Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-09-2017, 19:27   #98
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację

Franz zeskoczył z konia, mimo wszystko decydując się jednak na włócznię, którą miał przy sobie. Skąd szarżujący dzik wziął się zaraz pod warownią grafa, tego tylko mógł domniemywać. To, co było teraz najważniejsze, to bezpieczeństwo członków ich wesołej drużyny. Potrzebował zarówno Atanaja, jak i nikczemnego wzrostu (a zapewne i nikczemnego w ogóle) pana Wędeczkę, żeby włamać się do dworu i unieść stamtąd obraz (i wszystko inne, co się mogło przykleić do łapy). Los zdawał się jednak rzucać mu pod nogi kłody - raz w postaci odejścia zwiadowcy, dwa, cała scena pod bramą dworu. A teraz dzik.

Zwierzę było chyba zbyt przestraszone, żeby móc zareagować na zeskakującego z konia najemnika i zebrać się na jakikolwiek unik. Schierke, spodziewając się najgorszego, nadstawił włócznię. A potem tylko usłyszał miękki dźwięk drzewca wchodzącego w krtań zwierzęcia, gulgot i trzask łamanego drewna. Sam Schierke przestąpił parę kroków do tyłu za impetem wieprza. Mimowolnie zaklął, kiedy włócznia trzasnęła.

Minęło parę chwil, kiedy dzik przestał wierzgać, Franz podszedł bliżej i wyjął złamaną połowę z grotem. W Salkalten zmieni się drzewiec i znowu będzie się wiercić dziury w brzuchach jak dawniej. Ale jakoś Salkalten wydawało się cholernie odległe. Szczególnie, kiedy usłyszał kawałek o jebanych kłusownikach.

O tym, że kusza była okrutną bronią, Franza nie było przekonywać. Toteż powstrzymał się z natychmiastową retortą, postanowiwszy uprzednio przyjrzeć się jeźdźcom. Dama na koniu trzymała muszkiet tak, jakby potrafiła się nim obchodzić, choć był pewien, że straciłaby sporo animuszu, gdyby tylko wytoczyć bebechy z jej towarzyszy, a ją samą rozdziać i odpowiednio wydupczyć. Piszczałabyś pewnie jak młódka, co jeszcze nie widziała szesnastej wiosny, pomyślał z zajadłością Franz. Nie zamierzał jednak zapominać, kto trzyma muszkiet. Wnioskując ze sposobu wypowiadania się i tego, że powiedziała, że zwierzyna była jej, ona i jej konfratrzy byli zapewne łowczymi na dworze von Dignam. A może i nawet była to sama Rosalin. Schierke nie widział jej wcześniej, więc mógł się zaledwie domyślać. Wyobrażał ją sobie bardziej jako zepsutą przez pieniądze ojczulka damę, nie chłopczycę na koniu.

- Bestia zaatakowała mnie i moich towarzyszy - odrzekł spokojnie, pokazując złamany drzewiec. - Jesteśmy jeno podróżnikami, o pani. Dajcie nam przejść, podróżowaliśmy opodal. Dzik należy do was.

Był gotowy sprzedać jej tę samą historyjkę, którą poczęstował straż, jednak jeśli rzeczywiście była to córka von Dignam, to mogła się nie okazać tak naiwna, jak byle ciecie ze stróżówki. Schierke wolał dmuchać na zimne - część planu z przekabaceniem strażnika powiodła się, nie potrzebowali już niczego innego ponad tyle, by po prostu wejść na dwór i zrobić robotę. Nadchodząca burza i, Ranald da, deszczowe dni miały zatrzeć ślady trzech wagabundów. Nie potrzebowali dodatkowych kłopotów.
 
Santorine jest offline