Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-09-2017, 11:08   #59
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Las Neverwinter
Eleint, Śródlecie. Popołudnie

Drużyna Jorisa zostawiła za sobą zrujnowane Thundertree i świeżo zawaloną basztę na wzgórzu, pożegnała Stimiego, po czym żwawo ruszyła za smokiem. Całkiem żwawo, podśpiewując, przytupując… Nim ekipa zorientowała się, że to nie Trzewiczek śpiewa a buty Przeborki, które niziołek z takim oddaniem polerował, mały spryciarz był już daleko. Na szczęście odśpiewawszy refren jeszcze trzy razy buty umilkły i awanturnicy mogli kontynuować śledzenie smoka w spokoju. Choć bynajmniej nie w ciszy; konie i zbroje miały jednak swoje ograniczenia.

Dlatego też po kilku kwadransach, gdy wyraźny ślad smoczej wędrówki nagle się urwał, Joris wysforował na przód by w spokoju przepatrywać trasę. Widać było, że po noclegu w gęstwinie gad odzyskał siły na tyle, by wznieść się w powietrze i pogoń za nim nie będzie już taka prosta. Co prawda po drodze lądował jeszcze kilka razy, lecz im bliżej byli zamku, to ze śladami było gorzej. Ale tropiciel miał też pewien pomysł, który siedział w nim już od wielu dni, lecz jakoś nie było okazji go wypróbować. Do tego potrzebował jednak spokoju. Wykorzystując szybkość, jaką dawały mu magiczne buty oddalił się od drużyny, bezbłędnie kierując się w stronę zamku Cragmaw i zostawiając za sobą znaki, dzięki którym Shavri mógł prowadzić grupę jego śladami. Wesoły tropiciel wydawał się dość ogarnięty i Joris liczył na to, że Traffo nie zmyli drogi.

Przez minione dekadni Joris nieźle poznał te lasy i choć po porządnym pogrzebie Anny nie zapuszczał się już w pobliże ex-goblińskich siedliszczy, to nadal nie miał problemu z określeniem kierunku, w jakim powinni podążać. Oczywiście przy założeniu, że smok faktycznie chciał schronić się w starym zamczysku, a nie na przykład w Górach Miecza czy po prostu w leśnej gęstwinie. To jednak miał zamiar właśnie sprawdzić.
Jorisowi nie było łatwo zrealizować swój zamiar. Przerażone obecnością człowieka leśne stworzenia pochowały się głęboko lub wysoko i ani myślały ukazać się dwunogowi z łukiem. Były jednak zwierzęta, które zwykle lekce sobie ważyły wszelkie niebezpieczeństwa.

Wiewiórki.


Myśliwy wypatrzył właśnie jedną. Rudą, małą, ani chybi tegoroczny miot. Siedziała sobie na dębie, spokojnie obgryzając żołądź. Nie wyglądała na najmądrzejszą, ale lepszy rydz niż nic.

Joris poczuł się trochę głupio. Słyszeć o takich rzeczach to jedno, robić - zupełnie coś innego. Odchrząknął cicho. Przydałoby się chyba jakoś pomodlić wcześniej do Eilistraee… czy coś.
Zajęło mi chwilę nim doszedł z sobą do ładu. Tymczasem wiewiórka skończyła konsumpcję i przyglądała mu się ciekawie.



Tymczasem drużyna przedzierała się przez las dużo wolniej, przy wtórze zrzędzenia Turmaliny i cichych westchnień Torikhi, która zorientowała się, że wraz z odejściem Stimiego przepadła szansa na szybką identyfikację zdobytych artefaktów. Co prawda zwoje mogła próbować odczytać sama, lecz chwilowo wybrała modlitwy bardziej przydatne w walce.
Przeborka
rozglądała się pilnie wokoło, poszukując swojego miecza, w czym sumiennie pomagał jej Shavri, nadal zafascynowany niesamowitym ciosem barbarzynki. Na szczęście w dzień było to dużo
prostsze niz przy świetle pochodni, toteż potężne żelastwo wkrótce znów było w dłoniach swojej pani.
Marv dumał zaś nad zyskami z tej wyprawy. Co prawda Trzewiczek odłączył się od drużyny, czego akurat Hund nie żałował, lecz poprzedniego wieczoru włócznik podsłuchał rozmowę niziołka z Shavrim. Obaj dyskutowali na temat tego co można wykonać ze smoczej skóry i innych częsci ciała gadziny. Brzmiało obiecująco… i kosztownie. W końcu nie codziennie polowało się na smoka! SMOKA, nie jakiegoś tam draka!

Zenobia tymczasem ciągnęła za sobą opornego muła. Taka wędrówka przez głuszę nie była na jej nogi, ale nie miała zamiaru się poddawać. Ubrana w wygodne podróżne, lecz nadal seksowne odzienie dziarsko przekraczała wiatrołomy i obchodziła parowy dumając nad losem, który postawił jej przed nosem taką przygodę. W jej wieku ganiać za smokiem - prawdziwym, a nie sypialnianym. To ci dopiero!



Żołądki wskazywały już na porę poobiednią gdy drużyna dotarła do ruin zamku Cragmaw. Nieco przygnębiającym był fakt, że imponująca kiedyś budowla obecnie nosiła miano podłego goblińskiego plemienia, lecz drużynę interesowała teraz nie historia ruin lecz fakt przebywania w nich smoka. Wszystko wskazywało na to, że jest to dla niego najlepsze leże w okolicy, a zawalony dach dawał łatwy dostęp do środka. Zresztą szerokie główne wejście również. W mglistym świetle popołudnia całość sprawiała dość ponure wrażenie.

[media]http://3.bp.blogspot.com/-iDTG9FNzxQo/U_EFF_E6-UI/AAAAAAAACEw/UgzAuK-DfjU/s1600/Cragmaw%2BCastle%2B2250%2Bx%2B1568.jpg[/media]

Marv, Shavri, Przeborka i Zenobia stanęli u podnóża zakrzaczonego wzgórza podziwiając pozostałości budowli obronnej, którą ktoś zdecydował się postawić w środku głuszy. Oczywiście wieki temu z pewnością nie było tu tak gęstego lasu; ba! Pewnie nie było lasu w ogóle, lecz i tak Marv nie mógł się dopatrzeć nawet pozostałości po trakcie, który przecież musiał prowadzić do takiego zamczyska. Były tylko dwie stare ścieżki, szybko zarastające miejscową roślinnością. Nieopodal szerszej dróżyny prowadzącej na wzgórze włócznik dojrzał stosunkowo świeży grób; z luźnych uwag pracodawców wnosił, że leży w nim ciało ich dawnej towarzyszki, czarodziejki czy kapłanki, poległej w walce z goblinami.

Zamek był cichy i spokojny, a wokół Joris nie dopatrzył się żadnych świeżych tropów. Starsze dawno zniknęły, zatarte przez deszcz, wiatr. Nawet gdyby nie one to pewnie byłoby tu pełno tropów lokalnych padlinożerców, zwabionych darmową wyżerką na trupach orków, goblinów i sowoniedźwiedzia. Tak przynajmniej twierdził Joris. Prócz smoka nie powinno było być tutaj nikogo. Mimo to Marv miał nieodparte wrażenie, że ruina jest zamieszkana.


 
Sayane jest offline