Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-09-2017, 02:23   #95
druidh
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację

Francisca Ramberti niezbyt zbrojnie ramię Inkwizycji obudziła się chwilę po świcie w pachnącej świeżością pościeli. Było ciepło, wygodnie i czysto, a w ustach czuła jeszcze smak kaczki i wina, chociaż z tego co pamiętała czyściła zęby przed snem. W takich momentach najłatwiej było jej myśleć o Bogu. Przez okno prześwitywały pierwsze promienie słońca, jego wielkiego dzieła, które tak regularnie krążyło wokół ziemi i była pewna, że jeśli tylko otworzy okiennice cały pokój wypełni się świeżym zapachem poranka. Widać budowniczy w tym rejonie posiedli pewną elementarną wiedzę na temat organizacji i nie umieszczali dołów kloacznych i chlewu zaraz pod oknami.

Francisca jednak nie ruszała się. Dwa tygodnie podróży z tym przykrym akcentem na koniec potrafiło popsuć jej humor wybitnie. Nie należało więc zbyt łatwo porzucić łaskawego daru Opatrzności Bożej jakim był ten miły pokój z ciepłym łóżkiem nie podziękowawszy za niego wcześniej. Odmówiła Pater Noster bardzo powoli zdanie po zdaniu, ale nie była z tego zbyt zadowolona. Skupiła się mocniej i powtórzyła czynność. Chwaliła Boga, oczekiwała Jego Królestwa, chciała by jego wola spełniała się wszędzie, dziękowała za chleb powszedni (myśli uciekły na chwilę ku tej szlachetnej kaczce), prosiła o odpuszczenie win i myślami przebiegła po ludziach, których znała. Czy komuś jeszcze nie wybaczyła? Ten mężczyzna, którego jeszcze nie znała, a który gdzieś podążał jej śladem. Na razie łatwo jej szło wybaczanie, bo nic jej jeszcze nie zrobił. Biedny człowiek. Na koniec skonstatowała, że pod tą ciepłą pościelą nie odczuwała żadnych pokus. Niemalże rozpłakała się z tego szczęścia i wciągając głęboko powietrze rozpoczęła śpiewnym szeptem recytować Te deum. Początek poszedł sprawnie, ale tekst nie był krótki i utrzymanie koncentracji przez tyle czasu kosztowało ją sporo wysiłku. Zakończyła niemal zlana potem i przebywanie w łóżku przestało być przyjemne. Znak, że rozpoczął się kolejny dzień, w którym Bóg stawiał jej zadania.

Wstała, umyła się i z zadowoleniem zauważyła, że suknia i płaszcz dzięki jakimś przedziwnym zabiegom Helgi okazały się suche. No może prawie suche, na tyle w każdym razie, że można było je spokojnie założyć. Jeszcze raz wciągnęła nosem woń tej miłej i ciepłej pościeli, a potem otworzyła okiennice i pozwoliła, żeby zapach poranka wypełnił pokój. Cudownie. Uporządkowała wnętrze, aby wyglądało dokładnie tak jak gdy do niego wczoraj wchodziła, a potem zeszła do kuchni i oddała pożyczoną suknię na ręce kucharek. Podziękowała przy tym niezwykle wylewnie za wszystko po włosku i łacinie chyląc głowę i uśmiechając się najserdeczniej jak potrafiła. Helga była już na nogach i, jakże to miło z jej strony, zaoferowała kilka drobiazgów do zjedzenia zanim wóz, który miał zawieźć ją i brata Fyodora do opactwa został przygotowany. Wsłuchiwała się jak Helga sprawnie komenderuje służbą w niemieckim języku. Brzmiało to trochę jakby ktoś tłukł młotkiem kamienie, ale był w tym jakiś porządek. - Grüß Gott - powiedziała na koniec bardzo ze swoich obserwacji zadowolona.

Brat Fyodor wyglądał jakby stoczył zażartą walkę z jakimś niedźwiedziem lub owym wspomnianym wczoraj wilkołakiem. Był zmęczony, ale spokojny, więc albo go pokonał, albo jednak nie była to walka. Franciska słyszała o ludziach, którzy śpią na niewygodnych łóżkach, żeby coś dzięki temu osiągnąć, nigdy jednak nie była w stanie dojść do tego, co to było. Skoro człowiek, dzięki Bożej pomocy stworzył wygodnie łóżka, po co było spać na niewygodnych? To jak marnowanie Bożych darów, aby wymienić je na coś gorszego, czyli złego. Nie jej było jednak oceniać sposób spania brata Fyodora… chociaż wyglądał on na człowieka, który być może wcale nie spał. Wenecjanka uznała, że lepiej będzie nie pytać go o cokolwiek. Chłop zmęczony, to chłop zły, nie ma co go więc dodatkowo dręczyć babskim gadaniem. Brat Fyodor z jakiejś przyczyny zażyczył sobie jednak odwiezienia go nie do opactwa, ale do jakiejś okolicznej karczmy. Włoszka nie protestowała. Skoro jego nie będzie, to nie miała się gdzie spieszyć. Spokojnie, jadąc ulicami układała plany na dzisiejszy dzień i oglądała mieszkańców budzących się do życia. Ponownie odmówiła Pater noster i własnymi słowami podziękowała za piękną pogodę. Trochę dziki kraj, ale przynajmniej nie leje.

Pod opactwem czekał… ach tak, Francisca nie mogła się do niego przyzwyczaić, małżonek we własnej osobie. Ucieszył się na jej widok, a ona sobie przypomniała, że od wczorajszego poranka wspomniała o nim zaledwie raz, gdy przyszło ustalić jak zapłaci za zamowione ubrania. Jak się okazało, Johannesa oprócz radości wypełniał również niepokój, który zamknął w krótkim słowie ’gach’. Nie była bez winy, ale cóż to za niepokojąca postawa. Lekko przygryzła wargi, szeptając krótkie słowa modlitwy i uśmiechnęła się do niego promiennie.
- Mężu najmilszy... - pozwoliła sobie na odrobinę poufałości, który jednak zaraz ukryła pod płaszczem wyuczonej uprzejmości. Miała jednak nadzieję, że kupiec zauważył, że został niezwykle hojnie obdarzony tego dnia. - Szlachetny Panie, jakże się cieszę, że Cię widzę. Wybacz mi moją nieobecność, a także brak informacji ode mnie wczorajszego popołudnia. Niestety jako kobieta zupełnie nowa w tym mieście nie umiałam przekazać, w żaden skuteczny sposób informacji co się ze mną dzieje. Spędziłam noc na plebanii szanownego księdza biskupa. To wspaniały i wykształcony człowiek, ofiarował mi gościnę w tym deszczowym dniu.

Małżonek mógł chcieć wypowiedzieć pewne obawy, co do spędzania czasu przez poślubioną mu kobietę, ona jednak nie zamierzała pozwolić mu na zbytnie wypełnianie tymi treściami ich rozmowy. Ostatecznie mogła użyć takich zbitek wyrazowych jak ‘niespłacony dług’, ‘niezwykle troskliwy ojciec’, czy nawet ‘kubek cykuty po powrocie’, ale miała nadzieję, że do tego nie dojdzie. Szlachetny Johannes miał swoje zadania i miała nadzieję, że to właśnie nim poświęci podarowany mu czas. Chciał się wszak stać bogatym człowiekiem. Natomiast, bardzo chętnie była gotowa wysłuchać treści następujących po ‘znalazłem lepszy pokój’, ‘rozmawiałem z księciem / tutejszymi kupcami’, ‘pewnie miałaś wydatki’. Opowiedziała mu pokrótce wczorajszy dzień, podając lokalizację pracowni krawieckiej i plebanii biskupa. Oczywiście nie negocjowała z krawcem. Ta trudna sztuka przynależna jest tylko inteligentnym i światowym mężczyznom takim jak patrycjusz (potencjalnie, prawda) de Castro Brittorum. Ona po prostu przekonała krawca, że nie należy domagać się dużych kwot od świeżo przybyłej do tego pięknego kraju Włoszki. Dobrze by było jednak, gdyby kupiec uiścił pozostałą część płatności, co do której zrzeczenia się, krawca nie udało się przekonać. Patrząc na całość, było to naprawdę niewiele. Następnie kupiec otrzymał dalsze wskazówki, jeśli posiadane przez niego kontakty nie wystarczą. Francisca zdobyła wiedzę, o niezwykle obrotnym lokalnym kupcu Helmucie Dohnie. Pan Mąż na pewno świetnie się z nim dogada i zaproponuje mu układ dzięki, któremu Pan Dohn nie straci pieniędzy, a nawet osiągnie pewne zyski. Przewaga jednak zysków, z racji ciężkiej pracy i nakładów oraz znajomości posiadanych na drodze stąd po ciepłą Italię powinna przysługiwać uczciwie Johannesowi, człowiekowi wielkiej odwagi i innych zalet. Gdyby Pan Dohn uważał inaczej wystarczy łaskawie mu przypomnieć mądrość pewnej starszej kobiety, że niezgoda i agresja w zaciszu domowym problemów nie rozwiązuje, a wręcz je tworzy. Gdyby Pan Dohn dalej nie rozumiał, dodać należy, że od problemów domowych nie są wolni nawet kawalerowie i lepiej, aby spraw osobistych ukrytych w zaciszu sypialni lub piwnicy nie rozgłaszać na miejskim rynku. Gdyby kupiec zafrapował się zbytnio dodać można, że przecież chodzi o dobry interes, na którym wszyscy skorzystają. Nie ma obaw do niepokoju. Wszystkie inne sprawy Pana Dohna zostaną po staremu… dopóki obopólnie korzystny interes, prawda, będzie się kręcił.

Francisca poprosiła również Szanownego Pana Męża, aby nigdy więcej nie pozwolił jej stanąć w tej trudnej sytuacji, w której nie mogłaby go poinformować, go o swoim miejscu przebywania. Byłoby to zgubne dla jego szlachetnych nerwów, jak i małżonki. Dlatego niezbędnym będzie zastosowanie prostego rozwiązania, w którym Pan Mąż dla bezpieczeństwa swojej żony opłaci niezwłocznie pensją dzienną, do czasu odwołania, czterech małych podrostków, bystrych jakiś, których Francesca będzie mogła posłać z wiadomością, czy to do Szlachetnego Pana Męża, czy też do księdza biskupa, czy gdziekolwiek będzie miała potrzebę. Zadania wszak czekają ją duże, podobnie jak Pana Johannesa patrycjusza prawie.
Pan Johannes w wielkiej swej uprzejmości i trosce o swą małżonkę powinien jeszcze dostarczyć możliwie szybko kilka ścinków pergaminu oraz pióra i atrament. Mali chłopcy mogą przenieść drobny przedmiot, ale zapewne słabo mówią po włosku.

Następnie Pan Mąż został zaproszony na wspólną modlitwę do opactwa, aby wzmocnić ducha przed czekającymi go dzisiaj zadaniami. Potem Francisca udała się na konklawe, a Johannes do swoich odpowiedzialnych i ważnych zadań.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline