Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-09-2017, 22:29   #193
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Pięć minut… Horst tkwił nadal w miejscu, wzrok swój wbijając w zamknięty w pudełku okaz. Pięć minut… Jak nic, tyle dokładnie czasu powinien poświęcić na operację Hollyarda. Czy ten mężczyzna aby na pewno był przy zdrowych zmysłach? Jako lekarz zajmujący się także i tymi problemami, a wręcz z upodobaniem badający zakamarki ludzkiego umysłu, miał pewne wątpliwości. Niestety, łatwo je było obalić gdyby pozwolić przyjrzeć się całej sytuacji bezstronnemu obserwatorowi. Na dobrą sprawę kłopoty zostałyby zapewne przypisane jemu. Miał przecież zadanie do wykonania. Na górze czekał na niego kolejny punkt, w którym miał się stawić i do którego trzeba było jeszcze dotrzeć. Nawet jednak gdyby tego nie miał to przecież nikt z tych, którzy w jego rękach mieli teraz jego życie, nie pozwoli mu oddać się pracy naukowej z udziałem tego obiektu. Nikt nie pozwoli przeprowadzić eksperymentów których plany tworzyły się w jego umyśle. Był w końcu materiałem jednorazowego użytku, który ewentualnie mógł przetrwać parę powtórek ale nikt nie sądził żeby było ich na tyle dużo aby wymknął się z ich łap. Dlaczego zatem tak nalegał i stawiał swoje życie na szali, broniąc tego stworzenia?

Odpowiedź była prosta. Ponieważ wciąż miał nadzieję. Nadzieję na to że jednak dostanie odpowiedzi, których pragnął. Na to że w końcu zrozumie. Wiedza była wszak dla niego niczym działka dla narkomana. Był od niej uzależniony. Z tego też powodu, gdy rzucająca się do tej pory istota zamarła, on drgnął i podszedł do pudełka. Tak, sekundy mijały, on jednak postanowił że nie będzie się spieszył. Pobrać tkanki mógł z martwego okazu. Teraz interesowało go głównie zachowanie stworzenia. Skłamał bowiem co do powodów dla których chronił tą istotę. Dobro Hollyarda i pozostałych nie leżało mu na sercu. Uratował ich bo tak było mu chwilowo na rękę. Co się z nimi miało stać później, jak zmiany w ich organizmach miały wpłynąć na ich zdrowie… Obecnie zagadnienia te nie znajdowały się w centrum jego zainteresowania.

- O czym myślisz - zapytał szeptem, kładąc dłoń na wieczku pudełka, w które wpatrywało się stworzenie. Czy jednak można było powiedzieć, że się wpatrywało? Nie, ono po prostu tkwiło z głową uniesioną ku górze i syczało, jakby… nawołując? Nasłuchując? Co takiego słyszało, kogo wołało? I w jaki sposób jego zachowanie łączyło się z kobietą w izolatce? Bo że coś ich łączyło, tego Horst był pewien. Oboje stanowili dla niego ciekawy obiekt badań. Ono z wiadomych powodów, ona przez wzgląd na swoją odporność na środki które jej podał i zachowanie, które niejako odbijało to, które wykazywał obcy. Miał tyle pytań…

Był jeszcze i trzeci obiekt, wciąż pozostający w błonie płód. I to na nim skupił swą uwagę Horst. Ze stolika wziął skalpel i podszedł do zamkniętego pojemnika, a następnie uchylił nieco pokrywę. Mięśnie napięły mu się, wciąż mając w pamięci siłę jaką w swoich pierwszych chwilach na tym świecie wykazywał nowonarodzony osobnik. Tym razem mógł się przygotować zanim wsunął dłoń ze skalpelem do środka i naciął błonę. Było to proste cięcie, mające pełnić funkcję cesarskiego. Jednocześnie nasłuchiwał odgłosów docierających do niego z ambulatorium. Czy i tym razem kobieta zareaguje? Czy stworzenie jest na tyle rozwinięte by wychylić swój pyszczek? Czy miała powiązanie z każdym? W jaki sposób ten różnił się od tego, który urodził się jako pierwszy? Pytania krążyły w jego umyśle podczas gdy ciało szykowało się do szybkiego odwrotu i ponownego zatrzaśnięcia wieczka. Nie miał wszak zamiaru powtarzać tej chaotycznej łapanki, do której został zmuszony wcześniej.

Chwila stagnacji minęła. Stwór w pojemniku obok znów zaczął wierzgać i niezmordowanie atakować ścianki swojego więzienia. Atakował tak zawzięcie, że chyboczący się dotąd pojemnik przewrócił się i znalazł się na krawędzi szafki na jakiej stał. Tam groziło już, że spadnie z niej. Co prawda powinien to wytrzymać ale dawało do myślenia co by się stało gdyby stworzenie zamknąć w bardziej zwyczajnym pojemniku.

W tym czasie Green 4 był zajęty. Musiał zdjąć całe wieko pojemnika by operować na skórzastym obiekcie. To zaś nie gwarantowało, że zdążyłby cofnąć dłonie i jeszcze zatrzasnąć go gdyby stworzenie w kokonie okazało się podobnym refleksem jak to obok. Nacięcie skalpelem zaowocowało wyciekaniem tego różowego płynu z wnętrza. Gdy po chwili nadmiar płynów znalazł się na dnie pojemnika ukazała się błyszcząca, ciemna skóra stworzenia. Podobna do tego w przewróconym obecnie pojemniku obok. Po chwili obserwacji tego procesu Green 4 wyczuł ruch tego uśpionego dotąd obiektu. Stworzenie poruszyło się ale już przy operacji wyczuł podobne ruchy. Nie był pewny czy to znowu jeden z nich czy jest to jakoś związane z jego ingerencją w środowisko stworzenia czy chodzi o jeszcze inny czynnik. Wrzask kobiety ucichł pozostawiając po sobie głosy zdenerwowanych mężczyzn.

Westchnął i pozwolił sobie przymknąć oczy na dokładnie dwie sekundy. Do tego zadania przydałyby mu się dłonie doświadczonej pielęgniarki lub pielęgniarza. Niestety, placówka nie dysponowała takowym personelem, zmuszając go do działania w warunkach wręcz barbarzyńskich. I owszem, było to wyzwanie, a on lubił wyzwania, jednak w obecnej chwili dałby wiele by mieć przy sobie drugą osobę.
Obliczył w myślach ile mniej więcej czasu mu zostało zanim istota tkwiąca nadal w błonie, wychyli z niej swój łeb, po czym zostawił pudełko otwarte i pospiesznie zajął się tym drugim, któremu groziło spadnięcie na podłogę. Niemrawe ruchy organizmu w błonie sugerowały że ma dość czasu by zabezpieczyć najpierw tego już narodzonego, a dopiero po wykonaniu tego zadania, powrócić by dalej badać płód. Jakby nie było oba pojemniki stały obok siebie i potrzebował do tego nie więcej niż krótką chwilę.
- Przydałaby się pomoc - rzucił przy tym do obserwującego go latynosa. Skoro i tak nie miał nic lepszego do roboty niż sterczenie tam i przyglądanie się jak Horst dłubie w wyciągniętym z niego kokonie, równie dobrze mógł się pofatygować do sali i pomóc.

- Jak nam wszystkim. - odpowiedział kapral Armii o latynoskich rysach i karnacji ale jakoś nie wyglądał by miał zamiar opuścić swój posterunek gdzie osadziło go polecenie Hollyarda. Poza tym nie było zbyt trudne do zrozumienia, że po tamtej stronie szyby jest zdecydowanie bezpieczniej niż po tej gdzie był Parch w zielonych barwach i dwa pojemniki z obcymi. Z czego jeden otwarty.

“Uważajcie. Gnidy się zwołują. Przed HH zostawiliśmy wam sprawną furę. Zaliczcie twój CH i złapiemy się w trasie. Dalej mamy iść na lotnisko, jeszcze nie wiadomo gdzie wywalą Młodą. I dzięki. Za chłopaków. Jestem twoją dłużniczką. Powodzenia.” Obroża odebrała komunikat od Black 8.

Zatem to o to chodziło w zachowaniu nowonarodzonego. Słyszał ów zew i na niego odpowiedział?
gdyby tylko miał więcej czasu na zbadanie jego anatomii… Niestety nie miał go, a biorąc pod uwagę komunikat od Asbiel, najlepiej by było gdyby zaniechał wszystkiego i powrócił do rzeczywistości. Nie miał jednak zamiaru rezygnować z pobrania próbek tej różowej cieczy, która wypływała z kokonu, a także błony jaka osłaniała płód. Dobrze by także było zebrać kilka próbek tkanki i narządów wewnętrznych. O ile jednak powinien nie mieć problemów ze zdobyciem pierwszego, to na autopsję czasu z pewnością mieć nie będzie. Szczątkową autopsję i to przy założeniu że zostanie coś do rozkrojenia…

- Zauważyłem - odpowiedział latynosowi. Na komunikat odpowiadać nie zamierzał, jego czas był zbyt cenny na tracenie go tylko i wyłącznie w celu potwierdzenia otrzymania informacji, a w obecnej chwili nie miał nic więcej do przekazania. Miał za to swoje małe, prywatne zadanie i kilka kolejnych, których zapewne nie uda mu się wykonać. Westchnął po czym uśmiechnął się lekko i wznowił pracę nad nienarodzonym stworzeniem, pilnując się stale by to nie miało szansy uciec ze swego więzienia.

Skalpel obnażył fragment wnętrza kokonu. Stworzenie poruszyło się ponownie. Wcale nie ułatwiało to zabiegu choć stworzenie nadal wydawało sie oazą spokoju w porównaniu do tego z pojemnika jakie medyk postawił na podłodze. Nadal tłukło o ścianki pojemnika próbując się wydostać na zewnątrz. Operującemu Parchowi udało się pobrać wycinek błony i próbkę tego nietypowego płynu. Trzeba było jeszcze tylko mieć okazję je zbadać. Do tego potrzebny był mikroskop albo chociaż ten skan z ambulatorium. Czas się kończył. Hollyard wrócił pod salę operacyjną i zastukał w szybę dając znać, że odroczony czas się skończył. Wydawał się mieć już ekwipunek w komplecie.

Horst jednak nie odpowiedział. Nie miał na to czasu, skupiony na ponownym zabezpieczaniu pojemnika i tkwiącej w nim istoty. Próbki odłożył na bok, tymi bowiem trzeba było się zająć ostrożnie. Dopiero wtedy odwrócił twarz w stronę szyby i skinął Hollyardowi głową. Mężczyzna sprawiał wrażenie bycia gotowym do dalszej walki i niecierpliwym. Czy aż tak mu się spieszyło do ponownego spojrzenia śmierci w oczy? Być może, Horst jednak miał ważniejsze sprawy na głowie. Także i on musiał w końcu opuścić ambulatorium i wznowić działania mające na celu wykonanie wyznaczonego mu zadania. Czas nie stał w miejscu, a Obroża nie znała łaski. Jego badania nie miały na na nią wpływu, zabije go z obojętnością właściwą pozbawionym emocji mechanizmom, gdy tylko zegar wybije jego ostatnią sekundę.

Nie byłby jednak sobą, gdyby w tej chwili porzucił rozpoczęte badania. Nadal miał zapas, który powinien wystarczyć zarówno na sprawdzenie pobranych próbek, jak i na dotarcie na lądowisko. O ile się z tym pospieszy, oczywiście.
- Muszę jeszcze zbadać te próbki i pobrać dodatkowe, gdy już się rozprawisz z tymi maleństwami - poinformował Hollyarda, podchodząc do drzwi i otwierając je by wpuścić mężczyznę do środka sali operacyjnej. - Będę na to potrzebował około dwudziestu minut. Co z kobietą?
Przekazywanie informacji zakończył pytaniem, spoglądając przy tym w kierunku drzwi prowadzących do izolatki. Nagła cisza niepokoiła go. Czyżby podali jej kolejną dawkę środka uspokajającego czy też skorzystali z bardziej dosadnych środków w postaci pięści? Nie dało się ukryć, że jego opinia na temat osób znajdujących się w ambulatorium nie należała do najlepszych. Trzymał ją jednak dla siebie, na zewnątrz ukazując jedynie starannie zaprojektowaną maskę troski, którą jako lekarz winien wykazywać w stosunku do pacjenta.

- Nie jestem lekarzem. - odpowiedział Raptor mijając w drzwiach Green 4. Dał znać Patinio i ten zamknął drzwi odgradzając salę operacyjną od reszty pomieszczeń bunkra. Czekał już z wydobytym rewolwerem. Gdy drzwi zamknęły się przystąpił do egzekucji. Najpierw przystawił lufę do pojemnika nieruchomym stworem. Nastąpił huk wystrzału i choć stłumiony przez szybę i ścianę nadal był bardzo głośny. Pocisk rozbryzgał przezroczyste ścianki pojemnika tak samo jak ciało niedużego stworzenia. Żółta krew przemieszała się z przezroczystymi fragmentami naczynia i ochłapami wyrwanymi z ciała. Potem gliniarz przekierował lufę na stworzenie w drugim pojemniku. Te na chwilę znieruchomiało i skuliło się w kącie jakby przestraszone hukiem. Hollyard ponownie wycelował w stworzenie ciężką lufę rewolweru przystawiając ją prawie do ściany pojemnika. Stwór zasyczał jakby przeczuwając swoją zagładę czy też reagując na nowy bodziec tuż za ścianą pojemnika. Zaraz potem zaczął znów skakać i szarpać się wewnątrz swojej celi. Hollyard nacisnął spust i salę znów zalał huk wystrzału i dźwięk rozbijanego pojemnika. Syk stworzenia trwał jednak nadal tak samo jak ruch. Stwór skorzystał z rozbicia swojego więzienia i wydostał się na zewnątrz. Jawił się jako bardzo ruchliwa, ciemna wstęga która znikła za szafką i pojawiła się ponownie sunąc błyskawicznie wzdłuż ściany. Hollyard zacisnął szczęki i strzelił ponownie w ruchomy cel. Pocisk przeleciał dwa kroki jakie dzieliły go od stworzenia i przetrącił mu kręgosłup rozbijając go w krwawym rozbryzgu. Raptor podszedł do nieruchomego przeciwnika z wycelowaną lufą. Stał nad nim jakby sprawdzał czy na pewno nie żyje. Wreszcie z nienawiścią na twarzy rozgniótł resztki stworzenia swoim butem, miażdżąc je dokumentnie. Schował broń do kabury i wyszedł z sali operacyjnej gdzie w drzwiach czekał już na niego Patinio.

- No przez chwilę było gorąco. Ale udało się. Dobrze, że nic ci nie jest. - poklepał kumpla po ramieniu zerkając na zanieczyszczone po operacjach i egzekucjach wnętrze sali.

- Jak sobie chcesz. My idziemy na górę. Potem najwyżej będziesz sam szedł. - powiedział do Green 4 Hollyard. - Trzymajcie ją tutaj póki ja albo Sven nie powiemy inaczej. Tu powinna odwalić najmniej szkód. I tak na razie nie mamy za bardzo alternatyw by ją gdzieś trzymać. - zwrócił się do obydwu gliniarzy stojących na straży drzwi do izolatki. On i Patinio wydawali się gotowi do wyjścia więc rozejrzeli się jeszcze po ambulatorium. - Weź stimpaki na wszelki wypadek. Doktorze? - Karl zwrócił się do latynoskiego kaprala ale na koniec skierował pytanie do Kozlova. Ten pokiwał głową i podszedł do jakiejś szafki. Otworzył ją i wyjął z niej małą skrzyneczkę z poukładanymi stimpakami. Obydwaj mundurowi podeszli i zaczęli uzupełniać braki które były ogromne. W międzyczasie zdołali gdzieś uzupełnić i broń i amunicję ale nie medykamenty. Teraz więc pakowali je szybko i sprawnie wsadzając w odpowiednie przywieszki oporządzenia.

Także i Green 4 skorzystał z okazji do uzupełnienia medykamentów. I okazji do podleczenia się, skoro taka była. W międzyczasie rozważał słowa Hollyarda i opcje, które miał do wyboru. Oczywiście mógł z nimi pójść, zostawić to wszystko i po prostu wykonać zadanie. Tyle że już uzgodnił sam ze sobą, że to nie wchodziło w grę. Musiał zostać i dokończyć badania, nawet jeżeli oznaczało to samotne wyruszenie w dalszą drogę.

- W takim razie powodzenia panowie - rzucił w stronę obu mężczyzn, nie uzewnętrzniając uczuć, które do nich żywił. W szczególności zaś do jednego z nich. Czuł że popełnił jednak błąd, że powinien pójść za podszeptem instynktu i pozbawić go życia, wbrew obietnicy którą złożył. Błąd ten będzie mu zapewne ciążył jeszcze przez długi czas, o ile takowy będzie mu dany.

Teraz jednak musiał się zająć pracą, którą sobie wyznaczył. Zanim jednak cokolwiek, musiał sprawdzić stan kobiety znajdującej się w izolatce. Hollyard nie mylił się bowiem co do jednej kwestii. Nie był lekarzem. I mimo iż Horsta nic z więźniarką nie łączyło na platformie uczuciowej, to jednak czuł się za nią odpowiedzialny. Chciał ją chronić, nie po to jednak by zadbać o jej dobro, ale by zaspokoić własną ciekawość. Jej ataki go fascynowały, podobnie jak wypowiadane przez nią słowa. Mimowolnie dotknął śladów po jej paznokciach, szpecących mu twarz. Uśmiechnął się, zaraz jednak spoważniał. To, na co się w tej chwili ważył, było zapewne objawem skłonności samobójczych i wyraźnym wskaźnikiem nieprzystosowania do działania w zespole. Od czasu Rebecci stał się samotnym wilkiem i zdawał sobie z tego sprawę. Utracił bowiem swą partnerkę i rana, którą ta mu zadała zdradzając, wciąż była świeża. Będzie musiał nad tym pomyśleć, skorygować swoje decyzje i działania, to jednak mógł zrobić później. W chwili obecnej zmiany nie wchodziły już bowiem w grę.
Z tymi myślami skierował kroki w stronę izolatki.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline