Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-09-2017, 21:49   #30
Hakon
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
Wspólnie

Narada


Gdy gulasz został podany, Julien podziękował grzecznie dziewczynie i zawiesił na niej swoje spojrzenie. Przyglądał się dość długo, odprowadzając Lisę wzrokiem i delikatnie się uśmiechając. Dopiero gdy zniknęła spojrzał w swoją miskę, podłubał łychą w jedzeniu jak znudzona panienka, po czym skosztował wpychając wielki kawał w szeroko rozdziawione usta. Zamemłał raz i wypluł.
- Ej, niedoprawione jakieś - skomentował zwijając usta w smutną podkówkę. Wstał niespiesznie odsuwając krzesło i wziął miskę - Zaraz wrócę, może mają większą ilość przypraw niż można by przypuszczać. Emmerich wam opowie co razem znaleźliśmy, przepraszam na moment - skinął głową po czym zniknął w kuchni.
- Z pewnością coś dostanie. W główkę swą rozczochraną - podsumował krótko Blasius. - Ta dziewka tam, to jakby za karę była i nic jej towarzystwo nie pasuje. Toć języka w gębie zapomniała i do pomocy w ogóle nie skora. Ja nic nie wiem, nie mnie pytajcie - zaczął przedrzeźniać kucharkę. [/i] Ja wam mówię, bo wiem, dziwna jest! [/i]- Drwal, po tym jak niemal bez słów go spławiła, a do tego po sposobie w jaki się zachowywała, łatwo sobie wyrobił opinie. Przecież wiedział, że nie wygląda strasznie, czy wrogo, by wzbudzać takie reakcje. Oj to to nie.
Cyrulik nie skomentował kwestii zachowania kucharki, spojrzał znacząco na Emmericha, który (wedle słów Juliena) miał jakieś informacje. Z początku wyglądał jakby chciał pójść za Lisą, ale odpuścił widząc udającego się tam Bretończyka. Zerkając ku łowcy nagród pałaszował gulasz.
Kiedy wszyscy zaczęli się schodzić Edgar przebudził się ze swojej drzemki i ściągnął nogi ze stolika. Teraz otoczony przez swych towarzyszy z lekkim uśmiechem na twarzy wsłuchiwał się w ich słowa pałaszując swoją porcję jedzenia. Tym razem nie miał zamiaru wpakowywać się ze swoimi żartami, ponieważ sytuacja była zbyt poważna. W końcu po zaspokojeniu głodu powiedział - Czas chyba przejść do konkretów. Co planujemy dalej? Każdy powinien chyba określić swoje plany i jednocześnie połączyć je w jedną całość. Jak mówiliśmy ja z Blasiusem idziemy do łowców, a reszta? - Powiedział spoglądając kolejno na każdego przy stole.

- Brama i palisada to jakiś żart. A staruszek nie kłamał. Przynajmniej co do samego napadu. Ataków prawie na pewno dokonują ludzie. I noszą to - Emmerich wyjął z plecaka czaszkę jelenia przystosowaną do noszenia jako maskę i położył ją na stole.
- Może jakiś kult, może nie chcą by miejscowi poznali ich tożsamość, może chcą wzbudzać strach, a pewnie wszystko po trochu. Julien ma też swoją teorię - zakończył łowca nagród. Nie lubił zbyt dużo gadać. Ani rzucać hipotezami bez twardych dowodów.


Czanbaras wjechał do wioski i dość szybko dojechał pod gospodę. Zszedł z wierzchowca lejce oplatając o słup podtrzymujący daszek nad wejściem.
Wszedł i skinął obecnym. Usiadł przy stoliku gdzie poprzednio siedział i wpatrzył się w Juliena.
Uśmiechnął się na jego zachowanie i odprowadził młodzika do drzwi.
- Udam się do młyna.- Powiedział Czanbars opuszczając wzrok na miskę i zanurzając łychę w ciepłej strawie.
- Mają tam punkt obserwacyjny na wioskę i okolice.- Wziął trochę gulaszu próbując zasmakować jadła. Faktycznie, nie było ni krztyny przyprawione. W tych rejonach łatwiej o przyprawy niż na stepach a oni im poskąpili.
- Na skraju granicznych drzew szwendają się grupami, a w obozie znalazłem ślady jedzenia na surowo.- Mówił niespiesznie co jakiś czas przełykając jadło.
Do sali wpakowała się również Rózia. W zasadzie raczej staranowała drzwi niż je otworzyła i wyglądała jakby dopiero to ją otrzeźwiło na tyle by przerwała poprzednio wykonywaną czynność. A była to czynność niebagatelna.
- Nie lubię myśleć - powiedziała ni to do siebie, ni to Ungoła koło którego usiadła. Zaraz też oddała się kolejnej aktywności i dobrała się do gulaszu. Jadło najwyraźniej nie było spleśniałe, co było jego dużą zaletą. Gdy już trochę zaspokoiła głód rozejrzała się po sali.
- A milusi gdzie? To bretończyk, pewnie poszedł powiedzieć, że mu nie smakuje - wybuchnęła radosnym śmiechem i wróciła do jedzenia.
- Żarcie z wojskowej garkuchni to pewnie dla nich śmiertelna trucizna - mruczała pomiędzy kolejnymi kęsami.
Czanbars tylko uśmiechnął się na słowa przybyłej dziewki.
- Masz jakieś nowiny?- Zapytał cicho i spokojnie między łyżkami gulaszu.
- Twoi kuzyni twierdzą, że jakieś jelenie łby atakowały już wioskę - mlasnęła - tyle, że sto lat temu. Kislevici obili im mordy na pobliskich wzgórzach. Jadę tam zaraz pooglądać co się tam działo. Chociaż pewnie nic już tam nie będzie. Wszędzie tylko bujdy i legendy. A co u ciebie?
Ungoł przestał jeść i spojrzał na dziewczynę.
- To nie moi kuzyni i nie krewniacy. Ja pochodzę ze stepów za Gór Krańca Świata.- Wytłumaczył spokojnie.
Rózia spojrzała na Ungoła wnikliwie. Miała swoje własne zdanie na temat relacji rodzinnych: najlepiej ich nie mieć.
- Jak uważasz - wzruszyła ramionami - jeśli o mnie chodzi, możesz być niespokrewniony nawet z własną matką.
Czanbars przekrzywił głowę i wpatrzył się w oczy dziewki.
- No już już. Nie denerwuj się wojowniku. Zawsze bardzo szanowałam ludzi północy - jeżeli Rózia była w stanie wyglądać na strapioną, to teraz tak właśnie było - Czasem palnę jakąś głupotę - stuknęła się łyżką w głowę - taka już jestem. Ale ludźmi nie gardzę, chyba, że kłamią.
Konny łucznik zmrużył oczy patrząc nadal na kobietę. W końcu odpuścił i wziął się za resztki gulaszu.

Edgar wziął kolejne kilka kęsów jedzenia kończąc swoją porcję i dopowiedział - My podtrzymujemy swoją wcześniejszą decyzje z Blasiusem. Idziemy poszukać łowców. Miejmy nadzieję że nam pomogą, w końcu oni również tutaj mieszkają. Chyba że z jakiegoś powodu nie boją się ataku. Kiedy próbowałem zasnąć troszkę się nad tym zastanawiałem czy może nie mają czegoś za uszami.

- Ja bym jeszcze wypytał tego chłopaka co z Hasso był jak staruszek nas przyjął. Maxa - odezwał się w końcu Daan. - Tutejsi powiedzieli mi, że… - cyrulik zaczął opowiadać o Markolfie i innych informacjach uzyskanych od czterech wieśniaków. Kwestię Sary i jej córki pominął, choć zmarszczył brwi na sama myśl. Przed oczyma stanęła mu najmłodsza siostra… - Połazić, popytać, dobra rzecz. - Kontynuował gdy skończył swoje sprawozdanie. - I łowcy coś mogą wiedzieć i warto w młynie się rozejrzeć… Ale może inaczej się do tego zabrać? Oni co kilka dni tu napadają, a sami wieśniacy mówią, że pierdoły. W dzień pospać, nocami pilnować Dać im wycisk gdy znów spróbują, to może jakiego żywcem się złapie i wyśpiewa wszystko kim są, gdzie obóz mają, po co ludzi w niewolę wiodą… - Potoczył po reszcie pytającym spojrzeniem.
- Nie sądzę by mówili po ludzku. Zachowują się jak zwierzęta i pewnie nimi są po części.- Wtrącił się Czanbaras.
- Lepiej kilku puścić i ich śledzić.- Zasugerował po chwili. W tej samej chwili z pomieszczenia kuchennego wyszedł Julien. Podszedł do stolika i usiadł ciężko, jakby zmęczony. Położył swoją miskę z nietkniętym gulaszem i dopiero teraz zaczął jeść. Nie wiedział ile go ominęło, ale wiedział, że było warto. Usłyszał coś o zwierzętach, ale kompletnie nie wiedział, o czym mowa. Postanowił więc wykazać się odwagą, według niego.
- Kogo śledzić?
- Atakujących wioskę.-
Odpowiedział spokojnie młodzikowi wpatrując się mu w oczy i powoli schodząc wzrokiem na resztę jego sylwetki. Nie uszło to uwadze bretończyka, który niemal machinalnie przysunął się bliżej Daana i szturchnął go łokciem. Wolał już zamilknąć. Cyrulik położył mu dłoń na ramieniu w uspokajającym geście.
Natomiast Ungoł płynnym i spokojnym ruchem zmienił cel obserwacji na pozostałych.
- Zaraz, zaraz… - Rózia w przypływie nagłego olśnienia spojrzała na Ungoła. - to jak to w końcu jest? Ludzie w maskach, czy zwierzęta, albo zwierzoludzie. Kislevici mówią, że dawno temu jakieś jelenie łby pod wodzą jakiegoś nienasyconego buhaja zaatakowała wioskę - kobietę napadł gwałtowny stres. Dopiero co udało jej się zająć głowę czymś innym i znów wszystko zaczynało jej się plątać.
- Co najwyżej to ludzie którzy po prostu udają. Rozumiesz, to taka gra, tak jakby… - zawahał się Julien szukając odpowiedniego słowa. W między czasie zdążył przeżuć kawałek mięsa - … rekonstrukcja dawnych zdarzeń.
- Chcą pewnie coś ukryć pod płaszczem strasznej historii.-
Dodał skośnooki.
- I jedzą surowe mięso? To na pewno nie bretończycy. - Rose spojrzała intensywnie na Czanbarasa - Ung… Ungołowie też nie, prawda? - na plecach poczuła dziwne mrowienie. Była z siebie dumna, że udało jej się ugryźć w swój za długi język.
Akmat uśmiechnął się do dziewki.
- I tu może Ciebie zaskoczę.- Uśmiech nie schodził z jego ust a jego piękne białe zęby błyszczało spod wąsów. Daan zaś niedoczekawszy się odpowiedzi wstał ukradkiem i ruszył do kuchni.
- Żartowałem.- Śmiał się nadal lecz po chwili zauważył, że chyba tylko on rozumie ten żart.
Kobieta westchnęła, a potem uśmiechnęła się radośnie do Ungoła. Nie było wykluczone, że może jednak złapała żart Czanbarasa.
- Estalijczyki pewnie żrą… jedzą. To są największe dziwoki ze wszystkich. - ponownie stuknęła się łyżką w czoło.
- Ungole… Wojowniku - sapnęła - Ty to widziałeś. Zjadłby to człowiek czy nie? Może to jednak nie ludzie. Jeśli ten stary kislevita nie kłamie… przyszli raz, mogą przyjść i drugi raz. Tyle, że zwierzoludź to nie jest chyba jakiś przebiegły kolekcjoner gawiedzi… zaraz! - łyżka trzeci raz stuknęła o kasztanowe włosy zostawiając na nich kawałek sosu.
- A jak oni naprawdę ich jedzą?
- Nie sądzę by jedli.-
Odparł Ungoł.- W młynie były szczątki zwierząt nie ludzi. Są poza tym durniami. Drabina im się zerwała i nic nie zrobili by się dostać na górę.- Dodał.
- No, najgorszymi tępakami musi kierować ktoś, kto umie naprawić drabinę. - mruknęła ciura - To nie ludzie.
- Zobaczymy.- W sumie na to wyglądało, że to nie ludzie, ale czy w tak cywilizowanych stronach mogłyby znaleźć się zwierzoludzie?


***

Dyskusja najemników trwała dosyć długo, przynosząc mniej lub bardziej trafne wnioski i potencjalne plany na przyszłość. Jednak, jak wiadomo, z planami bywa tak, że nie wszystko zawsze idzie według nich. Jakiekolwiek plany najemnicy mieli teraz, musieli odłożyć je niestety na później.

Drzwi do gospody otworzyły się z hukiem, a do środka wpadł Max, młody chłopak, który wcześniej pomagał sołtysowi. Dyszał ciężko.

- Najemnicy… Kłopoty. Karawana zmierzająca do wioski od zachodu, jest właśnie atakowana przez bandytów. Są niecałą milę od nas. Może jeszcze nie jest za późno, by im pomóc…
- Jeleniobandytów? -
zapytała elokwentnie Rózia. - Oni biorą tylko ludzi, więc cały towar będzie nasz...
- Skąd to wiesz chłopcze?
- podejrzliwe zapytał Emmerich. To mogła być prawda. A mogła też być najstarsza sztuczka świata, obliczona na zwabienie ich w pułapkę.
Ungoł puścił łyżkę i chwycił łuk i strzały lecz nie wstawał Wpatrywał się uważnie w młodzika. Czekał na jego odpowiedź.
- Wszystko widać jak na dłoni z bramy. Wartownicy wszczęli alarm, a mi kazali wezwać was - odparł pośpiesznie chłopak. - Sami chodźcie zobaczyć, jeżeli nie wierzycie. Jak wartownicy mnie wezwali, to te bandziory dopiero robiły podchody pod tą karawanę, ale zapewne prędko dojdzie do starcia, tak jak zwykle.
Czanbars nie czekał dłużej. Wstał patrząc na zebranych oczekując ich reakcji. Zamierzał jechać z odsieczą.
- Jedziemy? Może podziękują za ratunek?- Dodał myśląc o dobrym argumencie, który sprowokuje resztę.
- Przyjrzeć się nie zaszkodzi. Zaangażować - o ile się będzie opłacało. - Emmerich miał w dupie podziękowania. Jemu nikt nigdy nie sprzedał bełtów za “dziękuję”. Ale wstał i sprawdził kuszę.
- Od kiedy podziękowanie to waluta? - wypalił Julien wybałuszając oczy na Ungoła. Mimo to wstał z krzesła ze spokojem, patrząc po innych - Mały rekonesans?
Czanbaras pokiwał tylko głową.
- I to ja jestem z daleka.- Spojrzał z politowaniem na młodzika tasując przy tym jego postawę po powstaniu.
- Podziękowanie rozumiem jako zapłatę.- Wytłumaczył towarzyszom.
- Znakomicie słoneczko - Rózia klepnęła się po biodrze - Idź. Rekonesuj. Ja będę patrzeć jak ci idzie. - na te słowa Julien przewrócił niebieskimi oczami, odwrócił się do innych plecami i pokierował się w stronę wyjścia odprowadzany wzrokiem Czanbarasa.
Dla ciury jedynym powodem podejmowania ryzyka, który nie wiązał się z zarabianiem pieniędzy była dobra zabawa. Nim Julien zdąrzył dotrzeć do drzwi w jego ślady ruszyła i ona.
- Będzie widowisko chłopy. Rekonesujemy jeleniogłowych i grabimy kupców. Nareszcie coś się dzieje.
Dotykając drzwi Julien jeszcze usłyszał:
- Si tu seras un petit garçon courageux, Rose vous laissera dormir dans son lit.*
Ungoł ruszył za nimi czym prędzej być gotowym do ruszenia na ratunek.
- Et tout �- coup le monde était rempli de petit garçons courageux** - dobiegł ich głos Daana wychodzącego z kuchni. Cyrulik z lekkim uśmiechem podążył za nimi.
- Vous êtes digne de l'autre*** - Julien pokręcił głową - Si vous le voulez vraiment, alors la chambre est �- vous ****- skomentował poważnie wychodząc z gospody. Nie miał zamiaru być przeszkodą dla napaleńców, ale i nie chciał w tym uczestniczyć. Najwyżej zdrzemnie się w stodole, trudno.
- No chyba kpisz Julien - rzucił Daan też wychodząc na zewnątrz. Na jego obliczu jawiło się obrzydzenie na samą sugestię nocy z Rózią.
- Jeszcze raz chamie! Jeszcze, kurwa raz! - ryknęła na niego zamachując się otwartą dłonią w szczękę Daana. Zanim ten się zorientował jakie zagrożenie czai się na niego, ręka dziewki wylądowała na jego policzku. Rózia w tym samym momencie zatrzymała swój oddech, jakby zaskoczona własną reakcją i odskoczyła o krok robiąc wielkie oczy.
- Eeee... - spojrzała na Daana całkowicie zagubiona, ale jej zdziwienie własnym czynem był niczym wobec tego co malowało się na twarzy Marienburczyka.
Daan uniósł rękę do policzka w który właśnie oberwał i spojrzał najpierw na Rózię, potem na Juliena, potem na pozostałych. Bezbrzeżne zdumienie rozlało się po jego obliczu.
- A to za co? - spytał znów patrząc na kobietę jakby nic a nic nie rozumiał o co jej chodzi.
- Nooo… noo… nie można tak mówić. - wypuściła trochę powietrza - nie mam w życiu łatwo i to, że jestem… byłam zwykłą kurwą nie znaczy, że można tak po prostu się mną brzydzić. - ponownie się zapowietrzyła, jakby dokonywała jakiegoś niezwykłego wysiłku.
- Nie chcesz ze mną spać, proszę bardzo, ale nie jestem w niczym gorsza od innych kobiet - zakończyła niemal szeptem i spuściła wzrok na ziemię zamierzając odejść.
- Ale ja cię nie widzę gorszą - Daan spojrzał na nią trochę inaczej, jakby może zaczynał łapać iż dostał w ryj na bazie kompleksów kobiety. - A i furda mi to czyś za pieniądz szła i ile razy Róziu. - Wzruszył ramionami.
Rose podniosła wzrok na mężczyznę.
- P… przepraszam. Nie powinnam. - podrapała się nerowo po głowie - Czasami robię coś zanim pomyślę. Może lepiej nie gadajmy o tych tematach, bo robię się drażliwa - kobieta zamarła nieruchomo jakby analizowała całą sytuację. Zaiste wojskowe kurwy rzadko kiedy spotykają się ze zrozumieniem ze strony innych ludzi. Rzadko też mówią przepraszam.
- Później, jeśli chciała będziesz pomówić nam o tym. Teraz czasu mitrężyć na to sensu nie ma, tam wciąż mogą walczyć - rzekł wsiadając na konia.. Widać było, że jeźdźcem jest raczej średnim po tym jak w siodle się trzymał.
- Dzień pełen niespodzianek - powiedziała Rózia pakując się na swojego konia. W swojej nieprawdopodobnej przenikliwości ukryła spostrzeżenie, że Daan zamierzał bronić kupców zamiast renegocjować prawo własności do ich towarów. Julien natomiast pomyślał, że Daan był taki słodki!!~

Czanbars pokręcił tylko głową słysząc dziwny język, którym porozumiewali się Julien z Daanem. Nie lubił takiego komunikowania się w towarzystwie, ale w sumie nie jego sprawa. Podszedł do konia i wskoczył sprawnie na niego odplątując wodze.
Blasius również ruszył za pozostałymi. Zapłaty nie dostał, ale przynajmniej pojadł. Fakt, faktem, o zapłatę łatwiej, jak cokolwiek zrobią.
- Idziemy? - klepnął Edgara w ramię.

Julien przysłuchiwał się wymianie zdań i rękoczynów Daana oraz Róży. Sam był zdumiony jej zachowaniem, ale nie wtrącał się. Uważał, że cyrulik sam potrafi o siebie zadbać i w tym przypadku wcale się nie pomylił. Nawet uśmiechnął się lekko pod nosem, na całe to zajście i że Daan odmówił wspólnego pokoju z kobietą. Sam najdłużej zastanawiał się jak podejść do konia i go dosiąść. Nie dość, że był niski, to jeszcze jakoś tak nie był pewien z której strony obejść. Chłopczyk wyobraził sobie jak podjeżdża do niego Emmerich i podaje mu rękę bez słowa. Julien chwilę patrzy oniemiale, aż w końcu godzi się na ratunek swego rycerza i pochwyca jego dłoń. I wtedy też łowca wciągna go na grzbiet swojego konia.
Venden patrzył na rozmarzonego Juliena, który błądził gdzieś myślami. Pstryknął mu palcami przed twarzą, nie schodząc z konia.
- Ochroniarz, nie sługa. Noga w strzemię i w górę. Jak nie dasz rady jadę sam. Tu będziesz bezpieczniejszy.

- Spadaj dziadek. Masz mnie ochraniać a nie lecieć na łatwiznę - oburzył się chłopaczek i pogimnastykował się jeszcze trochę przy kobyle. Niby miał z nimi sporo styczności, ale jakoś wciąż sprawiały mu one problem. Wdrapał się jako ostatni i to z pomocą skrzyni, na której wpierw stanął.



* Jeśli okażesz się odważnym chłopcem, Rose pozwoli ci spać w swoim łóżku.
** I nagle cały świat stał się pełen odważnych małych chłopców.
*** Jesteście siebie warci
**** Jeśli naprawdę chcecie to pokój jest wasz
 
Hakon jest offline