Frietz gdy tylko dojrzał towarzyszy przedzierających się przez tłum ruszył w ich kierunku. Nim jednak znalazł się w połowie drogi tłuszcza stała się niespokojna uniemożliwiając dalszy marsz i choć Roel mógłby utorować sobie drogę siłą nie miał takiego zamiaru. Pokornie przyjmował szturchnięcia i deptanie po palcach, lecz kiedy ktoś padł u jego stóp pod naporem szarpiących się wieśniaków nie wytrzymał. Chwycił łysego brodacza i szczerbatego rudzielca za ramiona i rozepchnął na boki.
- Uspokójcie się! - Krzyknął donośnie i pochylił się by podnieść niemal stratowanego staruszka.
- Kto wam powiedział, że to zaraza?! Brak umiaru w jedzeniu i picu to nie klątwa! Uspokójcie się i wróćcie do domów! Dajcie odpocząć swoim brzuchom i dajcie kapłanom pracować w spokoju! Bogowie o was pamiętają! Wszyscy bogowie - Roel wymownie wbił swoje czarne ślepia w łysego awanturnika i ścisnął go boleśnie za ramię odsuwając ze swojej drogi.
- Dokąd go zabieracie? Co tu się dzieje, co za zaraza? - dopytywał zbliżających się towarzyszy rozkładając bezradnie ręce. |