Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-09-2017, 16:38   #59
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Ani Ulris, ani Dusza nie mieli nic przeciwko wyruszeniu. Wilkołak, podobnie jak Ellisar, zajął się pakowaniem, podjadając przy okazji z zapasów podarowanych im przez kapłankę. Moonria w przeciwieństwie do swych współtowarzyszy, nie jadła. Siedziała sobie spokojnie w wejściu do ich nocnego schronienia i bawiła się swoim kotkiem oraz drugą figurką, która wyszła spod noża Ulrisa, a która zdradzała pewne podobieństwo do wilka. Dziewczynka była przy tym dziwnie cicha, co w połączeniu z brakiem apetytu sugerowało poważne kłopoty. Wcześniejszy entuzjazm towarzyszący przygotowywaniu śniadania, zniknął. Na pytania jednak o to, czy coś wyczuwa lub co też się z nią złego działo, nie odpowiadała.

Nim zdążyli opuścić schronienie, do ich małej grupy dołączyła czwarta osoba. Mizo najwyraźniej nie miał najmniejszych problemów ze zlokalizowaniem miejsca ich pobytu. Biorąc pod uwagę rodzaj magii którą się parał i silne powiązanie z Duszą, miało to swoje usprawiedliwienie. Poprawiło także nieco humor dziewczynce, chociaż nie na tyle by ten wrócił do stanu z dnia poprzedniego
Na pytania o to czy nie widział po drodze niczego niepokojącego, Mizo zdał im relację, która jak nic odpowiadała temu określeniu. Miasto, w którym to mieli spędzić minioną noc, Misertun, zostało doszczętnie splądrowane i częściowo spalone. Zamieszki, jakie rozpoczęły się tam dnia poprzedniego, trwały nadal i istniało ryzyko, że obecne szkody wyrządzone mieszkańcom i budynkom, to dopiero początek. Wszędzie słychać było głosy przemawiające przeciwko elfom i przeciwko królowej. Mizo nie miał przy tym wątpliwości, że Wiedźmy z Vole, maczały w tym swoje palce.

Wieści te zdecydowanie do radosnych nie należały i nawet Ulris powstrzymał się przed warczeniem na demona, uznając widać że w obliczu obecnych kłopotów które zagrażały krainie, jego animozja do towarzysza Moonrii mogła poczekać. Wykazał się w tym przypadku wyjątkową zgodnością z Mizo, albo też na tego ostatniego dobrze wpłynął fakt, iż pod opieką wilkołaka, jego małej podopiecznej nie spadł nawet jeden włosek z ogonka.
Z ponurymi myślami, z wciąż wiszącym nad nimi poczuciem zbliżającego się zagrożenia, wyruszyli w dalszą drogę.


Poruszali się szybko bowiem poranny przymrozek ściął wierzchnią warstwę śniegu, dzięki czemu dawało się po niej iść niemal jak po stałym gruncie, który był te parę centymetrów poniżej. Mizo, który także ową dziwną aurę ciszy wyczuwał i któremu podzielał zdanie towarzyszy iż nie wróży ona niczego dobrego, szybował wysoko nad ich głowami, wypatrując zagrożeń. Nie była to najlepsza pora dla demona, jednak ten nie skarżył się ani nie narzekał. Wydarzenia minionych dni odcisnęły i na nim swe piętno.
Dusza bez żadnych problemów śmigała po białej, skrzącej się w promieniach słońca “posadzce”. Jej delikatne, różowe poduszki łap, delikatnie muskały zamarznięty śnieg, nie zostawiając po sobie śladów. Te nieliczne, które powstawały gdy przystawała, zacierane były machnięciami puszystego ogona. Od powrotu Mizo dziewczynka utrzymywała formę zwierzęcą, co najwyraźniej nie przeszkadzało jej w komunikacji z towarzyszem, którego sylwetka znaczyła się ciemnym punktem na tle błękitnego nieba i niekiedy rzucała na nich swój skrzydlaty cień.
Ulris, także w swej zwierzęcej postaci, sadził potężnymi susami, wyprzedzając nieco Ellisara i Duszę. Co jakiś czas przystawał i albo unosił łeb wysoko w górę, albo pochylał go tak iż nosem niemal dotykał śniegu, węsząc. Nic jednak nie alarmowało wilkołaka na tyle by zawrócić i ostrzec idących za nim elfa i Moonrię.

W ten sposób upłynął im cały dzień. W południe zatrzymali się na krótki postój, w trakcie którego dowiedzieli się, że przed nimi znajduje się kolejne miasto, Vellan. Było ono jednym z głównych miast znajdujących się przy trakcie wiodącym do Yury. Co roku organizowano w nim Wielki Turniej Nemeryjski w trakcie którego w szranki stawali nie tylko rycerze i wojownicy ale i bardzi, magowie, cechy rzemieślnicze i nie tylko. Cała zabawa trwała zwykle pełne trzydzieści dni i porównać ją można było jedynie z obchodami urodzin królowej, które to miejsce miały w samej stolicy i ponoć nie miały sobie równych w żadnym z królestw Zarisu. Opinia ta nie powinna jednak dziwić, biorąc pod uwagę iż organizacja owych obchodów przypadała co roku elfickim rzemieślnikom i artystom.

Nie był to jednak czas ani jednej ani też drugiej uroczystości. Miasto, wedle słów demona, przypominało tego dnia zamkniętą na cztery spusty warownię. Otwarte były tylko dwie bramy, a przy nich czuwały zastępy rycerzy i magowie, sprawdzający dokładnie każdego wchodzącego i wychodzącego. Widać wieści o zamieszkach zdążyły już dotrzeć do rady zarządzającej Vellanem, która nie miała zamiaru ryzykować dobrem i życiem mieszkańców. Wędrowcy zrezygnowali zatem z próby dostania się do środka i zamiast tego wybrali cichsze schronienie do którego dostali tuż przed zmierzchem. Schronieniem tym była położona nad wąską rzeką wioska rybacka. Nie leżała ona bezpośrednio na ich trasie, a wręcz musieli zboczyć z obranego kierunku by do niej dotrzeć. Był to jednak środek ostrożności jak najbardziej uzasadniony, za którym jednogłośnie opowiedzieli się zarówno Ulris jak i Mizo, która to jednogłośność była wyrazem niebezpieczeństwa, w którym znalazła się zarówno kraina, królowa, jak i oni sami.

W wiosce przyjęto ich podejrzliwymi spojrzeniami, nie było w nich jednak wrogości. Tym bardziej gdy do karczmy “Pod Lodowym Mostem” wkroczyła Dusza. Po raz kolejny przeświadczenie o tym, że Moonrie przynoszą szczęście, otworzyło serca mieszkańców i sprawiło że chłodne powitanie odeszło w niepamięć. Podano jadło i napitek, a Ellisar otrzymał szansę by popisać się swymi umiejętnościami ku zadowoleniu zebranej gawiedzi. Był to przyjemny wieczór, pełen muzyki, śpiewu i tańca. Gdy kładli się do łóżek w swych wynajętych pokojach, mogli wręcz mieć wrażenie, że całe zło które ich do tej pory spotkało było tylko złym snem. Że wszystko miało się dobrze skończyć. Że dobro zwycięży.

Wrażenie to prysło o tuż przed świtem. Rozwiały je krzyki i nawoływania. Rozwiał swąd dymu i języki ognia próbujące dostać się do pokoi przez szpary między drzwiami, a framugą. Płonęła karczma, płonęła też wioska. Zło przybyło po ich śladach i wyciągnęło swe podłe łapska nie tylko ku nim, ale i tym, którzy udzielili im schronienia.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline