Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-09-2017, 15:53   #71
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Post wspólny



Awanturnicy w ciszy wysłuchali dostarczonych przez Bertholda wieści. Ich miny nie były zbyt wesołe, ale pocieszającym był fakt, że krasnoludy Mordinssona mogą być skore do przejścia na ich stronę.
Między zebranymi doszło do dłuższej chwili ciszy, którą jako pierwszy przerwał zwiadowca.

- Ja bym od razu zaczął od ugięcia głowy żmii- jeżeli siły Cassiniego się rozdzieliły, wyeliminujmy go najpierw wraz z Diderichem.- zaproponował Berthold

Lexa stała gdzieś dalej przysłuchując się wszystkiemu. Wpatrzona w bezkres jasnych i krystalicznych wód, zastanawiała się nad wieloma sprawami, a trzeba było przyznać, że miała o czym myśleć. Sam Cassini był istotny tylko z jednego powodu - ukradł statek jej siostrze, więc musiał za to zapłacić głową i go oddać. Jednak czy teraz był to taki dobry pomysł? A może by tak…

- Płyńmy do Skeggi - odezwała się w końcu, skupiając na sobie zdziwione spojrzenia. Chwilę musiała przetrawić fakt, że jest w centrum uwagi, bo wcale do tego nie przywykła. Zazwyczaj to ona tylko lała po mordzie, a nie przemawiała… Nie potrafiła mówić, a i inni zazwyczaj nie mieli zamiaru jej słuchać. W dodatku nie chciała, by inni domyślili się prawdziwego powodu, jaki nią kierował gdy rzucała propozycję. A prawda była taka, że nie myślała o zemście, a po prostu miała nadzieję, że w Skeggi spotka ojca. Wszystkie te wizje i sny sprawiły, że się go tam spodziewała i właśnie z tego powodu chciała tam zajrzeć… Chociaż na chwilę. Nie pisnęła jednak nawet słowem udając, że zależy jej na tym samym co innym; tylko tak mogła spróbować namówić ich by byli przychylni jej sprawie.

- Skoro mamy statek, to nas już nie nagli odbicie żaglowca Thory. On nie ucieknie… Być może ten czas wpłynie na naszą korzyść. Teraz szykują się do pójścia w głąb dżungli, tak? Jest duża szansa, że większość z nich nie wróci, bo po prostu zdechną, coś ich wpierdoli na pewno. No i jak ich nie będzie, to mniejsza ochrona statków, prawda? Poza tym, nawet jeśli wrócą, to w takim stanie, że większość wyrżnę w pojedynkę… - Lexa na chwilę zatrzymała swój wywód. Była niemal pewna, że mało kto ją słucha. Może Thora co najwyżej. - … Norsmeni mogą nie być nam potrzebni, ale i może się przydać chociażby ich garstka. Oddajmy im statek Cassiniego i skarby, które znajdą na brzegu. Potrzebujemy zapasów jedzenia, też… Wielu z nas też zginęło nie tak dawno, Orrgar… Pamiętajcie, że najwięcej to właśnie z nim udawało mi się wybić, nim reszta z was w ogóle choćby zdążyła o tym pomyśleć - dodała zuchwale z niezwykłą pewnością siebie i powagą. Po chwili jednak odwróciła spojrzenie z powrotem patrząc na fale. Zdawało się, że chce powiedzieć znacznie więcej, ale sposępniała i w ostateczności wzruszyła ramionami, choć nie było to wcale szczere - Zresztą, róbcie jak chcecie…

Sylvain odchrząknął głośno i poprawił skórznię, którą niedawno zabrał ze zbrojowni Harkona.
- Nie wątpię, że twój lud zna się na walce i znajduje się tam wielu doświadczonych wojowników, którzy lubują się w zabijaniu i plądrowaniu, jednak dlaczego mieliby wesprzeć naszą sprawę? Dlaczego mieliby nie pozabijać najpierw nas, a potem przypłynąć tu po łatwe łupy? Zależy mi na śmierci tego skurwiela, ale nic nam po zemście jeśli sami skończymy z odrąbanymi głowami… - Wzruszył tylko ramionami.

- No właśnie… “nic nam po zemście jeśli sami skończymy z odrąbanymi głowami” - powtórzyła po nim Lexa, ale nie zaszczyciła go spojrzeniem - Poważnie jesteś tak głupi by uważać mój lud za bandę dzikusów, czy tylko udajesz, Sylv? Jeszcze do niedawna miałam cię za kogoś lepszego - parsknęła krótko.

- Norsmeni nie zabiją nas i nie przypłyną tu po “łatwe łupy”. Nie jesteśmy tego rodzaju ludźmi, za to mam już namacalny dowód, jakie głąby wypluwa Imperium - tutaj spojrzenie Lexy powędrowało w kierunku Sylvaina.

- Powiedziałam, zrobicie jak uważacie za słuszne, moje zdanie już znacie. Bez wsparcia Norsmenów, może skończyć się tym, co ta tępa fujara powiedziała, a czego rzekomo chce uniknąć - zakończyła machnąwszy głową na rewolwerowca, aby nie było wątpliwości, kogo ma na myśli. ~ Boi się odrąbania głowy, a chce iść na ponad setkę uzbrojonych po zęby chłopów. Bęcwał. ~

- Cassini ma ponad osiem tuzinów marynarzy, a nas ilu jest? Wiem, że możemy po prostu zaatakować ich przywódcę i objąć przewodnictwo, ale to niekoniecznie musi się udać… Bez głowy wyprawy, oni znajdą sobie inną wśród swoich. Ja bym tak zrobiła, nie ugięłabym się przed najeźdźcą. Silny i pewny siebie najeźdźca, to gwarancja, że większość bogactw weźmie on, a nie ludzie wokół niego. - rzuciła oschle czekając, aż ktoś bystrzejszy to przemyśli.

Sylvain nawet nie zareagował na uwagi norsmenki.
- Pomimo tego wszystkiego co mówisz dalej nie powiedziałaś co zaproponujemy w zamian - Rzucił tylko - Ludzie zawsze o coś walczą: o przekonanie, o pieniądze, dla honoru, dla zemsty… To daje nam siłę, aby przeć dalej - Skierował wzrok na chwilę w drugą stronę - Dopóki nie wiedzą o naszej obecności mamy mnóstwo rozwiązań, ta wyspa stoi teraz po naszej stronie. Już raz prawie wszyscy zginęliśmy i to, że tutaj stoję zawdzięczam waszej pomysłowości - Skłonił lekko głowę w geście szacunku, kiedy obrócił się do reszty - Jednak musimy rozważyć wszystkie możliwości - z taką siłą na pewno mielibyśmy duże szansę na zwycięstwo, jednak powiedz mi - jaka będzie ich cena za pomoc?

- A co ja, kurwa, jestem?! Opiekun wycieczki? - zagrzmiała Lexa wyraźnie podkurwiona zachowaniem mężczyzny. No tak, bo najlepiej to negować jej rozmyślenia pod płaszczem “ale nie powiedziałaś jeszcze tego i srego”...
- Sam rusz tym gównem co ci na szyi siedzi, potrząśnij, może coś zadzwoni w środku, o ile nie jest pusty. Naprawdę wymagasz wszystkiego ode mnie po tym, jak drwisz z mojego ludu i kpisz z moich słów? - kopnęła ze wściekłością w stojącą obok skrzynię, przesuwając ją nieznacznie dzięki swojej sile. Zdecydowanie miała już dosyć. I właśnie dlatego, nigdy nie będzie dowódcą.

- Jeb się na ryj, kutasie. Z chujem na łby żeś się pozamieniał.
Odeszła aby przekopać skrzynię jeszcze kawałek dalej, tworząc większą odległość od grupy. Chciała ich słyszeć, ale nie chciała już się wkurwiać bezmyślnością. Usiadła na drewnianym kwadracie i wyciągnęła miecz Harkona. Nawet on zasługiwał na odrobinę zadbania.

Mężczyzna nawet nie zareagował, to były ciężkie dni dla każdego, więc tylko westchnął cicho.
- Nie mówię, że to zły pomysł, ale nie możemy tak po prostu popłynąć do czyjegoś obozu i zażądać pomocy, a niestety nie przychodzi mi do głowy za bardzo nic co posiadamy czego oni nie mogą zdobyć sami - Oparł się swobodnie plecami o ścianę łajby. Lexa jednak już nie słuchała, a przynajmniej udawała, że ma to głęboko.
- Te skurwiele boją się tej wyspy jeszcze bardziej od nas, nie wiedzą co ich tam czeka i możemy to wykorzystać. Eliminować ich małymi oddziałami, wzbudzić w nich strach i powoli zaciskać pętle na ich szyjach.
Nie miał nic więcej do dodania, czekał co zaproponuje reszta załogi.

- Jest jeszcze jedna siła, a jej “pomoc” możemy mieć za darmo. Mówiąc za co ludzie walczą zapomniałeś o jednej przyczynie: w obronie domu. Ostrzeżeni Jaszczuroludzie z przyjemnością wytłuką grupę Cassiniego. Nawet jeśli on i kilku ludzi uniknie zagłady, wracając będą łatwym łupem dla nas - dodał medyk.

-Jeżeli Lexa i Thora - Berthold zaakcentował to drugie imię, jeżeli zdecydowali się na czyjeś przywództwo, to jej zdanie powinno być decydujące - tak uważają, to spróbujmy zdobyć wsparcie Norsmenów. Oni są jako towarzysze broni bardziej godni zaufania niż jakieś “cywilizowane” dupki z Tilei czy Imperium. - Berthold prychnął z pogardą i przeniósł spojrzenie na Sylvaina, a potem na medyka, który wystąpił z inną propozycją.

-Jeżeli chodzi o jaszczuroludzi, to przecież nawet z nami gadać nie chcieli, nie? Chyba że komuś się lepiej powiodło?

- Przecież gadali - zdziwił się medyk - jak ich ostrzegliśmy przed armią nieumarłych to odwdzięczyli się bezpieczną trasą ucieczki z wyspy. A i później pomogli mi uzdrowić Lexę z wampiryzmu. - kiedy Lexa usłyszała te słowa aż podniosła wzrok na Aureolusa. Chwilę na niego patrzyła zaciskając mocno szczęki, ale nic nie powiedziała.

- Norsmeni mogą być nie tak złym pomysłem. - Wolfgang skinął głową w kierunku Lexy. - A czemu, Sylvainie nie zaatakują i nas? - Spojrzał w oczy towarzyszowi. - Bo opłacimy ich skarbami z Miasta Umarłych i może podziałem w łupach. W końcu najemnik to najemnik, a na silny oddział czy trzy zaprawionych w bojach sukinsynów, powinno nam wystarczyć, tak Lexo?

- Zapytał, nie będąc do końca pewnym jak dużo jej pobratymcy sobie liczą za swoje usługi.
- Cassini nie wie że przetrwaliśmy, a gdy już ściągniemy posiłki powinniśmy zaatakować i przejąć statki, kiedy większość wyprawy będzie w głębi lądu. Mając w garści jedyną drogę wydostania się stąd, marynarze tego popaprańca sami nam go wydadzą związanego jak wieprza w zamian za bilet do domu. I tak większość idzie za nim ze strachu. - Spojrzał po wszystkich zgromadzonych, jakby szukając poparcia dla swoich słów.

- Zdobyczny statek, Zemstę, można by przehandlować albo Norsmenom za pomoc, albo naszym z tej zapadłej kolonii. Jednostką Thory wrócimy my, a Ladacznicą reszta załogi. Co myślicie? Thoro? - Przemawiając, Wolfgang wystąpił dwa kroki przed siebie, aby był dobrze widziany i słyszany przez wszystkich. W koszmarnie pobliźnionej, lewej ręce trzymał swój kostur, niedbale podpierając się na nim i mimowolnie gładząc kciukiem bazę złotej, smoczej głowy wieńczącej ozdobny kij.

Zamyślona Thora siedziała z boku bawiąc się niewielkim przedmiotem, który po bliższym przyjrzeniu się można było rozpoznać. Była to karta Eomunda. Dziewczyna wyglądała na rozkojarzoną i była dziwnie wyciszona. Dopiero na dźwięk swego imienia podniosła oczy na Wolfganga.

Inaczej wyobrażała sobie powrót do Norsmanów. Zacisnęła ciasno usta.

Nie tak miał wyglądać jej wjazd na rodzinne ziemie. Przesunęła kartą między dłońmi. Teraz jednak nie chodzilo jedynie o nią samą. Nie wiedziała, czy słowo o jej powrocie - jej i Lexy - wywołała reakcję jakiej się obawiała. Czy może ojciec… westchnęłą w duchu.
Spojrzała na Ulfira.

- Ruszymy po pomoc Norsmanów. - skinęła głową i podnosząc się. Wsunęła kartę do kieszeni - Gadać z nimi będziemy z Lexą, domówim się. Mamy co zaoferować, z pustymi rękoma nie idziemy. - wyciągnęła dłoń do Ulfira, który podał jej zwinięty kawał papieru. - Możemy pokazać i dokładne miejsce skądeśmy przypłynęłi, by jakiekolwiek wątpliwości wymazać. - rozwinęła rulon i pokazała na świeżo przygotowaną mapę - Ale to już na kolejny etap rozmów.

- Z Cassiniego trzeba zrobić przykład, albo nie będzie to niczym więcej, niż pirackim rajdem Norsmenów na imperialną kolonię. - Rzekł milczący dotąd Dorgundsson. - Po jakimś czasie do Starego Świata dotrą wieści o dziwnej bandzie przewodzącej atakiem i rody kupieckie Marienburga zapłacą dużo za nasze głowy. Zatem albo kolonia dowie się o naszych racjach albo muszą zginąć wszyscy - mężczyźni, kobiety i dzieci. Jesteście gotowi mordować dzieci? - Zapytał, choć ton głosu wskazywał, że nie oczekuje odpowiedzi. - Dopadnijmy Cassiniego poza kolonią. Z pomocą Norsmenów lub bez niej.

Thora przykucnęła obok krasnoluda przyglądając się mu bokiem.
- Nie zamierzamy atakować kolonii, lecz z pomocą Norsmenów wywabić Cassiniego i … - uśmiechnęła się - … rozwiązać sprawę.

- Znowu walka, może nawet w dżungli, będzie ciężko i szanse na przeżycie niewielkie… - Borriddim zaczął wyliczać. - Na co czekamy? - Wyszczerzył się, a Thora walnęła go z uśmiechem w plecy aż echo poszło.

- Aż się, kurwa, zdecydujecie! - wypaliła Lexa bez zastanowienia - Już od początku mówię, ale nie, najlepiej się burzyć - fuknęła jeszcze na koniec, rzucając nienawistne spojrzenie Sylvainowi, który miał do niej największy problem.

- No już, już siostrzyczko - roześmiała się na to młodsza Norsmenka - wszystko ustalone. Płyniemy do domu. - spojrzała na Lexę z uśmiechem lecz w oczach wojowniczka dostrzec mogła iskierkę niepewności.
- Skeggi to żaden dom - prychnęła Lexa bardziej pod nosem, niż do kogokolwiek. Thora szybko oderwała spojrzenie od wojowniczki i odwróciła ku Ulfirowi.

- Czyli mamy decyzję - podsumował Berthold, gotowy do działania… - jeszcze jedna rzecz… w Mieście Umarłych znaleźliśmy z Wolfgangiem pewien artefakt powiązany ze Slannami, Kulę Geomantyczną, jest to ryzykowne, ale za jego pomocą można przenosić się w inne miejsca

Erwin siedział na skrzyni w której zgromadził niemały arsenał broni prochowej. Słuchał wywodów towarzyszy nie wtrącając się. Norsmenki chciały udać się po pomoc. Inni chcieli już działać i zemstę sprowadzić na Cassiniego czym prędzej. Inżynier po słowach Aureolusa o wampiryźmie zaczął bacznie przyglądać się zebranym. Sprawdził czy piękny rapier z równie kunsztownym lewakiem są przy jego pasie.

- Racja to. - Przytaknął Wolfgang. - Wydaje mi się że mógłbym dzięki niemu otworzyć portal do dowolnego miasta jaszczuroludzi, w tym do celu podróży Cassiniego i znaleźć się tam w mgnieniu oka. - Zamilkł na chwilę pozwalając informacji dobrze wsiąknąć w słuchaczy. - Jednak nie jest to pozbawione ryzyka. Poza zwykłym błędem jaki może się przytrafić każdemu, sieć tą obserwują inne istoty. Jeśli nie połącze się z komnatą maga - kapłana, żaden nie powinien zauważyć, jednak zawsze jest szansa, a wtedy biada nam.

Pokręcił przy tym głową, chcąc nadać powagi swym słowom.
- Siedziałem cicho, bo nie dość że to niebezpieczne, to ciągle brakuje nam sił i ludzi żeby zastawić na Cassiniego taką pułapkę, a teraz wątpię żeby jaszczuroludzie pozwolili nam się zbliżyć choćby na milę do ich miasta. W tym wypadku wątpię aby jakikolwiek mag - kapłan dał się przekonać. Chyba że… - Urwał, jednak szybko otrząsnął się z zamyślenia.

- Przynajmniej dzięki mnie i Thorze zdobyliśmy dokładną mapę kontynentu. Znacznie przewyższającą czymkolwiek dysponuje Cassini. Z nią możemy łatwiej ocenić odległości i choć nie zaznaczono na niej normalnych szlaków i tak powinna być pomocna w wyznaczeniu ścieżki, o ile jaszczury i nas po drodze nie wytracą jak kuna pisklęta. Myślicie że można by ich przekonać, aby nas wsparli?

Kowal Run był blady, choroba morska nawet na tak krótkim i spokojnym odcinku jaki mieli do przepłynięcia dawała się mu mocno we znaki. Brokk był krasnoludem wychowanym w górskiej twierdzy, przez co nie lubią pływać statkami. Z pewnością rzygałby nawet na spokojnym jeziorze jeśli tylko musiałby nań wypłynąć łodzią. Medykamenty medyka trochę pomagały, powstrzymały wymioty i pozwoliły zabrać głos w dyskusji.

- Zgadzam się z Wami, jednak jeśli udamy się do pobratymców Lexy i Thory z pewnością przeciwko nam wystąpi cała faktoria, ludzie Lorenzo oraz Bardin Mordinsson z swoją drużyną. Nie będzie szans na żadne rozmowy z nim i pozostałymi krasnoludami. Honor mu nie pozwoli odstąpić od mocodawcy jeśli zagrożeniem będą obcy najemnicy, czy łupieżcy.

- A honor pozwolił im odwrócić się od Barona? - spytała oschle Lexa, chowając miecz Harkona i wstając na równe nogi, pokazując swoją dumną postawę - Czy tak postępują honorowe krasnoludy, Brokku? W pewnym sensie przyczynili się do śmierci Barona i stali się współwinni zdrady jak i kradzieży. Naprawdę uważasz, że większym dyshonorem będzie współpraca z Norsmenami, niż to co się już wydarzyło? - jej poważny ton głosu przepełniony był siłą i pewnością siebie. Jej dłoń oparła się o rękojeść miecza, ale nie zaciskała się na niej - Jeśli uważasz, że zaskoczeni mogą nie być pewni co uczynić, niech Berthold na kruczym zwiadzie poleci, stanie tylko i wyłącznie przed nimi, aby uszy i oczy innych tego nie widziały i przekaże im co uczynili swą bezczynnością i co my dalej planujemy z tym zrobić. Nie zareagowali przedtem, może więc powinni zareagowac teraz. Być może nawet uda im się wzniecić wewnętrzny bunt, gdy nas jeszcze nie będzie… Uważam wręcz, że byłoby to słuszne. Na pewno są wśród załogi marynarze, którzy czują wstyd za to, co się stało i równie mocno jak my gardzą Cassinim. Ale przyznam, że bardziej znam się na zwyczajach zwierzoludzi, niż krasnoludów, więc nie wiem, co trzeba robić i jak się zachowają. Uważam jednak, że czują wstręt po tym, co się stało, a na co nie zareagowali - Norsmenka dała zaledwie dwa kroki w kierunku innych, nie mówiąc chwilowo nic więcej. Póki co czuła się spokojniejsza, choć ciężko było stwierdzić kiedy i jak szybko coś znowu wyprowadzi ją z równowagi.

- Źle mnie zrozumiałaś, nie uważam współpracy z Twoimi rodakami za dyshonor, będzie to dla mnie zaszczyt wojowniczko. – Brokk mówił z powagą w głosie.

- Mówię tylko o konsekwencjach. Bardin zapewne związał się jakąś przysięgą z Lorenzo, musiał wykonać jego rozkaz. – Khazad starał się spokojnie wytłumaczyć swoje rozumowanie. - Miażdżąca większość moich pobratymców wolałaby zginąć, niż zdradzić, użyć podstępu czy zhańbić się w inny sposób. Tego samego wymagamy od innych. Lorenzo zdradził i spiskował. Jest człowiekiem pozbawionym czci i honoru. Jeśli to my wystąpimy przeciwko niemu jest spora szansa, że Bardin zachowa neutralność, lub nas poprze. Z pewnością wraz z towarzyszami żywi urazę do tego człowieka.

- Więc sugerujesz żebyśmy otwarcie wystąpili przeciw dobrze ponad setce ludzi w ilu? Mniej niż dwudziestu, aby być może zyskać poparcie oddziału czy dwóch khazadów? Coś te liczby mi się tu nie dodają.

- To samo mówiłam - wtrąciła Lexa przerywając na moment Wolfgangowi. Ten zmarszczył czoło na to wtrącenie, ale w ostateczności tylko skinął jej głową.

- Bardin Mordinsson przewodzi oddziałem strzelców, dobrze żeby był po naszej stronie, a koloniści się nie wtrącali. Tylko o to mi chodzi. - Khazad wytarł czoło i sięgnął po gąsior aby przepłukać usta i gardło.

- W zupełności cię rozumiem. - Przytaknął mu Wolfgang. - Też chciałbym żeby Bardin był z nami, a koloniści siedzieli na dupach gdzie ich miejsce, ale my sami musimy być siłą z którą trzeba się liczyć. Inaczej zostaniemy zgnieceni jak robaki. Dlatego potrzebujemy wojowników, choć atak na kolonię to ostatnie czego pragnę. Nie możemy do tego dopuścić. - Ostatnie zdanie zaakcentował mocniej.

- Ustaliliśmy, że ruszamy po Northmanów. Nic nie staje na przeszkodzie prowadzić dyskusje, jak te tutaj - parsknęła podminowana nagle Thora - gdy będziemy mieć wsparcie. Z Kuli… nie chcę korzystać. Jeśli taka wasza wola, droga wolna. Ja ruszę ze swoimi ludźmi normalną drogą. Nie będę ryzykować mojej załogi na niesprawdzone eksperymenty, Bertholdzie magu, Wolfie - zwróciła się do magów.

- Mądra decyzja. - Pochwalił Wolfgang.

- Co zostało nam do zrobienia tutaj? - rozejrzała się Thora. - Jeśli nic ważnego, czas nam w drogę. Czasu nie mitrężyć czczym gadaniem.

- Z mojej strony już nic. - Wolfgang postąpił dwa kroki w tył, jakby potwierdzając swoje słowa.

-W pełni zgadzam się z Wolfem. - Berthold dodał zmęczony rozmową.

 
corax jest offline