Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-09-2017, 16:38   #220
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Przejechali na styk. No prawie. Spadający budynek ściął im bagażnik, przez co rozpędzony wóz, zgnieciony nagle z tyłu, podskoczył przednią osią w górę. Przelecieli dobre 5 metrów, po wylądowaniu zaś, pilotka straciła na moment kontrolę nad podjazdem, efektem czego wpadli w poślizg, i ścięli pobliską ławkę. W końcu jednak się zatrzymali, nieźle już pokiereszowanym wozem, chyba jednak nadal nadającym się do jazdy. Silnik co prawda dziwnie bulgotał i spod maski coś parowało, jechać chyba jednak nadal mogli. Za nimi zaś, przewracający się budynek, w końcu po przywaleniu w ulicę, rozleciał się w mak, tworząc zaporę nie do przebycia nawet dla najlepszego pojazdu naziemnego… po okropnym huku i ogromnej chmurze pyłu, nastąpiła względna cisza.


Ruszajmy dalej… nie mamy czasu na kontemplację.- stwierdził Doc zaciskając zęby z wściekłości i niepokoju zarazem.

- Co? A tak, już już - odpowiedziała od razu Becky, orientując się szybko w sytuacji.
- Dasz radę kochanie, wiem że nas nie zostawisz, do mety niedaleko. Miewałam już gorsze kraksy i nie oznaczały one końca trasy, wiem że ci się uda, dawaj - powiedziała pieszczotliwie i zachęcająco, jednocześnie głaszcząc pojazd po kierownicy i desce rozdzielczej, a następnie postarała się ponownie ruszyć w drogę.

- Taaa... dzień bez otarcia się o śmierć dniem straconym. Nic nad czym wartoby przysiąść w zadumie - Night odchylił się i prostując nogi wypchnął pocięte pajęczyną szkło, zwane parę sekund temu przednią szybą. - I widoczność znowu w normie... - wyciągnął z kieszeni przyciemniane okulary, podał je Becky. - Chcesz? Tobie bardziej się przydadzą. Lepiej, żeby kierowca nie mrużył oczu od wiatru. Co to za wycie? - skinął w stronę ręki Doc’a. Alarm Bullita brzmiał jak złe wieści.

- Leena umiera… albo systemy energetyczne statku i Leena.- odparł ponuro Dave.

- Żartujesz sobie? - strzelec nie dowierzał - Leena? Kto jak kto, ale Leena na pewno nie umrze na szpitalnym łóżku po byle ataku kosmicznego ślimaka. - zupełnie to do niej nie pasowało. - Przeżyje nas wszystkich, wychleje cały alkohol na stypach, a potem pijana zatańczy na grobach, ot, kurwa, co.
Pirat chwycił za nadajnik unikomu.
- Te, kurwa, brzydale! Meldować co się dzieje, bo człowiekowi z prerii alarmy wariują, że omal na zawał nie zejdzie. Chodzi *zwłaszcza* o status śpiącej królewny. Zasilanie systemów podtrzymywania padło, czy zwyczajnie zerwała z siebie sznurki i poszła na spacer? Odbiór.

W międzyczasie, zdezelowany wóz pędził do kosmoportu, i trio było już blisko reszty załogi i samego Fenixa… i z daleka mogli zaobserwować niewielką eksplozję na stanowisku, gdzie stała ich łajba! Co tam się kurna działo? Becky dała gazu, i nie bawiąc się w formalności, rozwaliła szlaban wjazdowy, po czym pędzili już między lądowiskami, w kierunku swojego. Z dala dało się już zauważyć sporą wymianę ognia przy samym statku, i przecinające powietrze wiązki plazmy.

- Becky... zgodnie z planem. Zatrzymaj bokiem by dać nam osłonę.- przypomniał Doc zaciskając dłonie na karabinie.
Kobieta wyglądała do przodu, chcąc jak najlepiej zapoznać się z sytuacją na polu walki, zanim przyjdzie jej się na nim pojawić. Musiała się postarać, gdyż zbyt wiele od tego zależało.

- Brzydale, w domyśle koks i ten żółty, ty Vis jesteś piękna - Night zazgrzytał w głośniku przebijając szum wiatru wdzierający się do kabiny. - Właśnie dojeżdżamy do płyty. Niebieski wrak, starajcie się do niego nie strzelać - nadawanie urwało się z krótkim trzaskiem.
- Na bitwę bez pancerza? Co ja jestem? Iss? Może od razu trzeba było prosić Ziddiana o dwa zapasowe serca - mężczyzna zmielił przekleństwo, uruchamiając projectile deflector, który mimo krzywych spojrzeń wkomponował w cywilne ciuchy.

~*~*~

Trójka załogantów Fenixa i Rose, ruszyli w kierunku kosmoportu. Na ulicach, mimo środka nocy, panował chaos. Dosyć dużo pojazdów cywilnych, ratunkowych, do tego sporo miejscowej policji, i pojawiały się już pierwsze namiastki tutejszej armii. Biegający w panice ludzie i nie-ludzie, kolejne wybuchy spadających rakiet, to bliżej, to dalej, kilka płonących budynków.

Przecinające nocne niebo myśliwce, kontratak naziemny rakietami. Wszystko to powoli zaczynało wyglądać, jak jakaś pieprzona wojna, w środku której znaleźli się… jako jej prowokatorzy(?).

Gdy towarzystwo w końcu dotarło na miejsce, odetchnęli z ulgą. Fenix był cały, nie trafiła go żadna rakieta. Wypadało więc zaparkować pojazdy na pokładzie, poczekać na resztę, a następnie opuścić w przyspieszonym tempie tą planetę…

- Jesteście aresztowani! - Usłyszeli metaliczny głos.
- Jesteście aresztowani! - Odezwał się kolejny.
- Jesteście aresztowani! Jesteście aresztowani! - I kolejny, kolejny, kolejny…

[MEDIA]https://images82.fotosik.pl/791/1d1862cf5bda4183med.jpg[/MEDIA]

Z zakamarków lądowiska, zza skrzyń, kontenerów, maszyn i tym podobnych, wyłoniły się jakieś roboty z lufami skierowanymi w ich osóbki. Rose struchlała za kierownicą swojego wozu…

- Takiego chuja, blaszaki! - Odkrzyknął im Młotek i pokazał wielce wymowny gest.

- Jedź maleńka! Gaz do dechy!- krzyknął wesoło Fenn. Zaczynało się robić ciekawie, przebić się przez stado blach do statku, praktycznie gołym, ale jakoś mu to nie przeszkadzało.
Z uśmiechem na ustach puścił serię w blaszaków po prawej, przy wózkach widłowych.

- Młot! Przypieprz na lewo! - krzyknął.
Nagle coś mu się wydało że chyba wcale nie nabierają prędkości. No tak, cywil za kierownicą. Nachylił się w stronę rudej i szepnął do niej puszczając oko.
- Zaczęliśmy kręcić, jedź. - po czym znów zaczął walić w tych samych.

Młotowi dwa razy powtarzać nie trzeba było, więc przypieprzył.

Vis w walkę wdawać się nie zamierzała, a przynajmniej jeszcze nie. Chłopaki powinni sobie poradzić ze skupieniem uwagi robotów. Ona z kolei musiała jak najszybciej dostać się do Fenixa. Jakby na to nie spojrzeć to tam kryła się faktyczna siła ognia, która mogła zapewnić im zwycięstwo w tej potyczce. I osłonę, co w jej przypadku było konieczne, jeżeli chciała ujść z życiem. Dlatego też zamiast wdawać się w strzelaninę, wybiła do przodu, w kierunku statku, licząc na to że nader chętna do walki para siedząca w wozie Rose, poradzi sobie ze skupieniem uwagi przeciwników.

Seria posłana przez Fenna zadźwięczała po dwóch robotach obranych za cel, wyraźnie je uszkadzając… choć nie eliminując. Nadal skurczybyki były w miarę funkcjonalne, a co za tym szło, stanowiły zagrożenie dla załogantów Fenixa.

Pocisk z granatnika, posłany przez Bixa, zdmuchnął parkę blaszaków na dobre, posyłając ich zwęglone resztki daleko w tył. Dwóch mniej, dobre i to… Vis wystrzeliła do przodu na hooverbike, a roboty otwarły ogień. Wiązki plazmy przecinały powietrze wokół ciał ruszających z kopyta swymi pojazdami awanturników, czasem bliżej, czasem dalej. Z reguły niecelnie… jednak w końcu i musiało się któremuś z blaszaków udać. Vis oberwała w lewą nogę, a Fenn w prawe ramię. Oj bolało…

Fenn syknął w duchu, raczej z zawodu niż z bólu, na to drugie był nauczony nie zwracać uwagi, przynajmniej do czasu dopóki naprawdę nie będzie to uciążliwe.

Z ust Vis wyrwał się krzyk bólu, jednak jakimś cudem udało się jej zachować kontrolę nad pojazdem. Nie zamierzała się jednak zatrzymywać i sprawdzać rany, byłoby to czystą głupotą. Zamiast tego utrzymała kurs, tym bardziej że statek był w zasięgu ręki.

- Żryj plazmę świnio - zawołał wesoło Bix i tuż po tym jak bęben obrócił się i zielona lampka zasygnalizowała gotowość posłał za blaszakami kolejny pocisk.

Vis wjechała pod Fenixa, po czym zatoczyła pod nim “ósemkę”, lawirując między płozami statku, jednocześnie robiąc użytek z pilota, jaki dał jej Bullit. Po wariackim wpisaniu kodu, zgrzytnęło poszycie fregaty, i opuściła się rampa, wiodąca prosto do ładowni, gdzie mogli wjechać… co też Vis po chwili uczyniła, a za nią wpadła Rose swoim kabrioletem. Obyło się bez kraks wewnątrz statku, jednak roboty deptały im po piętach, goniąc za swymi celami i strzelając.
- To ma być pornos, czy film akcji?? - Wydarła się panna North, spoglądając na Fenna - I dlaczego nie dostałam do poczytania scenariusza??

Fenn nie kłopotał się wyjściem z auta, odwrócił się tylko do tyłu i już chciał strzelać gdy stwierdził że jakaś kupa mięśni zasłania mu widok. Przynajmniej w niego nie trafią, może jednak zostać i nic nie mówić?
- Bix, suwaj się bo ci plecy przypadkiem plazmą przeoram.- spróbował jednak wychylić się jakoś zza pleców wielkoluda.
- Rose, na ziemię i się nie wychylaj. Do tego nie mam scenariusza. - zanim ta jednak zdążyła cokolwiek więcej odpowiedzieć poza urwanym “A” zatkał jej usta palcem i odprowadził ją na podłogę między siedzeniem a pedałami - Nie wstawaj. - rozkazał jej.
Gdy uniósł się spowrotem Bix wreszcie zrobił mu miejsce na strzał. A on z tej luki skorzystał waląc do jednego z blaszaków.
- VIS, ZAMYKAJ! - krzyknął gdzieś w bok gdzie powinna być darakanka i dalej oddał się wesołemu przysmalaniu syntetyków.

Dziewczyna nie miała zamiaru sprzeczać się ze słusznością tego nakazu, tym bardziej że nigdy szczególnie za walką nie przepadała, w przeciwieństwie do obu panów, których to zostawiała za sobą. Rose jakoś w ogóle nie brała pod uwagę. Zamiast więc dzielnie stanąć ramię w ramię z pozostałymi, gdy tylko zsunęłą się z siedziska swojego pojazdu, ruszyła najszybciej jak się dało do drzwi prowadzących w głąb statku. W końcu pasowało Fenixa przygotować do startu, a im wcześniej się to zrobi tym dla nich lepiej. Nie bez znaczenia był także dostęp do siły ognia, którą statek dysponował. Była przy tym pewna że chłopaki sobie poradzą z rozwaleniem tych robotów, którzy próbowaliby się wedrzeć do środka.

Roboty oddały kolejne salwy, dzwoniąc plazmą po kabriolecie, po samej ładowni… i przydzwaniając w Bixa. Mięśniak oberwał w lewy bark, co go nieźle rozwścieczyło. Posłał więc kolejny pocisk z granatnika, tym razem zmiatając aż trzy roboty. Do ostatniego z kolei strzelił Fenn, trafiając go prosto w tors, aż posypały się iskry, jednak skurczybyk nie padł. W tym samym momencie zamknęła się już rampa Fenixa, i przebywający wewątrz byli względnie bezpieczni.

W tym czasie, sama Vis, gnała przez statek na mostek. Tam miała zamiar uruchomić łajbę, by chociażby pokładowymi działkami rozwiązać problem reszty natrętów na lądowisku. Gdy zaś była już na miejscu, i wskoczyła na jeden z foteli pilotów, zdała sobie sprawę… iż nie posiada kodów, pozwalających wybudzić Fenixa z uśpienia! Och fuck…

Ów brak przystopował nieco jej działania, nie pomyślała bowiem o tym by się o te kody wcześniej postarać, a teraz… Teraz pozostawało tylko jedno wyjście, z którego też zaraz skorzystała.
- Potrzebuję kodów do Fenixa - walnęła od razu prosto z mostu gdy tylko uruchomiła komunikator. - Mamy tu paru nieproszonych gości - dorzuciła w ramach uzasadnienia dla swojej prośby, słowa te kierując oczywiście do nikogo innego jak doktorka. Kto jak kto ale on powinien je mieć. Nie mówiąc już o tym że jakoś nikt inny jej do głowy nie przyszedł, kogo by o nie mogła zapytać.

- Kody… moment. One-234-gun-657-to-120-fuck-754-them-all.- Bullit nie bawił się w pytanie o sytuacje przekazując kody kapitan Leeny.

Które to kody Vis od razu wykorzystała rozłączając się bez słowa. Miałą nadzieję, że doktorek wkrótce pojawi się na statku, jednak zanim by to miało nastąpić, trzeba było oczyścić okolicę. Czasu zatem na gadanie nie było.

- No to koniec wstępu. - odparł Fenn z uniesionym lufą do góry karabinem i przyglądają się rampie - Lecę się przebrać w coś odpowiedniejszego, Bix przypilnuj chwilę wejścia.
Suzh odłożył broń obok Bixa i ruszył biegiem do swojej kajuty założyć pancerz. Gdy był już ubrany pobiegł spowrotem do ładowni po drodzę zachaczając po swój karabin, miał kilka ulepszeń których brakowało w tym od kochasia Becky. Po trzech minutach stał już w ładowni w pełnym rynsztunku.

- Lecę po swoją pukawę. Rozmiar ma kurwa znaczenie - Bix zawiesił na pasku granatnik, który całkiem mu się spodobał, ale pobiegł po mechowe działko plazmowe. Duże kłopoty wymagają dużego kalibru. Chwilę zastanawiał się nad popkornówą, bo była kozacko pomalowana i miał do niej sentyment, ale zwyciężyła chęć robienia większego rozpierdolu.
Przytargał wielką spluwę, której normalne miejsce było na trójnogu lub pojeździe
- Ej Fenn, chcesz porównać kto ma większego? - zawołał i zarechotał paskudnie.

Vis uruchomiła w końcu Fenixa i jego wszelkie systemy, a cały mostek rozbłysnął gamą kolorów, niczym jakaś knajpa po wypłacie… wzrok Darakanki spoczął na systemach obronnych, za które też się szybko zabrała. Należało bowiem w końcu załatwić naprzykrzające się im roboty na lądowisku, dziewczyna wybrała więc jedno z działek, by pozbyć się natrętów. Wycelowała, strzeliła, i… wiązka odbiła się od płyty lądowiska, nie czyniąc wrogom krzywdy, za to dało się słyszeć solidne łupnięcie w sam statek od spodu. Ups…

W międzyczasie Fenn i Bix, po dozbrojeniu się w swych kabinach, otwarli ponownie rampę, by ostrzelać przeciwników. Valarian tym razem odstrzelił jednemu z nich lewą nogę, wywołując w reszcie jego metalowego cielska serię zwarć, co definitywnie zakończyło działanie jednego z robotów. “Młot” zaś swoją “popcornówą” walnął szerokim strumieniem plazmy, stapiając 2 kolejne roboty. Jeśli im się rachunki zgadzały, to powinny zostać już tylko 2 roboty…
Wtedy też coś przygrzmociło w kadłub Fenixa. Nic wielkiego, jednak odczuwalne. Czyżby te cholerne roboty waliły w statek czymś większym, niż karabinami?

- Przyprowadzili artylerie? - Bix usłyszał zniekształcony przez głośniki hełmu głos Fenna - Rzucę okiem, pilnuj wejścia. Komputer, ścieżka nr. 28
Vyr Keetar wyleciał ze statku nie bawiąc się w wolny lot. Komputer pancerza wyszukiwał wrogie cele. Gdy w końcu skończyło się poszycie statku Suzh zmienił kierunek lotu i wzleciał jeszcze wyżej tak by widzieć całą okolicę. Był gotowy na szybki unik. Pod nosem śpiewał piosenkę którą wcześniej wybrał rozglądając się po sytuacji.
- Aye pilnować wejścia! - potwierdził Bix, odpalając połówkę cygara od rozżarzonej lufy plazmówy - Boicie się Bixa, blaszane dupy? I słusznie, bo zaraz będzie jebany recajkling!

Vis w międzyczasie oderwała dłoń od sterowników działka. Młoteczek ją zabije za to walnięcie w kadłub, którym z takim oddaniem się zajmował i reperował po kolejnych przygodach Fenixa. Przez chwilę zastanawiała się czy nie darować sobie dalszych prób ostrzału, dla dobra statku. Bolała ją noga, męczył niepokój o doktorka i do tego… Czuła niechęć przed rozwalaniem robotów, nawet jeżeli te miały tylko jeden cel, czyli eliminację członków załogi. No ale nie mogła pozwolić by reszta walczyła gdy ona się obija. Z tego też powodu podjęła kolejną próbę unieszkodliwienia przeciwników licząc na to, że tym razem pójdzie jej nieco lepiej niż za pierwszym.

Fenn wzbił się w powietrze, zataczając łuk nad lądowiskiem, i od razu znalazł się na celownikach wrogów. Roboty jednak strzelały wyjątkowo niecelnie, dobre i to… niedobre jednak, iż wcale ich nie było już tylko 2. Skurczybyki chyba miały gdzieś ukryty drugi obwód, wokół Fenixa kręciło się ich bowiem jeszcze gdzieś z 10… a właściwie to 9, po tym jak Keetar poczęstował jednego z nich plazmą w tors, eliminując jednego z natrętów.

Darakanka ponownie skorzystała z działek pokładowych Fenixa, i w końcu uzyskała porządany efekt. Jeden z blaszaków został zmieciony wiązką, czas wycelować w kolejnego…

Bix stojący przy rampie z “popcornówą”, oczekiwał jakiegoś celu, nikt się jednak nie napatoczył pod lufę. Wyraźnie za to dało się słyszeć kanonadę panującą na lądowisku, jak nic, przeciwnicy strzelali w latającego gdzieś tam Fenna. Nadal przestraszona Rose, chowała się w swoim kabrio, siedząc skulona chyba gdzieś na podłodze przy fotelu kierowcy.

- Co tu się kurwa dzieje? - Usłyszał nagle mięśniak znajomy głos za swoimi plecami. Odwrócił się zaskoczony, a na jego gębie pojawił się wielgachny uśmiech. Stała przed nim Leena, owinięta jedynie prześcieradłem. Co prawda, pani kapitan była mocno pobladła, i wydawało się, iż ledwie trzyma się na nogach, jednak dymiąca fajka w kąciku jej ust, i sam fakt, iż się wybudziła z tej dziwacznej śpiączki, zwiastował dobry omen.

[MEDIA]https://lh4.googleusercontent.com/-HvYs4BSaWa4/VPeXysJSEzI/AAAAAAAAF6U/_Ch7gY3plHk/w640-h960/IMG_2449.JPG[/MEDIA]

Fenn’Suzh rozkazał komputerowi nanieść na plan lądowiska pozycje wrogich maszyn. Wylądował z przytupem na jednej z cystern lekko wgniatając blachę do środka, zdala od natrętnych maszyn, po czym spróbował połączyć się ze statkiem, w końcu nie wiedział czy Bix wziął na impre własne uni, bo przecież po co by mu tam ono.
-I am rock oh, I am rock oh. I am rock. - było słychać przez chwilę jak Fenn śpiewa w rytm piosenki jaka wybrzmiewała z jego mikrofonu - Może i jestem najlepszy, ale przydałaby się mała pomoc. Sam dziewięciu blaszakom mogę nie dać rady. Chyba że się bunkrujemy na statku, co byłoby trochę nudne.
Następnie podszedł do krawędzi naczepy i zeskoczył na dół. Skierował się w stronę jednej z pary maszyn. Dwójkę będzie mu łatwiej wyeliminować niż większą grupę.

Bix prawie połknął cygaro z zaskoczenia, zapomniał o robotach, pilnowaniu rampy tylko wyprężył się w koślawym "baczność" i zaczął dukać.
- Paaani Kaaapitan .. no ten tego... kurna inwazja i bombowanie.

Nieświadoma przebudzenia pani kapitan, Vis zabrała się za namierzanie kolejnego przeciwnika. Miała nadzieję, że i tym razem uda się jej celowanie i kolejny robot zmieni się w kupę części. Nie mogła przecież pozwolić by się chłopaki sami bawili.

- Te, kurwa, brzydale! Meldować co się dzieje, bo człowiekowi z prerii alarmy wariują, że omal na zawał nie zejdzie. Chodzi *zwłaszcza* o status śpiącej królewny. Zasilanie systemów podtrzymywania padło, czy zwyczajnie zerwała z siebie sznurki i poszła na spacer? Odbiór.

- Sprawdzę - odpowiedziała Vis, uznając że chłopaki tą chwilę wytrzymają bez wsparcia działek statku, a sprawa pani kapitan ważna w końcu była. - Ale i tak się pospieszcie. Gorąco tu - dodała, ruszając do ambulatorium.

Kolejna wiązka plazmy, wystrzelona przez Fenna, znalazła swoją drogę do następnego korpusu robota. Draniem zarzuciło, zaiskrzył, jednak szybko schował się za jakąś beczką, nadal funkcjonując. No cóż, w końcu to były roboty bojowe, więc nie padały po jednym strzale… padł za to kolejny, ustrzelony przez Vis. Co jak co, ale działka pokładowe miały swoją moc.

- A gdzie reszta? - Spytała Leena.

- No… w drodze tu - Odparł Bix.

- To pomóż na lądowisku! - Powiedziała kapitan. A jak powiedziała, tak “Młotek” zrobił, zbiegając po rampie z “popcornówą” w łapach, i wspomagając Fenna w walce z robotami. Całkiem niedaleko były 2 pierwsze cele, które też potraktował od razu opcją miotacza. Wielka ściana ognia pognała w kierunku dwóch robotów, paląc je i topiąc… a gówno, jeden odskoczył w bok, i przeżył takie traktowanie! Ale za to nawinęło się kilka beczek, które po chwili zaczęły pięknie na płycie lądowiska eksplodować.

Roboty znajdujące się na lądowisku, wzięły za cel dwóch osobników, którzy stanęli na przeciw nim. Jeden strzał do Fenna, drugi, trzeci… niecelne. W końcu jednak szczęście opuściło Valariana, i oberwał w prawe udo, niemal padając. Rana była naprawdę poważna.

Podobnie było z Bixem. Kolos był doskonałym celem, i nie pomógł pancerz, czy i Projectile Deflektor. W końcu jedna z wiązek plazmy przebiła się, trafiając go w tors. Zachwiało nim, poczuł gorąco, i zgrzytnął zębami, gdy nagle dziwnie rozmazał się jemu wzrok… nie było dobrze.

- Brzydale, w domyśle koks i ten żółty, ty Vis jesteś piękna - Night zazgrzytał w głośniku przebijając szum wiatru wdzierający się do kabiny. - Właśnie dojeżdżamy do płyty. Niebieski wrak, starajcie się do niego nie strzelać - nadawanie urwało się z krótkim trzaskiem.

Komunikat Night’a sprawił że Vis się jednak zatrzymała. Zatem byli już tak blisko? W tej sytuacji bieganie do ambulatorium, tym bardziej z ranną nogą wydawało się bez sensu. Doktorek sam mógł sprawdzić co nie tak z panią kapitan, jednak żeby to zrobić musiał najpierw dostać się do wnętrza statku, a to było dość utrudnione gdy wokoło szwędały się wrogo nastawione roboty. Logiczne zatem było, że najlepszym wyjściem byłoby przede wszystkim pozbyć się ich, a dopiero później przejmować stanem Leeny, której przecież i tak nijak by nie była w stanie pomóc.
Zmiana decyzji nastąpiła szybko, podobnie jak obrót w tył i skierowanie kroków w drogę powrotną. Musiała zadbać o osłonę dla zbliżającego się Doc’a i reszty drużyny. Nie żeby nie wierzyła w umiejętności i siłę ognia Młoteczka i Fenn’a, to jednak gdy chodziło o doktorka, wolała jednak brać sprawy w swoje ręce.

Bix poczuł potężne uderzenie w pierś, piekło żywym ogniem, przesłaniało wzrok czerwienią.
- Co jeeee - zabełkotał i spojrzał w dół, cygaro leżało koło jego stóp, wypadłe z zesztywniałych warg. W kombinezonie ziała dziura, cuchnąca spalonym mięsem i nie do końca skauteryzowaną krwią. Do Młotka powoli dochodziło, że to on, on sam tak oberwał i wydawało mu się to bardzo nierealne, móżdżek zalany falą bólu zwyczajnie nie przyjmował tego do świadomości. Do czasu...
- Ałć - powiedział zdziwionym, wyższym niż normalnie tonem i padł jak długi, a obok niego z łoskotem walnęłe o ziemię jego megaspluwa.

-[i] Też cię kocham Night, ale ruszyłbyś tu dupę. Nawet Ty byś się tu do czegoś przydał pomimo twojej ślep…[i] - Fenn nie dokończył co chciał powiedzieć bo akurat w tym momencie dostał plazmą w nogę, aż go podcięło i gdyby nie oparł się ręką o jakieś stojące obok skrzynie jebnąłby o ziemię.
Na przyłbicy wyskoczyło czerwone okienko z ostrzeżeniem przebicia tarczy oraz nie wytrzymaniu pochłaniaczy, przez co znowu temperatura od plazmy przebiła się pancerz i przypaliła mu skórę. Czy on kiedyś wyjdzie z tych opatrunków? Jeszcze z pleców nie ściągnął poprzednich.
- Ejjj. To boli wy kupy złomu. - nie wyciszył unikomu.
Korzystając z silników cofnął się trochę od strzelaniny po drodzę poprawiając temu co ostatnio.

Blaszaki? Więc jednak zakup gaussa okazał się trafny, z tym że leżał obecnie za daleko, na pokładzie, do tego kompletnie nieposkładany. Ilekroć pirat zdołał nagrać specjalistę do montażu, krajobraz zaczynał płonąć.
- Znowu przeszarżowałeś? Spoookojnie, pod nieustraszonym przywództwem Doc'a, zaraz połączę się z tobą w bulu - Night zarechotał, przygotowując się do opuszczenia pojazdu. W trakcie jazdy wyszukiwał cele i osłony umożliwiające przemykanie w stronę statku. Siedzenie w trójkę za wozem groziło śmiercią od jednego granatu. Aczkolwiek odwieczna zasada dobrego harcerza mówiła, że najłatwiej się przekrada, gdy wszyscy obserwatorzy leżą martwi.

W tym momencie, rozpędzony wóz prowadzony przez Becky, był już blisko odpowiedniego lądowiska, i wtedy trio w nim zobaczyło kilka robotów strzelających się z Fennem i Bixem… a ten ostatni właśnie padał na płytę. Nie było dobrze. Ryder, nie chcąc tracić czasu na obranie właściwej drogi, postanowiła zrobić sobie skrót.

Przez barierki, i 5 metrów w dół, prosto na lądowisko.

Lekkie łupnięcie po staranowaniu przeszkody, krótki lot, a potem jak nie przypieprzyli… zerwało im w podwoziu wszystko, co do zerwania było, strzeliła masa poduszek powietrznych, a Becky nie była już w stanie kierować maszyną. Ta z kolei, nadal nieco rozpędzona, szurała teraz bokiem wśród iskier, prosto w środek walk.
W tym czasie Fenn strzelił i… spudłował. Cholerny robot był nieco schowany za osłoną… Darakanka z kolei skorzystała ponownie z działka, eliminując następnego blaszaka.

Doc zaczął strzelać seriami w kierunku blaszanych wrogów. Nie bardzo liczył że coś trafi, w takich warunkach. Ale chciał odwrócić ich uwagę od towarzyszy, by dać im nieco wytchnienia.

Bez wizji z HUD'a i sensorów na broni Night czuł się bardzo niekomfortowo. Musiał klasycznie wystawić czerep korzystając z podstawowych przyrządów celowniczych, co groziło jego rychłym odstrzeleniem. Gdy wstrząsy po lądowaniu ustały, z pojazdu odpadło wszystko co mogło i dało się już utrzymać karabin w miarę prosto, pirat wystawił lufę przez drzwi i otworzył ogień. Miał zamiar ugotować dwie konserwy, te które stanęły tak blisko siebie, że wystarczył jeden palnik i wyłączyć je nawet zanim obwody zdążą odnotować zagrożenie. Potem nura na podłogę i na zewnątrz, czołgając się przez fotel kierowcy, gdy tylko B. ruszy swoje cztery litery i zrobi wreszcie miejsce.

Kobieta przeklinała coś pod nosem, odzyskując zmysły po dzikim wtargnięciu, czy też rozbiciu się na platformę lądowiska. Pojazd był w dużej mierze skasowany, a przynajmniej do solidnego remontu, z czego ewidentnie nie była zadowolona. Nie tak miała zamiar pojawić się w kosmoporcie - pojazd miał być cały i sprawny - bez wypalonych dziur po plazmie, bez szuflady wbitej w przednią szybę, z bagażnikiem który nie został zgnieciony przez walący się budynek i w ogóle miał wyglądać tak jak go dostali, a nie jak... tak jak wyglądał. Becky była niezadowolona i przeklinała, bo zdawała sobie sprawę, że zawiodła nie tylko siebie, ale także Ziddina... A co z tymi, którzy tu walczyli? Zdążyła przynajmniej? Uwalniając się od poduszki powietrznej, trzymała głowę nisko, rozglądając się dookoła, aby zorientować się z której strony można wysiąść bezpiecznie(j).

- Umieram! Jebana mać umieram - Kwilił mięśniak gapiąc się przerażonym wzrokiem w niebo - Pomocy

Się robocwaniak zabunkrował no, ale przybyło i wsparcie, przynajmniej tyle dobrego. Fenn zatrzymał lot wsteczny przez chwilę szorując dłonią po płycie lądowiska i zmienił vektor lotu na przeciwny. Po drodzę zamienił karabin na miecz który miał na plecach. Czas poszatkować trochę blach.

Vis zaś obrała na cel kolejnego robota, tego który jeszcze chwilę temu tworzył parę z kupą złomu, która została po jej celnym strzale. Nie chciała ryzykować strzelania do tych, z którymi walkę podjęli Doc i Night, na wypadek gdyby szczęście ją opuściło i zamiast w przeciwnika, trafiła w sojusznika.

Fenn wyskoczył w przód, pędząc prosto na zabunkrowanego skurczybyka, mając zamiar poszatkować go wibroostrzem… i uniknął strzału z karabinu wroga, po czym w końcu go dopadł, tnąc po łapach i zarazem blaszanym torsie, przemieniając delikwenta już na złom.

Night ściął 2 seriami 2 roboty, które zaległy nieruchomo na lądowisku. Gorzej sobie poradził Bullit, którego seria… nie trafiła celu! Jak pech, to pech. Becky wygramoliła się z wozu, który w końcu się zatrzymał, po czym schowała za nim, podobnie po chwili uczynił Doc i Night. Robot zaś strzelił w mocno już zdezelowany pojazd Ziddiana(ups).

Vis wzięła na cel kolejnego blaszaka, nacisnęła spust działka pokładowego i… spudłowała. Wiązka z działka przeleciała niecelnie tuż obok robota, trafiła za to w wózek widłowy kilka metrów za nim, który wśród pięknego wybuchu rozsypał się na kawałeczki.

Wtedy też, na lądowisku pojawiła się Leena. Wybiegła z rampy Fenixa, boso i jedynie owinięta prześcieradłem, po czym dopadła Bixa.
- Robisz sobie przerwę na kawę?! - Ryknęła do niego, po czym chwyciła za granatnik przy jego pasie (“popcornówa” chyba była dla niej za ciężka, czy i nieporęczna…). Kapitan oddała strzał do tego samego, w którego nie trafiła Vis, i po chwili delikwent zaścielił swoją drobnicą najbliższą okolicę.

-Tak jest, nie umierać! - niemal automatycznie, choć słabo odparł Młot, podniósł się do półsiedzącej-półleżącej pozycji i ze zgrzytem przyciągnął do siebie popkornówę.

- Feeenn, ale ładny zaciek z krwi zostawiłeś za sobą... - Nightfall przekomarzał się z kumplem z woja. - a weź tak jeszcze polataj i narysuj coś fajnego, żeby z góry na betonie było widać jak będziemy odlatywać. Coś mądrzejszego niż wielki kutas. - zaśmiał się w mikrofon i urwał. - O kurwa, Leena w tanim kostiumie z halloween biega z granatnikiem - otworzył szeroko oczy ze zdumienia, pogwizdując, gdy prześcieradło w zamieszaniu nie utrzymało pozycji, ale nie mógł się rozpraszać, wciąż pozostawała niedokończona robota. Oparł broń o drzwi i mierząc gdzieś pomiędzy ramą tylnej szyby i uniesioną, pogiętą klapą bagażnika posłał dwa krótkie strzały w delikwenta, który kręcił się za pojazdem.

Fenn wylądował w piruecie wzbudzając potok iskier gdy szorował ręką i kolanami po betonowej płycie. Jednak nie stracił całkiem formy, wiedział że to było dość ryzykowne ale cóż… nie pierwszy raz, no i “no risk, no fun”. Nie wstając odłożył miecz spowrotem na plecy po czym kucając podszedł do beczek, znowu wyciągnął karabin i nie wychylając się wystawił lufę nad osłonę, wycelował w robota przy kontenerach i oddał strzał.
- Może być cytat z kibla? “Ja tu byłem.”? - odpowiedział.

Doc ukrył się za wozem i strzelił serią w kierunku najbliższego wroga. Tym razem mogąc się skupić na celowaniu w jego głowę i korpus. W milczeniu i skupieniu. Martwienie i dziwowanie się zostawiając sobie na później.

Becky dobyła swojego pistoletu i trzymając się nisko w kuckach zakradała się dookoła pojazdu - a raczej tego co zostało z tej niegdyś wspaniałej maszyny. Oprócz dostarczenia na pole bitwy dwóch łebków, sama też miała zamiar zrobić coś konkretnego.

Bix niemrawo obrócił swojego ciężkiego gnata w kierunku nowego zagrożenia, ale rany sprawiły że był o wiele za wolny, nim przesunął ją na pozycję do strzału, było już po wszystkim. - I chuj - podsumował tylko.

Fenn musiał strzelić dwa razy, by położyć drania, który już zaczął pędzić w jego stronę, strzelając w biegu.

Doc przypieprzył blaszakowi prosto w łepetynę plazmą… a reszty dokończył Night. Ostatniego przeciwnika rozwalili więc wspólnie, i tyle było po blaszakach na lądowisku. Czas więc zbierać dupy, pakować się na Fenixa, i chodu z tej “miłej” planetki. Co ciekawe, bombardowanie miasta już ustało…

Bullit na razie ruszył w kierunku Leeny z bronią gotową do strzału rozglądając się dookoła.
- Dobra… zbieramy co jest warte zbierania i przygotowujemy się do startu. Zegar tyka ludzie i nieludzie! - krzyknął.

Z pojazdu nie było niczego do zabrania. Przez chwilę Becky pomyślała, że mogliby go zabrać i naprawić, ale pamiętając co diabełek na jego temat powiedział, uznała że lepiej go po prostu zostawić.
Doc chciał aby szybko pozbierali nowe łupy, więc nie tracąc czasu kobieta doskoczyła do trzech rozwalonych blaszaków, leżących zaledwie kilka metrów od nich. Chciała zebrać co się da, począwszy od ich broni, na ich własnych częściach kończąc. Które to zapis pamięci? Mniejsza o to, jak weźmie głowę to powinno być w środku. Albo najlepiej całego robota, jeśli tylko da radę zaciągnąć to żelastwo na platformę.

Night zarzucił na ramię plecak ze swoim cennym ładunkiem i biegnąc pochylony za Doc'iem, zmierzał w stronę Bixa i kapitan. Duży wymagał najwyraźniej wciągnięcia na pokład i podłączenia do aparatury medycznej. Łatwo powiedzieć, potrzeba było raczej wózka załadunkowego niż pracy ludzkich mięśni. Natomiast Leenę, już na chodzie, wypadało ciepło przywitać po dość długiej mentalnej absencji, zanim ostatecznie stwierdzi, że pierdoli niewychowanych gburów i wraca spać.

Fenn oparł się wygodniej o beczki kładąc broń obok siebie. - Hełm. - wydał krótką komendę po której ten się złożył. Wziął głęboki wdech i dopiero po kilku sekundach wypuścił powietrze z ust, znowu mu się udało, znowu przeżył chociaż czuł że niewiele brakowało do napisów końcowych. Przydałoby się teraz cygaro.
W końcu podniósł się z ziemi, zabierając broń ze sobą, zarówno swoją którą odwiesił jak i robota - w końcu temu już nie będzie potrzebne, a nadajnik wyjmie się potem i wyrzuci w próżnię, teraz i tak już ci z Unii wiedzą gdzie poszukiwani są więc to małe natrętne urządzenie nie ma znaczenia - i ruszył w stronę statku zakładając na twarz uśmiech zadowolenia.

Darakanka z kolei, nie widząc już sensu siedzenia przy działkach, zajęła się odpalaniem Fenixa, co by był gotowy do odlotu w chwili, w której wszyscy znajdą się ponownie na jego pokładzie.

I nagle, zza cholernych kontenerów, wyskoczył ostatni robot, wyjątkowo blisko Leeny i rannego Bixa. Pani kapitan krzyknęła, wyciągając w stronę delikwenta broń...dłoń(?), sukinkot strzelił, a wiązka plazmy pomknęła prosto do nich. I od czegoś się odbiła, na samej półnagiej kobiecie, czy tam mięśniaku, rykoszetując gdzieś w bok.

Nie było czasu zastanawiać się czy to tarcze, czy co, trzeba było skończyć robotę. Fenn błyskawicznie przyłożył karabin do twarzy i wymierzył w niedobitka. Pociągnął za spust a wiązka plazmy pomknęła w kierunku robota.
Podobnie uczynił Doc strzelając ze swojego karabinu w kierunku ostatniego wroga. Odruchowo niemalże i bez zastanowienia.
Wymiana ognia zwróciła także uwagę Becky. Uśmiech pojawił się na jej twarzy, gdy zobaczyła Leenę - stojącą o własnych siłach i NIEtrafioną laserem. Pilotka jednak nie przyłączyła się do ostrzału na napastnika, tylko przycupnęła niżej i rozejżała się dookoła, aby czasem drugi taki nie zaskoczył ich od tyłu. Roboty mogły działać grupowo, w sposób zorganizowany i skoordynowany.

Te całe blaszaki mimo, że warunkowały działania procentową szansą powodzenia, uwielbiały pchać się na przeważające siły wroga. Osłony w pobliżu żadnej, to i o pozostaniu w zdrowiu decydowała szybkość pozbycia się przeciwnika. Dave powinien poczuć się jak w domu, pojedynki w samo południe to przecież jego bajka. Strzelec przyklęknął, dla lepszej stabilizacji broni i zmniejszenia maszynie obszaru punktowanych trafień. Z cichym kliknięciem nacisnął spust, posyłając w syntetyka strumienie rozpędzonej energii.
- Nowa lepsza pani kapitan, z mocami psionicznymi, nie spodziewałbym się niczego mniej - Nightfall zawołał, uśmiechając się krzywo. - Witamy w świecie żywych.

-Teraz pośpieszmy się, żeby jeszcze w tym świecie żywych pobyć. Tam na orbicie wisi duży stateczek, który przybył wyłącznie po nas.- przypomniał Doc i zwrócił się do pilotki.- Becky czeka cię jeszcze jedna przejażdżka “olbrzymem” pragnącym nas zmiażdżyć. Tym razem deszczem ognia.

- Co? Czym? - odparła zdezorientowana kobieta, zerkając przez chwilę na doktora, lecz skupiając się głównie na ciągnięciu roztrzaskanego robota na platwormę Feniksa.
- Dobrze cię widzieć - powiedziała z uśmiechem, spoglądając na Leenę.

Night spojrzał w niebo.
- Im dłużej wisi, tym bardziej ryzykuje, że baterie naziemne obrócą go w pył, o ile już nie jest stertą złomu. Ciekawe, Posejdon, czy zwykły najemnik? - zaciągnął się dymem niesionym z płonącego miasta. - Jakoś nie spieszy mi się do góry. Może by tak oblecieć skałę przy gruncie i wyrwać po przeciwnej stronie?

- Nie jestem pilotem. Nie wtrącam się w robotę innych. Detale lotu to kwestia decyzji Becky.- wzruszył ramionami Doc przeszukując najbliższego rozwalonego robota.

- Dzięki doktorku. Odpada, lecąc przez atmosferę będziemy powolni jak kaczka na strzelnicy - wtrąciła pilotka.

-Vis? Co u ciebie. Jesteś cała.- zapytał Bullit uruchamiając komunikację.

- Częściowo uszkodzona ale na chodzie - odpowiedziała mu Vis, bardziej niż stanem zdrowia, zajęta przygotowaniem statku do natychmiastowego wystartowania. W końcu nikt nie powiedział że ta fala robotów, z którą mieli do czynienia była jedyna, jaką przeciwnicy mieli pod ręką. W każdej chwili mogło pojawić się coś, z czym sobie tak łatwo nie poradzą.

- Mamy tu maszyny do szybkiego szabrowania. Na razie wystarczy, byśmy mogli odlecieć stąd w kosmos.- rzekł w odpowiedzi Dave do Darakanki. Z ulgą w głosie. Chyba nie była poważnie ranna, a na czułości i leczenie przyjdzie czas, gdy ujdą z tej draki z życiem.

Części nigdy nie było za wiele. Darakanka pokiwała głową, czego oczywiście nikt zobaczyć nie mógł po czym rzuciła
- Już biegnę. Becky, zastąp mnie, dobrze? - dodała, bo ktoś powinien przecież zajmować się statkiem, gdy ona będzie przepatrywała które roboty się do zabrania nadają. Miała nadzieję, że zdąży zebrać dość części by może odbudować któregoś, a jak nie to… Kto wie, może wpadnie na inny pomysł. Kuśtykając kombinowała już co też takiego mogłaby złożyć i gdzie niby przyjdzie im tym razem zwiać, by zaznać chociaż chwili spokoju. Takiej dłuższej i nie przerwanej bombardowaniem, strzelaniem i tego typu atrakcjami.

- Zastąpić gdzie? Za sterami, chętnie! - odpowiedziała Ryder, pakując szczątki jednego z robotów na rampę Feniksa.

- Jesteśmy na planecie którą wskazałaś, na Torgav. Chętnie wszystko ci opowiem, ale to lepiej później - zagadała do Leeny, odkładając na podłogę dwa robotowe karabiny.

Gdy w końcu Fenn się zbliżył do siedzącego mięśniaka i kobiety w samym prześcieradle, Leeny, kapitan statku, obejrzał ją sobie dokładniej, od stóp do głowy. Zgrabna, wcześniej nie miał czasu jak się jej przyjrzeć, a przecież gapienie się na nieprzytomną, hos-pit-alizowaaną obcą osobę było dość, niepokojące.
- Fenn’Suzh jestem, dla przyjaciół Fenn. Później będzie czas na lepsze przedstawienie się Kapitan. Proponuję zbierać dupy w troki i ruszać stąd. Statek pewnie jest zapluskwiony, zresztą broń robotów napewno jak i pewnie one same też, więc ucieczka na drugą stronę planety nie koniecznie może dać efekt, dlatego liczmy na to że przysłali cięższy, wolniejszy statek, np klasy Goliat.
Pomógł wstać Bixowi podając mu rękę po czym zajął się obserwacją otoczenia.

- Od kiedy pluskwy ci przeszkadzają? W dorzeczu Kadath mówiłeś, że świetnie uzupełniają dietę w białko - Night poklepał kumpla po ramieniu, mijając go w drodze na trap. Musiał się jeszcze przebrać w pancerz, dozbroić jak trzeba i przygotować stanowisko ogniowe, by mieć już wszystko skalibrowane, gdy zerwą się do lotu. Normalny dzień z życia załogi.

- Bo tak jest, po prostu martwię się że twój delikatny żołądek tego nie zniesie jak trafisz na jakąś przypadkiem i sraczki dostaniesz. - Suzh z uśmiechem odpowiedział kumplowi.
 
Cai jest offline