Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-09-2017, 09:11   #50
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Czas mijał leniwie, powoli, jakby nieświadom zagrożeń, które czaiły się w jego cieniu. Nadciągały pełne mroku fale nieznanego. Aila i Alex, choć trzymali się z dala od siebie przez cały dzień, dzielili jedno uczucie - coś się kończyło.

Coś miało się zmienić już na zawsze i nieodwrotnie. Tylko co?
Aila poderwała się z fotela, na którym drzemała przykryta kocem. Kot, który spał obok niej spojrzał na dziewczynę z wyrzutem, ale po chwili wrócił do świata snu, zamykając złociste oczy. Tymczasem dziewczyna wyjrzała przez okno. Świtało. Noc minęła, a sire nie przyszedł do niej, mimo że starała się całą noc nie zmrużyć oka, oczekując go, mimo że raz po raz zaczepiała zamkowe koty, by go zawiadomiły, że czeka...

Jako że siedziała cały czas w pełni ubrana, teraz po prostu wzięła świecę i wyszła z komnaty. Cicho przemknęła pod pokój Alexandra. Z jakiegoś powodu czuła, że mąż czekał tak samo jak ona na pojawienie Elijahy. O ile jej nie okłamał wcześniej... Zapukała do jego drzwi zdecydowanie.
- Tak…? - spytał od razu. Najwidoczniej jednak też nie spał.
Nim zdołała odpowiedzieć drzwi się otworzyły, a po wyrazie jego twarzy nie zobaczyła zaskoczenia. Jakby odpowiadając na pukanie już wiedział kto może to czynić.
Aila spojrzała na niego, a potem bardziej stwierdziła niz zapytała:
- Nie pojawił się...
- ...a gdyby wrócił na zamek wiedziałby co się stało - dopowiedział jej mąż.

Choć zapomniał o podstawach dobrego wychowania, ona również nie miała teraz do tego głowy. Weszła do jego komnaty, nie pytając o pozwolenie. Musieli porozmawiać, a na korytarzu mógł ich kto słyszeć.
Na przykład taki łowca wampirów.
- Może... może wracał i zauważył co się stało? - snuła na głos. - Może skrył się?
- Nie… - Nalał wina w kielichy. Szlachcianka spostrzegła, że były to te same co pili z nich ‘tamtej’ nocy. Potem leżał w łożu wypruty z sił woli, albo spał… gdzie indziej prawie nie bywając w komnacie. le widać nie pozwolił ich służbie sprzątnąć.
- Nie mógł wywiedzieć się spoza zamku, a gdyby powrócił, nie uciekałby. Zabiłby mnie lub nas wezwał.
- Więc... - Aila zawiesiła ton. Nie było sensu snuć kolejnych hipotez. Mieli teraz bardziej palący problem. - To co z łowcą teraz? Co w ogóle... zrobiłeś z tamtą dwójką?
- Z początku… - Napił się nerwowo. - Chciałem mu odjąć oczy, ręce, język i przyrodzenie. Alem odjął jeno to o czym mówiłem… Uciekał wzrokiem. - I cyrulik zajął się nimi. Żyją, ale… Dzięki krwi Theresy jedynie nie zginęli. Długo dochodzić do siebie będą. Są w wieży.
Zobaczył jak małżonka odruchowo odsuwa się od niego. Jej dłonie drżały, toteż złączyła je i schowała w rękawach sukni.
- A łowca? I wampirzyca?
- Zabrał ją nad ranem. Wrócił wieczorem. - Alex znów sobie nalał. - Ale nic Ci nie uczyni. Obiecał.
- Wspaniale po prostu! - szlachcianka prychnęła wściekle - Mi nic nie zrobi. To najważniejsze... a to że wciąż kręci się po zamku, to już mało istotne? I co, ile zamierzasz go tak trzymać? Może jeszcze mam iść do niego do spowiedzi żeby z roli nie wyszedł?
- Mi, tobie, Elijasze… nic nie uczyni, bo sire nie ma. Kręci się, ale co z tym. Kręcił się i wcześniej. Nie ja go tu sprosiłem.
Aila spojrzała na niego mrużąco oczy jak dziki kot.
- Ale ty go zabijesz. - powiedziała pewnie. - Skoro zostaliśmy sami, to sami musimy się go pozbyć. Jeśli trzeba, pomogę ci.
- Za co mam go zabić? - Zbliżył się ku niej, ale niewiele. - Cóż uczynił bym go zabił Ailo?
- Groził śmiercią twojej żonie i szantażował cię. Oraz okłamał nas, podając się za wikariusza. Mało tego? - Znów się odsunęła, choć tym razem już natrafiła na mebel za plecami.
- Czemuś zabiła Valentino? - spytał, ale gdzieś tam mogła wyczuć, że to pytanie mogło być czymś więcej w kwestii oczekiwanej przez nią odpowiedzi.
Zmrużyła oczy, przyglądając mu się.
Nie odpowiedziała.
- Wyrzekł się zabicia Cię za Valentino… jak ja chciałem wyrzec się pomsty na sire za matkę. On chce tylko śmierci sire, … którego nie ma, a jak pan wróci… to z nami wpierw się spotkamy i może rozkaże go zabić. Co zrobimy. Czemu ja mam go zabić teraz?
- Bo ja tego chcę. Boś nie jest sam panem na zamku, lecz masz też żonę. I ja mam dość patrzenia na to, co robisz. Dość mam twojego... braku lojalności. To co zrobiłeś tej dwójce w wieży...
- Masz dosyć - przerwał jej. W oczach nie miał nawet gniewu. - Że czynię coś, co może być dobre dla zamku, ciebie, nawet sire! Bom zrobił com chciał, z bólu. A Ty? Dumna, nieokiełznana… - Przybliżył się ku niej, od strony drzwi. Jakby nie zamierzał dać jej uciec od tej rozmowy. - Pragnąca samostanowienia i wolności… Dająca się prowadzić nago pod opończą jeno, by spełniać zachcianki jednej nieumarłej kurwy, zachcianki o jakich nawet nie wiedziałaś co każą ci uczynić. A teraz czegoś CHCESZ?

Zadarła lekko głowę, by na niego spojrzeć. Choć ciało jej drżało, wzrok miała hardy.
- Mówiłam ci. Zawarłam umowę z sire. I to wszystko jest jej częścią. Zawsze jest cena i spłata. Ja to rozumiem. Spalenie klasztoru i ukaranie tych cholernych mnichów było tego warte, com zrobiła. I zrobiłabym to ponownie, jedynie ciebie w to starając się nie plątać. Bo ty widać nie rozumiesz, że długi trzeba spłacać. Ty tylko patrzysz na swoje krzywdy, a ten zamek, dostatnie życie, ludzie gotowi za ciebie umierać, nawet małżeństwo ponad twój bękarci stan to za darmo było? Należało ci się, tak? Boś cierpiał. Owszem, cierpiałeś, ale i powodem cierpienia wielu byłeś. I jesteś. Czas więc zacząć spłacać długi. Jeśli więc chcesz na mnie zasłużyć, zabij tego łowcę - warknęła na koniec, przybliżając swoją twarz do jego twarzy.
- To jest coś czego nie zrozumiesz - odwarknął. Może ktoś patrzący na nich zobaczyłby tu początek kłótni wilkołaków. - Do rodziny nie czułaś miłości, bo traktowali cię jak inwestycję rodową. Sama to rzekłaś. Pierwsza miłość? Sire? Więzy. Myślisz, że to tak działa? - Zbliżył twarz teraz on do niej. Praktycznie zetknęli się nosami. - Nie znasz innej, niż ta w której słowu kochanego oprzeć się nie można? Kocham cię, ale nie. Bo nie będę z tego co między nami, a co tracę, robił więzów by to ratować.
Przełknęła ślinę, jednak nie cofnęła się ani o centymetr teraz.
- I na czym polega ta twoja miłość, której nie rozumiem? Na okaleczaniu tych, którzy oko na mnie zawiesili przypadkiem? Czy na trzymaniu mnie wbrew mej woli w komnacie? A może na mówieniu mi, co jest dla mnie dobre, choć sama czuję jakbyś mi serce z piersi wyrywał? Powiedz, to jest właśnie ta miłość? Bo masz rację. Nie rozumiem tego!
- Mam ci wytłumaczyć? - Roześmiał się nie cofając twarzy. - Nie da się. Wytłumacz kształt powietrza! Smak lodu. Czy… - Alexander nie mówił dalej. Gdyby ktoś potrafił to ubrać w słowa, to oznaczałoby że śni.

Pochylił się i po prostu pocałował ją. Mocno, namiętnie, z pasją. Czuł praktycznie w wyobraźni swój własny nóż do papieru w brzuchu, ale go to w tej chwili nie obchodziło, bo czuł jej wargi. Pełne i gorące, najpierw zaciśnięte a potem pod wpływem jego ust delikatnie się rozchylające, jakby zapraszały go, by sięgnął po jeszcze...

[MEDIA]https://media.giphy.com/media/12Uh1zHVpDLReM/giphy.gif[/MEDIA]

Siarczysty plaskacz w policzek otrzeźwił Alexandra w mgnieniu chwili.
- Nie chcę tej miłości zatem - powiedziała Aila, łypiąc na niego nieprzyjaźnie. - Ty na mnie wymogłeś już dwie obietnice, podczas gdy ja od ciebie nawet jednej prośby spełnienia nie mogę oczekiwać. Nie chcę takiej miłości! - powtórzyła z mocą.

Patrzył na nię długo.
Czy się wahał?
Czy myślał o czym innym, nie mogła roszyfrować?
- Przeklętym - rzekł odsuwając się. - Czemuś ty Ailo przybyła na Kocie Łby…
Odwrócił się.
- Będzie jak chcesz… - Zaczął iść w kierunku wiszącego na ścianie miecza, którym… uczył ją po raz pierwszy, zważając by nie tknąć go nawet przelotnie dotykiem palca.
- Przecież nie... - zamilkła. Wiedziała, że nie ma sensu oponować. Stała więc i patrzyła.
Alexander uchwycił broń za rękojeść i zdjął z haków na ścianie. Przez chwilę przyglądał się ostrzu. Na bandę Pieterzoona szedł bez broni, po wilka wyjechał z innym mieczem. Zawsze tykał broni poza murami. To ostrze stare, wyszczerbione gdzieniegdzie, musiał wziąć w dłoń chyba po raz pierwszy od pięciu lat.
Na Kocich Łbach.
Odwrócił się i zaczął iść ku drzwiom. Aila patrzyła na niego i z każdą chwilą miękła, lecz wyuczona rola oziębłej szlachcianki pozwalała jej zachować kamienną twarz. Nic nie powiedziała. Nie życzyła mu powodzenia, nie oferowała pomocy... Wiedziała, że teraz by jej nie przyjął. Gdy otworzył drzwi spytała tylko cicho:
- Mam na ciebie tu czekać?
To pytanie…
Powoli uniósł na nią wzrok. Zobaczyła łzy w jego oczach.
- Jak zechcesz - wyszeptał.
I wyszedł.




Krew wesoło kapała na podłogę.
Na twarzy Hansela… to znaczy twarzy głowy Hansela, widoczne było zaskoczenie zastygłe w martwych rysach. Dalekim byłoby powiedzieć, że łowca ufał Alexandowi. Nie. On po prostu wierzył. Wierzył silnie. Hansel widząc go za każdym razem upewniał się, że więzi Alexandra w stosunku do jego sire są już złamane, że wampir nie zmusi go do niczego co sługa krwi spełnić nie zechce. Że walka z wolą sire dzieje się w głowie ghula już jeno z jego wiary, że wampir ma nad nim kontrolę. Miał zamiar nawet wytłumaczyć to zarządcy Kocich Łbów.
Nie zdążył.
Łowca wampirów nie wziął pod uwagę tylko jednego czynnika.
Aili.

Elijaha nie potrafił go złamać, póki nie zmienił w bezmyślne zombie. Aila zrobiła to z Alexandrem w kilka minut.
A on miał już wszystko jedno, ot byle zobaczyć jej uśmiech i podziękę nim sire wróci i go zabije.

Alexander zatrzymał się w drzwiach do swej komnaty i rzucił głowę Hansela na jej środek.
Ona wciąż tam była. Siedziała na jego łożu z podkulonymi bosymi stopami. Czytała jakąś książkę. Teraz zaś podniosła na niego te swoje przeraźliwie piękne oczyska, w których nie wiedząc kiedy zatopił swoją jaźń. Usteczka jej zadrżały na widok odrąbanego łba, lecz nie rozpłakała się.
- Zranił cię? - zapytała tylko cicho.
Pokręcił przecząco głową i rzucił miecz na podłogę.
- Nie - rzekł cicho. - Nie spodziewał się. Bezbronnego. Znienacka… Któremu dałem pomoc i gościnę... - Podszedł do stołu i podniósł dzban, nie bawił się w nalewanie do kielicha tylko przyssał się do większego z naczyń.
Szlachcianka odłożyła książkę. Wiedziała, że Alexander chce w niej obudzić wyrzuty sumienia. Zresztą... one wcale nie usypiały. Mógł tego nie widzieć, ale mimo wszystko wciąż nie była na tyle wyrachowana, by nie brać na siebie tego co on uczynił i co Elijah powinien był zrobić w klasztorze.
- Wygląda na to, że goście nie mają u nas lekko. - powiedziała, patrząc jak mężczyzna wlewa w siebie wino.

Oderwał się dopiero gdy się skończyło. Ruszył do łoża na którym położył się zwinięty. Ponieważ wyraźnie unikał kontaktu z jej ciałem, Aila zeszła z łóżka, ubrała trzewiki, a po chwili wahania przykryła małżonka wilczą skórą. Dopiero po tym skupiła się na makabrycznym prezencie - głowie łowcy wampirów. Skrzywiła się i rozejrzała bezradnie, by wreszcie złapać za szmatę na której Alexander zwykł stawiać przemoczone buty. Owinęła w nią czerep i już miała wynieść z komnaty, gdy do jej drzwi rozległo się pukanie. Aila spojrzała pytająco na męża. W końcu to był jego pokój.
- Wejść - powiedział ciężkim głosem.
Teodor wsunął się do środka i chyba nieco zawstydził obecnością szlachcianki.
- Pani... - skinął jej głową - Panie... ksiądz z miasta przybył. Mówi, że pilnie musi porozmawiać z tobą. O małżonkę też zresztą pytał i o kapelana, jeśli mieliby ochotę dołączyć, czeka na dole.
- Niech tu przyjdzie. W komplecie będziemy. - W jego głosie gorycz mieszała się z nutami szyderstwa.
Sługa rozejrzał się zdziwiony, ale skinął głową.
- Tak panie, już po niego idę. - rzekł, zostawiając małżonków znów samych.
Aila odłożyła z obrzydzeniem szmatą owinięty łeb pod szafę.
- Jesteś pewien? Mogę powiedzieć, żeś chory i sama się tym zająć...
- Niech przyjdzie, niech mówi.
- W takim razie wstań chociaż. - rzekła szlachcianka i umoczyła gałganek w misie z wodą. następnie niepewnie podeszła do Alexandra z zamiarem przetarcia mu twarzy.
Wstał po chwili, ale miast poddać się tym zabiegom podszedł do dzbana.
Pustego rzecz jasna.
Skierował się ku drzwiom, które otworzył.
- WINA!!! - ryknął, a echo poniosło się po korytarzu. Jakiś kot miauknął dziko zaskoczony lub przestraszony. Dopiero wtedy Alexander znów skierował się ku łożu. Aila przez cały czas nie spuszała zeń spojrzenia. Po jego krzyku odruchowo przycisnęła do piersi gałganek i teraz miała tam zmoczoną suknię. Nie przejmując się tym jednak, poczekała aż mężczyzna usiądzie i przysiadłszy się obok, zaczęła delikatnie obmywać jego oblicze.
Chyba po raz pierwszy od powrotu do komnaty z odciętym łbem łowcy podniósł na nią wzrok i po prostu patrzył na to co robiła i na jej twarz. Położył swoją dłoń na jej wolnej dłoni.
Dostrzegł jak jej podbródek zadrżał. Zatrzymała się na moment i wydawało się, że coraz zaraz rzeknie lub zrobi, lecz po chwili wróciła do przecierania skóry męża. Wtedy to znów rozległo się pukanie. Aila wstała, by odłożyć gałganek do miski.

- Wejść - rzekł Aleksander.
Do komnaty wszedł ojciec Jean.
- Niech będzie pochwalo… - Spojrzał na leżący na podłodze okrwawiony miecz.
Szlachcianka spojrzała speszona na Alexandra, po czym sama postanowiła ratować sytuację.
- Niech będzie pochwalony. - odparła dumnie, po czym zwróciła się do męża - Mówiłam, byś po ćwiczeniach nie przynosił tu broni. To gości może peszyć.
I bojąc się chyba, co Alexander na to jej może odpowiedzieć, od razu zwróciła się do duchownego:
- Co Ojca do nas sprowadza? Ponoć to pilne?
- Tak, w istocie...
Nie dokończył, bo do komnaty przez uchylone drzwi wślizgnęła się Giselle. Dziewczyna uśmiechnęła się pięknie na widok Alexandra, po czym podeszła do stołu i zaczęła rozkładać tam zastawę z przekąskami. Był też dzban wina i trzy kielichy.
Giselle uwijała się szybko, lecz nie żałowała też czasu na powłóczyste spojrzenia względem rządcy, a gdy na koniec chciała zebrać puste naczynia, pochyliła się nad siedzącym Alexandrem głęboko, niby to sięgając po leżący obok niego gąsior.
Mężczyzna odruchowo zajrzał w jej dekolt, ale zaraz przeniósł spojrzenie na księdza.
- Jeżeli to w istocie pilne, cóż wstrzymuje cię ojcze by to rzec?
- Ja em... to raczej rodzaj przeczucia, więc nie chciałbym... - duchowny pocił się, zerkając na wypięte pośladki Giselle. Tego już był za wiele Aili.
- Pomóc ci dziewko z tym dzbanem, że to tyle zajmuje? - zapytała sucho, na co dziewczyna zaraz zebrała puste naczynia i szybko czmychnęła z komnaty, obdarzając Alexandra ostatnim słodkim uśmiechem przy drzwiach.
- O co chodzi, ojcze? - teraz to szlachcianka zadała pytanie, rozlewając wino do kielichów.
- Cóż, doszły mnie dziwne wieści wczoraj jeśli chodzi o nasze opactwo...
- Mówże więc co to za wieści. - Ton Alexandra stał się twardszy.
- Cóóóż... - ksiądz najwyraźniej jednak wciąż miał problem, by nazwać to, o co chodziło - Dostałem wieści, ze coś złego stało się w monastyrze. Chłop, który stamtąd przyjechał zarzekał się, że widział ciała martwych mnichów powywieszane na murach i... doprawdy jego wizje były przerażające. Z uwagi na obecność pani pozwolę sobie pominąć ich dokładny opis. Jużem miał coś z tym robić, gdy kilka godzin później z klasztoru przybył posłaniec z... zaproszeniem. - przerwał na moment, gdy Aila podała mu kielich z winem. Drugie naczynie trafiło do rąk Alexandra, a małżonka wymieniła z nim zaniepokojone spojrzenia przy okazji.
- I chcesz bym to ja w ramach zaproszenia tam pojechał sprawdzić co zaszło w klasztorze, bo boisz się ojcze sam iść dziwne podejrzenia mając?
- No właśnie, tu osobliwość. Opat sam podpisał zaproszenie na jutrzejsze Jesienne Święto Matki Boskiej, kierując je nie tylko do mnie i kapelana Kocich Łbów, ale także do nowopoślubionych sobie państwa na zamku, by z okazji skorzystali i o rychłe pojawienie męskich potomków się pomodlili.
- Zostaw nas ojcze…. - Alex rzekł zapatrzony w ścianę. - Z małżonką chcę się rozmówić i wnet zejdziemy do ciebie. Ta służka, Giselle co podsłuchuje pod drzwiami, da ci wszystko czego potrzebujesz.
Ksiądz Jean spojrzał to na niego, to na Ailę, lecz cóż było robić? Skłonił się lekko i jako pokorny sługa boży wyszedł bez słowa. Służąca faktycznie czekała na niego pod drzwiami.
Kiedy oddalające się kroki upewniły małżonków, że zostali sami, szlachcianka usiadła obok Alexandra i złapała się za głowę.
- Myślisz, że... że oni go zabili? - zapytała drżącym głosem.
- Trzech przykutych w kaplicy mnichów, przerażonych wizją spotkania z diabłem? - odpowiedział spoglądając na nią. - Nie, nie sądzę.
- Więc... co to może być? - podniosła twarz i spojrzała na niego.
- Ktoś… lub coś. - Alex rzekł powoli. - Uwolniło mnichów i było na tyle silne by zwyciężyć Elijahę, który przybył do klasztoru dokończyć dzieła. - Zamyślił się. - Ktoś lub coś zdolny zwyciężyć Elijahę, a nie czyniący krzywdy mnie, gdym tam zabijał, niszczył i grabił. Zatem to albo ktoś mający tam siedzibę, ale aktywny jedynie w nocy… - bękart z Eu nie rozwijał tych implikacji - albo przybył tam wiedząc, że przybędzie tam również Elijaha i nie bał się stanać twarzą w twarz z sire w nocy. Z wampirem.
Alex wychylił wino.
- Albo to sire ich uwolnił, od sire jest ten list i to kolejna jego chora zabawa.
Aila chwilę siedziała w milczeniu. Wzrok miała wbity podłogę.
- Może... musimy jechać żeby się dowiedzieć. - szepnęła.
- Musimy?
Popatrzyła na niego.
- Dobrze. Ja czuję, że muszę. - powiedziała z przekąsem.
- Tak. - Skinął głową. - Pojedźmy sprawdzić, trzeba nam wiedzieć.
Prychnęła.
- To po co zadałeś to pytanie? - nie wytrzymała - Żeby mnie upokorzyć?
- Dlaczego zabiłaś Valentino? - spytał cicho.
Wstała gwałtownie i ruszyła do drzwi.
- Nie zamierzam tego słuchać!
- Pójdę za tobą. Będę powtarzać to pytanie. W korytarzach, w hallu. Chcesz tego?
- Kiedy jego zabrakło, ty postanowiłeś mnie dręczyć? - stanęła przy drzwiach - Świetnie! Doprawdy świetnie. Ktoś kto zabił wielu... naprawdę wielu będzie mnie dręczył jednym którego los przypieczętowałam. W imię czego? - zapytała wracając do swojej oziębłej maniery szlachcianki.
- Wielum zabił. - Skinął głową wstając. - Bardzo wielu. - Zaczął się zbliżać. - Dziś pierwszy raz, bezbronnego, który wierzył we mnie, któremu gościnę obiecałem. - Stanął przed nią. - Bo o to poprosiłaś. I to ja dręczę…? - Spojrzał jej w oczy. - Przywiązany, zwyciężony, niegroźny, mający informacje… Sztylet w gardło. Dlaczego?
Aila spuściła wzrok, gdy patrzył jej w oczy. Przygryzła na moment wargę.
- Mogłabym ci rzec, że to dla sire’a, dla jego bezpieczeństwa, ale... to nie o tym wtedy myślałam. To... osobiste powody mną kierowały. Dlatego chcę je dla siebie zachować.

- Zadałem je - Alex wrócił do pytania sprzed motywu Valentino. - By usłyszeć czy zaprawdę uważasz, że “musimy”. Że ja coś jeszcze muszę. - Schylił się po miecz. - Ja już nic nie muszę. Mogę jeno chcieć.
Aila otworzyła drzwi.
- Niech będzie. I życzę by życie ci tego nie zweryfikowało - rzekła, wychodząc.
Nie zatrzymywał jej.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline