Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-09-2017, 22:38   #188
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Długo po wyjściu Connora szlachcic wpatrywał się w przycisk. Ostatnio dzięki czemuś takiemu stał się maszyną do zabijania. Ale cierpiał ponad dobę z powodu efektów ubocznych. Przycisk ostateczny. Wiedział, że jeżeli go użyje, to tylko w dwóch wypadkach. Gdyby musiał zabić wszystkich przeciwników i miał pewność, że po wszystkim nie zostanie już żaden wróg. Albo gdyby musiał jak najdłużej stawiać opór, a to co będzie dziać się potem nie miałoby znaczenia. Na przykład gdy będzie musiał się poświęcić niczym fanatycy Shagreena. Przycisk ostateczny był więc dobrą nazwą, którą szlachcic zaczął używać w swojej głowie.

***


Spotkanie z Eloiz rozpierało dumą jej starszego brata. Mała dorosła. Żałował, że w takich warunkach, ale nie można było jej już odmówić dojrzałości. Uśmiechnął się, gdy zobaczył ją maszerującą przed nim w dumnej pozie. Nie śmiał jej przerwać. Rozmyślał nad tym jak bardzo się od niego różni.

Z drugiej strony on sam był niewiele starszy od niej, gdy zamordowano jego ojca. Też musiał szybko dojrzeć. Z tym, że jemu brakowało wzorców. Ona za to miała kompletnie zły wzorzec, jakim był Richard.

- Musisz komuś zaufać. Nie ufając nikomu skazujesz się na samotność. Rodzina jest wielką wartością. Gdy coś zabije nasze zaufanie względem siebie, to będzie to koniec rodu La Croix. Nasz ojciec na to by nie pozwolił. Co zaś do bycia wzorem…

Szlachcic zamarł wpatrując się w plecy siostry. Wiedział, że ściska ją teraz gardło. Wiedział, że się nie odwróci, myśląc, że ukryje swoje uczucia. Stała zawieszona w pół kroku w wyjściu jego kajuty.
- Cezar byłby dla ciebie lepszym wzorem. Ustatkowany. Mniejsza szansa, że zginie w wybuchu, albo na moście spadającym z latającego miasta.

Trawiła to co mówił i chciała zaprzeczyć. Całą sobą chciała zaprzeczyć. Choć miał rację. Stała bez ruchu i nawet nie zorientowała się, kiedy podszedł do niej z tyłu. Położył swoje wielkie dłonie na jej ramionach.
- Niestety z braku lepszego wzoru na miejscu musisz zadowolić się tym co jest. Jutro przyjdź. Poćwiczymy z rapierem. Albo z nożem. Co uznasz za wygodniejsze.

Ćwiczenie szermierki z siostrą miało dwa cele. Atmosfera z każdym dniem stawała się coraz gorętsza. Dziewczyna nie mogła pozostawać bezbronna. Musiała poznać podstawy. Musiała wiedzieć, gdzie zadać cios, żeby unieruchomić przeciwnika i uciec. Ale krew nie woda. Eloiza już w swojej głowie planowała stanięcie do walki. Starszy brat jednak szybko wybijał jej te myśli z głowy. Z łatwością ją rozbrajał rapierem i przystawiał dzierżony w lewej ręce nóż do gardła. Właśnie to, czyli wizja silniejszego, szybszego i bardziej doświadczonego przeciwnika szybko studziła jej zapędy do bohaterstwa.

- Gdyby zaczęło się robić naprawdę gorąco trzymaj się Coopera.

Eloiz była zdziwiona tą radą brata. Ten zaś się uśmiechnął i dodał:

- Jest jak karaluch. Cholerenie trudno mu coś zrobić. Zdaje się wyrywać ze wszystkiego co mu zagraża. Ale nie ufaj mu zbytnio. Jeżeli chcesz komuś zaufać, to Denis nie jest zepsuty. Jest jeszcze Manuel, której powierzyłbym życie. Ale mam wrażenie, że akurat ona cię nie interesuje.

Richard zaśmiał się po tych słowach i puścił oko siostrze, a Eloiz rzuciła się na niego z pięściami. Obydwoje śmiali się i szturchali jak dzieci. Moment zapomnienia dawał tak wiele w trudnych chwilach.

Drugim powodem dla którego szlachcic zaproponował treningi był jego powrót do zdrowia. Potrzebował treningów. Musiał wiedzieć gdzie rany doskwierają mu najbardziej. Gdzie ma teraz słabe punkty.


***


Na statku było wiele do zrobienia. Richard szybko obsadził się w roli pierwszego oficera, który był wszędzie tam, gdzie nie było Denisa zajmującego się ważnymi “kapitańskimi” sprawami. Malfloy skutecznie wskazywał gdzie jest co do roboty. Szlachcic nie stronił od ciężkich zajęć. Pot i zmęczenie pozwalały mu nie myśleć zbytnio. Od jakiegoś czasu w głowie miał widmo Samanthy Kidd, która spoczywała na dnie oceanu w jego płaszczu. Dziewczyna była niewiele starsza od jego siostry. Współpracę z nimi przypłaciła życiem. Ale w imię czego zginęła? O cóż walczyli w tej wojnie? O lepszy świat oczywiscie. Każdy, od zawsze walczy o lepszy świat.

Zmęczony usiadł na zwiniętej właśnie linie i sięgnął do wiadra z wodą. Wziął głęboki łyk po czym zapytał Beatrice podając jej wodę.
- Dlaczego za nim podążacie? O co walczycie? Co wami kieruje?

Pracowali razem. Pomagali sobie. Szlachcic nie miał zamiaru nikogo przesłuchiwać. Był tylko ciekaw co napędzało owych “Jeńców” Zresztą pytanie usłyszeli też Steven i Gregory, którzy wraz z nimi zajmowali się specyficznym "takielunkiem" sterowca.

***


W końcu dolecieli na miejsce.
Richard stał przy inżynierze i wpatrywał się w wąż zanurzony w oceanie. Gdzieś tam po drugiej stronie był Denis Arcon. Sam jeden. Szlachcic nie mógł nic zrobić, żeby mu pomóc, jednak nie wyobrażał sobie, że mógłby być gdziekolwiek indziej. Nie odrywał oczu od węża nawet gdy Malfloy postanowił przybliżyć mu ideę lurkingu i maszynerię do tego używaną.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline