Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-09-2017, 12:43   #75
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Stos się dopalał, jednak Borriddim wciąż przy nim trwał wpatrzony w płomienie chciwie pożerające szczątki tych, którzy polegli w wampirzym gnieździe.

Wśród nich spoczął Orrgar zwany Białobrodym. Krasnolud był przekonany, że w tych okolicznościach nie przeszkadzało mu towarzystwo Kratenborga, Hoefera i nawet elfa Weddiena, którego nazwiska Borriddim nie potrafił spamiętać. Jednak to właśnie Białobrodemu Dorgundsson obiecał pomstę w postaci dwóch tuzinów wrogów, którzy mieli zginąć z jego ręki ku radości Zabójcy. Pomsta miała być wykonana za pomocą broni Orrgara - jego dwuręcznego młota. Khazad przesunął dłonią wzdłuż pozornie zwyczajnego, aczkolwiek kunsztownie zdobionego styliska, a pod jego dłonią rozbłysły się runiczne symbole blednąc i gasnąc w końcu, gdy przesunął dłoń w inne miejsce. Spojrzał na głownię, a ta rozjarzyła się błękitną poświatą w odpowiedzi. Broń zabójcy była złakniona krwi, a khazad przeczuwał, że już wkrótce jej nie zabraknie.

* * *

Następne dni spędzili na odpoczynku i leczeniu ran po ostrzach i pazurach krwiopijców. Nie wszyscy, gdyż w tym czasie łapiduch próbował nie dopuścić do śmierci Norsmenki, a przy tym nie postradać własnego, gdyby ta przeobraziła się w wampirzycę. Nie chcąc słuchać nieludzkiego wycia umierającej krasnolud pomagał kowalowi run pieczołowicie wykuwającemu symbole mocy na ekwipunku należącym do różnych osób. Zapas drew do paleniska, obsługa miechów, przynoszenie zimnej wody do hartowania rozgrzanej stali - to wszystko znał ze swojej praktyki kowalskiej, choć już dawno sam niczego nie stworzył.

Na koniec otrzymał od Brokka rzemień z nanizanymi nań łuską i szponem smoka, którego dosiadał Harkon. Tymi samymi, które Borriddim zabrał na pamiątkę po tamtej walce. Teraz jednak na łusce znajdował się wyczuwalny pod palcami symbol, który aktywowany w odpowiednim momencie miał zapewnić pewien stopień ochrony noszącej go osoby przed różnego rodzaju obrażeniami. Hojny dar, za który Dorgundsson podziękował pełnym szacunku skinieniem głowy i manierką krasnoludzkiego spirytusu, którą trzymał na specjalne okazje.

W międzyczasie rozeszła się wieść, że Norsmenka przeżyła, a co dziwniejsze jej lekarz także. Borriddim przyjął tę informację milcząco, jak to miał w zwyczaju, jednak zastanawiał się jak to mogło się tak skończyć. Nie słyszał o żadnym zarażonym, którego udałoby się odratować, a który nie stałby się potworem łaknącym krwi żyjących. Czyżby umgi znali lekarstwo na taką przypadłość? Dlaczego zatem nie ratują swoich pobratymców nękanych przez sylvańskie potwory? W przypadku synów Grungniego na szczęście wydawali się być oni odporni na jad wampirów, chociaż Borriddim nie zdziwiłby się, gdyby zawczasu uśmiercano każdego ukąszonego dawi zanim ten zdąży się przemienić w bestię. Takie sprawy zwykle skrzętnie ukrywano przed publiczną wiadomością, żeby nie psuć morale khazadów.

A co do Lexy... cóż, Borriddim miał nadzieję, że ta rzeczywiście została wyleczona z wampirzej choroby. Jeśli nie, to czeka ich przykry obowiązek wygnania jej lub unicestwienia - stawką w końcu było życie ich wszystkich. Przez jakiś czas dobrze będzie mieć baczenie na jej poczynania, żeby nie dać się zaskoczyć bestii, która mogła w niej siedzieć.

* * *

Wkrótce mieli wyruszyć dalej, pod przywództwem młodszej z Norsmenek, wybranej przez kilkoro z nich i przy braku sprzeciwu pozostałych. Według krasnoluda na przywódcę najbardziej nadawałby się kowal run, jednak on sam nie zgłosił się do takiej roli, więc dyskusja na ten temat byłaby bezzasadna.

Thora wydawała się rozważniejsza, niż jej w gorącej wodzie kąpana siostra. Czy zdoła oprzeć się naciskowi starszej siostry, która najwyraźniej chętnie rzuciłaby się na wielokrotnie liczniejszego wroga bez względu na szanse na zwycięstwo? Albo wkurzyła ognistego smoka wyzywając go od samczych niedojebków i chujociągów. - Khazad mimowolnie uśmiechnął się wyobrażając sobie Lexę w takiej sytuacji. Tak, z pewnością jednej rzeczy ta dziewka nigdy się nie nauczy - powstrzymania swojego ciętego języka, gdy sytuacja tego wymaga.

Pozostawiając pewną dozę wrodzonej krasnoludom nieufności wobec innych ras Dorgundsson miał zamiar pomagać Thorze w sprawach dotyczących ustalania kierunku marszruty. Jak i sprawdzać, czy się jej trzymają. Zabłądzenie w dżungli było ostatnią rzeczą, o jakiej marzył.

Pozostawało poszperać w rozległej zbrojowni Harkona, który najwyraźniej lubował się w kolekcjonowaniu rozmaitych pancerzy i oręża. I tu trzeba było przyznać krwiopijcy, że miał oko do naprawdę dobrze wykonanych egzemplarzy.

Spośród dóbr zgromadzonych w wielkej sali krasnolud wybrał kompletny pancerz płytowy wraz ze zbroją kolczą i skórznią. Hełm pozostawił swój, bowiem chyba jako jedyny nie ucierpiał w starciu z wąpierzami. Do kompletu ze zbroją dobrał okrągłą stalową tarczę, którą dostosował do przewieszenia przez plecy lub przymocowania do plecaka.

Nadszedł czas na oręż. Dorgundsson wybrał solidny młot jednoręczny o głowni z jednej strony zwężającej się w szpic ułatwiający rozrywanie ogniw kolczych pancerzy. Do pary dobrał dobrze wyważony topór wykonany z solidnej stali. Przez chwilę szukał mocnego sztyletu, który zastąpił jego własny, aż natknął się na stertę broni miotającej.

Wśród różnej budowy łuków i zwykłych kusz znalazł również kilka egzemplarzy kusz powtarzalnych, spośród których wybrał jedną z metalowymi okuciami i świetnie działającym mechanizmem spustowym oraz sprężyną magazynka. Gdy już miał wyjść jego wzrok padł na wiszącą na ścianie broń prochową. Szczególnie wpadł mu w oko krótki samopał o rozszerzającej się lufie ozdobionej ornamentem przedstawiającym paszczę smoka. Nie znał się na obsłudze takiej broni, ale wiedział, że broń prochowa nie wystrzeli bez ładunku prochu i kul, dlatego zgarnął też pokaźny worek jednego i drugiego. Kiedyś stacjonował w garnizonie z oddziałem gromowładnych, dlatego pamiętał, że dla szybszego przeładowania broni korzystali oni z przygotowanych wcześniej ładunków prochowych zawiniętych w papier. Drapnął więc całe naręcze nieco pożółkłych, jednak co najważniejsze suchych kartuszy i opuścił zbrojownię, by przymierzyć i dopasować pancerz.

* * *

W czasie rejsu do osady Norsmenów podszedł do stojącego przy burcie Sylvaina, którego wprawę w posługiwaniu się pistoletami zauważył już wcześniej.
- Znalazłem coś takiego u Harkona. - Rozwinął kawał nieprzemakalnej pałatki, w którą miał zawinięty garłacz, proch i papier. - Pokaż mi, proszę, jak z tego strzelać. - Walnął prosto z mostu.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline