Śladów Ianusa nie udało się odnaleźć. W pomieszczeniach gospodarczych okalających dziedziniec nie udało się też znaleźć żadnych szat, choćby w najmniejszym stopniu przypominających te noszone przez kapłanów. Pozostawała droga w dół.
Schody, którymi zeszli w dół, wybrali na chybił trafił. Poszli tymi z lewej strony ołtarza i posągu. Były szerokie i wygodne. Zakręcały szerokim łukiem, a w miarę jak schodzili w dół, temperatura powietrza spadała. Pojawiał się też zapach. A właściwie fetor - słodki i lepki odór śmierci. Gdy zeszli na dół i schody zakończyły się bezpośrednio w długiej, szerokiej i wysoko sklepionej hali, od razu wiedzieli gdzie są. Znajdowali się w kostnicy. W pomieszczeniu, długim na mniej więcej trzydzieści metrów, stały równe rzędy kamiennych postumentów. Spod sklepienia, na łańcuchach zwieszały się jaśniejące zimnym światłem kryształy, które chyba równocześnie były źródłem chłodu w kostnicy. Na połowie z około trzydziestu kamiennych stołów leżały, przykryte purpurowymi całunami ciała. W ścianie po prawej stronie, w połowie sali znajdowały się drewniane, dwuskrzydłowe wrota, z obowiązkowymi freskami przedstawiającymi czaszki i kwiaty, symbole Anh'Bajil.