Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-09-2017, 17:00   #66
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację

Psuja, Merlin McMahon, Matthias Grant


Noc otuliła łagodnie Dzieci Gai, a młodszy brat śmierci zesłał im raczej spokojne sny. Sny, których nie pamiętali, a które zostały brutalnie przerwane przez, może nie głośne ale doskonale słyszalne dla wyczulonych zmysłów drapieżników odgłosy. Ślady po wieczornej popijawie nadal stały w kuchni. Dało się tam też znaleźć coś do jedzenia. Nawet więcej niż coś. Lodówka była nieźle zaopatrzona. W dużej mierze były to produkty zupełnie nie znane dwójce gości rodzeństwa McMahona. Merlin musiał przyznać, że jego siostra postarała się. Niestety nie dla niego i dwóch pozostałych Garou.
Bianki nie było w domku, podobnie jak dodga w kolorze burgundu, który jeszcze wieczorem stał zaparkowany tuż obok. Zostawiła za to krótki list do brata.

Spotkamy się na pogrzebie.
Miłego dnia
Bianca

Pod spodem skreśliła jeszcze kilka zdań, które zrozumiałe były tylko dla Irlandczyka. Dla postronnej osoby tekst pisany w języku irlandzkim przedstawiał tylko ciąg znaków czasami tylko przypominających litery alfabetu łacińskiego.

Spełniwszy się w roli gospodarza i zaproponowawszy gościom wspólne śniadanie McMahona ulotnił się pozostawiając domek w lesie do dyspozycji ostatnich.


Budynek banku, w którym znajdowała się skrytka po nieświętej pamięci Joshui Basirze, mieścił się w secesyjnym budynku w centrum miasta. Pięciopiętrowy budynek z czerwonej cegły nie królował już nad okolicznymi budynkami wysokością. Drapacze chmur, które zostały tu postawione dawno odbierały mu palmę pierwszeństwa. Zachwycał za to swą architektoniczną bryła i kunsztem wykonania, czego brakowało konstrukcją ze stali i szkła dookoła.
Merlin MCMahona wszedł niespiesznie do budynku. Musiał poczekać kilka minut aż zostanie obsłużony przez młodą i uśmiechnięta pracownicę. Ubrana w dopasowany, ale tani kostium typowej urzędniczki kobieta szybko uporała się z formalnościami zaprowadziła klienta do pomieszczenia ze skrytkami. O ile zewnętrzna i wewnętrzna część budynku utrzymana była w sytu z przełomu XIX i XX wieku, to w piwnice ze skarbcem i depozytami nie odbiegały od standardów nowoczesnych bankowych budynków.
W sterylnie czystym pomieszczeniu , nienaturalnie oświetlonym pomieszczeniu kroki dwóch osób stawiane na wyłożonych marmurem posadzkach, odbijały się głośnym echem.
Młoda kobieta doprowadziła McMahone do skrytki Bashira. po czym dyskretnie oddalił się by klient w spokoju mógł przejrzeć zawartość depozytu.
Skrytka nie należała do największych. Jej zawartość były cztery paszporty. Dwa amerykańskie - dyplomatyczne. Jeden z RPA i jeden z Indii.
Wszystkie wystawione na różne osoby. Na zdjęciach była ta sama osoba - Joshua Bashir.



Psuja korzystała z gościnności rudzielca. Nie można powiedzieć, że pierwszy raz od dawna spała w czystej pościeli, przecież w motelu, który sobie zafundowała za ukradzione pieniądze pościel też była czysta. Tu jednak nie musiała za to płacić. Podobnie jak za śniadanie.

Dotarcie do domu Indianina nie stanowiło przeszkody dla Milczącego Wędrowcy. Wejście do jego domu i to niezauważone wymagało większego zaangażowania. Biegające po posesji psy były pierwszą przeszkodą. Następnie trzeba było wślizgnąć się do budynku i znaleźć dziewczynę. Po tem można było spokojnie z nią porozmawiać.

W międzyczasie przyszła wiadomość. Doktor zapraszał ją na wspólne przesłuchanie Andie.




Matthias został w domku McMahony dłużej. Szepcząca Bryza skontaktowała się z nim dość późno proponując wspólne śledzenie starszej kobiety.
Czekał ich spacer po lesie w okolicach Swamp Lake. Jeziora, które stało się niemym świadkiem brutalnych ataków na mieszkanki rezerwatu.
Stara Indianka zdawała się przeszukiwać miejsce. Obchodziła powoli wybrany przez siebie skraj jeziora co chwila pochylając się lub podnosząc coś z ziemi. Każdy przedmiot dokładnie oglądała i chyba obwąchiwała. I nie ważne czy to było źdźbło trawy, suchy patyk czy jakaś puszka po piwie. Wszystko co wzięła do ręki później odkładała na to samo miejsce.
- Co ona robi? - Rzuciła Bryza.
Jej pytanie nie było z pewnością zaadresowane do Matthiasa. Ten o indiańskich zwyczajach wiedziała niewiele.

Po pewnym czasie stara Indianka weszła w zarośla by po chwili wyjść z szamoczącym się królikiem. Zza pasa kobieta wydobyła nóż i jednym wprawym posunięciem pocięła zwierzęciu gardło. Krwią skropiła ziemię która przed chwilą badała. Czułe uszy Garou wychwyciła cichą melodię nuconą przez kobietę.





Jeremiah Ellsworth



- Widzieliście go w wiadomościach. Tylko, że w wiadomościach mówili, że on nie żyje. Wyjaśnijcie mi jak chcieliście odpłacić martwemu człowiekowi?
Jerry przez chwilę milczał przyglądając się dwójce chłopaków.
- Miałem zamiar poprosić Kruka, żeby Was odwiózł. Ale zaczyna mi ciążyć to, że traktujecie mnie jak policję. I jeśli dalej będziecie to robić, to zrobię Wam zadość i policji przedstawię.
Młodzi ludzie popatrzyli po sobie ze zdziwieniem.
- Nie żyje?- Spytał skołowany Nagamo. Jego cała buta zniknęła gdzieś.
- To nie my. - Peezhickee pobladł bardzo.
- Żadnej policji Hok’ee - Powiedział stanowczo stary Indianin. - To nic nie pomoże. A wy, - Zwrócił się do młodych ludzi tonem może nie władczym, ale wymagającym posłuchu. - opowiedzcie dokładnie co planowaliście.
- Miałem mu tylko wyładować akumulator. - Odparł Peezhickee.
- I ewentualnie dzień później poprzecinać przewody. - Dodał Nagamo. - Ale nic więcej. To miało być uciążliwe dla niego. Nie zdążyliśmy dotknąć jego wozu, już mówiliśmy. Przysięgam. Nie mógł zginąć przez nas. Prawda? - Szukał odpowiedzi na dwoje pytanie w oczach to jednego, to drugiego mężczyzny.
Jerry westchnął zmęczony i pokręcił głową ni to w odpowiedzi na pytanie ni to nad całą tą rozmową.
- Z kim Daanis rozmawiała? Wtedy gdy podsłuchaliście jej rozmowę?
- Z... yyyyy... - Wahania w głosie Nagamo nie dało się nie zauważyć.
- Z pańską żoną. - Peezhickee nie miał oporów przed powiedzeniem całej prawdy.
Doktor nawet... nawet nie był specjalnie zaskoczony tą odpowiedzią. Kineks była jego żoną. Ale to nie wyczerpywało jej osoby. Nigdy.
- Kiedy to było?
- Wczoraj, wieczorem. - Peezhickee odpowiedział szybko nie zwracając uwagi na swojego kompana. Ten ostatni potwierdził słowa kolegi kiwając lekko głową.
Indianin bez słowa otworzył drzwi garażowe i skinął na Kruka. To było wszystko co chciał wiedzieć.
- Odwieziesz ich? Potem podholujemy ten ich wóz. A wy... Trzymajcie się od tego z daleka.

Stary Idianin zabrała chłopaków do domu.
Madeleine nie zapytała o nic gdy Jerry wrócił do łóżka. Wiedziała, że sam jej powie gdy będzie chciał.
Po śniadaniu udała się do swojego ojca. Miała przynieść zioła potrzebe Ellsworthowi do wprowadzenia Andie w trans.
W tym czasie doktor mógł sprawdzić stan pacjentki. Dziewczyna jeszcze spała. Jej skóra wyglądała lepiej, nabrała kolorów. Krwawienie nie powróciło. Z medycznego punktu widzenia zrobił wszystko co tylko było w jego mocy, aby ją uratować i przywrócić do zdrowia. Teraz jej organizm potrzebował czasu.

Kineks wróciła z mieszanką i Filodoks mógł przystąpić do pracy.









 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline