Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-09-2017, 00:02   #448
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Założenia: Nie tykam się postaci Imupameazz. Arbiter niech zadecyduje, co z nią zrobić.


Drużyna dała sobie chwilę na żałobę po stracie towarzyszy. We postanowiono zostawić na polance zabójczych czarnych róż, a ciało Ryo włożyć do wody i niech się dzieje wola nieba - czy tam piekła. Musa dała sobie też chwilę na pogodzenie się z faktem, że musi się tak czy siak rozstać z We. Nie burzyła się jakoś specjalnie na muskanie tyłka przez Ghorbasza, chyba nie miała na to humoru. Nie patrzyła jednak w kierunku dźgniętej Ryo, może dlatego, że gdyby nie jej lekkomyślny czyn, to może dałoby się pomóc We oraz pozyskać wiedzę od Ussy, która gdzieś sobie spłynęła. Yuteal przyjął jednak pomysł Mercona, że wcale nie jest powiedziane, że on nie wróci do tej piramidy, ale w tej sytuacji musi przerwać jej eksplorację i ruszyć z powrotem do wyjścia.

Zadecydowano, że na jaki respekt by nie zasługiwali zmarli, to jednak nie mogli być balastem na drogę powrotną; pozostali przy życiu dali sobie prawo do ujścia z życiem z piramidy, a w razie czego poległym zorganizuje się stypę na statku. Zresztą - piramida była całkiem spoko grobowcem dla umarłych.

Yuteal uznał też, że chciałby pozyskać sadzonki czarnej róży. Mercon i Ksawery uznali, że splądrują pomieszczenie ze specyfikami. Ponadto Ksawery wziął rzeczy po Ryo. Od tej pory jednak Yuteal miał wrażenie, że wcale nie wracają sami - w drodze powrotnej parę razy zerknął za siebie, ale nie ujrzał niczego i nikogo dodatkowego; mimo to uczucie kroczenia czegoś za nimi za nic go nie chciało opuścić.

Drużyna zdołała jakoś wyjść z piramidy, choć nie obyło się przy tym bez problemów. Imupameazz za bardzo ociągała się jak dla nich, więc po paru niepowodzeniach postanowili sami otworzyć wrota. Poszło im dziwnie gładko, drzwi nie stanowiły jakiejś większej przeszkody.

Na zewnątrz na Yuteala czekała niemiła niespodzianka - otóż nie zobaczył latającego statku i dopiero Wężyca była w stanie zapobiec dalszemu potencjalnemu wybuchowi kapitana, który już raz o mały włos stracił statek. Chociaż szef nie wyglądał na zachwyconego biegiem zdarzeń.

Wiadomość o śmierci We wzbudziła szok u sporej części towarzystwa, reakcje na wieść o śmierci Ryo zdawały się być bardziej różnorodne - od szoku i smutku po ulgę, choć ci, którym to ulżyło,raczej starali się nie dawać o sobie tego poznać - w sumie należało się jej za uśmiercenie Bluszcza.
O to na widoku pojawiła się Imupameazz, aby zamknąć wrota. Trzeba jeszcze powstrzymać tylko Ghorbasza, który miał ochotę ubić babkę na miejscu i można zapieczętować drzwi do piramidy.

Chcąc nie chcąc Yuteal i reszta zgrai na lądzie została zmuszona sytuacją do skorzystania z gościny władczyni małpiszonów, Imupameazz. Ghorbasz znalazł sobie - mimochodem czy też i nie - wielbiciela z małpiego stada, a dokładniej szczyla, który wcześniej badał z wielkim zainteresowaniem Liskę, chociaż czy orkowi się podobało - to należałoby jego zapytać. Ork wziął zobowiązanie wobec poległego przyjaciela zająć się “wdową” po We. Musa spędzała z nim sporo czasu, w nieco markotnym humorze, średnio mając ochotę na jakiekolwiek macanki, dając w uprzejmy sposób o tym znać orkowi, ale zawiązała od tamtego czasu z nim bliższą relację.
Wężyca towarzyszyła Yutealowi; ten mimo że cieszył się z obecności kobiety, to było jeszcze coś, co nie dawało mu spokoju.





Czy pamięta jeszcze ktoś Tura? Wichrzyciela, który ostrzył sobie zęby na statek? Może byłby tylko jednym z szeregowych marynarzy Yuteala, lecz ten w końcu doczekał się swojej roli w historii ekspedycji.
Nieoczekiwanie los uśmiechnął się do niego i dał mu szansę na przejęcie statku, gdy część ekipy wylądowała na dole. Tur zadecydował, że zostanie na statku i zaopiekuje się nim jak należy. W rzeczywistości jednak nie miał planu oddawać tego statku kupcowi. Zdołał przekonać samego siebie, że kupiec wyzionął ducha, martwym statek nie przyda się na nic, a oni będą mogli nim odlecieć gdzie będą chcieli. Ostatecznie Tur utwierdził się w przekonaniu, że normalnie ustrzelił jackpot w loterii życia.
Zgadał się ze swoim towarzystwem na nocne warty, sam zaś szykował się do drzemki. Dotychczas spał na ‘swoim’ skrawku statku, ale tej nocy połasił się na kajutę Yuteala. Udało mu się otworzyć pomieszczenie, wślizgnął się do niego, po czym usadowił się wygodnie na jego posłaniu. I zasnął na nim.

Obudził się jednak za niedługo, dziwnie strach go obleciał, a jego czoło oblał zimny pot. Tur nie zrozumiał, co się dzieje; jego serce zabiło szybciej, a powietrze stało się nienormalnie ciężkie i nieprzyjemne, chłodniejsze niż powinno być.
Tur usiadł na koi i rozejrzał się na około. W pewnym momencie jego wzrok minął miejsce śmierci Bluszcza, jednak gdy tylko to miejsce miało znaleźć się poza jego polem widzenia, kątem oka dostrzegł, że jakaś sylwetka zamajaczyła koło niego.

- Nie za dobrze się bawisz, Tur? - grobowy głos zabrzmiał w uszach. Rozpoznawał ten głos, wcale się nie spodziewał go usłyszeć… zwłaszcza że jego właściciel odszedł na dół i nie wrócił. Ale to nie był Yuteal; głos należał do jego ochroniarki, lecz zanim się zorientował, kto to był, poczuł że coś z ogromną siłą przygniata go do łóżka i dusi, miażdżąc mu gardło palcami tak lodowatymi, że chłód z nich palił jak ogień. Ale to nie było najgorsze.
Tura uszy przeszyło mrożące w żyłach chrapliwe niskie wycie, a zaraz po tym zobaczyć nagą ludzką czaszkę z ostrymi rysami i skręconymi rogami. Pod tym swoistym hełmem ziała nieprzenikniona ciemność. W następnej sekundzie Tur znalazł się na podłodze i z tej perspektywy zobaczył fragment płaszcz Ryo, cały pokrwawiony na przodzie, a reszty detali nie dostrzegał.

Wkrótce na całym statku było słychać wrzask Tura. Obudził on i postawił na nogi resztę towarzystwa na statku, nawet Koga zerwała się na równe nogi i ostrożnie obczajała sytuację.
Kobieta uzbroiła się prowizorycznie w rondel.

Ci którzy znajdowali się bliżej kajuty Yuteala usłyszeli rozpaczliwe krzyki, a potem te przerodziły się w straszliwy jazgot. W następnej chwili drzwi pod wpływem siły Tura prawie wypadły z zawiasów. Ci którzy jednak weszli do pokoju… nie zastali nikogo.

Wszyscy byli gotowi do walki, tyle że… nie było jak lub do kogo strzelać. Niebieskoskóry czarownik jednak potwierdził, że nie są sami na statku i z pomocą magii odstraszył intruza, który to z jakiegoś powodu powrócił do kajuty Yuteala. Tur zaś przestał się miotać, opadł na podłoże, patrząc się tępo przed siebie. Charon przyszedł zbadać Tura, który sprawiał wrażenie, że ma Whiskas zamiast mózgu. Medyk stwierdził, że wojak doznał ciężkiego oszołomienia. Czarownik zaś długo nie wracał, towarzysze mieli sprawdzić, co się mu stało, gdy o wilku mowa - Ha-Tor wrócił zdrów, w jednym kawałku. Nie kwapił się na szersze wyjaśnienie sytuacji, wyjaśnił tylko, że towarzystwo ma pod żadnym pozorem nie wchodzić do kajuty Yuteala.

Niemniej Tur później, gdy doszedł do siebie, opowiedział, że widział samego diabła w zakrwawionym płaszczu, że Yuteal jest w zmowie z siłami piekielnymi i łoboru trzeba wiać z tego przeklętego statku. Tur orzekł też, że gdy tylko dolecą na ziemię, to on idzie w pizdu, byle jak najdalej, bo on nie będzie wdawać się w konszachty z diabłem.
Generalnie Turowi coś siadło na mózg i od tamtego czasu, jak sobie pomyślał, żeby zajumać statek Yutealowi, to dostawał ataku dreszczy i miał wrażenie, że coś gniecie go w barki i szyję, żeby go udusić. Na miejsce doleciał cały, ale zdrowy niekoniecznie - uleciały z niego siły i chęci, żeby wracać z powrotem tym szatańskim statkiem. Tak więc ostatecznie Tur nie wrócił z resztą do Imupameazz.
Reszta pozostała z pytaniem, czy Yuteal faktycznie od początku był w pakcie z nieczystymi siłami.
Ha-Tor nie wyglądał na zbyt chętnego do wygonienia zjawy z pomieszczenia Yuteala. Może nie podejmował się tego dla… świętego spokoju.
Tymczasem reszta załogi (bez Tura, wypisał się z tego latającego cyrku statku Yuteala Pythona) leciał po resztę załogi pozostawioną u małopoludów.



Yuteal nie mógł pozbyć się wrażenia, że coś za nim chodzi. Spędzał ten czas z Wężycą i resztą towarzystwa. Zastanawiał się, czy padł ofiarą magii Imupameazz czy piramidy. Męczyło go to niemiłosiernie, a w dodatku miał wrażenie klęski poniesionej podczas tej wyprawy - wątpił, czy odzyska statek i czy Imupameazz ich ot tak wypuści żywcem.

Znużony i zmęczony niebezpieczną ekspedycją w pewnym momencie przysnął.
Śniło mu się, że kroczy po pokładzie Ducha, po pokładzie krążyli wszyscy załoganci, również ci, którzy niedawno zginęli. Nie widział tylko Bluszcza. Co było dziwne, Yuteal zachował świadomość, że to wszystko to tylko sen. Kupiec ruszył do swojej kajuty, a tam napotkał taki widok.
Bluszcz leżał martwy, w takim samym stanie i w tym samym miejscu, jak zginął. Nad nim pochylała się postać zbudowana z ciemnej mgły. W dodatku w pokrwawionym płaszczu Ryo, z dziurą na plecach, gdzie szermierka otrzymała śmiertelną ranę i w rogatym hełmie, tak ściśle przylegającym do głowy, że zdawało się, że to była wręcz głowa tej zjawy.
Yuteal zaskoczony wypadł z pomieszczenia, ale nie krzyknął. Skoro to był tylko sen, to chyba mógł tutaj na cokolwiek wpłynąć, na przykład wygoni tę zjawę. Jednak nic się nie chciało zmienić.
- To że to sen, to nie znaczy, że wszystko w nim jest nieprawdziwe. Jestem tutaj naprawdę, chociaż nie żyję - rozebrzmiał głos ze strony koszmarnej zjawy, która nie chciała się obrócić w kierunku mężczyzny. - i serio jestem potworem, ale... - głos stał się cięższy.
Brodacz powstał czym szybciej na nogi, by czmychnąć stamtąd.
- Nie wygłupiaj się, nic ci nie zrobię!
Miał robić kolejne kroki. Obserwował bacznie wrota. Zbliżył się do nich i ostrożnie zerknął do pomieszczenia. Zjawa jak stała, tak stała, nawet się nie obróciła. Cały czas wpatrywała się w zwłoki.
- Co teraz zrobisz, Ryo?
- Ja zrobię… swoje... - głos ducha stał się ociężały, gapiąc się cały czas na zwłoki. Yuteal nie rozumiał, czemu ochroniarka patrzy się na nie, zamiast na niego, jakby miało to przywrócić życie Bluszczowi. Tajemniczość Ryo stała się nieznośna, nawet zabrzmiała niebezpiecznie.
- Ach, na śmierć zapomniałam, że nie ma już sensu trzymać tego w tajemnicy - wskazała na swoje rogi. - I te wszystkie tajemnice można sobie w dupsko wsadzić. Tak, jestem diabłem, Yuteal.
- Czyli Ussa mówiła prawdę o tobie.
- Tyle że ze mnie taki diabuł jak z Bluszcza elf - burknęła Ryo, wzdychając po chwili.
Yuteal nad czymś się zamyślił.
- Czyli nie do końca… Ryo, czyżbyś miała coś wspólnego z tym ludem, co zszedł do otchłani?
Zjawa pokiwała na to głową.
- Tak, matula pochodziła z “góry”. Jak byłam mała, często mi opowiadała o tym świecie na górze.
- Ryo, mogłabyś patrzeć na mnie rozmawiając ze mną? - zapytał Yuteal.
- Przepraszam, ale… nie wiem, czy po tym wszystkim ja bym potrafiła ci spojrzeć w oczy albo czy mógłbyś się na mnie patrzeć.
- Przecież od chwili patrzę się na ciebie. Odwróć się, Ryo - kupiec poprosił zjawę dość stanowczo.
Zjawa spełniła prośbę Yuteala, i w tym momencie u ducha mężczyzna zobaczył zamiast głowy dymiącą ludzką czaszkę z rogami i wydatnymi kłami. Pod tą kopułą ziała ciemność, zaś “ciało” było otulone poszarpanym i brudnym od krwi i pyłu płaszczu. Yuteal mimochodem się wzdrygnął, ale nie odwrócił spojrzenia.
- To hełm. Można go zdjąć, ale ja się tego nie podejmę i nie zrobię tego. Jeśli chcesz, zdejm go sam. Bronić ci nie będę.
- Przestań się wygłupiać, sama go ściągnij.
- Nie mogę tego uczynić.
Yuteal niezadowolony i lekko zniesmaczony prychnął i podszedł do upiora. Przyłożył dłonie do maski i ze zdumieniem odkrył, że jest w stanie ją wyczuć, ale hełm był tak lodowato zimny, że chłód bijący z niego palił mu palce jak żywy ogień. Podjął się kolejnej próby i zaskakująco prosto zdjął osłonę z głowy ducha swojej ochroniarki. Przy okazji odrzucił pokrywę na bok. Opuszki palców mu piekły.
Twarz Ryo nie różniła się zasadniczo niczym od tej za życia. Poza tym z głowy rozmówczyni wyrastały spore rogi, identyczne jak te w hełmie.
- Po co to wszystko, powiedz mi - Yuteal spoglądał ostro na świętej pamięci ochroniarkę.
- Wiesz, to było głupie. Co jeśli bym ci pożarła w tym momencie duszę? - Ryo odezwała się burkliwie i opryskliwie, ale drżała w nim jakaś nuta, co sygnalizowała, że równie dobrze dziewczyna się zaraz rozpłacze.
- Powiedz, o co ci chodzi. Przybyłaś z jakąś sprawą, z powodu której nie możesz spocząć w spokoju, tak? Rozmawiajmy ze sobą jak za życia, Ryo, tyle że bez nadmiaru tajemnic. Jak sama powiedziałaś, nie są potrzebne.
- Owszem... - ochroniarka straciła na buńczuczności, głos się jej załamał. - Nie mogę sobie nic wybaczyć. Ani tego, że zabiłam Bluszcza, ani tego że go nie żałowałam. Więc za karę każdego wieczoru stoję w miejscu śmierci Bluszcza i wszystko to na nowo przeżywam. Nie mów, że mi się nie należało - zachlipała. - Każdy twierdzi, że mi się należało, i ja też tak sądzę. Ale to, że dostałam kosę w plecy i umarłam, nie było dla mnie najgorsze. Chciałam ci wyznać, kim jestem, bo mnie to męczyło, chciałam przeprosić Ghorbasza, miałam tyle rzeczy do zrobienia! Chciałam ci tyle rzeczy powiedzieć, o tyle rzeczy zapytać, a ja to wszystko zjebałam.
- Stoisz przede mną, pytaj mnie o co chcesz. - Yuteal uśmiechnął się lekko do Ryo.


- Kogo we mnie widziałeś?
- Czemu mi ufałeś czy nie wiem, zawierzałeś we mnie nadzieję, chociaż pewnie nie powinieneś po tym wszystkim, co zrobiłam?
- Jak teraz się na mnie zapatrujesz?
- Tak w ogóle zawsze chciałam się spytać Wężycy, ale spytam się Ciebie, czemu Wężyca jest łysa?
- Przepraszam za zachowanie w piramidzie. Dużo rzeczy zaczęło mnie przerastać: nadmiar tajemnic, niepotrzebna śmierć Bluszcza, że nie wykazałam się za bardzo, to czym jestem, że tak naprawdę się na mnie zawiodłeś. Mam wrażenie, że ponoszę winę za śmierć nie tylko Bluszcza.
- Jak na ironię losu musiałam umrzeć, żebym mogła bardziej krytycznie przyjrzeć się swoim czynom. Że dopiero po śmierci żałuję tego, co zrobiłam, ale nie mogę co niektórych czynów odwrócić. Niestety, natura mi poskąpiła wyrozumiałości i wybaczenia, zwłaszcza sobie. Mam wrażenie, że rozumu też.
- Czy em... yyy...? (R. chce spytać Yuteala czy ten coś do niej czuje, ale duszek nie może tego poskładać w konkretne zdanie, po połowie minuty daje sobie siana z tym pytaniem. )
- (Ryo męczy się parę minut z wyrażeniem, że Yuteala chyba trochę za bardzo lubi, ale zrozumie, jeśli ten nie żywi do niej takich uczuć. )
- Mam do ciebie poważną sprawę, jest związana z moim kontraktem związanym z ochroną ciebie. Póki nie spełnię swojego zadania, nie spocznę w spokoju, nie mówiąc o tym, że nie odejdę z tego świata. Nawet jeśli zginęłam, to jednak chcę dopełnić swojej umowy. Czy mogę zamiast pieniędzy, bogactwa czy twojej duszy poprosić Cię o co innego? To ważne dla mnie.
- W rewanżu też możesz mnie o coś spytać, odpowiem na Twoje pytania, choć nie gwarantuję satysfakcjonującej Cię odpowiedzi. Nawet po śmierci jestem zbyt szczera jak na ludzkie czy diabelskie standardy.




 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.

Ostatnio edytowane przez Ryo : 23-09-2017 o 13:28.
Ryo jest offline