Koń. Słowo to błąkało się po głowie Lothara, szukając skojarzeń. Miał wrażenie, że z jakiegoś powodu jest ważne. Chyba powinien dosiąść konia. A może już dosiadał, wszystko wokół się kręciło jakby na jakimś znarowionym wierzchowcu usiłującym złapać lejce siedział. Ale nie. Siedział na bruku. Bardzo bolała go głowa. Koń. Jakiś koń miał z tym coś wspólnego, to pewne.
- Gdzie jest mój koń? - zapytał niezbyt przytomnie - i dlaczego Bernhardt śpi? Musimy iść po mojego konia. Chyba spadłem.