Thundertree Eleint, Śródlecie. Poranek
Po odlocie smoka i odpoczynku w drużynę wkradło się rozleniwienie. Mimo że Joris był gotów ścigać smoka choćby i boso, reszta drużyny nie podzielała jego entuzjazmu. Przynajmniej nie w takim samym stopniu. Ignorowany przez Dużych
Stimy zdecydował się wyruszyć do Neverwinter po złoto i informacje, i ani myślał przedwcześnie wracać do Phandalin z dobytkiem drużyny.
Zenobia z kolei nie miała ochoto rezygnować ani ze swojej dwukółki, ani z pościgu za ranną gadziną. Chętny był wracać Shavri, choć to znów znacznie uszczupliłoby moce bojowe drużyny; podobnie jak nieobecność każdego z wojaków.
Torikha leczyła, a z
Turmi nie było co gadać. Konie, które na początku podróży okazały się sporym atutem teraz były tylko balastem; o wozie nie wspominając.
Co prawda
niziołek zaproponował, że za odpowiednią opłatą zarygluje się w jednej z chat i poczeka, lecz
Jorisowi i
Tori niezbyt podobał się pomysł zostawiania niziołka w ruinach pełnych podstępnych krzaków i potencjalnie również nieumarłych. Ale zaświtał im inny pomysł. Konie od biedy można było prowadzić przez las, co do wózka zaś - przecież nikt nie zaglądał do przeklętego Thundertree... prawda?