Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-09-2017, 22:01   #5
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Ucieczka.

Inżynier stał przed konsolą rozszerzonej rzeczywistości. Nad trzema matowymi płytami falował holograficzny obraz. Spływały na niego dane ze wszystkich systemów maszyny. Zaczęło się. Potrzebowali mocy do wejścia w nadprzestrzeń. Ludzie wielokrotnie w historii pokazywali, że nie znają żadnych granic. Reaktor zimnej fuzji który mieli na pokładzie był tego dowodem. Człowiek, który ujarzmił energię gwiazd. Jeszcze w XX wieku do przeprowadzenia reakcji fuzji potrzeba było wytworzyć temperaturę od 4000 do 7000 kelwinów. Co dawało ujemny bilans energetyczny i skreślało samą fuzję jako źródło energii.

Później nastąpił przełom. Poeta powiedziałby, że uwięziono moc gwiazd. Rohan nie był poetą. On wiedział, że dobranie stereospecyficznego katalizatora pozwoliło obniżyć energię aktywacji procesu o kilkanaście milionów dżuli. Wykres wulkaniczny wskazywał, że optymalna temperatura procesu mieści się w przedziale między 402 a 635 Kelwinów. A to już ledwie 129 stopni Celsjusza. Ciut więcej niż potrzeba do zaparzenia herbaty. A potem się zaczyna. Wytwarzanie praktycznie nieograniczonej ilości energii. Reaktor, który mają na pokładzie byłby w stanie zaopatrzyć w energię elektryczną całą planetę Ziemię w połowie XXI wieku. A wytworzony nadmiar pewnie wysłałby w kosmos. Rohan lubił patrzeć na ów cud techniki gdy był sam w pomieszczeniu reaktora.


Było to największe pomieszczenie stanowiące część maszynowni. Serce statku.

Rohan był tu nie przypadkiem w tym momencie. Z poziomu maszynowni nie mógł obejść procedur bezpieczeństwa. Kolejna “odmowa” wyświetlająca się na holograficznym ekranie wskazywała na to, że z panelu przy samym reaktorze nie będzie mu dużo łatwiej.

Potrzebowali dużo więcej energii niż bezpieczne procedury pozwalały wytworzyć. W końcu inżynier ruszył w stronę ściennych paneli i wyszarpnął jeden z nich odsłaniając plątaninę kabli. Ręcznie przepiął kolejne trzy z nich. Właśnie wracał do panelu kontrolnego, gdy coś trafiło w statek. Potężny wstrząs i światła zgasły. Choć w pomieszczeniu reaktora było grubo powyżej dwustu stopni, to Rohan czuł jak jego plecy pokrył zimny pot. Zaczęło się. Nie słyszał kolejnych trafień. Nie mógł słyszeć. Komunikacja leżała bez Alex. A Alex leżała bez zasilania. Impuls EM zresetował wszystko.

Cóż, za ironia, właśnie miałem to zrobić.

Pomyślał Rohan odwracając się na brzuch. Po uderzeniu pocisku EM inżynier padł jak kłoda. Teraz zaś zaciskał zęby i czołgał się w stronę konsolety. Sekundy się ciągnęły. Zaczęły zapalać się kolejne lampki. Zdecydowanie za dużo czerwonych. Poczuł w końcu ukłucie z tyłu głowy. Implanty uruchamiały się i uzyskiwały ponownie dostęp do jego sieci neuronowej. Pierwsza podłączyła się różniczka, co zaowocowało myślą, że ma jakieś 34 sekundy zanim skończy się reset nóg. Przeklnął szpetnie, jednak żadne słowo nie wydobyło się poza kombinezon.

Niczym kaleka wciągał się po konsolecie, gdy wreszcie reset się zakończył. Nogi znów stały się pewną podporą. W tym samym czasie zaczęły pojawiać się komunikaty od Alex.

Za dużo czerwonych lampek.

Nie było na to czasu. Musiał dokończyć zbieranie energii. Monitor powitał go komunikatem “Reaktor fuzyjny 141 - rozruch testowy”. Twarz inżyniera rozpromienił uśmiech. Niżej mrugał czerwony napis: “Systemy bezpieczeństwa wyłączone - sprawdź połączenie”.

Kolejny wstrząs. Rohan wiedział, że teraz życie załogi jest w jego rękach. Ręce zaczęły mu się trząść. Zagryzł zęby. Temperatura w kombinezonie już przekraczała 50 stopni. Oddychało się coraz ciężej. Kombinezon wydał się ciasny. Za chwile miał uruchomić procedurę, którą wszystkie możliwe protokoły definiowały jako “zagrożenie życia”. Na moment pochwycił obiema dłońmi panele konsolety. Zacisnął na nim palce. A czas biegł nieubłaganie. W końcu wymierzył sobie siarczysty policzek, który trafił w transparentne tworzywo stanowiące osłonę hełmu. Rohan dla bezpieczeństwa powiększył sobie klawisze na systemie AR. Zaczynał swoje czary. Zmieniał ścieżkę rozpadu i syntezy wewnątrz generatora. Lewą ręką zamykał kolejne ostrzeżenia. Prawą wprowadzał kolejne komendy. Szlak fuzji miał biec już nie do relatywnie bezpiecznego Kalifornu 249. Zamiast tego rozszerzał się, przecinał w innych miejscach. Tymczasem w głowie inżyniera nie było miejsca na pomyłki. Dziesięć megaelektronowoltów przy połowicznym rozpadzie co 1,38 milisekundy, dodać energię z dalszych rozpadów. Flerow? Moskowium? Za mało. Ale większa szansa na przeżycie. Ledwie nadążał śledzić komunikaty sterownika reaktora. Moskwium nie wystarczy. Fuzja musi biec do ogonezyny i tenezyny. Tyle, że jej nie zatrzyma po minięciu krytycznego potencjału. Jeszcze raz przeliczył rozpady. Ogonesson 294, 11,6 megaelektronowoltów co 0,89 milisekundy. Rozpad do Livermoru 290, neutrony, nadmiarowy hel i kolejny rozpad. Do Flerowu 286. I dalej do Kopernika 282. Wystarczy, musi wystarczyć.

Zatwierdź!

Trochę zbyt paniczne uderzanie w wyświetlane klawisze poprzedziło zamknięcie konsolety i wycofanie się inżyniera z pomieszczenia reaktora. W kombinezonie było zbyt gorąco, żeby poczuł blisko sto stopni różnicy między pomieszczeniami. Ale to jeszcze nie był koniec pracy. Musiał przygotować się na wejście w nadprzestrzeń, a reaktora nie obejmowała “strefa życia”. W końcu dotarł do właściwej części maszynowni. MiTzu odruchowo zaczął podskakiwać gdy jego sensory wykryły Rohana. Prymitywny robo-pies nie orientował się w sytuacji. Choć wyraźnie odczuł zaprogramowaną radość na powrót swojego pana. Rohan chwycił uprząż i przypiął się do ściany w objętej strefą życia częścią maszynowni. Spojrzał na wyświetlacz w hełmie. Ustawił jeszcze tryb odzyskiwania powietrza, bo wskaźnik wskazał 12% pojemności, a jego migający pomarańczowo wskaźnik był przysłaniany przez multum innych czerwonych świateł nadających przerażający wygląd maszynowni.

Skok.

Rohan poczuł znajome szarpnięcie gdy statek wykonał skok. 1124 skok w życiu inżyniera. 328 skok bez bramy. Kiedyś myślał, że do tego przywyknie. Nigdy nie przywykł. Zwłaszcza, że dokładnie rozumiał ideę. Zbierali energię przewyższającą energię słońca. Wszystko po to, żeby przełamać lustro morza Diraca. Pozornej przestrzeni dającej się opisać jedynie za pomocą liczb zespolonych. Tak naprawdę po przekroczeniu tej niewidzialnej granicy statek wchodził w stan pozorny, między materią i antymaterią. Pojedyncze atomy statku przeskakiwały w przestrzeniu łamiąc zakaz Paulinga. Ich statek formalnie w tym momencie nie posiadał masy. Prędkość światła z jednej strony nie była już granicą, z drugiej strony nie istniała w wymiarze pozwalającym na zrozumienie jej przez przeciętnego człowieka. Strefa życia zaś była skondensowanym źródłem interferencji blokującym przeskoki elektronowe wewnątrz organizmów żywych. W strefie życia znajdowału się też procesory Alex. Mniej skomplikowane układy elektryczne i mechaniczne nie były podatne na uszkodzenia wynikające z przesunięcia pojedynczych atomów. Nawet reakcja biegnąca w reaktorze nie mogła pójść w innym kierunku. W końcu system bezpieczeństwa czuwał.

Przed oczami inżyniera pojawiło się wspomnienie trzech kabli przepiętych w inny obwód. Zagryzł zęby myśląc co może pójść źle. Zawsze w takich momentach irytowało go to, że wiedział jak to wszystko działa. Ile dałby za błogosławieństwo ignorancji.

“Wydajność 140% maksymalnej wartości. Moc wzrasta do kwadratu co każde 194 sekundy” Głosił napis na monitorze. Niebieski. Przez moment Rohan się zastanawiał, czy to kwestia pozostania w trybie testowym, czy raczej oprogramowanie nie przewidywało wystąpienia takiego problemu. Szybko odpędził to niepotrzebne rozważanie i sięgnął do najbliższego panelu sterującego. Przez wizjer w drzwiach do pomieszczenia reaktora widział uszkodzenia. 194 sekundy, cholera. Nie miał aż tyle czasu.

Głównym problemem w czasie “pływania” w Morzu Diraca był nadmiar energii. Nadprzestrzeń składała się z cząstek materii i antymaterii, które w równym stopniu łamały zakaz Paulinga o obejmowaniu wakatów elektronowych. Gdy materia statku przemieszczała się to każdy przeskok generowal energię. Dlatego po samym “zanurzeniu się” reaktor należało wyłączyć i chłodzić. Tyle, że pewnych reakcji chemicznych nie można było przerwać. Reaktor musiało rozsadzić. Teraz inżynier myślał jak zminimalizować efekty wybuchu. Jednocześnie odczyty wskazywały kurczenie się strefy życia. Szybko odłączył kolejne systemy. W tym momencie nikt nie przejął się, że bateria ekstraktorów wirówkowych przestała oczyszczać ich ekskrementy i produkować wodę pitną. Systemy syntezy jedzenia też nie będą potrzebne. Kolejnym odciętym systemem było ogrzewanie statku. Przez chwilę walczył ze sobą, żeby otworzyć nawiewy z reaktora do systemów wentylacyjnych, ale jeżeli nastąpi wyciek, to napromieniuje cały statek.

Gdy nastąpi wyciek.

Poprawił się w myślach.

Drzwi komory reaktora wygięły się do wnętrza, a zbrojone szkło syntetyczne pokryło się pajęczyną pęknięć. Dobra, o ile różniczka się nie myliła, to za 98 sekund generator wybuchnie, a taki wybuch w nadprzestrzeni stworzy nową gwiazdę. Nadał komunikat na mostek. Lakoniczny, ale taki był Rohan.

“Wybuchniemy za 20 sekund, chyba, że wyskoczymy”


Wywołał na konsoli odpowiednie skróty i czekał. Miał zaufanie do ludzi na mostku. Dlatego podał im błędny czas. Żeby przyspieszyć decyzję i dać sobie jeszcze chwilę na reakcję. Nie musiał czekać długo.

Hamowanie.


Skok zakończył się przedwcześnie. Fenomen. Będą się o nich uczyć z podręczników nawigacji, inżynierii i innych. Nawigator zrobił swoje. Teraz jeszcze inżynier musiał.

Kompozytowe nogi wyprostowały się błyskawicznie. Rohan przełączył się na mobilną konsoletę, żeby nie tracić czasu. Jedno, drugie, trzecie kliknięcie i otworzyły się kolejne grodzie. Nadmiar energii przekierowano do silnika nadprzestrzennego. Jonowy dawno by spłonął. Czerwone alarmy na przenośnej konsoli wskazywały, że nadprzestrzenny też spłonie bezpowrotnie. Grodzie uwolniły nadmiar energii zgodnie z obliczeniami Rohana. Patrzył nadal w konsoletę, gdy drzwi broniące dostępu do reaktora wyrwane siłą wybuchu cisnęły nim o przeciwległą ścianę. Na moment rozległ się alarm dekompresyjny w kombinezonie. Podłączenie tlenu, który się ładował zerwało się. Na szczęście kombinezon zamknął uszczelkę i Rohan nadal mógł działać z 41% zapasem. Unosił się bezwładnie. Ale żył! Udało się. Grodzie pozwoliły wyprowadzić energię wybuchu reaktora przez silnik za statek. Przestrzeń kosmiczną rozdarł “mistyczny promień śmierci” a to, co wyrwało drzwi i pchnęło Rohana sam inżynier nazwał w głowie “pierdnięciem towarzyszącym”. Gdyby za ich statkiem była planeta, to prawdopodobnie zabiliby na niej całe życie. Na pewno wywołaliby atomową zimę.

Na szczęście kosmos ma dość sporo wolnego miejsca. Energia wybuchu rozproszyła się, zabierając ze sobą bezpowrotnie ich silnik nadprzestrzenny. Za to osłona reaktora była wszędzie dookoła. Powbijana w ściany.

Krajobraz po bitwie.

Wskazania kombinezonu potwierdziły przypuszczenia Rohana. W maszynowni nie było powietrza. Szybko dojrzał otwór wielkości dłoni. Odbił się w jego stronę sięgając po pancerz w spraju. Szybował kolejne metry w pomieszczeniu i na moment odwrócił się. Po drugiej stronie maszynowni zobaczył otwór w miejscu jednej ze ścian. Wyrwa miała jakieś trzy metry średnicy. Inżynier schował pancerz w sprayu i odetchnął głęboko. Musiał zająć się innymi problemami.

W komorze reaktora brakowało jeszcze więcej ściany. Reaktor był rozerwany. W powietrzu rozgrzane izotopy formowały okrągłe krople. Rohan ucieszył się, że grawitacja nie działa. Przy gęstości tych materiałów te krople ważyłyby po dwadzieścia kilogramów.

Inżynier z trudem odbił się z powrotem do maszynowni. Zastukał dwa razy w hełm. Włączył komunikację głosową. Usłyszał komunikat z mostku.
- Straciliśmy część maszynowni, silnik nadprzestrzenny, mamy dekompresję i wyciek radioaktywny. Poza tym ze mną dobrze. Jeżeli macie wolne moce przerobowe, to nie będę narzekać na pomoc. Alex, jesteś? Odetnij maszynownię na jakiś czas i podaj mi uprząż spacerową. MiTzu! Gaśnica!

Po chwili przez wyrwę w ścianie maszynowni wleciał sześcian nie przypominający już psa. Popychał przed sobą dużą czerwoną butlę. Alex z jakiegoś powodu nie podała uprzęży. Być może komunikat nie dotarł. Albo problemy przerosły ich SI. W końcu inżynier wyciągnął ręcznie uprząż awaryjną z podłogi. Pozwalała ona na ruch w obszarze kilku metrów. Cóż, to musiało wystarczyć. Wpiął linę do pasa, pochwycił gaśnicę i poszybował do ich nowego, mobilnego Czarnobyla. W zasadzie nie było czego ratować.

- MiTzu, Burzyciel! Aport!

Sześcian wyleciał na zewnątrz.
Rohan gaśnicą spróbował odepchnąć unoszące się wkoło krople promieniotwórczego paliwa. Już pierwsze odpalenie gaśnicy pchnęło nim o w stronę ściany maszynowni. Jęknął przy uderzeniu o ścianę, po czym odbił się z powrotem, żeby ocenić skalę zniszczeń. Nie było sensu gasić reaktora. Inżynier wiedział, że reakcji nie da się zatrzymać. Zaczął zwalniać zaczepy reaktora. Nie było powodu taszczyć ze sobą śmiecia. 194 sekundy do kwadratu mocy. Jakaś godzina do kolejnego wybuchu. Dwa z sześciu zaczepów zwolnił bez problemu. Trzy były rozerwane wybuchem. Ostatni był nadtopiony. Rohan spróbował rozciąć go multinarzędziem. MiTzu wrócił z młotem.

- Tnij przewody.

Robot uruchomił mini palnik i zaczął rozcinać szereg kabli.
Plan był prosty. Wybić młotem resztki reaktora gdzieś w kosmos. Rohan aktywował magnesy w kombinezonie, żeby nie odbijać się z każdym uderzeniem w nieokreślonych kierunkach. Machanie młotem było miłą odmianą po intensywnej pracy umysłowej.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 18-09-2017 o 13:52. Powód: Dodano informacje o zaczepach magnetycznych, edytowany fragment podkreślono.
Mi Raaz jest offline