Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-09-2017, 14:15   #194
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
post wspólny Czarnej, Zombi, Zuzu i Mg; cz.2

- Żyjecie - w komplecie do beznamiętnego głosu syntezatora, Nash dorzuciła kwaśny uśmiech. Po cholerę mieli im tłumacz co dokładnie robili w bunkrze i okolicach? Pchnęła Młodą w kierunku kupki gratów. Sama też się tam ruszyła, chcąc jeszcze przed wyjściem zgarnąć parę fantów. - A tamtych dwóch zajebiemy przy najbliższej okazji. Od dawna im się należy. Mahler. Ty też się ładuj na zapas - warknęła do kompletu, posykując pod nosem w miarę jak przerzucała zgromadzoną w pudłach broń. - Ortega. Idziesz z Diaz pierwszy. Młoda, ty w środku. Mahler, my zamykamy. Detektor w pogotowiu. Nie oszczędzamy, co się skończy weźmiemy z Brownoint. Pilnować się i uważać. Żadnego kozaczenia. - chwilę pogrzebała w Obroży, przechodząc na pasmo Falcona. Zacisnęła zęby i wpisała wiadomość, czekając z przełożeniem jej na sztuczną mowę aż do połączenia.
- Gadaliśmy już. Byłeś w kosmoporcie. Dzięki za foto. Pomogło wtedy. Jak Sara się trzyma? Jest z tobą? Bezpieczna? Dacie radę rzucić nas do Blackpoint po Brownpoint?

- Sara znosi to wszystko bardzo dzielnie. Ale nie czas teraz o tym rozmawiać. 20 sekund do zrzutu. Wyrzucimy was na dachu. Jeśli będzie czysto i zaliczycie Checkpoint dajcie znak to wrócimy po was.
- odpowiedział Falcon 1. Przez okna widać było szturmową maszynę która robi nawrót i jakby zaczęła lecieć po przeciwnej stronę okręgu w przeciwną stronę. Za to maszyna jaką lecieli skręciła teraz wprost na Brownpoint. Marine dobrał ammo i granaty.

- Z tymi Obrożami chodziło mi o tamtych. - powiedział ten od siekiery machając głową w stronę zamkniętej jeszcze rampy rufowej. Wzruszył do tego ramionami.

- Teraz już i tak za późno. Stało się. - powiedziała paramedyczka prostując się w swoim miejscu i opierając o ścianę pojazdu.

- Latina trochę sepleni. - odezwał się nagle Mahler trzaskając zamykanym zamkiem. Ortega chyba dobrał co chciał bo dudniąc przy każdym kroku metalem butów o metal podłogi szedł w kierunku rampy. - Ten ktoś w Obroży co uruchomił wieżyczki i odezwał się do was przez głośniki to ta tutaj ślicznotka. - powiedział podchodząc do Brown 0 i łapiąc ją za kibić. Spojrzał się na nią wesoło jakby właśnie miał ją zabrać do kina czy gdzie tam łażą normalni ludzie bez Obroży i wyroków. Paramedyczka i ten od siekiery spojrzeli na Vinogradovą z wyrazem zaskoczenia. - No. Mój kumpel Sven, co zawiaduje tym latającym cyrkiem ją poprosił by złamała systemy waszej bazy. Dlatego wieżyczki strzelały kiedy trzeba a nie kiedy chciały. Widzieliśmy końcówkę na kamerach. Ty niosłaś tamtego co śpi póki ci go nie zaniósł jakiś marine. A ciebie wytargali przez okno i zawlekli tutaj. - powiedział wesoło marine.

- 10 sekund. Otwieram rampę. - w słuchawkach znów dał się słyszeć spokojny głos Raptora.

- To byłaś ty? - blondynka w egzoszkielecie spojrzała na czarnowłosą kobietę w Obroży wyraźnie inaczej niż przed chwilą. Maszyna wyczuwalnie przechyliła się na dziób schodząc do lądowania. W odpowiedzi marine pokiwał głową.

- Chodź, mamy randkę na skraju dachu. - powiedział marine i zgarnął wokół siebie Brown 0 kierując się ku rufie ładowni.

- Nie wiedziałam! Poczekaj! - blondynka odpięła szybko swoją uprząż i wstała podchodząc do odchodzącej dwójki. - Chciałam ci podziękować. Jak cię wtedy usłyszałam no poczułam, że jest nadzieja. Że może ktoś nam pomoże. - wyglądało, że chciała powiedzieć jeszcze sporo rzeczy ale w końcu objęła Vinogradową.

- 5 sekund. - w słuchawkach znów usłyszeli oficera zarządzającego akcją. Dotąd widzieli przez otwartą rampę umykające chmury dymów gdy zanurkowali już w warstwę dymu. Teraz maszyna wyrównała i rufa znalazła się trochę niżej niż dziób. Black 7 wyszedł na rampę a za nią widać było dach jakiegoś budynku. Gdy maszyna względnie znieruchomiała w powietrzu Ortega dał krok i znikł z pola widzenia zeskakując na dół.

Hałas utrudniał jakąkolwiek komunikację. Zawodzenie wiatru, szum mechanizmów maszyny, zgrzyt blachy mieszały się w jedno, zalewając ludzkie uszy jednorodną falą dźwięku. W podobnym harmidrze syntezator mowy utonąłby, robiąc za tło i nic więcej. Dlatego też Ósemka postawiła na sprawdzony sposób komunikacji, wystukując wpierw do Dwójki:
“Jak kiedyś zacznę tak odpierdalać” - pokazała przy tym brodą na marine i pokręciła głową - “To mnie kurwa spal.”
Druga wiadomość była już krótsza, zawierała tylko słowo “Ruchy!” i dotarła do wszystkich Parchów na pokładzie. Nash miała zamykać pochód, czekała więc na swoją kolej. Z serca spadł jej jeden kamień. Sara była bezpieczna. Na razie. To musiało wystarczyć, potem przyjdzie czas na dodatkowe zgryzoty. Umówiła się na coś z Hollyardem i zamierzała słowa dotrzymać. Inaczej się nie dało.

Diaz rzuciła okiem na ekran holo i rozrechotała się jak stary proboszcz na plebanii pełnej ministrantów. Przy zamkniętych drzwiach i z dużą ilością dziwnych, skórzanych zabawek. Uniosła kciuk do góry, dając znać, że przyjmuje, zrozumiała i Latarenka może na nią liczyć. Wciąż się śmiejąc podbiegła do krawędzi i nie patrząc w dół, skoczyła za Wujaszkiem.

- To nic wielkiego… tylko tyle mogłam zrobić - Brown 0 stała czerwona na twarzy, uśmiechając się lekko. Słowa wpierw Johana, a potem paramedyczki podniosły ją na duchu. Odwzajemniła uścisk przekazując to, czego słowa nie mogły. Żałowała, że nie mogą zostać na pokładzie, ale Brownpoint znajdował się tuż obok. Jeśli… nagle zyskała nadzieję, że jednak uda się jej przeżyć i może kiedyś…
Popatrzyła na obejmującego ją mężczyznę i jej uśmiech się poszerzył. Może naprawdę będzie dobrze?
- Do zobaczenia! - krzyknęła do cywili i ruszyła za dwójką Blacków.

Wyskoczyli na dach zaraz za operatorem pancerza wspomaganego z numerem “7” na pancerzu. On mógł sobie pozwolić na kilkumetrową nonszalancję bezpieczniejszy w swoim potężnym pancerzu znacznie bardziej niż zwykli piechurzy. Szedł jak niezmordowanie górując swoja olbrzymią, pancerną sylwetką nad pomniejszymi ludzikami i istotami. - Kontakt. - odezwał się krótko, opuścił lufę swojego działka i zaczął pruć do zauważonego celu. Rozpruł jakieś dwa pomniejsze xenos i szedł dalej. Pozostali widzieli pojedyncze sylwetki tu i tam jakie wydawały się jeszcze oszołomione czy niepewne jak postępować. Widzieli też kapsułę w brązowym malowaniu leżącą wbitą w dach. Obroże pokazywały 28 m. Prawie na miejscu. Falcon 2 nie czekał ledwo ostatni Parch opuścił rampę maszyna wizgnęła silnikami i uniosła się w powietrze znikając z oczu w otaczającym wszystko kłębach dymu. Po silnikach słyszeli jednak, że gdzieś tam krążą w okolicy. To samo mówiły wyświetlacze HUD. Ostatnim i niespodziewanym członkiem ekipy była Herzog. Blond paramedyczka stwierdziła, że jest wypstrykana z medykamentów a w kapsule musiały być jakieś. Pierwszy do kapsuły dotarł Ortega. Pojawił się jednak problem. Kapsuła leżała na dachu na tyle krzywo, że nie szło otworzyć drzwi. Na detektorze Brown 0 plamek ruchomych było całkiem sporo i całkiem blisko. Pod dachem. Na niższych poziomach. Jakby tutaj xenos schroniły się przed bombami te które zdołały albo zebrały się potem. Słyszeli ich podniecone skrzeki i nawoływania.

W morzu dymu, pyłu i gnid kolejny cywil do obrony był tym, czego bez dwóch zdań Parchy potrzebowały, no żesz kurwa mać. W pierwszej chwili, gdy paramedyczka wyskoczyła za nimi na dach, Nash syknęła przez zęby nawet nie próbując taić wściekłości. Samowolka blondyny zirytowała ją, zwłaszcza gdy szybki rzut okiem upewnił ją co do braku broni tamtej. Potem jednak złość zastąpiło zastanowienie, a ono finalnie przeszło w szybki, potakujący ruch głową. Chcąc nie chcąc zyskali tarpana do dźwigania leków, dzięki czemu będą mogli nabrać więcej mordującego szpeju - spory plus. Gdyby tylko odebranie go było czynnością prostą. Kapsuła oberwała przy nalocie, przechylając się pod niewygodnym kątem. Na dokładkę pod popękaną powierzchnią dachu w najlepsze dokazywały gnidy. Ich nawoływanie, syki i skrzeki rozchodziły się echem po okolicy i nawet ryk odrzutowych silników nie mógł ich zagłuszyć.

- Diaz, odgrodź nas z jednej strony ogniem, a potem bierz się za otwieranie prezentu. Ortega ubezpieczasz. - Ósemka nadawała lektorem, wpierw pokazując lewą stronę dachu, potem prawą - Mahler zapalające w dziury pod nogami. Utrudnimy kurwom wjazd. Młoda filuj czy nie idzie coś dużego, potem bierz co trzeba. Ty też - spojrzała bezpośrednio na blondynę i zmrużyła oczy - Trzymaj się między nami i nie wybiegaj przed nas. Będzie gorąco trzymaj się jego i jej - pokazała brodą wielkoluda w pancerzu oraz piromankę. Oderwała dłonie od Obroży i odczepiwszy puszkę napalmu od pancerza, wzięła na cel najbliższe skupisko kręcących się po ich lądowisku bestii.

Diaz za to nie wyglądała na radosną, chociaż miała w perspektywie zjaranie pokaźnej wielkości kurwidołka i prawilny rozpierdol. Ledwo Latarenka przestała się produkować, wyszczerzyła kły do wygolonego trepa i syknęła z jawną złością, pretensją i żalem do świata.
- Kudłaty, a ciebie popierdoliło do końca?! Że niby, pendejo, seplenię?! Ja?! Wujaszek, słyszałeś kurwia? Seplenię, por tu puta madre?! A chcesz sam robić kurwom zaraz grilla?! Lepiej się zajmuj zapinaniem Harcereczki, a nie moją nawijką. Znalazł się, logopeda pierdolony. - warczała, uzewnętrzniając złość i urażoną dumę, godność i co tam jeszcze trzeba było. Prychnęła w końcu, podnosząc dyszę miotacza żeby zalać ogniem teren między krawędzią, a kapsułą i przynajmniej z jednej strony postawić ich grupie zaporę.
- Seplenie… co za kutafon… kolejny. Jakby podpierdalający mi cele Wujaszek to było za mało. Ej, chica. Popylaj tu pęcinkami zanim ci coś skoczy na plecy. Raz, raz!

Vinogradowa zatchnęła się i rozkaszlała, żeby ukryć zmieszanie. Szybko pociągnęła Renatę za rękę, prosto za Ortegą. Pod kapsułę.
- Proszę brać co będzie potrzeba, osłonimy panią!

Brown 0 złapała za dłoń paramedyczki w egzoszkielecie i razem pobiegły w stronę widocznej kapsuły. Obydwu udało się dobiec cało bez przeszkód mimo, że dach już zaczął się zmieniać w pole walki. Pierwszy do kapsuły dotarł Ortega który od początku miał trochę przewagi nad resztą grupki. Stał przy kapsule i otworzył ogień do zauważonego celu. Na odległym o kilkadziesiąt kroków krańcu dachu wyskoczył jakiś mały xenos. Ledwo jednak wylądował na nim a już okolicę omiotły pociski z ciężkiej broni Black 7 a obydwie dziewczyny i ta w Obroży i ta bez, słyszały głośne dudnienie tej ciężkiej broni wyrzucającej z siebie ciężkie fragmenty rozpędzonego ołowiu i zalewające w zamian potokiem złotych łusek. Black 2 dobiegła w pobliże przechylonej kapsuły i zgodnie ze słowami Nash postawiła zaporę ogniową między kapsułą a południową ścianą budynku. Sylwetka piromanki odbiła światło pomarańczowej, płonącej strugi jaką posłała na krawędź dachu, podwieszana pod karabinek broń zasyczała specyficznym sykiem. Żaru ognia przez hermetyczny, ciężki pancerz piechoty właściwie ni odczuwała. Do przechylonej kapsuły brakowało im z kilkanaście metrów a właśnie tam wyskoczył kolejny mały obcy. Do kapsuły dalej brakowało jej z tuzin kroków. 10 m jak pokazywał wyświetlacz Obroży. Black 8 przez swoje klikanie w panel by pobudzić lektora do pracy została nieco w tyle grupki. Miała z kilkanaście kroków do przechylonej, kroplowatej bryły kapsuły w brązowym malowaniu. Cisnęła granat zapalający na najbliższej dziury. Niewielki pojemniczek zniknął w półmrokach zniszczonego sufitu ostatniego piętra. Moment później rozbłysło tam napalmowe światło, podobnie jak z kolejnej większej dziury w którą podgolony marine cisnął swój napalmowy pojemniczek. Z wnętrza ostatniego budynku rzygnęło ogniem. Eksplozja rozrzuciła po wnętrzu pomieszczeń ostatniego piętra lepką galaretowatą substancję która spalała się intensywnym ogniem. Odpryski wyrzuciło z dziur w górę jak przy mini wulkanie i tam opadły wciąż płonąc na obrzeża popękanego dachu dachu. Płomienie rycząc swoim płomiennym rykiem dołączyły do hałasu ludzkich krzyków, terkotu broni maszynowej i syku rozrywanych i palonych bestii. Mimo to jednak wciąż słychać było te wściekłe i wciąż nienaruszone jakie było słychać zdecydowanie zbyt blisko. Nash wtórowała im, sycząc przez wyszczerzone nienawistnie zęby. W biegu sięgnęła po karabin, gdy jedna z gnid wdrapała się na dach, wchodząc na płaską powierzchnię celem znalezienia posiłku dla ociekających kwasem zębów. Zamiast tego napotkał Ósemkę i jej. Broń. Parch zatrzymała się i podniósłszy broń wzięła stwora na cel. Ortega z jednej, ona z drugiej strony. Pozostali mieli zając się otwarciem, a potem wyciąganiem sprzętu z kapsuły.
Brzmiało jak nie najgorszy plan... o alternatywach na razie wolała nie myśleć.

 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline