Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-09-2017, 23:40   #89
Krakov
 
Krakov's Avatar
 
Reputacja: 1 Krakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputację
Przez pierwszy kwadrans po prostu siedział gapiąc się w lustro, albo przed siebie. Później zaczęło mu się nudzić. Nie czuł się niczemu winien. Nie był szpiegiem, ani żadnym bandytą. W gruncie rzeczy nie był też chyba kosmitą. To przecież nie jakiś cholerny film, żeby banda nadgorliwych doktorków profilaktycznie pokroiła go na cienkie plastry w ramach zapoznawania się z obcą cywilizacją. Choć wyobraźnia podsyłała mu nieprzyjemne obrazy, to starał się kierować zdrowym rozsądkiem. Władze, jeśli to naprawdę byli przedstawiciele władz, odchodzili się z nim w sposób niezbyt uprzejmy, ale póki co nie wyglądało na to, że mają wobec niego złe zamiary.

Choć zachował spokój, bezczynne siedzenie na tyłku zwyczajnie go nudziło. Zerknął na stół. Woda, ołówek, papier. W sumie niczego więcej nie potrzebował. Sięgnął po pisak i przywołał z pamięci jakąś historię, o której chciał napisać. Od jakiegoś czasu chodził mu po głowie pomysł dotyczący pozaziemskich istot przemieszczających się między Marsem, a Księżycem, ale w obecnej sytuacji postanowił zająć się czymś innym. Tak na wszelki wypadek... Zastanowił się przez chwilę i ostatecznie uznał, że wróci do porzuconego kiedyś pomysłu nawiązującego do legendy o Noppera-Bo - ludziach bez twarzy. Przez kilka minut zbierał myśli, po czym złapał za ołówek i zabrał się do pisania.

Gdy mężczyzna wszedł do pokoju Saito zapisywał już trzecią kartkę i był całkowicie skupiony na swojej pracy. Dźwięk rozkładanego krzesła i głos płynący z przenośnego translatora przykuły jego uwagę. Nie odrywając ołówka od papieru podniósł wzrok i wysłuchał co oficer ma do powiedzenia. Później spojrzał znów na kartkę i spokojnie dokończył rozpoczęte zdanie wieńcząc je dużą kropką. Dopiero wtedy oparł się na krześle i przyjrzał swojemu rozmówcy.

- Nie wiem - odparł spokojnie. - Ktoś, z kim na ten temat rozmawiałem, twierdził podobnie. Nie chciał jednak powiedzieć skąd ma takie informacje. Równie dobrze mogły więc być to jedynie jego domysły. Choć, jak rozumiem, skoro o tym rozmawiamy, pan wie na ten temat nieco więcej?
- Wiem, że wydzielacie pewien rodzaj... nazwijmy to promieniowania, które pochodzi z kosmosu. Podobno od pewnego czasu macie sny z niebieskimi ludźmi. Czy możesz opowiedzieć mi o tym? - zapytał uprzejmie mężczyzna w mundurze.
Saito przytaknął.
- Czasami sny, czasami wizje na jawie. To dość kłopotliwe zresztą... Jakbym oglądał kawałki czyichś wspomnień wyrwane z kontekstu. Albo krótkie fragmenty filmów. I wszystko jest takie... przesycone emocjami, które odczuwam jak swoje własne. Przynajmniej przez chwile. Miłość, tęsknota, strach, ból, poczucie straty. Nie wiem kim oni są, panie majorze, ale jeśli to wszystko są ich emocje, to muszę powiedzieć, że czują zupełnie tak samo jak my.
- Opowiesz mi każdy z tych snów dokładnie? Może wspólnie poskładamy to w całość.
- Oczywiście. Mogę spróbować.

I Saito opowiedział, choć "dokładność" jego opowieści pozostawiała wiele do życzenia. Nie miał co prawda powodów ku temu, by nie współpracować z majorem, jednak wolał część z tego, co zapamiętał zostawić dla siebie. W końcu ta wiedza stanowiła jedyną, nawet jeśli minimalną, przewagę jaką teraz posiadał. Jedyną kartę przetargową. No i mimo wszystko czuł, że powinien ją chronić przed obcymi. W swoim wywodzie skupiał się więc na relacjach między widzianymi postaciami, na silnych emocjach, które w tak realistyczny sposób sam odczuwał. Pomijał jednak imiona, to, co wiedział na temat samego "transferu" czy konieczności odnajdywania pozostałych osób noszących tatuaż z uszkami. No i nie omieszkał na koniec zauważyć, że w żadnej z wizji niebieskie istoty nie okazały najmniejszej oznaki wrogości ani wobec niego ani wobec ludzkości w ogóle.
Major słuchał, czasem tylko zadając dodatkowe pytania. Wreszcie, gdy Akutagawa skończył opowieść, spojrzał na niego, jakby coś rozważając, po czym rzekł:
- Dziękuję za twoje zaufanie Saito-kun. W ramach wdzięczności, chcę powiedzieć ci jak was znaleźliśmy. Otóż normalnie nie wydzielacie żadnego promieniowania, niczym się nie różnicie, jednak gdy jesteście blisko siebie, emitujecie pewien niezwykły rodzaj fal... coś, co na Ziemi nie występuje, a jednak jest nam znane. Jakieś 30 lat temu podczas waszych narodzin - twoich i piątki innych osób, u których pojawiły się te uszka, takie sygnały były znacznie mocniejsze. To były jak krótkie strzały mocy z kosmosu. Jakby ktoś na raz przesyłał ogromne pliki przez internet... zresztą tylko dlatego stara aparatura to wyłapała. Jednak - zrobił wdech - każdy z tych “strzałów”, które zauważyliśmy nie był nawet dziesiątą częścią tego, który nadszedł jako pierwszy. Który w ogóle spowodował, że nasza technologia rozwinęła się, by te fale wyłapywać. 31 lat temu kosmici wysłali na naszą planetę coś ogromnego, więc teraz pytam cię jako zaniepokojony Ziemianin drugiego Ziemianina - czy wiesz coś na ten temat?
Saito zrobił zdziwioną minę i zamyślił się. “Twoich i piątki innych osób”. A więc było ich łącznie sześcioro. Dobrze wiedzieć. Ale jakiś wcześniejszy, wielki transfer? Jedyne co przychodziło mu do głowy, to transfer duszy Księżniczki. Wydawało mu się jednak, że odbył się mniej więcej w tym samym czasie co pozostałe. Czemu mieliby ją wysyłać aż rok wcześniej? No i z jakiego powodu ten transfer emitował kilkunastokrotnie więcej energii od pozostałych?
- Nie mam pojęcia co by to mogło być - odparł w końcu zgodnie z prawdą i pokręcił głową.
Major spojrzał na niego spode łba.
- Nie mówisz mi wszystkiego…
Mężczyzna wzruszył ramionami.
- Nie mam powodów, by coś ukrywać. Zresztą jak na razie sam rozumiem z tego mniej niż bym chciał. Mogę się tylko domyślać. Skoro ten sygnał, promieniowanie, czy cokolwiek to było pojawił się w momencie moich narodzin i jest związany z tym - wskazał na królicze uszka na swojej dłoni - to być może silniejszy sygnał oznaczał więcej tego samego? Może rok wcześniej naznaczono w ten sam sposób dziesiątki, jeśli nie setki osób?
Peter O’hrurg zastanowił się.
- Może... może... Chyba czas na mnie. Jeszcze nie mogę cię puścić, ale bardzo ci dziękuję za współpracę. - wstał niespiesznie i ruszył do drzwi.
- A dlaczego “nie może mnie pan puścić”? - zainteresował się Saito. - Przyszedłem tutaj dobrowolnie, choć sposób w jaki mnie zaproszono miał w sobie coś z podstępu. Gdyby powiedziano mi wprost o co chodzi przyszedłbym również, bo ja także chcę się dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi i co się ze mną dzieję. Jeśli będzie pan chciał jeszcze ze mną rozmawiać, mogę panu zostawić mój numer telefonu. Nie widzę jednak powodu, by mnie tutaj przetrzymywano wbrew mojej woli.Mam swoje życie i swoją pracę, do której chciałbym teraz wrócić. Nie zrobiłem nic złego i nie rozumiem dlaczego nie miałbym teraz pójść do domu, skoro odpowiedziałem na wszystkie pańskie pytania.
- To proste. Może nie pan bezpośrednio, ale pański pasażer może być zagrożeniem nie tylko dla pana najbliższych, sąsiadów... ludzi mijanych na ulicach, ale dla całej ludzkości. Jedną rasę już niemal zniszczyli, z tego co sam pan opowiadał. Nie damy im tego zrobić z naszą. Bardzo mi przykro, ale ta sprawa ma charakter międzynarodowego bezpieczeństwa i w tym obliczu... nie ma pan jako jednostka żadnych praw. - major podszedł do drzwi, a te się otworzyły - Proszę odpocząć. Będziemy kontynuować badania i postaramy się jak najszybciej ustalić czy i w jakim zakresie pana niebieski przyjaciel może zagrażać naszej rasie. Proszę o cierpliwość.
I nie czekając na reakcję Saito, wojskowy opuścił pokój. Akutagawa znów został sam... pozornie sam.

"No tak. Dobro ogółu ponad dobro jednostki. To całkowicie zrozumiałe. Dopóki jesteś ogółem..." - pomyślał Saito.

Przyciągnął bliżej siebie kartkę i przeczytał ostatnio zapisane zdanie. Najchętniej zabrałby się do dalszej pracy, skupił na czymś, żeby nie myśleć o tym, że w gruncie rzeczy jest więźniem i ma coraz więcej powodów, by martwić się o swoją przyszłość. Oczywiście miał pustkę w głowie. Gapił się tylko w postawioną przez siebie grafitową kropkę nie wiedząc co dalej. Co dalej z opowieścią i co dalej z nim samym.

Powoli zaczynało mu burczeć w brzuchu.
- Mogłem zapytać o jakiś obiad... i o więcej kartek" - mruknął sam do siebie. To chyba nie były wygórowane życzenia. Nawet więźniów się karmi i zapewnia możliwość zaspokajania podstawowych ludzkich potrzeb. Czemu jego miano by traktować gorzej? Z jednej strony był pewien, że ma co do tego rację, a z drugiej pamiętał to, co przed chwilą usłyszał od majora: "nie ma pan jako jednostka żadnych praw".
 
__________________
Gdzieś tam, za rzeką, jest łatwiej niż tu. Lecz wolę ten kamień, bo mój.
Ćwierćkrwi Szatan na forumowej emeryturze.
Krakov jest offline