-Dobrze, dobrze pomyślimy nad waszym hydrargyrum i w razie czego zawołamy. Na razie możesz iść.- powiedział szlachcic do wezwanego medyka. Cena zabiegu, jaką podał lekarz, była dla Oskara zbyt wygórowana. Trzynaście złotych koron? Zdzierstwo! W Averlandzie wszyscy wiedzieli gdzie ich miejsce i nie mieli czelności tak oszukiwać szlachty.
Zgodnie z danym słowem, musieli zabrać krasnoluda do lecznicy. Powoli nieśli go w tamtym kierunku, ale zobowiązując go przenieść, nie uwzględnili jednego. Był on bardzo ciężki. W duchu Oskar przeklinał swój los i wyzywał jego przodków do dziesiątego pokolenia wstecz. Droga stawała się coraz cięższa- tłum w okół świątyni gęstniał. Teraz musieli się wręcz przepychać. Nagle ludzie zaczęli niespokojnie, gwałtownie się ruszać. Po chwili część osób zaczęła uciekać z placu. Jakiś mieszczanin w panice potrącił Oskara. -A żebyś sparszywiał chamie, ty i twoja bękarcia rodzina!- krzyknął za nim, ale ten go chyba nie słyszał. Był już za daleko.
Nie wiadomo co by się z nimi stało, może zostaliby stratowani, gdyby nie Otto, który ich wypatrzył w tłumie. Z trudem przebili się do niego, gdzie naradzili się co czynić. -Na początek zanieśmy go gdzieś, bo słowo daję, że zaraz go na jakimś poboczu tutaj zostawię. Następnie rozpytajmy się, może tych co krzyczą te herezje. Musimy mieć jakiś ogląd sytuacji. |