Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-09-2017, 04:27   #11
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 2

Układ Dagon; kwadrans po skoku; pobojowisko




Abe



Kosmos jest w ruchu. Abe widział to aż nadto dobrze gdy przez szelinę w poszyciu obserwował jak w mroźnym milczeniu rozszczelniony kontener wraz z innymi śmieciami jakie zakradła żarłoczna próżnia mija “za oknem” by w końcu zniknąć z widoku. Abe miał z początku silne trudności z ogarnięciem co się wyświetla na ekranie konsolety i co Alex nawija w słuchawkach. Musieli wyjść naprawdę ostro skoro tak go wzięło. W końcu nudnosci i szum w głowie zaczął słabnąć. Skoncentrował się wreszcie na przesyłanych raportach. Uszkodzenia. Tak. Dużo. Najważniejsze to stopiony rdzeń reaktora napędu podświetlnego. Ale tam był Rohan i musiał już zabrać się za ten grajdołek. Czyli reszta z ponad stu metrowej korwety klasy Ranger IV pozostawała dla niego, Alex i reszty załogi.

Wiele przedziałów było rozszczelnionych i zmroziła na kość wszystko co tam było. Grodzie jednak chyba wytrzymały. Przynajmniej te sąsiadujące z jeszcze szczelnymi sektorami. To przynajmniej pokazywały czujniki Alex. Takich dziur po głowicach raczej nie zaszpachluje swoimi narzędziami. Ale wykresy Alex pokazywały też coś innego. Skażenie radioaktywne rozłożone promieniście od serca zniszczonego reaktora zimnej fuzji. Widać wybuch wyrzucił radioaktywne fragmenty rdzenia lub obudowy z taką siłą, że przebiły grodzie. Czujniki Alex nie były aż tak dokładne by zlokalizować każdy radioaktywny fragment dlatego całe fragmenty sektorów pogrodzonych grodziami świeciły się ostrzegawczą czerwienią skażenia. Znaleźć te fragmenty trzeba było dość zwyczajnie: pójść i znaleźć a potem usunąć choćby wywalając na zewnątrz.

Swój pancerny kombinezon miał całkiem niezły na takie okazje choć profilaktyka i BHP nakazywała by najpierw wziąć antyradiacyjne leki od Lindy. No można było i po wiziąć antyradiacyjną płukankę ale to już było awaryjne i nie tak zalecane jak profilaktyka.



Mostek



Gdy kapitan i kanonier doszli do siebie na tyle co nawigator mogli się zorientować co błyskają te wszystkie lampki i ekrany no i co Alex do nich nawija. Nie było dobrze. Obawy Tichy’ego okazały się zasadne. Veronica była w przestrzeni ale “Papa” właśnie z nią wracał na pokład. Więc Alex właśnie przestała wyświetlać alarm “Człowiek za burtą!”. Ale poza tym było fatalnie. Brakowało tego charakterystycznego pomruku czy wibracji jakie wypełniał sprawny statek. Dopiero teraz gdy ucichł odczuwalne się stało bardziej namacalne, niż cokolwiek innego na konsoletach, że coś jest i to bardzo nie tak.

Skok rozwalił reaktor zimnej fuzji napędzający sliniki podświetlne. Bez silników zostawało żółwie dryfowanie przez przestrzeń. Do tego siadła sztuczna grawitacja i z 10 - 20 % przedziałów straciła szczelność w wyniku ostrzału chłopaków z Floty albo w efekcie tego szaleńczego hiperskoku. Tam gdzie ostała się atmosfera świeciło kilka ognisk pożarów. Najgroźniejszy był w magazynie torped bo eksplozja torped mogła zagrozić istnieniu całej jednostki. Ale “Red” choć osmolona dymem kończyła właśnie akcję gaśniczą co pokazywały kamery Alex. Akcja gaśnicza w stanie nieważkości. Średnio przyjemne doświadczenie dla przeprowadzających tą akcję. Przynajmniej jeśli ktoś nie miał butów magnetycznych ale to raczej był standard. Gaśnica działała w nieważkości jak mini silnik odżutowy odpychając trzymającego w przeciwną niż kierował dysze gaśnicy.

Drake’owi minęła słabość na tyle, że widział już konsoletę całkiem wyraźnie. I podpierać się o nią już nie musiał. Widział systemy uzbrojenia. Właściwie brakowało tylko dwóch torped co wystrzelił w trakcie walki. No i tylna, dolna wieżyczka nie wyświetlała żadnych danych. Ale Alex nie potrafiła podać czy to oznacza, że jest zniszczona czy po prostu coś tam nie łączy. Stracili też rufowe wyrzutniki flar z dolnej ćwiartki. Niedobrze. Pozostałymi trzeba będzie zasłonić tą wystawioną na kopniaka część rufy.

Teddy też miała kłopot. Pociski i podpociski poszatkowały jej łajbę. Co więcej w miejsce podświetlnego napędu ziała czarna dziura. Sądząc z tego co mówił i Rohan i czujniki Alex i alarm o skażeniu radioaktywnym i jej własne doświadczenie to siadł im reaktor. Bez reaktora mieli wdzięczność dryfującej na falach łódki. Będą tak dryfować kończąc w nieskończoność ten łuk jaki zaczęli wykonywać po skoku. Aż się z czymś nie zderzą. No od biedy były jeszcze silniczki manewrowe ale one nie od parady się nazywały manewrowe, służyły do manewrów a nie do rozpędzania jednostki. Mogła dzięki nim wyprostować kurs maszyny, nawet skierować ją na jakiś kurs ale to tyle. Wiosłowanie w tym tempie musiałoby potrwać wieki. Jeszcze zależy gdzie kicnęli po tym bardzo awaryjnym wyjściu ze skoku.

Gdzie to w końcu skany “Acherona” oczyściły się z resztek osłon hiperskoku na tyle by zacząć pokazywać świat zewnętrzny. Zaczęły robić zaprogramowane automatyczne pomiary by jak zwykle określić miejsce w czasoprzestrzeni w jakiej się znalazła korweta. W końcu po namierzeniu charakterystycznych pulsarów powszechnie robiących za punkty nawigacyjne swoim co sekundowymi lub częstszymi impulsami. Komputery nawigacyjne zdołały przeprowadzić odpowiednią analizę i dopasować wgrane mapy wszechświata do danego jego fragmentu jaki wykrywały czujniki z 94% dokładnością. Jeśli się nie myliły to byli w systemie Dagon. Tyle, że nazwa nic nikomu nie mówiła. Sądząc ze schematu podesłanego przez Alex był to dość nudny układ. Same gazowe olbrzymy z licznymi księżycami o niezbyt sprzyjającej ludziom warunkach. W efekcie gdy mieli inne wygodniejsze miejsca do zasiedlenia osiedlali się gdzie indziej. Dagon był jakieś 2/3 drogi między Memphis gdzie startowali a Proctorem gdzie mieli zamiar wyskoczyć. Na wiosłowanie to by było całe dekady w zamrażarkach. Kosmos jednak był w ruchu.

- Kontakt. - odezwała się nagle Alex z konsolety skanera i kapitana w jednym. Dwie głowy zwróciły się ku niemu. Jak Flota dopadnie ich z tak opuszczonymi gaciami… Holomapa powiększona przez Alex wyświetlała pulsującym sygnałem wykryty obiekt. Jeszcze dość daleko. Prawie na pewno nie wyskoczył właśnie z hiperskoku. Raczej wydawał się być bierny i wygaszony. Duży jak jakiś frachtowiec albo stacja kosmiczna. Na pewno większy od korwety. Nie emanował żadnym promieniowaniem. A wyjście ze skoku było odpowiednikiem zapalenia halogenu w pokoju oświetlonym świecą. Przynajmniej dla skanów. Raczej musiałby ich wykryć. A mimo to zdawał się nie reagować. Dryfował biernie na orbicie jednego z księżyców jednego z gazowych gigantów.

Raczej chyba nie powinna być ścigająca ich fregata Floty. Co prawda przez tak gwałtownny skok i silne skutki uboczne właściwie była możliwość, że chłopaki z Floty kicnęli tuż obok a zamulone po skoku skany wykryły to dopiero teraz. Jeśli jednak tak by było to tamci też powinni mieć podobny etap zamulenia albo lada chwila odpalić torpedy. Lub wrócić do negocjacji. Tyle, że sygnatura się nie zgadzała z fregatą. Była ze 2 - 3 razy większa. Czyli jak krążownik albo pancernik nawet. No albo frachtowiec właśnie. No i samo wyjście ze skoku "Acheron" miał dość przypadkowe. Szanse na to, że ścigająca ich Flota wpadłaby na pomysł wyskoczyć w tym samym momencie wydawał się dość nikły. Aczkolwiek nie niemożliwy. Wedle podręczników i szkolenia w Akademii to niemożliwy był właśnie taki skok co go zakończyli. Przynajmniej nie w przyjętych normach. No ale tak czy siak, skoro Alex mówiła, że umieścili im pluskwę to ona sprowadzi w końcu tu Flotę, prędzej lub później.



Veronika i “Papa”



Kosmos jest w ruchu. Kowalsky nie tylko czuła ale widziała to osobiście. Wszystko działo się w tej strasznej, obojętnej, mroźnej ciszy i pustce. Statek był tam. I powoli dryfował bezwładnie krwawiąc ranami po trafieniach. A ona była tu. I pęd jaki wyrzucił ją w przestrzeń niehamowany niczym z każdą chwilą jeszcze bardziej oddalał ją od statku macierzystego. Z każdą chwilą była bardziej w tej pustej próżni. I mimo, że doszła już po skoku do siebie dało jej to tyle, że była teraz tego boleśnie świadoma. Powietrza starczyłoby jej jeszcze na kilka godzin. Potem to co zostałoby w skafandrze. A potem koniec. Śmierć astronauty. Ale nie tym razem!

Widziała jak ze statku wychyla mały punkcik. Poruszał się świadomie i to prosto w jej kierunku! Choć odległość i zbieżny kierunek sprawiały wrażenie, że się nie porusza to jednak widziała jak stopniowo punkcik przemienia się w sylwetkę a ta w kombinezon z oznaczeniami “Papy”. Wreszcie doleciał! Złapał ją! Czuła uścisk drugiego człowieka! No i miał plecak manewrowy więc mogli oboje wrócić na korwetę!

“Papa” zaś dostał namiar z mostku. Wiedział więc po przypięciu plecaka manewrowego w którą stronę macierzystej jednostki się udać i gdzie potem lecieć. Z początku kompletnie nie widział ludzkiej drobinki zaginionej w kosmosie. Leciał na namiar. Dopiero gdy przebył przez chmurę śmieci jakie wyrwały się z “Archeona” zobaczył w jednym z nich antromorficzne kształty i odblask skafandra. Veronica! No teraz już poszło łatwiej. Doleciał do niej, zaczepił ją pod uprząż i razem zaczęli lecieć w kierunku sponiewieranej korwety. Pozbawiony oporu powietrza plecak wystarczał na dwie osoby. Choć trochę częściej trzeba było go włączać. Razem jednak udało się wrócić na macierzystą jednostkę. Wracając mieli pierwszorzędny widok jak z milczeniu stopiony reaktor opuszcza luk awaryjny. Widocznie Rohan uznał, że już nic z niego nie będzie. Póki co “Papę” palił bark. Z każdym oddechem wydawał się mocniej. Coś zbyt go paliło na zwykły komplet siniaków. Na razie jednak jeszcze dawał radę i mijali po drodze różne śmieci jakie wywiało z ich łajby. Czasem jakiś odbił się od skafandrów ale miały zbyt małą prędkość i masę by stanowić zagrożenie dla skafandrów i ich właścicieli. Gorzej jakby naprawdę czymś tu zaczęło szastać.



Rohan



Kosmos jest w ruchu. Brodaty inżynier pokładowy miał okazję to obserwować przy każdym uderzeniu Burzyciela. Odłamki z wybitych sworzni obracały się bezgłośnie wokół własnej osi przenikając jednocześnie pustkę panującą w maszynowni. Bez powietrza i ciążenia zachowywały się w sposób naturalny. On dalej jednak wybijał kolejne sworznie aż wybił ostatni i wyzwolona bryła reaktora zimnej fuzji ze stopionym rdzeniem zaczęła z wolna unosić się nad poziom podłogi do jakiej dotąd była przytwierdzona. Pracował jednak z materiałami rozszczepialnymi. Przydałoby się skorzystać z apteczki Lindy na taką okoliczność. Przynajmniej tak mówiło BHP pracy na takie okazje.

Reaktor był ciężki. Przy ziemskim ciążeniu nawet taki mocarz jak Rohan by go nie podniósł. W przypadku próżni było to jedynie kłopotliwe. O tyle, że inżynier jako obiekt o znacznie mniejszej masie miał zauważalne trudności by wyprzeć obiekt o znacznie większej masie. A gdy już mu się to udało to wyhamowanie czy zmiana kierunku tak rozpędzonej masy była jeszcze trudniejsza. Inżyniera wspomógł w wysiłku luk awaryjnego zrzutu skonstruowany właśnie na takie okazje. Udało mu się tam skierować reaktor i dalej poszło samo. Gródź oddzielająca maszynownię od luku zamknęła się a reaktor poszybował szybem na zewnątrz, poza kadłub korwety.

No to zostali bez napędu podświetlnego. Nadświetlny też wyglądał na sfatygowany tym skokiem i może wcześniejszą walką. I ta obudowa reaktora jaka wybuchła i przebiła się przez grodzie maszynowni i kto wie jak głęboko jeszcze. Mieli jeszcze zasilanie awaryjne. Powinno starczyć na światła i SPŻ, może nawet trochę bajerów z silnikami ale bez przesady. No i był drugi reaktor w hipernapędzie. Trzeba by go sprawdzić jak zniósł podróż. Ale jakby nawet był dobry to to był oddzielny napęd oddzielnych silników. By przekierować moc do silników nadświetlnych no to trzeba by serio nadziurawić tą łajbę. I nie przypominał sobie by to komuś wcześniej się udało albo by ktoś to udanie próbował. Brzmiało też jak sposób na wkopanie się w jeszcze większe kłopoty.



“Red”



Kosmos jest w ruchu. Julia widziała to gdy płynęła zawieszona w próżni przez zawalone tą próżnią i jakimiś odłamkami korytarze by dostać się do magazynu torped. Odłamki wprawione w ruch kręciły się dookoła własnej osi odkąd uderzenia pocisków czy od skoku wprawiły je w ruch. Teraz poruszały się gdy odbijały się o skafander “Red” i znowu poruszone gotowe były tak dryfować w tym obracaniu się aż nie natknął się na jakąś ścianę, podłogę czy sufit. Potem by się odbiły i flegmatycznym szrapnelem kontynuowały swoją opętańczą wędrówkę. Ale “Red” miała inne zmartwienia.

Już przez małe okienko w drzwiach magazynu torped widziała płomienie. Czujniki Alex i sama Alex nie pomyliły się. Czerwonowłosa była w szczelnym skafandrze i miała zapas tlenu więc efekty samego pożaru były jej mniej straszne niż gdyby była w zwykłym ubraniu. Gdy otworzyła drzwi ogarnęła sytuację jednym spojrzeniem. Rakietopodobne torpedy spoczywały w swoich kontenerach które skonstruowano na takie właśnie okoliczności. Jednak choć kontenery były całkiem mocne to jednak nie były niezniszczalne.

Zresztą, rusznikarka aż nadto dobrze orientowała się w pokrwnym temacie. Nie chodziło o to czy ogień przepali się przez kontenery. Zanim to by nastąpiło to prędzej nagrzałyby materię w ich wnętrzu na tyle, że groziłoby to eksplozją. A były spore szanse, że eksplozja jednej głowicy wywoła reakcję pozostałych.

“Red” musiała przyssać się magnesami do stabilnego podłoża by uruchomiona gaśnica nie poszybowała jej o drzwi wejściowe. Zaraz potem skierowała strumień z gaśnicy na płomienie pożerające zasobniki z torpedami. Powoli sunęła naprzód tłamsząc płomienie coraz bardziej. Gdy skończyła jej się gaśnica wzięła następną i znów zaatakowała płomienie. Wreszcie po prawie dwóch wykończonych gaśnicach w magazynie nastąpił spokój. Unosiły się dalej kłęby parującej piany przemieszanej z dymem. Pożar jednak wydawał się opanowany.



Linda



Kosmos był w ruchu. Na wyświetlanym schemacie konsolety na jakiej Alex podawała pozycję pozostałych członków załogi Linda mogła zobaczyć to sama. Doszła już po tycm cholernym skoku do siebie na tyle by zacząć reagować trzeźwo jak na zawodowego medyka przystało. A więc na dziobie trzy plamki oznaczającą standardową obsadę mostka. W magazynie torped była “Red”. W maszynowni Rohan. Przy burcie “Papa” i Veronica. W ładowni Abe. W korytarzu Nivi. No i ona sama w medlabie.

Alex nie była zbyt pomocna w oszacowaniu stanu zdrowia załogi. Jak większość robotów czy komputerów mogła próbować oszacować coś co było w zasięgu jej czujników i programów. A ludzie nie byli. Jeśli gdzieś w kamerze zauważyła nieruchomą sylwetkę była na tyle bystra by dać sama z siebie znak reszcie załogi. Obecnie nic takiego nie alarmowała więc była szansa, że nikt strasznie jakoś nie oberwał podczas walki czy skoku.

Za to Alex ze swoimi czujnikami rozlokowanymi wszędzie gdzie się dało pokazywała inne zagrożenie. Skażenie radioaktywne. Z samym skażeniem można było walczyć procedurą dekompatacyjną. Na statku to zwykle była rola Rohana lub Abe. A jej było podanie środków ochrony radiologicznej. Najbardziej narażony był Rohan, pracował najbliżej reaktora. Nawet jego skafander nie mógł go ochronić w 100%. To samo Abe. No i reszta. Poza tym mogli mieć jakieś drobniejsze obrażenia jakie pod wpływem szoku czy stresu nie zameldowali. Bo na słuch wydawało się jej, że słyszała chyba wszystkich przez radio.



Nivi



Nivi widziała jak “Papa” odlatuje po drugiej stronie śluzy. Zabawki Rohana zakleszczyły się a gdy je w końcu zdjęła coś nie chciały odpalić. W końcu łysol z wąsami stracił cierpliwość i poleciał na standardowym plecaku.

W drugich drzwiach miała piękny widok na miejscowy układ. Rdzenna gwiazda z tej odległości była tylko większą kulką światła na tle innych świetlnych kropek. Widać byli na peryferiach układu. To tu musiało strzelić poszycie od tych wybuchów. Albo nie tylko tutaj, no ale tutaj też.



Ale ciekawszy obiekt dojrzała znacznie bliżej. Dryfujący za burtą kontener. Ten sam co go ileś tam godzin temu przyjęli za pokwitowaniem na pokład i mieli dowieźć na miejsce. Na czas, na pewno. Właśnie dryfował w martwej ciszy za burtą rozpruty aż miło. Raczej klientowi nie chodziło o coś takiego, raczej na odwrót. W zimnej pustce wszystko wydawało się w wiecznym ruchu. Teraz ten kontener też spokojnie przepłynął przez widoczność z luku i zniknął dryfując w stronę rufy dryfującej w przeciwną stronę korwety na jaką do niedawna był załadowany.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline