Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-09-2017, 13:51   #20
KaDwakus
 
KaDwakus's Avatar
 
Reputacja: 1 KaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie coś
Clown Prince of Crime

Było dokładnie tak jak przewidziała - staruszek tylko pozował na takiego groźnego i twardego. Krył się za pomarszczonym pancerzem i stroszył groźnie igły, ale w głębi serca był cieplutki i szczęśliwy, gdy znajdowano pod nim prezenty. Zupełna choinka - pokiwała sama do siebie z przekonaniem, obserwując pełny wesołości wybuch wąsacza w okularach.

Gdy przyszła jej kolej by stanąć przed łypiącymi skanerami uzbrojonej wieżyczki, zwróciła się nieśmiało do groźnego, strażniczego widma.
-Przepraszam bardzo panie Tull, ale mam trochę wbudowanego uzbrojenia, którego nie mogę zostawić na miejscu. Czy może mnie pan związać? Z rękami związanymi za plecami, nie będę w stanie zaatakować pana ordynatora, nawet gdybym chciała... N-nie żebym w ogóle chciała! Noboniecchę! - zakończyła niezręcznie, z trudem hamując falę paniki, podczas gdy jej rozbiegane, przepraszające spojrzenie, pomknęło automatycznie w stronę pozbawionego wyrazu, aparatu optycznego, strażnika. Miała nadzieję, że nie została źle odebrana! Chciała tylko pomóc!

W końcu wszyscy byli gotowi i pochód wyruszył. Prawdę mówiąc spodziewała się, że Pierrot będzie czekał na nich zaraz za drzwiami, była więc w pewnym szoku, gdy Tull przeciągnął ich przez jeden korytarz za drugim, a następnie upchnął ich wszystkich, do tyciej, ciemnej windy. Akurat to ostatnie nawet jej się podobało. Przypominało jej o niektórych, z co bardziej interesujących zabaw z Panią. Uwielbiała te całonocne sesje tulenia, w czasie których była niczym więcej niż pozbawioną kończyn poduszką. A jeśli naprawdę ładnie poprosiła, Pani wyłączała nawet niektóre z jej zmysłów! Proste upchnięcie do ciemnej windy nie mogło się z tym równać, ale pobudzało miłe wspomnienia.

Gdy drzwi windy otworzyły się, jej nosa dobiegła przyjemna woń. Bardzo lubiła wanilię! Sandałowiec interesował ją już trochę mniej, ale razem tworzyły całkiem ciekawą kompozycję.

Ostatni korytarz okazał się najtrudniejszą z przeszkód, które najwyraźniej intencjonalnie, postawił na jej drodze gospodarz. Był długi. Bardzo, bardzo długi, niczym sterylnie białe, tu i ówdzie obite drewnem i wyłożone klepkami, jelito węża... Zaś potwornym strażnikiem tej finalnej przeszkody, okazał się sam czas - miała wrażenie, jakby umyślnie zwalniał, chcąc jak najbardziej wydłużyć ten ostatni etap wędrówki. Tak ją to wyprowadziło z równowagi, że obiecała sobie w duchu, że jakoś się na nim odegra. Na przykład rozbijając jakiś zegarek! Też potrafiła być złośliwa!

W końcu, po czymś, co wydawało się wiecznością, wrota gabinetu otworzyły się, ukazując zaskakująco normalny i przyziemny gabinet. Oraz jego, już nie tak wcale zaskakująco nienormalnego i nieprzyziemnego właściciela, zasiadającego w wysokim fotelu.

Musiała przyznać, że Pierrot robił wrażenie. Upiorne, złe wrażenie, dalece prześcigające nawet groźną aurę jego wielookiego sługi. Był dokładnie jak to, co czasami widziała w swoich koszmarach, a o czym na szczęście szybko zapominała po przebudzeniu - była za to niezmiernie wdzięczna ulotnej naturze snów. Ale teraz to stało tuż przed nią! I tym razem nie było Pani u jej boku, by mogła otoczyć ją ramionami i obetrzeć łzę.
Cztery kuszące kreseczki białego proszku też nie pomagały się opanować. Anja dobrze wiedziała, że pozostanie uzależniona pewnie na resztę życia. Pani wytłumiła jedynie jej potrzebę przyjmowania dalszych dawek, tak by Anja mogła poprawnie funkcjonować. Ale teraz, wystawiona bezpośrednio na pokusę, dziewczyna przełknęła głośno ślinę, rzucając zapraszającemu lusterku, głodne spojrzenie.

Wciągnęła głęboko powietrze do płuc i wypuściła je powoli, licząc do dziesięciu. Uspokoiła się i zapanowała nad własną słabością, już któryś dziś raz, szturmującą wrota jej psychiki. Następnie wykonała najpiękniejszy i najbardziej dworski ukłon, na jaki ją było stać.
-Dziękuję bardzo, panie ordynatorze, ale grzeczne suczki nie korzystają z takich uciech, bez zezwolenia swojej Pani - powiedziała głosem znacznie śmielszym i lżejszym, niż się spodziewała. Uklęknęła też na podłodze, ogłaszając swoje poddaństwo. Zazwyczaj rezerwowała tę pozę tylko i wyłącznie dla swojej Pani, ale te niecodzienne okoliczności wołały o odpowiednią dawkę szacunku i uniżenia, wobec figury kluczowej dla następnych dni jej życia.
-Wezwał mnie pan, panie ordynatorze. Czy mogę jakoś panu służyć?
 

Ostatnio edytowane przez KaDwakus : 21-09-2017 o 00:09. Powód: poprawki stylistyczno-ortograficzne
KaDwakus jest offline