Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-09-2017, 19:37   #67
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Drżała. Przyciskając twarz do poduszki dusiła jęki. Jego dłoń trzymały ją za biodra. Jego męskość już podbijała jej intymny zakątek. Władczo i gwałtownie. Pochwycona przez agentka niego wiła się zmysłowo wcale nie próbując uciec bez jego ruchami. I to nie był sen.
Carmen… obudzona pocałunkami, pochwycona władczo przez Orłowa, nie bardzo miała szans na protesty. I nie miała ochoty.
Pojękując z rozkoszy, poddawała się żądzy kochanka i urokowi poranka. Wszystko zatoczyło więc koło. I Brytyjka niespecjalnie miała siły na żale z tego powodu. Może później, kto wie?
Na razie leżała w łóżku oddając się kochankowi. A potem…
Odpoczywała leżąc z oczami wpatrzonymi w sufit.

“Takie rzeczy... są nie na miejscu. Utrudniają robotę.”


Jej własne słowa brzmiały w jej uszach. Tak… takie rzeczy są nie na miejscu. I mogą utrudniać robotę… zwłaszcza jeśli się Gabi o nich dowie. Z pewnością to co robiła z Janem Wasilijewiczem było niewłaściwie i nierozsądne. Ale przynajmniej nie bolało tak bardzo.
Nie miała chyba jednak wyboru. Ostre odstawienie Orłowa kosztowało ją zbyt wiele bólu i dało mizerne rezultaty. Może więc trzeba pomyśleć o łatwiejszej terapii?
Na razie jednak musiała zaplanować coś innego. Bezpieczne przemknięcie się do pokoju Gabi, żeby ta po przebudzeniu nie zadawała pytań. Tak.. zdecydowanie Gabriela powinna się obudzić przytulona do Carmen. Choć tyle była jej winna. No i pozwalało to później uniknąć serii bardzo niewygodnych pytań. A czasu wszak było mało. O ile jeszcze jakiś był.
Z drugiej strony… może i lepiej zostać w łóżku z Orłowem i nie przejmować się późniejszymi komplikacjami? Co ma być to będzie. Ach te decyzje… ciężko się je podejmują leżąc w ciepłym łóżku obok ciepłego mężczyzny.


Orłow i jego drużyna postąpili zgodnie z zaleceniami rudej właścicielki baru. Odebrali rano całkiem ciężki pakunek zawierający karmę i wodę. Bardzo duży pakunek w dodatku, tak więc wózek na którym on leżał okazał się bardzo przydatny. Nic dziwnego, że Betty O’Mailly tak chętnie zrzuciła ten ciężar na usłużnego kochanka. Doczepili więc przyczepkę do samochodu pożyczonego od majordomusa (bo choć garaż Rosjanina był pełen mechanicznych cacuszek na dwóch i czterech kółkach to każde z nich rzucało się w oczy) i wyruszyli do portu pod wskazany adres wysłuchując nieustającego trajkotu wesołej Gabrieli.
Bo w końcu cała trójka udawała się na akcję! Prawdziwą akcję jak ta z magazynu, a nie nudne przerzucanie papierów. Nie przeszkadzał jej w ogóle fakt ile fizycznej roboty ich czeka w związku z dźwiganiem tego całego pakunku. Bo Orłow sam nie dawał sobie rady. Sama Betty przenosiła go z dwoma pracownikami baru. A w dodatku pakunki ostatnio zrobiły się cięższe.
No cóż… ponieważ i tak mają go rozpakować na statku, więc nie musieli badać jego zawartości teraz.
Stary rybak o imieniu Ischmael już czekał na nich w starym rybackim kutrze napędzanym terkoczącym silniczkiem. I siłą wiatru. Betty uprzedziła go o Orłowie, ale nie o dwóch kobietach mu towarzyszących. Na ich widok wzruszył jedynie ramionami. Wszak nie płacono mu za zadawanie pytań.
Razem z Orłowem załadowali pakunek Betty, podczas gdy Gabi wyniosła dwie walizeczki z ich samochodu. A gdy Carmen podeszła przyjrzeć się im, Gabriela otworzyła jedną z nich pokazując znajomą Brytyjce zawartość.
- Myślę, że po tym co się wydarzyło w magazynie, przyda nam się coś o mocniejszym kopie. Na wszelki wypadek.- wytłumaczyła.

A potem popłynęli. Ich celem był stojący w zatoce potężny okręt.



Z daleka robiący imponujące wrażenie. Masywny kolos z paroma działami do odstraszania piratów, którzy byli plagą wśród wysypek karaibskich jak i Azji Południowo-wschodniej. Morza nadal nie były bezpieczne, toteż statki miały zawsze jakieś środki “odstraszające”. A jeśli przy okazji paru piratów zginęło, to… kogo obchodzi życie przestępców, prawda?
Z bliska jednak było widać ślady rdzy, uszkodzenia poszycia i pęknięcia nieco powyżej linii wodnej. Ten statek, gdyby wyszedł w morze zatonąłby podczas pierwszej lepszej burzy. Z pewnością w środku wyglądał jeszcze gorzej i nadawał się tylko na żyletki.

Kapitan Ischmael podpłynął powoli do statku i zacumował obok schodków pozwalających łatwo wejść na pokład.
- Poczekam tu na was. Ten okręt jest martwy, a to co na nim jest żywe,obraża Boga swym istnieniem… więc stopy na nim nie postawię. - splunął przez ramię.
Zanim jednak Carmen zdołała zapytać co ma na myśli, dostrzegła coś wychylającego się z okrętu. Głowę... nie… pysk raczej. Pysk stwora przypominającego z grubsza szczura wielkości dobermana i wzmocnionego jakimś pancerzem. Pysk się wychylił, ale potem szybko schował.
-Taaa… wystarczy jak wniesiecie pakunek i rozpakujecie go. I tyle. Wracajcie z powrotem.- wyjaśnił kapitan podążając wzrokiem za spojrzeniem Carmen. - Wtedy nawet ich nie zobaczycie.
Łeb stwora się cofnął. Zwierzaka już nie było widać. A cała trójka agentów, wiedziała już jakimi szczurami ma do czynienia. Groźnymi.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline