Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-09-2017, 21:18   #20
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Marie prowadziła Madam korytarzem z powrotem w stronę sypialni by później skręcić w stronę salonu, w którym czekali sabatnicy.

A przynajmniej mieli czekać.
Za jednym z zakrętów kobiety natrafiły na martwego sługę Marie, olbrzymi barczysty ghul leżał bez życia z odrąbanymi ramionami. W pobliżu było jednak wymownie mało krwi, mężczyzna został dokładnie spity.
Kilka kroków dalej stała dumnie obca postać.


- Odczekaliśmy chwilę jaką zajmuje przejście z twojego leża do salonu, Ekscelencjo… - posługująca się nowojorską angielszczyzną wampirzyca zaakcentowała ostatnie słowo nadając mu cynicznego zabarwienia.
- Błąd, którego nie zamierzam popełnić - zaśmiała się Marie rzucając się do przodu z wyskoku, odpychając się kończynami od nie tylko od podłogi ale i od ścian i sufitu. Zanim dopadła jednak nieznajomą, w locie drogę przecięła jej inna jeszcze postać.


Kolejne, sądząc po aurze, dziecko nocy objęło Marie w pasie i sprowadziło na ziemię, sprawiając iż obie zatrzymały się tuż pod stopami niedoszłej ofiary arcybiskup.

Madame westchnęła. To tak bardzo nie był jej żywioł… do tego ta dziwna zbroja i broń.
- Przed ekscelencją należy paść. - Powiedziała głębokim, nabierającym z każdym wyrazem coraz bardziej nieprzyjemnego charakteru głosem.
Obcą wampirzycę zamurowało, Po pierwsze, chyba dopiero zauważyła Madam, po drugie, wyglądało na to, że naprawdę zamierza upaść na kolana.
Gdyby oczywiście mogła na nie paść - Marie jeszcze starając się uwolnić od uchwytu i kłów drugiej napastniczki, machnęła na odlew wciąż trzymanym w dłoni kościanym ostrzem. Nieumarła krew buchnęła z ud oczarowanej przez Madam kainitki, zwiastując rozwód nóg z resztą ciała.

W powietrzu pięknie zapachniało czerwienią. I pomyśleć, że właśnie miały coś zjeść. Belle wycelowała broń w drugą wampirzycę i oddała strzał.
Marie i jej stręczycielka szamotały się na posadzce. Druga wampirzyca przynajmniej w parterze wydawała się zdolna powstrzymać arcybiskup przed powstaniem. Przynajmniej przez jakiś czas.

Trafić we właściwą głowę, sztyletem czy strzałą, byłoby rzeczą niepodobną. Jednak kuli wystarczył tylko ułamek sekundy, jedno odsłonięcie.
I takie właśnie wybrała Madam śląc ołów w czaszkę nieumarłej murzynki. Belle nie udało się co prawda uśmiercić wampirzycy a jedynie otworzyć czoło i obnażyć sine mózgowie. To jednak wystarczyło Marie, która wgryzła się w rzeczoną tkankę, niczym w zastygły, waniliowy budyń. Czarna zastygła w bezruchu. Beznoga wampirzyca wrzeszczała i odczołgiwała się w głąb korytarza.
- Brać ją! jest tutaj!

To był moment, w którym Madame uznała za słuszne przyjrzeć się swojej broni i sprawdzić ile ma naboi. W magazynku zalśniło 7 lśniących łusek. Teraz pozostawało mieć nadzieję, że wrogów nie będzie więcej. Oddała kolejny strzał w głowę czołgającej się wampirzycy.
Tym razem czaszka prysła na wszystkie strony niczym przebity balon z czerwoną farbą. Marie zdążyła podnieść się z ziemi.
- Łatwiej już chyba nie będzie - powiedziała kiedy korytarz przed nimi stał się jakby jeszcze bardziej ciemny niż przed chwilą.
- Tak… teraz może być raczej trudniej. - Madame wyostrzyła zmysły, oczekując co ciekawego może zaraz do nich dołączyć.

Coś się zbliżało. Tyle Madam wydedukowała ze swoich zmysłów na moment przed tym gdy cieniste macki owinęły się wokół nadgarstków Marie. Ramiona zdawały się wychodzić z samego cienia, niczym mara z koszmaru, czy fantazja jakiegoś reżysera.
- Puść ją. - Belle wydała rozkaz tak jak wydała go dla motoru by puścił Ziga.

Ale macki nie słuchały, można było się jednak nimi mocować, co robiła Marie.
- Jest gdzieś z przodu. - wysapała zaciskając wściekle kły.
Madame ruszyła biegiem przed siebie. Była ciekawa czy przestanie coś widzieć wchodząc w tą ciemność.

Jej intuicja niestety nie zawiodła. Gdy tylko znalazła się w cieniu, straciła jakąkolwiek orientację, choć mogła zawsze trzymać się ściany. Wampirzyca zeszła na prawą stronę korytarza i ruszyła sunąc uzbrojoną dłonią po ścianie. To cholerstwo musiała się gdzieś kończyć. Ostrożnie stawiając krok za krokiem nasłuchiwała jakiegokolwiek ruchu.
Tym sposobem Madam niemal wpadła na dwie kobiety


z których owe macki brały swój początek. W zasadzie wyglądało to trochę, jakby wampirzyce miały ośmiornicze ramiona zamiast tułowia czy nóg.
Gdy tylko przed Belle zamajaczyło coś innego niż ciemność uniosła spowrotem broń. Wycelowała w głowę, pierwszej z brzegu wampirzycy i oddała strzał.

Co było ostatnią rzeczą jaką była w stanie zrobić nim kłębowisko macek ją dopadło. Cieniste ramiona obkręciły się w okoł każdej kończyny wampirzycy, naszły na hełm, nie pozwalając nawet ocenić, czy strzał był celny. Belle czuła jak pancerz trzeszczy, jeszcze trzymał, chroniąc ją przed zgnieceniem, ale jak długo?
Wampirzyca powstrzymała przekleństwo. Była ciekawa na ile jej moc zadziała gdy jej ciało niemal w całości pokrywało to coś. Na tyle na ile miała możliwość, pozwoliła swojemu wizerunkowi przybrać przerażającą formę.
Znów, same macki wydawały się całkowicie oziębłe na uroki Ventrue, jednak te powstrzymujące Belle przed samym poruszaniem się, wydawały się słabnąć. Ta przesłaniająca wampirzycy wzrok przesunęła się nieco, pozwalając Madam dostrzec, że dwie sabatniczki odstąpiły od niej znacząco.

Belle czuła jak jej apetyt zaczyna rosnąć.
- Zabierz te macki. - Wydała polecenia, najpierw jednej, potem drugiej wampirzycy.

Macki zaczęły więdnąć, gdy na Belle zwaliło się ogromne cielsko nowego napastnika. Smród i ociekające trupim jadem kły nie pozostawiały wątpliwości co do natury osobnika. Wielgaśny Nosferat wepchnął przez szczelinę w hełmie Madam swoje paskudne paluchy, skutecznie kneblując jej usta.
- Zamilcz wiedźmo! - wrzeszczał maszkaron szarpiąc całą głową Ventrue co raz to w górę to w dół. Zaprawdę, gdyby nie chełm, najpewniej roztrzaskał by wampirzycy czaszkę. Gdy tylko macki poluzowały chwyt na jej ręce. Belle podniosła dłoń z bronią do głowy Nosferatu i oddała strzał.
Wielkolud był jednak nie tylko śmierdzący, paskudny i silny. Był też wprost proporcjonalnie szybki. Jego paskudne kły wgryzły się w nadgarstek Belle… a przynajmniej próbowały. Wampirzyca z zadowoleniem usłyszała dźwięk kruszącej się kości. Dalsze strzelanie nie było jednak na razie opcją.
I oby pancerz wytrzymał ciosy wampira. Belle ugryzła uniemożliwiające jej mowę pazury i zaczęła z nich łapczywie pić.

- Aj!!! suko!!! - ogromny wampir zawył na wyjątkowo cienką nutę, szarpnął uwięzioną dłonią tak gwałtownie i z taką siłą, że Belle dokładnie słyszała jak kręgosłup pęka w jej własnej szyi a w ustach krew nosferata miesza się z jej własną.

Wtedy jednak zarówno na Belle jak i leżącego na niej Nosferata padł nowy cień. Belle puściła świeżo wypitą krew w obieg, starając się zaleczyć nowe złamanie.


Zza wampirzycy wyłoniła się z mroków bestia, którą trudno było nawet przypisać do jakiejś znanej Belle kategorii. Definitywnie był to wampir, jednak było tam coś jeszcze, coś okropnego. Madam nie potrafiła jeszcze dokładnie zrozumieć co. Potwór trzymał jednak w łapsku miecz Marie.
Madame była ciekawa czy Marie w tej formie ją rozpozna. Przeniosła wzrok na siedzącego na niej nosferatu.
- Ja bym zwiewała. - Wycelowała broń w to samo miejsce co poprzednio i strzeliła jeszcze raz, wprost z skroń napastnika.

Nosferat może i był wcześniej zwinny. Ale nikt jeszcze nie był tak zwinny by umknąć kuli w lufie przyłożonej do skroni.
Albo po prostu Madam jeszcze kogoś takiego nie zobaczyła?
Cóż, na pewno nie zobaczyła teraz nic poza karmazynową fontanną. Potwór zaś poderwał ciało wampira za okrwawiony łeb w powietrze i rozerwał na dwie części, zaszarżował na mackowate kainitki.
Wtedy w korytarzu pojawił się nie kto inny jak Zoe.


Lata 80 odcisnęły na Lasombrze swój ślad, ale Madam i tak go rozpoznała. Na tą krótką chwilę nim wampir zmienił się w chmarę wirujących cieni. Belle powoli zaczynała czuć, że chyba zacznie nienawidzić tego klanu. Była ciekawa czy więzy krwi z tych drobinek, podawanego na radach vitae jeszcze działają. Spróbowała odszukać, dwie pozostałe Lasombra.

Wyglądało jednak na to, że co żywe i nieżywe pochowało się w cieniach. Albo może na odwrót? Potwór którym była (chyba) Marie kroczył przez pusty korytarz. Pozostawało pytanie, co czeka dalej? Belle potarła kark upewniając się czy udało się jej zaleczyć nadłamane kości i powoli podniosła się z ziemi. Przeszła nad leżącym truchłem nosferatu i ruszyła za Marie.

Marie kierowała się w stronę klatki schodowej, korytarz wydawał się pusty aż do półpiętra, tam bowiem ze wszystkich stron wypełzły kolejne cieniste ramiona, starając się pochwycić i unieruchomić nieumarłego potwora.
Madame rozejrzała się szukając twórcy macek. Gdzie się nagle podziały wszystkie ghule Marie? To było naprawdę dobre pytanie. Macki wydawały się nie mieć właściciela, była ich cała chmara i choć nawet one nie mogły naprawdę zranić potężnego nieumarłego jakim była Marie, to mogły go jednak unieruchomić, Ze schodów zeszły teraz dwie widziane wcześniej wampirzyce, tym razem miały w dłoniach siekiery. Belle wycelowała. Zostały 4 naboje, ale przeciskanie się obok wielkie Marie i tak było słabym pomysłem. Wystrzeliła, celując w głowę jednej z wampirzyc.

Jakieś wściekłe stworzenie opadło na plecy Madam, gdy ta pociągała za spust. Kula chybiła celu. Pistolet wypadł wampirzycy z dłoni.
- Strasznie jesteś spięta, rozluźnij się. - poradziła osóbka uderzająca raz po raz tasakiem w szyję Belle.


Szczęśliwie pancerz wciąż trzymał. Teraz madame nie powstrzymała już przekleństwa.
- Zaatakuj tamte dwie. - Wskazała na górę schodów.

Wampirzyca przekrzywiła głowę, po czym rzuciła się w kierunku schodów. Tam dostała na odlew ogonem Marie, któremu udało się oswobodzić z uścisku macek gdy jeden z toporów opadł na udo arcybiskup. Monstrum zawyło z wściekłości. Tymczasem pancurka usilnie starała się przepchać do dwóch koleżanek.
- Co robisz wariatko! - wrzeszczała na nią jedna z sabatniczek.

Madame ruszyła w kierunku Marie, nadal czuła tępy ból na szyi, ale chciała pomóc kochance. MIała serdecznie dość tego zamieszania. Czyżby to była sprawka Zoe? Czyżby sam zechciał zostać arcybiskupem?
Stanęła kilka kroków od macek, chwytając upuszczoną broń i ponownie użyła swego daru, mając nadzieję, że tym razem zadziała. Skupiła wzrok na wampirzycy, która zaatakowała jej kochankę.
- Wypuść ją. - Jej głos poniósł się po korytarzu.
Dwie macki puściły, tyle wystarczyło, by Marie uwolniła swoje ramię. Potwór machnął nim tak szybko, że w zasadzie trudno było wychwycić korelację pomiędzy tym gestem a eksplozją głowy jednej z wampirzyc. Tymczasem cienista materia macek zaczynała zacieśniać się wokół pancerza Madam.
- Zabierać te macki. - Belle niemal warknęła, starając się utrzymać presję na wampirzycach. Zaczynała mieć jednak obawę, że jest to twór starego dobrego Zoe, który grzecznie chowa się po kątach za swoimi podopiecznymi.

- Zaczekaj! - głos Zoe rozległ się gdzieś niedaleko - czy ty wogóle wiesz z kim przystajesz, siostro?
- Hm… a ty wiesz z kim ona przystaje, Zoe? - Belle nie przerywała presji. Na górze była jej kochanka. On był wampirem, który zdradził Marie tak jak mógł zdradzić ją.
- Z kimś potężnym oczywiście, mam również nadzieję, że z równie inteligentnym by widzieć świat takim jakim jest naprawdę, a nie takim, jakim chce go widzieć ten potwór. - na schodach Mariw szarpała się, powodując drżenie samych murów, na pancerzu belle zaciskały się macki, zaś głos Zoe wciąż kontynuował.
- Opowiedziała ci o krucjacie przeciw bestii? przeciw “bogu” nie mylę się? zapomniała zapewne jedynie dodać, że to ona sama jest tym czymś.
- Marie jest pod moją opieką. - Belle odpowiedziała spokojnie, zgodnie ze swymi uczuciami. Teraz i tak nie byłaby w stanie jej opuścić. - Radziłabym opuścić to miejsce, chyba że podoba ci się ta krwawa jatka.
- Och opuszczę, tym nie musisz się martwić, ale czy ty zdołasz? - Belle uświadomiła sobie, że poza szamotaniem się Marie, nie słychać już żadnych innych dźwięków. Czyżby to wszystko była tylko jakaś gra na czas?
Wtedy też Belle poczuła charakterystyczną woń benzyny. Chwilę później cienie wokół Madam zelżały pozwalając jej się uwolnić, a w korytarzu który okupowała Marie wybuchły płomienie. Wampirzyca odruchowo cofnęła się, wychodząc z objęć macek, jednak cały czas szukała sposobu by pomóc swojej kochance, kochance którą ogarnął szał. Oplatające ją macki ustąpiły równie lepkim językom ognia. Sufit zatrząsł się. Zew krwi pchał Belle ku Marie, z drugiej strony rozsądek nakazywał ustąpić przed rozszalałym i na pewno głodnym potworem. Madame ruszyła w stronę swojej kochanki. Musiała ją z tego wyciągnąć. Nie mogła stracić kolejnej ukochanej istoty. W głowie powtarzała sobie tylko, że i tak miała już nie żyć.

Płonąca Marie pognała rycząc wściekle schodami ku górze, Belle ruszyła jej śladem.


Dopiero kiedy obie stanęły w ogarniętej płomieniami sali, potwór zwrócił uwagę na Madam. Atak Marie był tak gwałtowny, że Belle nie mogłaby zareagować, nawet gdyby chciała. Nagle potwór ciasno oplatał ją z każdej strony, jego kły penetrowały ciało Ventrue głęboko. Krew uchodziła szybko i Belle szybko zrozumiała, że zaraz po vitae, przyjdzie pora na jej duszę. Gdzieś w zakamarkach swojego umysłu Belle słyszała śmiech Michaeli, której sama zgotowała taki los.

Madam próbowała walczyć, próbowała walczyć, żeby zachować to kim jest, kim była. Jednak wszystko uchodziło, niczym karta papieru trawiona przez płomienie. Belle pozostawało jedynie przeżywać własną śmierć w tych resztkach osobowości jakie jeszcze miała.
Aż w końcu…
 
Aiko jest offline