Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-09-2017, 22:50   #76
hen_cerbin
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Wolfgang & Aureolus

Kajuta Aureolusa. Dzień po opuszczeniu wyspy.

Aureolus uzupełniał notatki, gdy usłyszał pukanie.
- Zajęty? - Po chwili Wolfgang stanął w drzwiach, opierając się o ościeżnicę.
- Wejdź. Coś się stało? - zapytał medyk.
- Nie. Przynajmniej jeszcze. - Mag oparł kostur obok drzwi i rozsiadł się na pryczy. - Chciałem pogadać. - Zmierzył medyka trudnym do odgadnięcia spojrzeniem.
- Pogadać, powiadasz. Trochę mnie zaskoczyłeś. Mało kto przychodzi do mnie zwyczajnie porozmawiać. - Aureolus wyjął butelkę wina i dwie menzurki służące za kubki.
- Napijesz się? - zapytał.
- Modlitw i alkoholu nie odmawiam. - Mag ze skinieniem głowy przyjął kubek.
- Chodzą mi po głowie dwie sprawy, poniekąd pokrewne. - Zaczął i upił łyk wina. - Nie rzekłeś nic o... przypadłości Lexy. A gdyby ci się nie powiodło? Gdyby przemieniona urwała ci łeb i zaatakowała kogoś jeszcze? Nieprzygotowanego? Nie uważasz że było to nieodpowiedzialne? - Przyjął nieco oskarżycielski ton.

- Zapytał ktoś rzucający czary mogące jego i wszystkich wokół wysłać wprost do domeny Chaosu - uśmiechnął się medyk, a Wolfgang parsknął jakby rozbawiony przytykiem. - Ale cóż, masz trochę racji. Nie rzekłem nic o jej przypadłości, bo bałem się, że nie dacie mi nawet spróbować jej wyleczyć. A gdyby mi się nie powiodło… Dlatego byłem z nią sam w osobnej komnacie. Instrukcja była taka, że jeśli Lexa wyjdzie przez drzwi pierwsza, to znaczy że jest wampirem. Ryzykowałem tylko swoim życiem. A druga rzecz? - spytał.

- Dobrze słyszeć że jednak się zabezpieczyłeś. - Ton Wolfganga wyraźnie złagodniał. - Choć czasem więcej wiary w innych niekoniecznie musi zaszkodzić. Fakt, moja propozycja rozwiązania problemu jest jasna do przewidzenia, ale nie zrobiłbym nic pochopnie, jeśli byłaby jakaś szansa. - Szybko wychylił resztę kubka i głośno odstawił go na stół.
- A druga to ciekawość, jak dzięki jaszczurom udało ci się ją uzdrowić. Ostatnio nie wydawały się zbyt rozmowne.

- I nie były -
zaczął Aureolus - zaraz za bramą Miasta Umarłych natknąłem się na ich patrol. Ichni... kapłan? - tak mi wyglądał przynajmniej, zapytał mnie jak udało nam się wygrać z przeciwnikiem, któremu ich armie nie dały rady. Odpowiedziałem zgodnie z prawdą - że jesteśmy grupą najpotężniejszych magów i najlepszych wojowników z naszego kontynentu. I dodałem, że ja, zwykły medyk, zabiłem “ledwie” dwa wampiry. Może zrobiło wrażenie, może nie - ale nie chciałem by nas zaatakowały, bo wtedy chyba tylko cud mógłby nas uratować. Połowa z nas nie nadawała się do walki. Wracając do pytania - gdy poprosiłem ich o pomoc w wyleczeniu Lexy, padło imię: Lord Quex. Podobno to z jego woli zostaliśmy oszczędzeni. I teraz są nam wdzięczni i być może ów Quex będzie w stanie pomóc. A może po prostu nie chcieli mieć z powrotem wampira na swojej wyspie...

- Jednak samo imie jej nie wyleczyło…
- przerwał Wolfgang i zmrużył oczy.

- Nie. Kapłan zaproponował, bym się udał z nią do tego Lorda Quexa. O slannach wiesz pewnie więcej niż ja. Lord Quex jest jednym z nich. To przedziwna, groteskowo wręcz wyglądająca istota, która przypominała przerośniętą ropuchę. Ale gdybyś tylko spojrzał… nawet ja wyczułem, że jest ona najpotężniejszym bytem z jakim kiedykolwiek się spotkałem. Podczas wizyty… On potrafił porozumiewać się telepatycznie. Wiem jak to brzmi, ale jego wypowiedzi pojawiały się w mojej głowie choć nic nie mówił. Może nazwiesz to paranoją… gdybym tego nie przeżył ja bym to tak nazwał… ale miałem wrażenie że to działa w dwie strony. Tak jakby też czytał w moich myślach. Powiedział, że nas obserwował. I “nas”, ludzi, i “nas” - naszą grupę. Wiedział, że będziemy szukać zemsty. Odradzał. I przepowiedział mi przyszłość. Wielką. O ile zdołam wrócić do domu. Nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że on wszystko wie, nawet jeśli nie wszystko mówi. A nasza mała wyprawa i jej cel są mu doskonale znane. I być może przyszłość. Powtórzył to co już słyszeliśmy - że Lustria nie jest dla ludzi. Tu znajdujemy wyłącznie śmierć. I że mamy już dość bogactw Harkona, by móc wrócić do siebie.
Nie wiem czy i do Lexy coś mówił. W jakiś sposób dodał jej sił… Powiedział też, jak ją uratować. I o tym, że najpierw musi umrzeć...
- medyk przerwał, niepewny ile może powiedzieć.

Wolfgang otworzył szerzej oczy, słuchając medyka. - Kurwa, no nie. - Mag wstał ze swojego miejsca. - No po prostu, kurwa, no nie! - Zrobił pare nerwowych kroków w stronę drzwi i spowrotem.

Aurelus uniósł nieco brew, widząc takie zachowanie maga, ale widywał już dziwniejsze reakcje na niepomyślne wieści. A że te okazały się niepomyślne zaczynał się domyślać.

- Paranoją?! - Powtórzył za medykiem i nalał sobie pełen kubek wina, po czym natychmiast go opróżnił. - Rozmawiałeś ze slaanem. Przyjął cię i dodatkowo ci pomógł? No chyba cię kurwa zaraz uduszę… - Pomimo słów w jego głosie nie było słychać groźby.
- Wiesz… nawet nie wiem co powiedzieć. Co bym oddał za taką szansę. Za choć cień porozumienia. - Usiadł ponownie i sapnął. - Nalej mi bo jeszcze przemyśle to duszenie.

Medyk dopił swoją porcję i rozlał do kubków kolejną porcję.
- I kto Ci wtedy powie, którego antidotum użyć? - zapytał. Mina nie sugerowała, by rzeczywiście wcześniej zatruł wino, ale kto go tam wiedział.
- Przyjął mnie i pomógł. I przekonał, że Lustria nie jest dla nas. On naprawdę mógłby nas wszystkich skazać na śmierć. Kapłan powiedział mi, że to decyzją Lorda Quexa zostaliśmy oszczędzeni. Jaszczuroludzie znają teren, mogliby nam uniemożliwić wydostanie się z wyspy, gdyby tylko chcieli. A, jeśli to będzie jakieś pocieszenie - choć pozwolono nam zostać na noc w obozie, to nikt już nie chciał ze mną gadać. Eh, wybacz, w trasie pomyślałem, żeby zaprosić i Ciebie na wyprawę, ale już za późno było. Zresztą, znalazłeś chyba coś ciekawego i tutaj?

- Taka okazja przeszła mi koło nosa! Skazać na śmierć? On mógłby nas wszystkich zabić choćby myślą.
- Odpowiedział Wolfgang. - Tak, znalazłem. Węzeł sieci geomantycznej, ale inny niż wszystko co do tej pory badałem. Artefakt pozwala się komunikować z innymi podobnymi. Otwierać portale do innych mu podobnych. Połączyłem się z zatopionym miastem na dnie oceanu. Z komnata maga - kapłana. Gdybym się wtedy nie wycofał to jego moc by mnie wypaliła. Zgniótłby mnie jak robaka. - Opowiedział i po chwili się zamyślił.
- Wiesz jaka to była szansa? Gdybyśmy tylko umieli osiągnąć cząstke takiego zrozumienia sieci, można by skuteczniej oczyszczać imperium z magii. Mogibyśmy… - Przerwał, patrząc się na kubek wina. - Choć jaka jest szansa żeby mi coś wyjawił? Z drugiej strony wam pomógł. - W ostatnich słowach dało się wyczuć nutę czegoś nowego u Wolfganga. Żalu? Rozczarowania?

- Pomógł. I dał kilka dni na opuszczenie wyspy. Oni nie tylko nie wyglądają jak my. Oni mają inne emocje. O ile jakieś mają w ogóle. Poszedłem tam tylko dlatego, że to było jedyne wyjście.
- Ehh… Nic to. Znowu sam z badaniami. Może trafimy jeszcze coś, co rzuci więcej światła na moje badania? -
Zapytał jakby sam siebie. - Ale następnym razem chce być przy jakichkolwiek kontaktach z gadami, albo nawet Lexa ci nie pomoże. - Przestrzegł półżartem.

- Zgoda. Zawsze to lepiej być jednym z wielu celów niż jedynym.

- Nie inaczej.
- Zgodził się Wolfgang, popijając.

- Właściwie… Mam coś dla ciebie. Jeszcze tego nie wypróbowywałem - medyk wyjął jedną z fiolek wypełnionych płynem i podał ją magowi - To słabsza wersja tego co podałem Lexie. Przyznam, że nie wiem jeszcze dokładnie jak działa, ale powinno leczyć lepiej niż te standardowe mikstury leczące. Nie zaszkodzi też, jeśli się przyjrzysz swoim magicznym okiem.

- Hmm…
- Wolfgang odstawił kubek z winem i wziął do ręki miksturę, otwierając na nią swój zmysł magii. - Mam nadzieję że nie chcesz porobić we mnie dziur sztyletem dla testu swojego specyfiku? - Zaśmiał się. Medyk również się uśmiechnął.
- Tak jak myślałem. Nic niezwykłego. W końcu nie jesteś zaklinaczem. - Wzruszył ramionami. - Czego tam dodałeś, że spodziewałeś się magicznych właściwości? Coś co dostałeś od slaana, tak?

- Nie spodziewałem. Ale nie zaszkodziło zapytać - medyk zdał sobie sprawę, że powiedział za wiele. Ale skoro powiedziało się A, trzeba było powiedzieć i B.
- Alchemia zawsze była po trosze magiczna. A ja chciałem wiedzieć czy osiągnięty efekt będzie magiczny czy fizyko-chemiczny. Dla powtarzalności wyników lepiej jeśli to drugie. Prezent od Slanna był na pojedynczy strzał - więcej nie ma i już nigdy nie będzie. Pradawna magia czy coś, teraz jest za słaba i nigdy już nic takiego nie zrobią. Pewnie znasz się na tym lepiej. Tylko nie mów o Slannie i jego prezentach publicznie, bo zaraz się zwalą poszukiwacze, pojawią się oszuści sprzedający Lustriańskie Panaceum i dopiero się narobi. A wracając: magia podobno słabnie. Ale technika nie. Na tyle na ile mogłem, używając narzędzi i składników ze skarbnicy i laboratorium Harkona skopiowałem co mogłem, bazę eliksiru. Może kiedyś ulepszę swoją wersję do podobnego poziomu. Ale jeśli okazałby się magiczny to wolałem to wiedzieć. Nie do końca pamiętam w sumie jak to zrobiłem, wtedy miałem co innego na głowie i co innego chciałem osiągnąć, ale przekopuję się właśnie przez notatki na ten temat jakie robiłem.
No, zdradziłem tajemnicę. Mam nadzieję, że już się mniej będziesz boczył na mnie.

- Boczył! -
Powtórzył Wolfgang. - Sam nie wiem jak powstrzymałem się od rękoczynów, jednak gdybym odcisnął swoje dłonie na twojej szyi to Lexa nie byłaby zachwycona, czyż nie? - Rozbawiony rzucił medykowi uśmieszek, jednak szybko spoważniał.
- Miejscami magia słabnie, miejscami wzbiera jak strumień na wiosnę. Jedyne co można o niej powiedzieć, to że jest nieprzewidywalna. Jednak wątpię żeby kiedykolwiek miała zniknąć z naszego świata. Demony przecież tak po prostu nie machną ręką i nie odejdą w cholerę. Z drugiej strony technika zdaje się być znacznie bezpieczniejsza i równie użyteczna. - Mag pokiwał głową.
- Za taki lek wielu zapłaciło by fortunę. Z pewnością będziesz mógł się na tym dorobić.

Medyk zastanawiał się, co mag miał na myśli, gdy mówił dwa ostatnie zdania. O naturze ludzkiej nie był wysokiego mniemania, ale może czarodzieje byli ponad to. Może.
- Owszem. - odparł ostrożnie - Choć bardziej mi zależy, by moje imię zapisali złotymi zgłoskami w historii medycyny. Pewni ludzie będą mieli fajne miny musząc o mnie uczyć. Ty na teleportacji też możesz nieźle się obłowić. Nigdy nawet nie słyszałem o czymś takim. Sam Imperator dałby pół prowincji za coś takiego.

- Może i tak. O ile udałoby mi się odtworzyć coś takiego jak napotkany artefakt w Imperium. Po tutejszej sieci mógłbym skakać z umiarkowanym niebezpieczeństwem, ale u nas sieć jest znacznie prostsza. Nie tak rozwinięta. Lata niebezpiecznych badań, ale kto wie? Może kiedyś. Może nawet tego dożyję.
- Wolfgang zamyślił się.

- No i nie ma u nas Slannów, mogących zdmuchnąć nas samą myślą - dodał Aureolus i zapytał:
- Wygląda na to, że obu nas czekają lata badań. Dobrze byłoby dożyć. Co sądzisz o szansach na wydostanie się stąd żywymi?

- Jeśli ruszylibyśmy teraz w stronę Imperium, to całkiem spore.
- Wolfgang zręcznie uniknął odpowiedzi.

- Tak właśnie myślałem. Przyznam, że po tym co widziałem nie uśmiecha się mi ruszenie w głąb Lustrii. Straciliśmy jedną trzecią składu jeszcze przed dotarciem do niej.

- Najpierw zdobądźmy pomoc i odbijmy statki. Potem zobaczymy czy będzie trzeba gdziekolwiek wchodzić.
- Odpowiedział Wolfgang.

- W to się chętnie zaangażuję. Inaczej Lexa… uznajmy, że nie byłaby zadowolona, gdybym nie - uśmiechnął się Aureolus mimiką łagodząc słowa.

Wolfgang spojrzał na medyka unosząc jedna brew. - Wiesz. Nie przyszedłem tu wysłuchiwać o twoich podbojach. - Dopił wino i wstał, sięgając po kostur. - Oby ci łba nie ukręciła tymi udami. - Zażartował.

- Dzięki - odparł medyk kończąc i swoją porcję.

***

Aureolus & Lexa


Kajuta Aureolusa. Trochę później.


Lexa opuściła kajutę Erwina mając cały swój rynsztunek w rękach, ubrana będąc tylko w swoje skórzane przepaski, które nie zasłaniały więcej niż kobiecie było potrzeba. Drzwi zamknęła cicho i rozejrzała się po korytarzu patrząc to w prawo to w lewo. Wzięła głęboki wdech, a kąciki jej ust lekko się uniosły. Stąpając twardo z zadartym nosem, skierowała się w stronę kajuty medyka. Kiedy przystanęła przed drzwiami uniosła niepewnie zaciśniętą w pięść dłoń i odczekała moment. Potrzebowała chyba małej chwili na to, by odrzucić od siebie nietypowe myśli, stłamsić je, zgnębić i zepchnąć w kąt głowy. Po niedługim czasie zapukała trzy razy. Ponownie poczekała jakiś czas, nasłuchując i przekręciła gałkę, napierając na drzwi.

Norsmenka weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi. Jej dzikie spojrzenie spoczęło na Aureolusie, który niedawno pożegnał Wolfganga. Wypuściła nosem nabrane powietrze i szybkim krokiem podeszła do stolika. Odłożyła na podłogę cały swój rynsztunek, układając go z szacunkiem, po czym usiadła na wolnym krześle nie czekając na pozwolenie. Położyła ręce na stole, splatając ze sobą palce dłoni i zawiesiła wzrok na mężczyźnie.
- Naucz mnie czytać… - powiedziała poważnie - ...i pisać - Lexa czuła jak przyspiesza jej rytm serca. Była zdenerwowana tym, że musi o to prosić, więc jej ton nie brzmiał tak do końca. Nie był to też ton rozkazujący, a raczej zawieszony między prośbą i przymuszaniem. Póki co nie wspominała o tym, że właśnie to miało należeć do obowiązku Erwina, który potraktował ją jak swoją zabawkę. Jak osobę, którą może rozporządzać, bo jest od niego zależna. Może wypłynie to przy okazji rozmów, o ile wcześniej o nim nie zapomni.
- Zrewanżuję się czymś. Coś co ja mogę ci dać za coś, co ty możesz mi. - wtrąciła kiedy ten miał już zamiar coś odpowiedzieć. Nie spuszczała z niego spojrzenia.

Medyk patrzył uważnie. I milczał, dopóki się nie odezwała. Widział, że coś się stało. I że nadal coś się dzieje w Lexie. Ale nie pytał. Miała prawo sama wybrać miejsce i czas rozmowy o tym, co się przed chwilą zdarzyło. Słowem nie skomentował stroju. Wyjął za to butelkę i dwa kubki. Tym razem było to wino. Bez pytania rozlał je do naczyń.
Prośba jaka padła zaskoczyła go. Nieco. Lexa była w końcu znacznie inteligentniejsza niż ktoś mógłby pomyśleć biorąc pod uwagę wyłącznie jej “zawód”, a poza tym… A poza tym sam od pewnego czasu zastanawiał się, czy by jej tego nie zaproponować. Córce jarla taka wiedza mogłaby się przydać, a gdyby się zgodziła, mógłby ją codziennie widywać. Bał się jedynie, że może taką propozycję źle odebrać. A teraz sama z nią wyszła.
- Nauczę Cię czytać i pisać - odparł. I podał cenę:
- A w zamian… w zamian Ty pozwolisz mi nauczyć Cię czytać i pisać.

Lexa prychnęła krótkim śmiechem. Opadła plecami na oparcie siedzenia i skrzyżowała ręce pod biustem. Patrzyła na niego co najmniej zaskoczona, a już na pewno niepewna.
- Co to za pomysł w ogóle - mruknęła zmieszana, jej nos się poruszył - Nowe wyzwanie po tym, jak znalazłeś lek na wampiryzm? - na zmartwionym obliczu Lexy zabłąkał się uśmiech.
- Coś w tym stylu - uśmiechnął się w odpowiedzi.
- Cieszę się, że przyszłaś z tym do mnie. Tylko nie znam norskiego ani waszych run, więc ograniczymy się do reiku. Przynajmniej na początek. - zaproponował.

Blondynka w odpowiedzi kiwnęła głową na znak zgody. Wcale nie spodziewała się po nim, że nauczy ją tego w jej rodzimym języku, wiedziała przecież, że ni w ząb go nie zna. Ona po prostu chciała być jeszcze lepsza, a nauka czytania i pisania, wydała jej się czymś, co nadałoby jej autorytetu i ważności.
- Teraz? - dopytała wyciągając otwartą dłoń w jego kierunku, jakby liczyła na to, że będzie chciał podać jej pióro. Zupełnie jakby już wiedziała, że tak to może wyglądać - Mam napisać swoje imię? - zasugerowała, choć skąd to jej przyszło do głowy, ciężko było stwierdzić. - Czy teraz mnie nie chcesz?
- Teraz - potwierdził - póki się nie rozmyśliłaś. Umiesz się już podpisać? Co prawda do czytania mam raczej mało ciekawe książki… - przerwał, jakby o czymś sobie przypomniał i sięgnął po worek z rzeczami zabranymi z fortecy Harkona. ~Czy tam się nie zaplątała jakaś książka?
Od razu wyciagnął też swoje przybory pisarkie, uzupełnione “zdobycznymi”.
- Coś nie tak? Moja postawa cię odraża? - dopytała mrużąc oczy z niewyjaśnioną podejrzliwością , wciąż mając wyciągnięta rękę. - Znam tylko cztery litery, więc każda książka, która ma ich więcej będzie ciekawa.
- Przepisy na maść na czyraki interesujące? - uśmiechnął się - z takim nastawieniem uczenie Cię będzie przyjemnością. - Lexa słabo odwzajemniła uśmiech, zwężając usta w kreseczkę.
- I mam coś dla Ciebie. - podał jej pióro. Ale nie to które używał. Wampir miał, trzeba przyznać, gust. I najlepsze narzędzia. Szklane pióro medyk widział już w życiu. Raz. A teraz trzymał je w ręku i podał Lexie.
- Tego nie trzeba tak często maczać w kałamarzu.


Kobieta przeniosła wzrok na przedmiot, który spoczął na jej dłoni, jakoś… Bez większego przekonania. Wydęła usta przypominając tym samym częstą mimikę młodszej siostry.
- Nawet nie wiesz jaki mam chwyt, nie boisz się, że ci zniszczę? - spytała od razu, wciąż mając otwartą dłoń, tak w razie jakby jednak miał zamiar się rozmyślić. Bo może powinien.
- Cieszę się, że o tym wspomniałaś - korzystając z pretekstu podszedł do niej i ułożył jej palce na piórze - Dobre ułożenie pióra w dłoni jest dla pisania tak samo ważne, jak dobre ułożenie rękojeści miecza dla walki. Spróbuj pisać pod takim kątem - polecił i podał jej arkusz papieru.
Cieszył się, że wziął w podróż większy zapas.
- Najpierw imię, skoro potrafisz. A później poćwiczymy inne litery.

Lexa była zdziwiona. I to nie tak, że jego ruch był dla niej wielkim zaskoczeniem, ale po prostu diametralnie różnił się od tego, co robił jej Erwin. Bliskość Aureolusa niosła ze sobą woń przeróżnych ziół i mieszanek leków, ale nie drażniła jej nozdrzy. Blondynka uniosła spojrzenie na niego, jego wyraz twarzy był spokojny i przyjemny. Inżyniera zaś niemiły i odstraszający. Potem z powrotem wzrokiem powiodła do dłoni, w której trzymała pióro. Starannie stawiała kreski, gdyż jej imię właśnie z nich się składało. Duże "L" miało dwie proste, jedną pionową dłuższą i poziomą nieco krótszą. Później "E", składające się tak jak "L", z tej długiej stojącej kreski i tym razem prócz dolnej poziomej były jeszcze dwie. Następnie "X", które to namazała już bardziej zamaszyście i pewnie, co sugerowało, że kiedyś pewnie tylko tej literki używała. W sumie osoby nie umiejące się podpisywać, często stawiały po prostu krzyżyki. Ostatnią literą było wielkie "A", równy, strzelisty dach i pośrodku pozioma kreska łącząca. Patrząc na swoje dzieło uśmiechnęła się dumnie. Nie były to byle jakie bohomazy, a ładnie złączone kreski.
- Lexa - niby przeczytała, choć tak naprawdę po prostu znała swoje imię - Najznamienitszy fechtmistrz stąpający po Starym Świecie
- Do tego będziemy potrzebować kilku więcej liter. Ale i do tego dojdziemy - uśmiechnął się Aureolus. - Na razie poznamy litery. A już umiesz. B to kreseczka jak przy L i dwa brzuszki. C to… - mówił, jednocześnie prowadząc jej dłoń.
- Wiem, że potrafiłabyś sama. Ale ja nie potrafię wystarczająco dobrze wytłumaczyć, byśmy się obyli bez nieporozumień.
Zapowietrzona kiwnęła sztywno głową. Dla Lexy był to miły dotyk, taki, którego rzadko zaznawała. W dodatku przy Aureolusie mogła naburmuszyć policzki czy też robić dziwne grymasy i ten się na nią nie złościł, że go nie szanuje, bo robi wszystko ze złością. Fakt, irytowała się, denerwowało ją to, że prowadzi ją jakby była niedojdą, ale on po prostu ignorował jej kaprysy. Gdy napisali wspólnie wszystkie litery alfabetu jedna pod drugą, poprosił:
- A teraz spróbuj sama. Przepisz je obok wzorów, które napisaliśmy. Jedna obok drugiej. Aż do brzegu kartki. - a sam w tym czasie zajął się szukaniem książki, z której nauczy ją czytać.
- Dużo tych liter - stwierdziła patrząc ile będzie musiała mazać. Cieszyła się, że była oburęczna i gdy prawa ręka już nie dawała rady, mogłaby przełożyć pióro do lewej i pisać dalej. Przetestowała to raz, biorąc na chwilę w lewą dłoń pióro. Co prawda litery różniły się wtedy od siebie wyglądem, co spostrzegła z badawczym zainteresowaniem, ale że wciąż miały podobny kształt, to nie przyznała się do tego manewru. Uśmiechnęła się na swoje spostrzeżenie. Pomyślała, że nawet to miłe, tak sobie pisać.
- A twoje imię? - rzuciła mimochodem nie przerywając czynności i kreśląc jeszcze kilka literek. Zauważyła, że ubabrala sobie atramentem lewą dłoń, kiedy chwilowo próbowała nią pisać - Które to litery z twojego imienia? - wskazała piórem na niezapełniony jeszcze pergamin, błądząc jego końcówką od dołu do góry aż w końcu zatrzymała się na literze “L” i podniosła pytająco spojrzenie.

- Poczekaj - powiedział. Wyjął pojemnik z bardzo drobnoziarnistym piaskiem i posypał nim arkusz papieru.
- Wchłonie nadmiar tuszu. Dzięki temu litery się nie rozmażą - wyjaśnił. Po chwili zdmuchnął piasek. - Dobrze jest też pisać prawą ręką. Dzięki temu nie rozmażesz ich sobie niechcący dłonią albo rękawem. No i pamięć mięśni szybciej będzie. A teraz moje imię? Hmm… Aureolus czy całe? Tylko że całe zajmuje tyle ile Lexa - Najznamienitszy fechtmistrz stąpający po Starym Świecie. - na to porównanie Norsmenka parsknęła śmiechem, po raz pierwszy szczerze odkąd tutaj przyszła.
- Masz rację, coś krótszego - przyszło mu do głowy, by coś sprawdzić - wskazałaś na L. - Lus? - zapytał.
- Lius. - odpowiedziała i przekrzywiła głowę na bok, zerkając to na literkę, to na medyka - Nie podoba ci się? Głupie? Często skracałam imiona innych, trochę były… - ucięła, nie chcąc używać słowa “trudne”, bo przecież dla niej nic nie było takie - ... długie. - kąciki ust kobiety uniosły się w rozbawieniu.
- Lius. Podoba mi się. Mogłabyś je powtórzyć?
Głowa blondynki pochyliła się jeszcze bardziej na bok. Ściągnęła brwi i zmarszczyła nos patrząc na niego z niezrozumieniem. Wydęła usta, jakby chcąc się poprawić w mowie, bo być może coś źle wymówiła.
- Lius
- Dobrze. Trafnie wybrałaś L na początek. Później miękkie I. Później U. I na koniec syczące S, co wygląda jak wąż.
- medyk potrzebował chwili by się otrząsnąć. Niby zwykłe słowo, zmiękczenie jego imienia, a w jej ustach zabrzmiało tak… Co więcej - druga myśl zajęła miejsce pierwszej - on to słowo już chyba słyszał. Ale jeśli tak, to…
Zauważył, że Lexa napisała już “LIUS” na kartce. Uśmiechnął się, żeby pokryć zmieszanie.
- Jeśli chcesz, je także możesz poćwiczyć...

Kobieta najwyraźniej była z siebie dumna, bo aż wyprostowała pochylone dotąd plecy i wypięła ubogo odzianą pierś. Jej twarz rozpromienił uśmiech zadowolenia, głównie z siebie, oczywiście. W końcu coś jej się udawało i zdążyła już zapomnieć o tym jak potraktował ją Erwin. Nauka z Aureolusem nie była pozbawiająca ją dumy czy honoru, bynajmniej. Czuła, jak te dwa uczucia jedynie w niej narastają i puchną. Norsmenka wzięła czysty pergamin, a ten z literkami położyła trochę wyżej naprzeciwko swojej twarzy. Niespiesznie kreśląc słowa z pomocą wspólnie napisanych literek, na czystym arkuszu starannie napisała “LEXA LIUS”. Nie wiedziała jak się łączy ze sobą słowa, więc powstały dwa oddzielne choć napisane obok siebie. Blondynka zdawała się być pochłonięta tą czynnością, ale kiedy uważała, że zrobiła to wystarczająco ładnie, odłożyła pióro, chwyciła pergamin i wstała z krzesła. Odwróciła się do stojącego obok medyka i podała mu kartkę z ich imionami.
- Zrewanżowałam się - powiedziała zadowolona z siebie, a duma wręcz wylewała się z jej wyprostowanej i pewnej siebie, wojowniczej postawy - Coś co ja mogę ci dać za coś, co ty możesz mi… Ty mnie nauczyłeś, a ja ci daję - spojrzała mu w oczy z rozbawieniem. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że jego bliskość nie jest zwykłą obecnością, choć do tej pory tak to traktowała. Zajęcie jakie jej dał skupiło całą uwagę Lexy, która odrzuciła wszelkie tlące się w niej emocje i skoncentrowała się na zadaniu. Podobnie zachowywała się w walce. W końcu nie bez powodu była jedną z najlepszych osób władających orężem.
Teraz jednak, kiedy nie dzieliła ich odległość większa niż długość przedramienia, blondynka nie potrafiła powstrzymać unoszących się w uśmiechu kącików ust, ani błądzącego po jego twarzy wzroku. Ścisk w żołądku był tym miłym uczuciem, a głośno bijące serce czuła drganiami aż na szyi. Nie miała jednak odwagi, by wykonać większy gest, niż ten który już poczyniła. Właściwie, to zrobiło jej się słabo i najchętniej usiadłaby z powrotem. Z braku laku i nie chcąc robić zbyt wielkiego zamieszania wstawaniem i siadaniem, oparła się tyłkiem o kant stołu.

Żaden lekarz nie ma wiedzy medycznej obejmującej wszystkie możliwe stany i choroby. Ale nie rozpoznać pierwszych symptomów omdlenia mógłby tylko bardzo słaby medyk.
A celem Aureolusa było nie stać się kimś takim. Co nie znaczyło, że nie mógł czasem diagnozować nieco nadmiarowo...
Odruchowo wyciągnął ręce by podtrzymać Lexę, która zaskoczona tym nagłym dotykiem i zbliżeniem ze strony mężczyzny, uniosła trzymany w jednej ręce pergamin nad głowę, chroniąc go przed zgnieceniem, zaś wolną dłonią zamachnęła się i zdzieliła Aureolusa w twarz.
 

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 25-09-2017 o 19:34.
hen_cerbin jest offline