Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-09-2017, 13:20   #199
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
DOMINIUM

Pierwszy raz Wieloświatowcy zostali przysłani przez Potęgi pięć cykli temu. Tak dawno, że nikt już nie pamięta tamtych czasów. Rzucili wyzwanie sile, która zniewoliła Dominium i którą nazywano Kowalem Łańcuchów i na jego miejsce wynieśli nowego władcę, który powoli pogrążył się w szaleństwie i w szaleństwie pogrążył świat, którym miał się opiekować. Psy’Ghor, tak go zwano, chociaż jego prawdziwe imię pochłonął mrok zapomnienia. Kiedy Róża zaczęła krwawić Wieloświatowy przybyli ponownie, obalili Psy’Ghora i wynieśli na władcę Tyrantha. Koło zrobiło obrót i Tyrantha zastąpił Dominator. Po kolejnym obrocie na tron wyniesiono Maskę.

Koło się obraca. Róża krwawi. Szykuje się wojna, która zmieni wszystko.
Na kolejny cykl.

CELINE „CZYSTA FALA”

- Je…stem to…bą.

Odpowiedź przyszła po chwili. Słodko-mdlący oddech owiał twarz Celinie. Pod palcami czuła miękką, przegniłą skórę ustępującą pod jej dotykiem. Jak ciasto lub rozgotowana ryba.

Czuła tę lepkość klejącą się do dłoni. Czuła kości ukryte pod tą odłażącą skórę. Zadrżała. Z odrazy i żalu jednocześnie.

- Jestem tobą.

Powtórzyła istota z celi. I zaczęła szlochać
Z jej przegniłych ust wydobył się żałosne, przeciągłe skamlenie. Ciche, bełkotliwe wycie.

- Prawda, że to żałosne – Celine usłyszała czyjś głos.

Dobiegał zza drzwi, które blokowały wyjście z celi. Głos ani kobiecy, ani męski.

- Wróciłaś, Ren’Wave – powiedział/powiedziała właściciel/właścicielka głosu. – Koło się obróciło. Róża znów krwawi. A my chcemy spytać, po co przybyłaś? Chcesz zniszczyć Maskę?


ARIA TARANIS i TOBIAS GREYSON


Jan’Usz prowadził ich przez plątaninę pajęczyn, Prawdziwy labirynt lepkich sieci. Aria nie mogła ich widzieć, lecz widział je Tobias. A to, co widział nie podobało mu się. Wyczuwał i dostrzegał ruch kątem oka. Coś za nimi szło. Przemykało przez pajęczyny. Śledziło.

Aria też to wyczuwała. Liczne, głodne stworzenia. Szły za nimi czekając, aż zajdzie słońce lub zaplączą się w pajęczyny. A wtedy… zadrżała.
Jan’Usz prowadził ich jednak pewnie, wybierając ścieżki przez labirynt pajęczyn.

Szli i szli. Bez końca. Robiło się coraz ciemniej, co Aria odbierała jako większy chłód, bo oczywiście pozbawiona oczu, nie mogła niczego zobaczyć.
W końcu wyszli z pajęczych korytarzy i stanęli przed oszałamiającym widokiem. Przynajmniej Tobias mógł go podziwiać.

Przed nimi wznosiły się góry na których wybudowana dziwne domostwa, w kształcie grzybów. Pomiędzy dachami latały mewy skrzecząc donośnie. Aria zadrżała. Ptaki skrzek przypomniał jej Gniazdo z którego skoczyła.

Przed linią wzniesień czekała na nich grupa mężczyzn w skórzanych pancerzach i pod bronią – mieli miecze, tarcze i włócznie. Pomiędzy nimi oczekiwała kobieta w dziwnym stroju wampa. Dopiero po chwili Tobias zorientował się, ze to, co kobieta ma na plecach to nie element stroju, lecz odnóża.

Kobieta wyglądała jak skrzyżowanie pająka i człowieka.

- Prządki Nocy dopełniły swojego zobowiązania, władczyni z Arraniz. To są …

- Wachlarz i Burzowy Pomruk. Wiem kim są.

Głos kobiety brzmiał dziwnie znajomo. Budził zarówno w Tobiasie i w Arii jakieś uśpione wspomnienia. Falę… niepokoju.

- Witam w Domenie Arraniz – kobieta zwróciła się do nich. – Jestem…

- Jesteś Arraniz Voormodor – słowa popłynęły z ust Ari bezwiednie. – Władczyni Domeny i Strażniczka Osnowy. Tą, która potrafi widzieć przeszłość i przyszłość. I tą, która strzeże Splotu.

Nie miała pojęcia czym jest Splot i Osnowa. Ale wiedziała, kim jest ta kobieta. Władczynią, która stała z boku, gdy Dominium pogrążyło się w szaleństwie wojny przeciwko Dominatorowi. Władczynią o wiele groźniejszą niż władca Kruczego Gniazda.

- Musimy porozmawiać o wojnie którą tu
taj sprowadziliście.

ENOCH OGNISTY

- Nie. Nie jestem. Ale jego posłaniec też tutaj jest. Też przekonuje mnie i mój lud, aby stanęli w obronie Cytadeli.

Odpowiedź władcy Dominium wyjaśniła jego nerwowość.

- Dlatego mam prośbę byś dał nam czas go odprawić. Zatrzymaj się ze swoją świtą tam.

Prośba była uprzejma. A Enoch wiedział, że nie może rozpętać walki w środku negocjacji. To odwróciłoby od ich sprawy innych. Metoda zastraszania miała sens tylko wtedy, gdy nie będzie postępował jak tyran. Inaczej stracą sojuszników.

Posłuchali więc i udali się na odpoczynek z daleka od armii stacjonującej nieopodal ruin zamku.

Wieczór przyszedł szybko. A po nim zapadła noc.

W obozowisku Ludu Kamienia zapłonęły ognie. Wojownicy Nar również rozpalili własne ognisko i racząc się piwem z krążącego wokół bukłaka. Byli ponurzy i co jakiś czas zerkali w stronę ruin zamku. Czekali na odpowiedź.

Ta przyszła na godzinę przed północą.

W postaci żołnierzy w pancerzach i pod bronią. Na oko ponad setkę dobrze dozbrojonych i opancerzonych rębajłów. Wielu z nich miało w rękach grube okowy i łańcuchy.

Pomiędzy nimi, górując nad resztą, stała istota o łbie zwierzęcia i czterema rogami. Dzika i groźna.

Posłaniec Maski.

- Kurwie syny chyba wybrały stronę - powiedział Graw Nar Graw widząc, jak przed szereg wychodzą kusznicy mierząc w stronę wojowników Ludu Nar.

- Enochu Ognisty – zaryczał rogaty posłaniec Maski. – Możesz się poddać i pójść ze mną. Albo zabijemy twoich ludzi, zakujemy ich w kajdany i utopimy na dnie jeziora. Wtedy ich nieśmiertelność stanie się ich torturą. Ale możemy tego uniknąć, kiedy pójdziesz ze mną do Cytadeli. Mój pan chce z tobą pomówić.

ME’GHAN ZE WZGÓRZA

- Tak. Chcę wojny i dążę do niej za wszelką cenę.

Powiedział Var Nar Var.

- Myślałem…

Drzwi do chaty wodza otworzyły się z hałasem i oboje odwrócili się gwałtownie.

W wejściu stał mężczyzna z kolczastej zbroi. Ale to nie była zbroja lecz kolce przebijające się przez skórę.

- Kent! – Var Nar Var poznał go pierwszy. – Kent od Ostrzy!

Największy szermierz Dominium. Najpotężniejszy wojownik spośród Wieloświatowców. Najgroźniejszy i niepowstrzymany. Stał w wejściu i nie był sam. Za nim, w pancerzach wyglądających jak z liści, stały … elfy. Armia z Puszczy. Wielu. Bardzo wielu.

- Zbierasz oddziały, Var Nar Varze – powiedział Kent. – Jestem.

Potem odwrócił kolczastą twarz w stronę Me’Ghan.

- Witaj, Wiedźmo ze Wzgórza – ton głosu złagodził nieco wydźwięk słów. – Cieszę się, że jesteś tutaj. Była ze mną Szalona Dox.

- Przydałaby się jej lumina – zaśmiał się Var Nar Var. – Gdzie jest teraz?

- Nie żyje. Pochłonął ją duch Tyrantha z Puszczy Mor’Ghul. Ale przekonałem go, by poszedł z nami. On i jego armia nieumarłych kreatur. Tylko ma jedno żądanie. Chce pożreć ducha Maski.

- To załatwione – zaśmiał się Var Nar Var.
 
Armiel jest offline