Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-09-2017, 19:06   #381
Rodryg
 
Reputacja: 1 Rodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputację
Wyprawa przyszłych zakąs… znaczy się smokobójców.

Zapakowali się do wozu, choć też jechali na koniach lub szli pieszo jeśli chcieli. Okolica robiła się ludna, choć gospodarstw nie przybywało. Dreadwood rozrosło się dwukrotnie od ich ostatniej wizyty, choć większość nowych mieszkańców nie żyło w namiotach i ziemiankach. Przed wejściem do miasta zaczęto też budować wały ziemne i palisadę, a nawet coś na kształt fosy. W pobliżu zaczynała się też rozkładać kompania, której sztandar był bardzo dla Eryka znajomy. Wydawało się też, że Salinger skrzyknął chyba wszystkich opryszków w mieście. Do tego były nowe atrakcje w mieście. Takie jak burdel nr 3 dla desperatów i żołnierzy, pokazy wybuchających goblinów, obwoźny trepanator czaszek, Fungarium Gelantarów z wieloma Grzyboludami stojącymi smętnie w zagrodzie., bar wegetariański, burdel dla gnoli i tego typu istot, przedszkole z funkcją lombardu.
- Ja rozumiem burdele potrafią być nieodzowne, przedszkole połączone z lombardem to oznaka innowacyjności, ale kurna bary wegetariańskie?! - Airyd myślał na głos nawet nie zwracając uwagi kto słyszy. W sumie od kiedy miał sztylet z uwięzioną duszom łotrzycy, to zdarzało mu się coraz częściej.
- To to pewnie dla elfów co by sobie zębów na mięsiwie nie połamały… - wtrącił rzeczowo jubiler.
Eryk na razie maszerował przy wozie chcąc zadbać o krzepę kiedy się zmęczy to wskoczy na wóz a za miastem może nawet spróbuje dosiąść Węgielka? Miłe przemyślenia przerwał mu widok proporca - Boginie moje! Na światło Jutrzenki i miecz Dziedziczki to symbol Czarnych Płaszczy! Moja dawna kompania najemna… I co ja mam teraz zrobić? Z jednej strony chciałbym porozmawiać z ojcem i dawnymi towarzyszami, pochwalić się że nie mieli racji i żyje mi się dobrze ale czy oni będą chcieli mnie widzieć? Wiem! Pójdziemy do Pana Salingera dać mu ten sygnet i spytamy się czy on ich wynajął. Może planuje pogodzić się z Lady Hope i pomóc jej w walce o spadek z młodszym Whitcrowem ? Pójdziecie za mną do obozu ? Wasze wsparcie wiele by dla mnie znaczyło… - Po raz pierwszy odkąd poznaliście paladyna Prostaczka wyglądał na wystraszonego.
- Cokolwiek postanowisz, to ja idę z tobą… Mam już pewne doświadczenie z własnymi niekomfortowymi spotkaniami rodzinnymi. - pomyślał o swoim mistrzu i Linei. Warunki na dworku powinny odpowiadać parze przygotowującej się do narodzin dziecka. W po za tym ktokolwiek wychował Prostaczka - musiał być interesujący.
Elphira zastanawiała się czy to miasto kiedykolwiek przestanie się rozrastać skoro zmieniało się co kilka dni. Obecność wałów obronnych i palisady sugerowała że chyba tak, lub ktoś w końcu poszedł po rozum do głowy i stwierdził że lepiej się zabezpieczyć biorąc pod uwagę co potrafiło czyhać w okolicy. Choć obecność najemników mogła sugerować że Salinger “swojego” po dobroci nie odda i po prostu przygotowywał się na konfrontację z Whitecrowem roszczącym sobie prawa właściwie do wszystkiego w okolicy. Zestresowany Eryk trochę ją zaskoczył choć z drugiej strony ona będzie zapewne wyglądać podobnie gdy przyjdzie czas do tłumaczenia się ojcu co robiła przez ostatnie miesiące.
-Jasne że pójdziemy, choć na godzenie się Salingera z Hope raczej niespecjalnie liczę. Czego możemy się spodziewać po tych najemnikach tak w ogóle ? Bo słyszałam ze kompananie najemnicze potrafią być specyficzne. - tutaj spojrzała się na Rachenys dodając - Tak właściwie to gdzie poniosło waszą straż przyboczną ? Poszli “ratować Lorda Geriona” i ni słychu ni widu po nich.
Na hasło “kompananie najemnicze potrafią być specyficzne” Airyd spojrzał na Eryka. Dreszcz go ogarnął, gdy zobaczył, że Prostaczek...
Eryk uśmiechnął się szeroko i podskoczył najpierw do Aryida a potem do Elphiry aby wyściskać oboje - Dziękuje bardzo prawdziwi z was przyjaciele!
- Nie ma za co…. - łotrzyk spróbował się wywinąć z mocarnego uścisku.
Racheny pierwsza w Golarionie tego imienia nerwowo poprawiała makijaż.
-[i] Nie mam pojęcia, ale to oczywiście wina Aeriona. Mój brat jest straszliwie dobroduszny, a oni są przyzwyczajeni do tego, że za wszystko trzeba zapłacić żelazem. Pewnie włóczą się po okolicy i mordują oraz rabują, a za nieposłuszeństwo trzeba ich powiesić na własnych jelitach. Ładnie wyglądam?
Koniec końców udali się do imć Salingera. Przywitała ich tieflingowata sprzątaczka. W Saloonie byli też Gorg Czaszkozgniot i Torag Gobilnobójca pijący piwo, a w przypadku tego pierwszego czytający traktat o geometrii. W pomieszczeniu był jeszcze drow i półogr. Salinger zszedł na dół.
- Czego? - zapytał, a Nys prezentowała się jak najlepiej.
Eryk mając za sobą towarzyszy czuł się znacznie pewniej na widok Salingera padł na kolana i wyciągnął w jego stronę sygnet o którym nie wiedział że jest przeklęty - Szanowny Burdelpapo Salingerze Lady Hope bardzo podobała się obrączka którą przesłałeś. Aby okazać wdzięczność za godne potraktowanie mojej Pani Suwrennki własnym sumptem z pomocą zdolnego jubilera Grzmotozada wykonałem ten oto sygnet jako że nie posiadasz Panie herbu zdecydowałem się na symbol waszej profesji. - Stalowy kutas błysnął żółtymi klejnotami jąder - Mam nadzieje że ta wymiana darów zażegna dawne konflikty i zjednoczy nas we wspólnych wysiłkach przed fałszywym młodszym Whitcrowem.- Zakończył i wpatrywał się w Assmira czekając jego reakcji.
Gdy tylko Prostaczek skończył swą przemowę po sali rozniosło się głośne plaśnięcie. To Elphira pacnęła się dłonią w czoło z niemałym impetem, że zastanawiała się czy właśnie nie nabiła sobie guza. Oczywiście powinna się spodziewać że Eryk przekaże sygnet w najbardziej “Erykowaty i spektakularny” sposób wraz z podniosłą przemową choć chyba na to nie mogła być gotowa. Pokręciła tylko głową nic nie mówiąc, bo niby co mogła dodać ? Jeszcze jakby było mało, to mieli też całą salę jako widownię tego wyczynu. Sama zastanawiała się jak zareaguje Salinger na całokształt. Zgadywała że bycie mianowanym “Szanownym burdelpapą” godziło w jego ego bo z tego co widziała aasimar miał dość wysokie mniemanie o sobie i swych… “włościach”. Bo zapewne uważał całą okolicę za swoją osobistą domenę, trzeba było liczyć że nie uzna tego za zniewagę i nie zastosuje wobec nich argumentu siły.
Airyd zerknął na Grzmotozada i tylko pokręcił głową.
- Witamy szanownego pana Salingera? - powiedział Airyd, by przerwać niezręczną ciszę. W efekcie zabrzmiało to bardziej jak pytanie. Mniejsza jak to powiedział - wrażenia jakie wzbudził Eryk, jakiś tam łotrzyk-kitsune nie wywoła.
Krasnolud prawie, że zgubił szczękę, tak zgłupiał na całą wypowiedź paladyna. Starał się jednak prezentować na godnego rzemieślnika, którym w końcu był. W końcu Eryk robił mu darmową reklamę, a wiadomo i nie wypadało tym gardzić…

Salinger wpatrywał się w pierścień z otwartymi ustami, a potem posłał Elphirze współczujące spojrzenie. Tieflindżka i półogr, nie będący w stanie słyszeć co mówił Eryk, znikli gdzieś na górze. Będący w podobnej sytuacji wstali. Sal wzruszył ramion i wziął pierścień, który nagle zabłysnął i piękne błękitne oczy zmętniały.
- Łaaadnyyy. - rzekł bardzo powoli. Półogr zbiegł z góry i zaczął grać weselną pieśń na skrzypkach, a diablica rozrzucała płatki kwiatków. Półork i krasnolud, którzy byli najbrzydszymi humanoidami jakich widziała podeszli i poklepali Eryka po plecach.
- Grlirp! - wybąkał krasnolud znany Erykowi jako Torag Goblinobójca, który składał się z brudnej brody, pryszczatego nosa i zardzewiałej zbroi.
- Siema Eryś. Ojciec chce na cię paczeć. Kiedy ślub? - rzekł Gorg Czaszkozgniotl, który chyba się uśmiechał, choć spod plątaniny blizn i narośli nie wiadomo było gdzie są usta
- To jest dziwne, nawet chyba jak na niego. - szepnęła Raimiel do Elphiry.
- ERYKU! - wrzasnęła Rachenys.
- O cześć chłopaki! Ślub jaki ślub? Aaa, nie toto POMYŁKA JEST WSZYSCY!- Ostatnie zdanie wykrzyczał żeby przerwać świętowanie następnie wrócił do normalnego tonu - Ja po prostu przekazywałem prezent od mojej Lady Hope tak to już jest kiedy pracuje się dla szlachciców z tatą się chętnie spotkam. Zaczekajcie chwileczkę,... Tak, Jaśniepanienko Ra-He Rys w czym mogę pomóc? - Wypowiedzenie pełnego imienia szlachcianki sprawiło Prostaczkowi wyraźny kłopot ale jednak się udało.
Czarodziejka znów palnęła się w czoło reagując na taki obrót spraw, właściwie to powinna to zrobić kilkakrotnie bo było kilkanaście powodów ale wątpiła czy jej głowa by to zniosła. Znajomi Salingera uznali to za oświadczyny, część bywalców zapewne też jak by tego było mało “burdelpapa” chyba nie załapał aluzji że pierścień był odpowiedzią na jego własny sygnet ze skażonego metalu i po prostu go chwycił. Magia od razu poraziła jego umysł a jej efekty były dość łatwe do dostrzeżenia ale wyglądało na to że w całym zamieszaniu nikt się jeszcze nie dopatrzył, ich szczęście może wyjdą stąd w jednym kawałku nim jego banda oraz najemnicy się zorientują w sytuacji i podejmą działania odwetowe. No i jeszcze wyglądało że Eryk wpadł na swych dawnych kumpli wcześniej niż planowali, przynajmniej zaczął tłumaczyć tą… “pomyłkę” choć bogowie raczyli wiedzieć jak się to tłumaczenie skończyć, no i jeszcze na deser Rachenys wyglądała na przejętą niespodziewanymi “oświadczynami” choć to akurat było całkiem zabawne.
-Naprawdę ? Mi to wygląda na standardowe jego wyczyny mówimy o kimś kto spotykając gargulce zaczął z nimi negocjować po czym zaproponował “przyjacielskie mycie” na znak pojednania. Chyba nawet się po części spodziewałam takiego wyczynu po prostu za mało z nim przebywała… albo to ja za dużo z nim podróżuję i sama dziwaczeję. - Czarodziejka odpowiedziała swej kochance niepokojąco obojętnym głosem kogoś kto nie przejąłby się gdyby nagle do burdelu wpadł smok, stado demonów lub inne “niespodziewane zjawisko”.
Grzmot wycofał się raczkiem pod ścianę, by przypadkiem nikt się o niego nie potknął. W małej salce zaczęło robić się niespotykanie ciasno i głośno, a skromny wojownik, jakim był rudobrody krasnolud, nie do końca radził sobie w takich sytuacjach. Stojąc pod oknem z zewnątrz można było wziąć jego bujną rudą czuprynę, za okaz jakiegoś fikuśnego kwiatka… Wojownikowi było jednak daleko do roślinności… przynajmniej z wyglądu.
Airyd spojrzał na Grzmota zastanawiając się czy i jemu uda się wykluczyć z tych negocjacji prowadzących donikąd. Z Elphirą w tych swoich nastrojach typu “otaczają mnie kretyni”.
Najemnicy popatrzyli po sobie.
- A. znaczy się to ślub między tem laskom i tym tu? A ważne by żarcie i chlanie było, ale ociec sie, ucieszy, że śugujesz lasce, a nie dalej paladynisz. A Jedwabek przesyła pozdrowienia. - rzekł Gorg uśmiechając się wszystkimi trzema szparami, które mogły być ustami.
- Grulp. - dodał Torag i podszedł do Grzmotozada i z jego brody wyleciał albinotyczny mol. Torag wycisnął z czyraka COŚ i trafił w mola, który upadł dymiąc.
- Gabrup? - wydał dźwięk mniej więcej w stronę Grzmotozada.
- Nie wierzyłam, że kiedyś to powiem, ale chyba musimy obserwować rudą ozdobę trawnikową. - Jasmine rzekła cicho.
- Nie będzie żadnego ślubu. Pan Salinger nie ożeni się z jakąś Hope. - zakrzyknęła Nys.
- Oj a liczyłam na ślub. - Sisi posmutniała.
- Zaczniesz dziwaczeć, jak będziesz jeździć nago tyłem na ślepym koniu grając na kastanitach i śpiewając niech żyje Cesarzowa Abrogail. - rzekła Raimiel - Widziałam takie rzeczy.
Gorg policzył osoby towarzyszące Erykowi.
- Ale Eryś, ty nie dorabiasz jako rajfur, co?
- A czy ktoś spytał Hope o opinię? - rzucił Airyd w przestrzeń.
- Ależ ja paladynie! Moja Suwerenka jest prawa i sprawiedliwa zabiłem dla niej demona, ratuje potrzebujących, dokarmiam biednych no i walczę ze złem! A patrzcie jaką fajną zbroje i miecz dostałem za moje heroiczne czyny! Do tego mieszkam we dworku mam ciepłe łóżko i mogę się codziennie myć! - Eryk przypomniał sobie że przechwalanie się jest niegodne paladyna więc zaczął chwali innych - To moi dzielni i wspaniali towarzysze wspomagający mnie w świętej misji! Potężna i niebezpieczna magiczka Elphira, jej narzeczona Raimiel, odważny Pan Aryid mówiący sztyletami, utalentowany wojowniczy jubiler pan Grzmotozad, dzielna, piękna i kochająca panienka Sisi, wielce Szlachetną Jaśnie Panienkę Nys której nie jestem godzien przedstawiać ni opisywać więc powiem jeno że są szlachetnie urodzona jest przyjaciółką mojej Pani i wielki zaszczyt mnie kopie że mnie skromnego zaszczyciła swoim towarzystwem. - Zakończył przydługą prezentacje wspomaganą pokazywaniem paluchem.
- To było… wielce miłe panie Eryku… - powiedział Airyd. W myślach przeanalizował całe wydarzenie, by stwierdzić w umyśle tylko “Tylko coś takiego mogło powstać z Eryka przy takich opiekunach”.

Wzięty we dwa ognie krasnal, postanowił dać nogę na zewnątrz. Decyzja zapadła zaraz po wylocie białego mola, który zginął tak obrzydliwą śmiercią, że wojownikowi zbierało się na wymioty.
- Gdzie mi pan tu pan… z drogi! - Przepychając się łokciem, dopadł drzwi i wyszedł na ulicę, oglądając się dokładnie, czy nie został ochlapany wymazami z… krosty.
Bogowie… skąd się takie istoty brały?! Żeby w biały dzień… wśród innych… ble.
Obserwując znajomych paladyna Elphira mogła się domyślić skąd wzięło się jego usposobienie no i całokształt jego osoby. Kątem oka obserwowała ewakuację biednego krasnoluda, nie żeby mu się dziwiła zważając na “okoliczności”. Czarodziejka wpierw chciała zaprotestować na Erykowy przesadny wywód o jej mocy ale zamiast tego poczerwieniała gdy ten przedstawił Raimiel.
- N-Na-Narzeczona ?! Nie przesadzajmy j-jeszcze za wcześnie na to… zaczęła nerwowo tłumaczyć przeklinając Erykową tendencję do upraszczania spraw który w głowie już ją wyswatał.
- E tam narzeczona. - Raimiel spąsowiała i chwyciwszy Elphi w pasie od tyłu, pocałowała w policzek.
- Na razie jesteśmy tylko zakochaną parą.
- Sądziłem że jak się kto z kim grzmoci na wyłączność to są nerzeczeństwo wybaczta pomyłkę. - Wyjaśnił swą pokrętną logikę ex najemnik.
Gorg zrobił, coś co mogło być zdziwioną miną.
- Elphira potężna, co jednym czarem ugotowała Valdowi - palownikowi oczy, jednym spojrzeniem pozbawiła Satriusa rozumu i na jedno jej słowo tłum zbirów odstąpił od niewinnej niewiasty? - rzekł z podziwem.
- Eeee, i jest moją dziewczyną. - rzekła skonsternowana Elfka.
- Eeee, nie nazwałabym tego ugotowaniem, słów było kilka a z Satriusem to… a co będę tłumaczyć… - równie szybko jak wzięła się za tłumaczenie tak szybko sobie darowała bo raczej nic by to nie dało. W końcu zarówno starcie z Valdem i sytuacja z Nys zdarzyły się dosłownie kilkanaście metrów stąd przy świadkach a i tak obydwa zdarzenia zrodziły takie wyolbrzymione historie. Więc jej tłumaczenia chyba niewiele by zmieniły mimo że była mowa o jej wyczynach choć zastanawiała się czy coś z tego wyniknie. Jak jakiś zbłąkany czarownik chcący się wykazać w magicznym pojedynku gotów rzucić jej wyzwanie lub żądny sławy “bohater” gotów do “wyzwolenia” okolicy spod terroru “Elphiry Straszliwej”.
- A pan Eryk to pokonał dwa demony, o dwa więcej niż ktokolwiek, kogo znam. - dodała Sisi.
- Jam jest jeno narzędziem woli Dziedziczki i Jutrzenki bez ich mocy i wsparcia z pewnością bym poległ Panienko Sisi.- Wtrącił skromnie Paladyn.
- A Airyd zabił olbrzymiego ślimaka i we wszystkim pomagał. - dodała Jasmine.
- Łatwo nie było! - łotrzyk uniósł zamaszyście ręce nad głową.
-Bo to wredny ślimak był… - dodała czarodziejka.
- Nie jestem niewinną niewiastą! - zawołała Nys oburzona - Panie Salinger, niech pan nie słucha tych kalumnii!
- Nie wątpię… - Airyd odkaszlnął do Eryka.
Prostaczek pokiwał łotrzykowi głową z uśmiechem wspominając upojną noc w stodole.
-To jest powód do oburzenia ? - Elphi spojrzała z niedowierzaniem na szlachciankę.
Salinger jednak nie słuchał, tylko oglądał przywoływaczkę z góry do dołu. Uśmiechnął się
- Pierdolić? - zapytał.
- Pewno! - odparła Nys zachwycona.
- Za moich czasów dziewczyny nie były tak łatwe - mruknęła sztyleta.
- Związki prominentów zawsze są TAKIE skomplikowane… Ale grunt by obie strony chciały naraz. - podsumował Airyd. W duchu zaś dokonał naprędce analizy. Tu chyba nie zapowiada się żaden tradycyjny związek z mamą i tatą powstały z miłości, z miłości poczęte potomstwo. Albo miłość z partnerami obu płci, tacy co lubią próbować różne rzeczy (Eryk), czy zapowiedź związku powstałego poprzez korzyści rodu. W wypadku Nys z Salingerem proszono się o walka o dominację w sypialni…
- “Choć kimże ja jestem, by ich oceniać?! Próbuję przywrócić ciało duchowi łotrzycy uwięzionej w sztylecie?! “ pomyślał.
Elphira nie mogła zrobić nic innego niż ponownie palnąć się dłonią w czoło na widok specyficznych “zalotów” między Rachenys a Salingerem choć chyba i tak nazwanie tego w ten sposób było przesadą.
- W którym miejscu widzisz tu ten skomplikowany element ? Bo chyba prościej się nie da… -spojrzała się na Airyda wymownie.
- Elphiro, Elphiro… - poklepał czarodziejkę po ramieniu. Po chwili przysunął ją do siebie tak by ucho dziewczyny znalazło się blisko jego ust. Syknął półgębkiem: - Oni z tych co uwielbiają pokazywać jacy są niezwykli, niezależni, skomplikowani… No na pewno że niezwykli… To jak ma coś z tego wyjść trzeba potakiwać, że cokolwiek robią jest niezwykle i wyjątkowe. Choć przed chwilą dali kawę na ławę. Właściwie walnęli nią ze tukiem. Ale dla świętego spokoju będę udawał, że to skomplikowane. Bo najszybciej im przejdzie. Szybciej i bez trupów. Inaczej niż tej parce małolatów z dwóch zwalczających się rodów, co stwierdziła, że się kochają i wezmą po cichu ślub. A potem przez nich doszło nie tylko do podwójnego samobójstwa, ale i trupów po obu stronach. A Racherys i Salingerowi grozi najwyżej upojne bzykanko.
- Ja tam uważam że to urocze! Miłej Zabawy łobuziaki! - Zawołał Eryk radośnie za odchodzącą parą - Nie smuć się Torag Grzmot jest odważny w walce lecz nieśmiały w sytuacjach towarzyskich i pewno się zawstydził jak mu taki miły komplement na dzień dobry walnąłeś. - Pocieszał Toraga mimo długiego niewidzenia się z nim wciąż pamiętał jak odcyfrować jego mowę - To co chłopaki prowadźcie do taty. - Poprosił najmitów.
Nys popatrzyła na Salingera i namyślając się z palem przytkniętym do piliczka palcem.
- Wrócimy za dwie godziny. - rzekła i zaczęła ciągnąć wyraźnie zadowolonego Salingera na piętro. Tieflidżka wysmarkała się koszulę półogra.
- Mówiłem… - syknął Airyd do Elphiry.
-Myślicie że powinniśmy ich powstrzymać ? Bo chyba nie jest tak do końca sobą, chociaż… - szepnęła do elfki i łotrzyka czarodziejka ale po chwili zastanowienia przypomniała sobie co stałoby się z Hope gdyby nosiła skażony pierścień. No i wyglądało na to że Salinger był zainteresowany Nys już wcześniej a magiczne ogłupienie po prostu wyeliminowało element manipulacji i krycia się ze swymi zamiarami.
 
Rodryg jest offline