiesiłem go na murach.

Aila patrzyła na niego z szeroko otwartymi ustami. Wreszcie zacisnęła je w wąską linię i cofnęła się. Znów popatrzyła przez okno, po czym wyjęła ukryty pod łóżkiem strój męski i miecz, którym ćwiczyła na polanie. Bez słowa dziewczyna zdjęła teraz z siebie koszulę nocną, stając nago tyłem do Alexandra.
- Cóż chcesz czynić?
- To, co ty powinieneś, gdyś się dowiedział, że on jest łowcą, który na życie sire chce przystawać. - odpowiedziała, wdziewając koszulę.
- Nie pozwolę ci na to byś ruszyła na niego. Bo wtedy on Cię zabije.
Aila wciągnęła skórzane spodnie z trudem i zaczęła je sznurować. Nic nie powiedziała.
On też nie. Patrzył.
Gdy skończyła się ubierać, wyjęła miecz z pochwy i już nie trzęsąc się i nie płacząc, powiedziała do mężczyzny:
- Nie prosiłam o twoje pozwolenie. I go nie potrzebuję. Odsuń się. Mówię ostatni raz po dobroci.
- Nie. Będziesz musiała mnie zabić - powiedział z wysiłkiem, rozpaczą, ale i determinacją.

Nie czekała dłużej. Spalając krew wampira, podbiegła do niego i zamierzyła się mieczem, celując w jego nogi, ale on nie ruszył się poza rozłożeniem rąk by zasłonić sobą całe wyjście. Ailacięła go pod kolanem głęboko. Gdyby to był tył nogi, podcięłaby mu pewnie ścięgna, lecz i tutaj zabolało. Alexander zachwiał się i żeby nie upaść przykląkł na kolano. Aila mimo łez, które znów pojawiły się w jej oczach, podbiegła znów, tym razem by wybić się z ramienia pochylonego męża i przeskoczyć nad nim. Nie pomyślała jednak, że przywykły do cierpień mężczyzna i tak znajdzie w sobie dość siły, by unieść ramiona i spróbować ją pochwycić. Tym sposobem złapał żelaznym uściskiem jej udo, przewracając dziewczynę na siebie. Objął żelaznym uściskiem spalając krew Theresy by wzmocnić swą siłę.
- Nie puszczę cię… Nie dam mu cię zabić - szeptał. - Sire bezpieczny.
Nie wierzyła mu. To, co dziś zrobił przeszło granice jej dopiero co utkanego materiału zaufania, który zaczął ich łączyć. Teraz znów wszystko było jak dawniej. Nie ufała mu i może nawet go nienawidziła. Z płaczem i rykiem furii szamotała się w jego uścisku niby dzikie zwierze.
On zaś nie puszczał.
Zaczynał rozumieć, że chyba ją utracił.
Pozostało zatem iść do Hansela i zniszczyć Elijahę, ale leżał trzymając ją, bo nie chciał puszczać.

Ile to trwało?
Nie dłużej niż rozpalanie ogniska, a jednak byłemu skrybie mogło się wydawać, że to wieczność. Im obojgu.
Szał zastąpiła rezygnacja. Aila wreszcie odpuściła. Opadła na pierś mężczyzny chlipiąc żałośnie.
- Jak mogłeś... jak mogłeś... - powtarzała cicho co jakiś czas tylko.
- Bo cię pokochałem - odezwał się po bardzo długiej chwili, niechętnie - i nijak dłużej mi było żyć jak dotąd. Albo wyzbyć się nienawiści do niego, aby żyć w jego służbie u twego boku, albo go zniszczyć by nie krzywdził mnie i ciebie.
Leżała teraz na nim, pociągając nosem i nie patrząc w jego oblicze, tylko trzymając twarz wtuloną w szyję mężczyzny.
- Myślałam, że... zechcesz mnie uwolnić inaczej... nie na siłę. Bo to nie jest wybór, gdy zabijesz go i uniemożliwisz mi stanie się... kimś więcej. To co robisz... to jest prosta droga, by mnie skazać na życie, którego nie chciałam właśnie. Czy twoja miłość jest aż tak... okrutna?
- Dlategom chciał… - Skrzywił się nie patrząc jej w oczy. - Wydać Hanselowi tych troje, upewnić go, że… Zadbać, aby łowcy uznali, że pozbyli się wampira z Kocich Łbów. Dać sire coś najcenniejszego. Bezpieczeństwo. Ale nie strzymam tu wiedząc, że znów patrzysz na mnie jak wtedy, przed… - Nie dokończył. - Śmierć mi lub sire, abym mógł odejść i wolna będziesz od każdego. Jego. Mnie. Pchnij mnie i zabij, lub daj mi dokończyć dzieła.
Powoli uniosła głowę i popatrzyła nań zbolałym wzrokiem.
- Powinieneś ostrzec go. Jeśli ten łowca go znajdzie... to zbyt wielkie ryzyko. - przekonywała.
- Ostrzec?
- Co cię dziwi? - znów była zła - Skoro chcesz jego bezpieczeństwa, to ostrzec o tym co przygotowujesz. I przyjąć do wiadomości jeśli się nie zgodzi. Jesteś jego sługą!

Patrzył na nią długo.
- Skoro tego chcesz - rzekł ze smutkiem. - Hansel przybył po wampira z Kocich Łbów. Zniszczy go i zgłosi to gdzie trzeba. Większą sławę dostanie nawet, gdy ubije dwoje nieśmiertelnych. Tego po którego przybył i… Theresę. - Wciąż ją obejmował. - Z naszych rozmów wie, że wampir zwie się Elijaha. Ale go nie widział, zresztą Pan wiele twarzy przyjmuje. Damy Hanselowi innego wampira razem z Theresą. Sire będzie bezpieczny tu, jako i Ty, ale… - zawahał się i pogłaskał ją po włosach - ale prośbę mam. Jeżeli zechce mnie ubić, trudno. Jednak jeżeli nie, to przyrzeknij wystarać się u niego aby mnie zwolnił i odejdę, bo nie chcę tu być wstrętnym tobie i dalej jego zabawką. Rzeknij mu wtedy, że zrzekam się tego o co poprosiłem go w noc dylematów. Za wolność. Zgodzisz się?
Wyczuł, że ona już nie chce uciekać, więc poluzował nieco uścisk, gdy się spróbowała podnieść. Usiadła obok, tępym wzrokiem wpatrując się w ranę, którą mu zadała a z której cały czas płytką sączyła się krew.
- Nie jesteś mi wstrętny - rzekła cicho - i obiecuję, że wstawię się za każdą twoją prośbą o ile nie będzie ona krzywdzić kogoś innego. - Wierzchem rękawa otwarła smutne oczy. - Nie rozumiem jednak po coś w ogóle z tym łowcą się chciał dogadywać. On jest sam, a nas... dwoje nieśmiertelnych i piątka sług. To on nie ma szans z nami!
- A jużci. Alem mu chciał odpłacić pozostawieniem go przy życiu, za to że Cię nie ubił. Rzekł mi… że raz nawet “otarłaś się” o tę śmierć. Choć nie zrozumiałem tego. - Dotknął jej policzka i pogłaskał ją po nim. - Po tym co w nocy uczynili… chciałem… - urwał. - I spójrz gdzie tych dwoje nieśmiertelnych i pięcioro sług. Gdybym zdecydował się sire zniszczyć... Gdybym cię zmógł, to we dwóch Pieterzoona byśmy ubili niczym kocię młode i sire poszukać poszli. Jeden łowca. Ot przewrotną potęga bywa.
- Sire może nas za to zabić. Pomyślałeś o tym? Łowca może ocalił mi życie, ale jeśli Elijah się zdenerwuje... sam pomyśl. Będzie na nas wściekły. Tylko ubijając tego łowcę i przyznając się nie do umów z nim, lecz... do tropienia go - myślała gorączkowo na głos - tylko tak winien ci wybaczyć. Nawet wywieszenie sług Theresy. Że to niby pułapka była...
Dziewczyna uczepiła się rozpaczliwie połów jego koszuli i popatrzyła mu w oczy.
- Lepiej go znasz - mruknał. - Sama to oceń, a i weź to pod uwagę, że on może wiedzieć i o tej rozmowie. Szepty w Kocich Łbach dlań zawsze głośno grzmiały. Co sire więcej woli? Bezpieczeństwo i sfingowanie własnej śmierci przed inkwizycją poświęcając Theresę, czy łeb jednego łowcy wampirów, po którego śmierci wkrótce przyjdzie drugi?
- Tylko skąd my tego drugiego weźmiemy? - zastanowiła się teraz już spokojniejsza Aila. Wstała i podeszła do szafy. Po chwili z niewielkiego puzderka wyjęła zwitek bandaży i jakąś maść. Przysiadła teraz przy ranie na jego nodze, by ją opatrzyć.

Mógł niby sięgnąć po moc krwi by się uleczyć, ale rana była płytka. Jedna lekcja miecza to nie było dużo, jej dotyk zaś… sprawiał mu przyjemność.
- Mówiłaś, jakoby sire wspominał, że “znalazł go ktoś”, “trupojady”. Może chodzi o innego wampira, a wtedy… rękami Hanselta pozbędziemy się jakiegoś starego wroga sire, który będzie przeświadczony że ubija Elijahę i uwalnia okolicę od wampirzego istnienia. A jak nie… Sire wszak może przemienić Pieterzoona. Krew nie doda mu intelektu, wraz z Hanselem unicestwimy go jako “Elijahę”. Albo kogo jeszcze innego wybrać - wzruszył ramionami.
Aila pokiwała głową, nie patrząc na niego, tylko skupiając się na opatrywaniu. Nie wierzyła w słowa Alexandra, ale nie chciała ich też podważać. Jakby świadomie chciała tylko, by powiedział jej coś, co ją uspokoi.
- Dobrze więc. Co teraz zamierzasz?
- Hansel czeka odpowiedzi co dalej, bo chce Theresę zabrać gdzieś. Przekonać go trzeba, że jego stronę weźmiemy, aby w nocy na zamek wrócił. - Bękart z Eu patrzył na Ailę jakby chciał brać ten obraz na zapas. - Spotkamy się z sire, po zmroku. Niech zdecyduje… Czy chce głowy łowcy, a może i mojej, czy wybierze ten drugi plan. W którym Hansel odejdzie pokonawszy dwa wampiry i w przeświadczeniu, że Kocie Łby i Coiville wolne od plagi nieumarłych. - Skrzywił się lekko w odpowiedzi na ból. - Tak bym uczynił. Zgadzasz się na to?
Zagryzła wargi, przeżywając w głowie jeszcze jakieś dylematy, po czym rzekła:
- Sire dziś w nocy chyba nie wrócił. Nie było go u mnie. Co jeśli i tej nocy się nie odezwie? - Jej ostatnie słowa zagłuszyło prawie wycie Patricii. - No i co z nimi? Ludzie się pewnie dziwią. Bo chłop to mógł na przykład do małżonki ci się dobierać, ale baba? Nie lepiej ich w lochu osadzić?
- Miejmy nadzieję, że się odezwie - zafrasował się. - Co do tych dwojga… Rzekłem, że pałką mnie potraktował, zarządcę i gospodarza gdym stanął mu naprzeciw aby nie poczynili ci hańby - Alexander pokiwał głową - co w zamiarze miał, a i ona w tym uczestniczyła. Cóż… kłamstwem to nie było. - Spojrzał na nią. - “Ciotka” oficjalnie zbiegła. Kochają cię tu w pewien sposób, albo lubią. Przynajmniej wielu. Zbrojni z zacięciem szli o świcie do komnat ich. A ona dwóch ubiła. Wierz mi, że te wrzaski nie są służbie złe. - Zastanowił się nad czymś. - Ją to i bym nawet puścił, ale pomsty będzie chciała. Jemu chcę odpłacić. Może i żywcem stąd wyjdzie, czemu nie. Ale… nie taki sam jak przyjechał.
- Ale to on pomagał przy organizacji zaślubin gdy ciebie nie było - odparła Aila, po czym dodała: - Nie myśl, że go bronię, ale... nie musiał tego robić, a pomógł. Wczoraj też mógł... sam wiesz... mógł mnie wziąć dla siebie. Theresa by mu pewnie pozwoliła. Wiem, że się nie lubicie, ale on mimo wszystko okazał mi wiele przychylności. Pamiętaj o tym proszę.
- Wydaje mi się, że nie wziął cię dla siebie tylko dlatego, że wiedział iż wtedy się na nich rzucę. I zginę. - Skrzywił się. - Elijah mógłby być zły, że doprowadzili do śmierci jego ghula z jedynie sadystycznej zabawy. To wybrali co innego. Inaczej… Hm… Widziałem jak na Ciebie patrzył.
Aila przekrzywiła lekko głowę.
- Jesteś zazdrosny! - powiedziała tonem wielkiego odkrycia.
- Jestem. - Znów się skrzywił i wzrok odwrócił. - A dziw to?
Uśmiechnęła się lekko.
- Trochem nieprzywykła. To... miłe uczucie - wyznała. - Tym bardziej jednak mógłbyś mu nieco odpuścić. Pomagał mi, nic złego nie czyniąc poza... odrobiną krępującego zainteresowania. To jeszcze nie jest występek za który człowieka winno się torturom poddawać, drogi mężu.
Ciszej zaś dodała:
- Przyzwyczajaj się.
Ostatnie słowa rozbiły go nieco.
- Język, że wypowiedział to życzenie. I worek…
- No daj ty spokój! - Spojrzała na niego zbulwersowana, ale po chwili dostrzegając błysk wesołości w jego oczach, przybliżyła się i wymruczała zmysłowo do ucha - Może dasz się przekupić?
- Przekupić? Bym go języka i worka nie pozbawiał?
- Mhhhhmmm... - wymruczała mu do ucha, smagając je delikatnie języczkiem.
- Nie - odpowiedział z nieukrywanym żalem.

Początkowo chyba nie zrozumiała. Dopiero po chwili odsunęła się bez słowa. Wstała z ziemi.
- Mogę stąd wyjść czy teraz jestem więźniem we własnej sypialni? - zapytała.
- Jeno przez jedną świecę - też wstał, choć szło mu to nieskładnie przez ranę - chciałbym byś nie wychodziła. Póki Hansel z Theresą nie opuści Kocich Łbów. Potem… czyń co chcesz. A wieczorem, niech się dzieje wola… - urwał znów spoglądając na nią. Był totalnie rozbity. - Niech to się skończy.
Aila siadła na łóżku, na moment unosząc ręce w geście poddańczym.
- Twoja wola, mężu. - ta standardowa formułka zabrzmiała w jej ustach niby przekleństwo.
Wyszedł mocno utykając.


Niedługo później wrzaski Patricii zaczęły cichnąć, oddalać się.
Chyba ktoś ich gdzieś zabierał.
Dziewczyna nie miała jednak odwagi wyjrzeć przez okno i sama siebie za to tchórzostwo nienawidziła. Tak samo jak za to, że postanowiła posłuchać Alexandra, mimo że wewnątrz odczuwała straszny bunt. Mężczyzna mógł jej mówić że tytuł zarządcy nic dla niego nie znaczy, ale prawdą było, że bardzo szybko wszedł w tę rolę. I to rolę nie potykającego się następcy, lecz mocno trzymającego za mordy pana.

- Nawet dla mnie... - szepnęła, przypominając sobie ich kłótnię.

Kiedy przyniesiono śniadanie, nie ruszyła się nawet, by je zjeść. Jedynie przebrała się w codzienną suknię, aby nie budzić zgorszenia Marii.
Czas mijał...

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 14-09-2017 o 22:22.
Leoncoeur jest offline