Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-09-2017, 11:08   #219
Mekow
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Wszyscy zjechali więc dużą windą do podziemnego parkingu. Było trochę ciasno (zwłaszcza przez, i dla - Bixa), zmieścili się jednak na jeden zjazd. Ziddiane i Becky stali gdzieś z tyłu i w rogu, a mężczyzna szeptał jej coś do ucha… mało kto potrafił jednak cokolwiek zrozumieć, liczne towarzystwo bowiem nie milczało, rozmawiając na raz na tuzin tematów…

* * *

Jadąc windą do podziemnych parkingów, Becky i Ziddiane w towarzystwie tuzina innych osób, znaleźli się w rogu, dosyć blisko siebie, do tego jakby odgrodzeni wielkimi plecami Bixa od reszty… mężczyzna spojrzał jasnowłosej w oczy, po czym objął ją jedną ręką w pasie, przyciągając bardziej do siebie.
- Ledwie Cię poznałem, a już musimy się rozstać - Szepnął ze smutkiem do jej ucha.
Becky oddychała szybko i głęboko. Bała się, a strach widać było jej oczach i na jej twarzy. Z zewnątrz winda nie wyglądała na tak okropnie małą! Ciasną! Bix jeszcze tylko pogorszył sytuację, zmniejszając dostępną przestrzeń.
Spojrzała na Ziddine wystraszona.
- Tak - odpowiedziała cicho i szybko doszła do wniosku, że rozmowa może pomóc jej przetrwać i czym prędzej dotrzeć na parter żywą.
- Ja też, jestem mi, bardzo przykro. Ja - zaczęła mówić, ale nie bardzo była w stanie sklecić sensowne zdanie. - Tak tu ciasno - dodała wyjaśniająco, próbując ustabilizować oddech.
- Nie bój się, jestem przy Tobie - Mężczyzna pogładził ją dłonią po policzku, widząc, iż coś z nią nie tak - Jeszcze się zobaczymy, jeszcze spotkamy... - Drugą dłonią wcisnął coś niewielkiego w jedną z jej dłoni - Czerwony król i królowa, zapamiętaj - Powiedział zagadkowo, po czym się uśmiechnął.
Ziddine trochę uspokoił Becky, nie mniej jednak wewnątrz kobieta nadal się lękała.
- Tak tak, na pewno się spotkamy - przytaknęła. - Czerwony jak twoje oczy, a król i królowa to w szachach - zapamiętam - powiedziała, wyobrażając sobie czerwone figury szachowe i jednocześnie spoglądając mężczyźnie w oczy. Przedmiot musiała schować do przedniej kieszeni spodni, bo przez brak stanika jej najlepsza skrytka, między piersiami, nie była już aż tak bezpieczna i pendrive mógłby jej zwyczajnie wypaść.
- Skoro mamy ostatnią chwilę - rzuciła następnie i... chcąc ją dobrze wykorzystać, a jednocześnie odwrócić jakoś swoją uwagę od tej ciasnej windy... Złapała Ziddine za rogi, i przyciągając go nieznacznie do siebie, przywarła ustami do jego ust. Zamknęła też przy tym oczy. Całowali się namiętnie przez kilka następnych sekund, a całość była nie tylko przyjemna i była najlepszym sposobem na spędzenie ostatnich chwil w jego towarzystwie, ale jednocześnie okazała się skutecznym rozwiązaniem problemu pilotki.

* * *

Na samym już parkingu czekał hooverbike pilotki, oraz hoovercar Rosy. Biodroidki Ziddiana przeparkowały maszyny z dachu do podziemi, by jednostki organiczne nie musiały się wystawiać na ryzyko związane z ostrzałem.
- Schowamy się z dziewczynami i robotami w bunkrze, nawet jakby się zawalił cały budynek, nic nam nie będzie - Odezwał się Carradine - Czas więc się pożegnać… szkoda, że tak nagle - Uśmiechnął się niemrawo, po czym odchrząknął - Więc będziecie się dzielić, by dwoma grupami dostać się do waszego statku, ale widzę, że brakuje wam transportu. Jeśli więc po drodze zahaczylibyście o wcześniej omawiany lombard i posłali już oficjalnie co mocniejszego do środka w trakcie tej zawieruchy, byłbym wdzięczny - Nacisnął coś na swoim nadgarstku, a jedna z bram stanęła otworem, ukazując pojazd, jaki miał zamiar im “pożyczyć” na drogę ucieczki.


- Tylko mi go nie rozpieprzcie - Pogroził palcem kilku osóbkom szczerzącym zęby.
- Postaramy się - odpowiedziała Becky, przyglądając się przez chwilę pojazdowi. Na pewno da radę nim jeździć, ale zanim do tego dojdzie musiała się jeszcze pożegnać.
Przywarła do Ziddine ustami łącząc się z nim w namiętnym pocałunku. Dłońmi najpierw złapała go za rogi, aby mieć kontrolę nad sytuacją, potem jedna zjechała po głowie na kark mężczyzny, a druga ześlizgnęła się po jego twarzy, klacie i brzuchu, aby dotrzeć do celu.
- Pozytywny z ciebie gość Carradin - Nightfall rzucił w stronę głównego sponsora wycieczki. - Z tych, którzy osiągnęli wystarczająco wysoki poziom komfortu finansowego i mogą spokojnie zająć się działalnością charytatywną. Boli mnie za to, że nasza załoga prezentuje ten równy zabiedzonym dzieciom z wyniszczonych planet, na których już nic, kurwa, nie rośnie i ich przeżycie zależy od pomocy humanitarnej. Sięgnęliśmy dna, drodzy panowie, głębokiego dna - uśmiechnął się ironicznie.
- Jasne… możemy rzucić po drodze granat lub dwa. - stwierdził Doc po namyśle. - Night… Becky kieruje, ty siedzisz obok, ja z tyłu. My strzelamy, ona gna.
- Night, pocieszę Cię. Z tego miejsca jedyna droga prowadzi tylko do góry. Dobra. Kto bierze bike kto siada do car? - Fenn zwrócił się do swojej grupy.
- Bike - zgłosiła się Vis, zerkając przy tym na Becky czy ta nie będzie miała nic przeciwko temu, ale kobieta była ewidentnie zajęta pożegnaniem. Przy odrobinie szczęścia powinno udać się jej dotrzeć do statku przed resztą i przygotować go do odlotu. Względnie mogła robić za wsparcie w razie gdyby reszta wpadła w kłopoty. Pierwsza opcja podobała się jej jednak znacznie bardziej i tą właśnie zamierzała wprowadzić w życie. Póki co jednak, trzymała się blisko doktorka żeby temu przypadkiem nie przyszło do głowy odjechać bez pożegnania.

- Doc, stary druhu, dobrze wiesz, że oko mam celne, a rękę pewną, ale statek na orbicie przekracza nawet moje możliwości. Chyba nie chcesz dla rozrywki pruć po przechodniach? - Night zapakował się na fotel koło kierowcy. Przez otwartą szybę uderzył dwukrotnie wnętrzem dłoni w dach. - Zaprzęgać dyliżans, pociąg z forsą czeka.
- Nie mówię o statku na górze… bardziej o kłopotliwych gościach na dole. A i jak zahaczymy o lombard, możemy go ostrzelać. Czemu nie. - przypomniał mu Dave.

Bix zdecydował się w końcu na rewolwerowy granatnik, uznał że jest wystarczająco kozacki jak na niego.
- Niech mi tylko kurwa wejdzie ktoś w drogę. Zbieramy się.
- Tak
- stwierdził Doc obejmując znienacka Vis w pasie i cmokając ją w policzek na pożegnanie.
- Muszę iść - powiedziała w końcu pilotka, odrywając się w końcu od mężczyzny. - Jesteś wspaniały, dzięki za wszystko - dodała, otwierając drzwi pojazdu, aby następnie zasiąść za jego sterami.
Odpaliła silnik i spojrzała na ich gospodarza... chciała tu jeszcze wrócić, ale nie była pewna, czy będzie miała taką możliwość. Zdała sobie sprawę, że może to być ostatni raz, gdy widzi się z Zaddinem i chyba dawało się to wyczytać z jej spojrzała.


Trójka załogantów Fenixa ruszyła więc wozem Ziddiana w kierunku kosmoportu, po drodze mając zamiar zajrzeć z dosyć kontrowersyjną wizytą do pewnego lombardu… na ulicach, mimo środka nocy, panował chaos. Dosyć dużo pojazdów cywilnych, ratunkowych, do tego sporo miejscowej policji, i pojawiały się już pierwsze namiastki tutejszej armii. Biegający w panice ludzie i nie-ludzie, kolejne wybuchy spadających rakiet, to bliżej, to dalej, kilka płonących budynków.

Przecinające nocne niebo myśliwce, kontratak naziemny rakietami. Wszystko to powoli zaczynało wyglądać, jak jakaś pieprzona wojna, w środku której znaleźli się… jako jej prowokatorzy(?).

Przed samym lombardem nie było aż tak dużego ruchu, ledwie kilka przejeżdżających w pośpiechu samochodów, czy paru biegnących cywili. Ich “cel” był zamknięty na cztery spusty, choć w środku było dosyć jasno.

- Ktoś z was wziął granaty? - zapytał Doc szykując karabin.
- Nawet mi nie wspominaj o granatach - odpowiedziała zniesmaczona Becky.
- Młotek i Rogata, z tego co widziałem - Night rozejrzał się po okolicy za dowolnym ciężkim pojazdem, który można by zarekwirować i wjechać nim w lokal. Mustanga było szkoda. - Zawsze można dać im znać, by tu na chwilę zawitali. Ciekawe, czy znajdę ładny pierścionek zaręczynowy, nie ma lepszych prezentów, jak biżuteria pochodząca z rozboju.
- Dobra to walimy serią, a potem dajemy nogę. Becky daj znać gdy będziesz gotowa dać ostro po garach. Nie ma się co tu zatrzymywać na dłużej. - zadecydował Doc celując z karabinu w lombard. - Ok. Becky czekam na twój znak.
Strzelec przełączył broń w auto, przez otwarte okno wymierzył w lokal i pogwizdując pod nosem melodyjkę z ostatnio widzianego filmu gangsterskiego czekał na ruch Dave'a.
- Powiem ci, że Macolitki miały rację, najpierw waląc z atomówek we wszystko co zbliżyło się do planety, a potem zadając pytania. Niegłupie dziewczyny.
- Mogą sobie tymi atomówkami walić w piratów. Sam wiesz, że na armię Unii, czy jakąkolwiek profesjonalną to… atomówki to za mało. - stwierdził Bullit wzruszając ramionami.
- Atomówki są wciąż całkiem skuteczne i zauważ, że nie o piratów chodziło, tylko o flotę Napavans, która koniec końców została odparta. Wątpię też by Unia technologicznie mocno przerastała panny z Bellatera. Za to zarówno ci tutaj, mieszkańcy skutej lodem planety, jak i baza ślimaka dali się podejść i zareagowali dopiero jak już mieli bolca w dupie - Night wyraził swoje zdanie.
- Zasadniczo jestem gotowa - powiedziała Becky, kiedy już zebrała myśli. - Ale może by tak zamiast strzelać w drzwi i okna, spróbować najpierw przestrzelić zamek i otworzyć? Albo podjechać do tylnego wejścia? - przedstawiła alternatywę ataku. - Tak wiem, że nam się spieszy, a to ma być tylko po drodze. Sam zdecyduj - dodała, zdając się na decyzję Doca.
Sama skupiła się tymczasem na najbliższym odcinku trasy i zaplanowała odpowiedni unik. Czekało ich jakieś czterdzieści metrów prostej drogi, zanim wykona ostry zakręt i znikną za rogiem ulicy. Wiedziała, że bez większego trudu da radę wykonać ten manewr, nawet mimo panującego wokół małego chaosu.
- Problem w tym, że twój plan oznacza, że damy się wciągnąć w strzelaninę. A jest nas tylko dwóch z karabinami w słabo opancerzonym wozie. Miażdżąca przewaga będzie po stronie wroga. Dlatego ostrzelamy i zwiewamy, zanim tamci wpadną na pomysł odpowiedzenia ogniem. - wyjaśnił cierpliwie Dave.
- No słusznie - Becky musiała przyznać mu rację. Podjechała ostatnie kilkanaście metrów, tak aby znaleźli się pod lombardem i z tego co się orientowała nie było mowy o pomylonym adresie. Oczywiście nie miała zamiaru parkować na dłużej niż kilka sekund i trzymając maszynę włączoną gotowa była do szybkiego odwrotu.

Doc wystawił lufę karabinu przez okno i rzekł do Nighta.
- Na trzy… raz.. dwa… trzy! - po tych słowach posłał serię w okna lombardu na oślep. A nuż w coś trafi? Po czym wrzasnął do Becky. - Teraz chodu, chodu, chodu !
- Zid coś wspominał, że nie chce być wiązany z robotą - Night się zaśmiał prując serią w lombard, bo i z premedytacją zapomniał przypomnieć, że siedzą w dość drogim i całkiem charakterystycznym pojeździe, ale po co niszczyć rozrywkę płynącą z pokrywania witryny chmurą plazmy?

Z nieznanych jej bliżej przyczyn, Becky z pewną satysfakcją obserwowała efekty strzelaniny, nawet mimo iż na życzenie Doca sama ani razu nie pociągnęła za spust. Odebrawszy sygnał do odwrotu dała po gazie - oczywiście z umiarem, aby nie zdzierać gumy stojąc w miejscu, tylko ruszyć szybko przed siebie. Zapomniała już o lombardzie i całkiem skupiła się na prowadzeniu pojazdu. Szybko i bezpiecznie. Oby do pierwszego zakrętu!

Dwie serie, posłane z karabinów plazmowych w szyby lombardu, dupy nie urywały. Owszem, posypało się szkło, narobił się spory rozpiździaj, ale ogólnie, chyba zbyt dużych strat w samym przybytku nie narobili… Becky dała gazu, po czym trio odjechało szybkim tempem spod celu owych eskapad. Czas wracać do kosmoportu, na Fenixa… no i taki wał, nie miało prawa być łatwo. Ledwie przejechali jedną przecznicę, na ich “ogonie” pojawił się miejscowy radiowóz(wersja hoover) z całą kakofonią na dachu, oznajmiającą, iż mają problemy…
- Becky… zdołasz ich zgubić? Świat się wali dookoła, a im chce się ścigać jakiś wózek. - burknął Doc zerkając przez tylną szybę i przeładując broń.
- Się robi! Trzymajcie kolację! - odparła pilotka i oddała się szaleństwu wyścigu.
Na dobry początek przyspieszyła porządnie, ale aby zgubić pościg i nie zdradzać miejsca docelowego, musiała wykonać parę manewrów. Pociągnęła przez kawałek trasy, a przy pierwszej okazji trochę zwolniła, aby wykonać zakręt o 90 stopni i ruszyć inną ulicą.
Prowadzonego pojazdu może jeszcze nie poznała aż tak, ale sam wyścig nie był dla niej nowością. Wiedziała jak manewrować, kiedy dać po garach, a kiedy dostosować szybkość aby wyrobić się w zakręcie... Zapowiadała się ostra jazda!

Becky pędziła ile się dało, pokonując w iście rajdowym stylu zakręt, aż zapiszczały opony. Gliniarze za nimi poradzili sobie z kolei nieco gorzej, zostając w tyle… za to otworzono do nich ogień, i seria plazmy zabębniła po bagażniku samochodu. Oj Ziddiane nie będzie zadowolony.

Night ocenił wyrządzone szkody. Miał lekkie opory przed strzelaniem do glin. Kto wie, może to byli ostatni uczciwi funkcjonariusze w mieście, zagrożony gatunek.
- B., ta fura to zwykła cywilna, czy opancerzony model VIP premium? Jak myślisz? Da się poznać po komforcie prowadzenia. Nie chcę się błaźnić, łamiąc kolbę karabinu na tylnej szybie - pirat położył oparcie siedzenia, by jednak na wszelki wypadek za wysoko głową nie wisieć. Z tej pozycji zresztą łatwiej mu było się przeczołgać do stanowiska ogniowego w postaci tylnej kanapy.
- A skąd ja mam wiedzieć? - odpowiedziała krótko kobieta, stanowczo skupiając się na prowadzeniu.
Doc nie zadawał pytań. Doc wtulił się w fotel trzymając broń przy piersi i zdecydowanie bardziej martwił się tym czy systemy bezpieczeństwa pasażerów są po przeglądzie. Strzelać do stróżów prawa nie zamierzał, bo mogło to ściągnąć kolejne wozy. Teraz należało zostawić sprawę Becky i modlić się do Pani Fortuny o dobry rzut kości… Bo nic innego Bullitowi nie zostało.

Wóz prowadzony przez pilotkę wpadł właśnie na skrzyżowanie… i Becky zrobiło się gorąco. Z prawej zasuwał jakiś cholerny pickup, i jak nic będzie kraksa. Miała ułamek sekundy by zareagować! Tak jak to miewała nieraz podczas wyścigów, a przy prędkości prawie trzystu kilometrów na godzinę, ułamek sekundy to ogromna odległość do przebycia i tyleż samo siły podczas zderzenia! Na szczęście ta maszyna była tutaj o wiele wolniejsza - ale i tak niebezpiecznie szybka w danej chwili.
W krytycznym momencie pilotka wdepnęła na gaz i odbiła nieco w lewo zmieniając pas jezdni, z zamiarem śmignięcia pickupowi przed nosem... i pozostania na ulicy.

Panna Ryder odbiła nieco w lewo, jednocześnie jeszcze mocniej wciskając gaz. Doc i Night zauważyli pędzącego pickupa z prawej strony w ostatniej chwili, jego światła, ostry pisk opon i rozwydrzony klakson… zmieścili się w ostatniej chwili przed innym wozem, unikając wypadku o około pół metra. Goniący ich radiowóz również momentalnie zwolnił, podczas gdy owy cholerny pickup wpadł w poślizg, przelatując już dosyć niekontrolowanie przez skrzyżowanie. Tyle dało się zobaczyć w lusterkach, podczas wariackiej jazdy.
Miejscowi gliniarze byli już o dobre 100m za nimi, i trio uciekinierów prawie już ich zgubiło.

Nagle krótka wymiana słów z Vis zmroziła Bullita. Wszak wynikało z nich, że Darakanka i reszta byli atakowani!
- Becky gaz do dechy. Musimy dotrzeć jak najszybciej do statku. - syknął gniewnie doktorek.
- Dobra, tylko ich zgubię - odpowiedziała Becky i zrobiła kolejny, dość ostry, ale absolutnie bezpieczny zakręt w prawo.
- Jechałam tak, aby nie odgadli miejsca docelowego, ale teraz już chyba mogę - powiedziała zaraz potem i ponownie skręciła, jednak tym razem w lewo.
Tym sposobem, zanim ich pościg wyszedł z pierwszego zakrętu, oni zniknęli już za drugim, dzięki czemu zyskali ogromną przewagę... A przynajmniej tak uważała Becky. Po drugim zakręcie dała po garach, jadąc prosto przed siebie, w kierunku kosmoportu.

- Nieźle - Night skomentował manewry Becky. - Feniks lata z dużo większymi szybkościami, ale systemy grawitacji całkiem niwelują wrażenie prędkości... a szkoda bo to całkiem przyjemne - spojrzał z wymowną wyższością na Doc'a i jego modlitwy, starając się nie okazywać, że i jego ściska w dołku. Poprawił się w fotelu przyjmując bardziej wyluzowaną pozę.
- Większa bezwładność, spowodowana masą pancerza pokrywającego nadwozie, a i pewnie mocniejszy silnik by wciąż zachować osiągi - odpowiedział na wcześniejsze pytanie pilotki. Wydawało mu się, że takie rzeczy się czuje, prowadząc pojazd, zwłaszcza przez kierowców z dużym doświadczeniem. Wzruszył ramionami, on sam po pierwszym strzale z nowej broni mógł spokojnie powiedzieć, jakie w niej zamontowano modyfikacje. Obserwował zmieniający się jak w kalejdoskopie krajobraz.
- Czyżby kłopoty przy statku? Nie powiem, żebym się nie spodziewał. Bez Feniksa, żadni z nas piraci, a z Leeny żaden kapitan. Jesteśmy ze sobą mocno związani i gdybym to ja prowadził polowanie, nie robiłbym durnej inwazji, tylko wyłapywał kolejnych załogantów kręcących się w pobliżu. Systematycznie i po cichu, aż miałbym wszystkich. - uśmiechnął się nieprzyjemnie, przeładowując broń.
Bullit milczał. Nie miał ochoty na rozmowy, tym bardziej że nie męczył Vis pytaniami. Sam już przygotował broń.
- Wpadamy… zatrzymujemy wóz bokiem, by robił za osłonę i robimy za drugi front. Przy odrobinie szczęścia weźmiemy wrogów w dwa ognie. - Bullit wyjaśnił swój plan.
Becky przyjęła do wiadomości plan doktorka, wyobrażając sobie strzelaninę na lądowisku. Świadoma, zagrożenia zdawała sobie sprawę, że w ostatnich sekundach jazdy będzie musiała podjąć ważne decyzje. Gdzie zaparkować, kogo po drodze rozjechać i w ogóle co robić. Nie była zadowolona, że przegrali wyścig. Może i ostrzelali po drodze jeden lombard i robiła objazdy aby uciec glinom, nie mniej jednak nadal miała nadzieję, że to ich trójka jako pierwsza zjawi się przed Feniksem. Póki co skupiła się jednak bardziej na samym prowadzeniu, oraz tym aby dotarli na miejsce w jednym kawałku.

- Więc miejmy nadzieję, że Bix popracował nad celnością - Nightfall ironizował. - Jego pociski padają zbyt losowo by czuć się komfortowo we wspomnianym miejscu. Poza tym nie należy wykluczać uderzenia w plecy, gdy gliny nadrobią zaległości z dystansem. Nie lepiej z fantazją jeździć, strzelać i rozjeżdżać jednocześnie, dla lepszego efektu puszczając odpowiednią muzykę w tym wyczesanym zestawie audio? - zaczął naciskać przyciski panelu radia, szukając czegoś przyjemnie nadającego akcji dramaturgii. Przewijał listę, zaznaczył i potwierdził. Głośnikami wstrząsnął rytmiczny bas, zwiększany stopniowo kolejnymi kreskami wskazania volume.
- Może i jestem oldskulowy, ale nic lepiej nie nadaje się do przecinania nocą arterii metropolii w połączeniu z radosnym rozwalaniem syntetyków. Kurwa, to jest piękne - zachwycił się. Muzyka podobna do granej w podrzędnych klubach, które często odwiedzał w betonowym śmietnisku zwanym rodzinnym miastem. - A nawet jeśli wam się nie podoba, to sorry, ale ja tu jestem władcą stereo - Becky była zbyt zaabsorbowana prowadzeniem, a Doc znajdował się w końcu za daleko. Night z uśmieszkiem triumfu wystukiwał dłonią takt, uderzając o udo.

Ledwie jedno zagrożenie zostało zażegnane, pojawiło się po chwili kolejne. Gdzieś dosyć blisko przydzwoniła chyba kolejna rakieta, spadająca na miasto. Huk był potężny, wszystko zadrżało, Becky na moment, naprawdę drobny moment, poprowadziła zygzakiem, a potem… potem na ich drodze, pojawił się przewracający powoli na bok, cały cholerny budynek, mający chyba z dziesięć pięter. Jak nic przygrzmoci w ten po drugiej stronie ulicy, samą ulicę zatarasuje na amen, więc dać po hamulcach, i ot tyle z wielkiej sytuacji, czy może… może przejechać nim spadnie?? No ale gdzieś z tyłu wciąż majaczyły syreny gliniarzy, no i by trzeba było zawrócić i w sumie jechać prosto w kierunku radiowozu…
- Dawaj ile fabryka dała. - zadecydował Doc. W końcu gdzieś tam czekała Vis, a za nimi jechała pogoń. Trzeba było zaryzykować.
Kobiecie nie trzeba było dwa razy powtarzać... właściwie tego w ogóle nie trzeba jej było mówić - sama z siebie, instynktownie, przyspieszyła gwałtownie zdeterminowana przemknąć pod padającym budynkiem. Jednocześnie zmieniła pas, aby jechać po tej stronie drogi, która była dalej od walącej się konstrukcji. Becky była świadoma, że im dalej od niego pojadą, tym więcej będą mieli czasu i choć różnica mogła wynosić zaledwie pół sekundy, to przy ich szybkości była to naprawdę znacząca odległość. Dodatkowo, budynek który stał na przeciwko tego walącego się, mógł zatrzymać cały upadek, czy to na parę sekund, czy nawet na stałe. Oczywiście jeszcze zanim się pod nim znaleźli, kobieta spojrzała w górę, nie chcąc aby przez jej nieuwagę, ich pojazd oberwał jakimś meblem wypadającym przez okno padającego tytana.

Na nadgarstku Bullita odezwał się nagle alarm, którego w tej chwili najmniej się spodziewał. Systemy monitorujące Leenę oszalały, po czym… zastygły. Mogło to oznaczać dwie rzeczy, lecz Doc nie mógł być pewny która opcja była prawdą. Póki co, wolał o tym nie myśleć, zresztą mieli inne rzeczy na głowie, i to niemal już dosłownie.

Ryder wycisnęła wszystko z maszyny, prując do przodu, wprost pod przewracającym się budynkiem. I miała rację. Z okien padającego kolosa posypała się masa rzeczy, spadających na ulicę. Te większe Becky omijała, te mniejsze jednak dały o sobie znać, bębniąc po karoserii wozu, i przy okazji niszcząc przednią szybę, przez co widoczność została mocno ograniczona. Jednak nie na tyle, by nie zauważyć walącego im się na głowy budynku. Ten co prawda oparł się na sąsiednim, w końcu jednak złamał, po czym runął już kompletnie na ulicę, prosto na nich…
- Damy radę! Damy radę! Damy radęęęę!!! - Wrzeszczała Becky. I chyba nie tylko ona.
 

Ostatnio edytowane przez Mekow : 24-09-2017 o 12:13.
Mekow jest offline