Sir Elvin stał pod karczmą i tak naprawdę nie wiedział co ma rzec. Zanim przywdział zbroję i wrócił by sprawdzić wóz pod kontem niebezpieczeństw... niziołki kompletnie go zignorowały, a reszta drużyny najwyraźniej radośnie im kibicowała!
Gotowy do walki stał i obserwował to co się działo i nie wiedział czy śmiać się czy płakać czy krzyczeć...
Przecież wystarczyło by, aby w wozie ukryta była choć jedna z mumii, z którymi walczyli wczoraj, a przynajmniej kilku niefrasobliwych, przyjacielskich mieszkańców skończyłoby w mogiłach. Usiadł ciężko na ławie przed gospodą i zaczął pod nosem powtarzać zaciętym głosem
- Tormie, obdarz mnie cierpliwością, której tak potrzebuję
W końcu jednak uznał, że dosyć tego dobrego. Nie zamierzał krzyczeć na niziołków, nie było ich winą że byli ludkiem ufnym i nieostrożnym. Ugościli go i nie zamierzał odpłacać im naganą. W końcu to na vastyjskim rycerstwie, silnym i orężnym spoczywał obowiązek obrony włościan przed zagrożeniami. To był jego obowiązek i nie pozwolił by gniew mu w tym przeszkodził, tym bardziej że Pani Tymora najwyraźniej łaskawym okiem patrzyła na niziołków.
Z chrzęstem zbroi podszedł do gromadki.
- Zróbcie miejsce, proszę! Niech Panna Girlaen znajdzie ślady, a jeżeli ktoś z was w sztuce tropicielskiej biegły, zaraz jej pomoże.
Podszedł do koni, łagodnie je uspokajając, pomimo że nie było potrzeby. Zawsze lubił konie i sama obecność tych czworonogów poprawiała mu humor. Nie mógł doczekać się powrotu do cywilizacji i zakupu porządnego wierzchowca. |