Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-09-2017, 18:31   #99
Ardel
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
Brenton i Ragnar

Trójka mężczyzn spojrzała na siebie i wymieniwszy tylko kilka słów zabrała się do pracy. Poszukiwania materiałów długo nie trwały, dwójka krasnoludów szybko nazbierała naręcze potrzebnych gałęzi. Niestety okazało się, że nikt nie posiada żadnych sznurków czy liny, którą dałoby się to wszystko powiązać. Jednak Brenton wyciągnął z dna sakw stare, zniszczone ubranie, które nadało się do tego celu, a wszyscy dołożyli do konstrukcji swoje koce, które także potrafiły całkiem dobrze powstrzymać tłukące po głowach kawałki lodu. Wkrótce posiniaczeni lekko, jednak bez poważnych obrażeń, stłoczyli się pod prowizoryczną tarczą, chroniącą przed ciosami bogów, przytulając się do konia, którego także objęli swoją ochroną.

Grad tłukł przez długi, długi czas, jednak przy całkowicie zasnutym przez chmury niebie, ciężko określić ile dokładnie czasu stracili. Do tego pogoda nadal była mocno nieprzyjazna – lało jak z cebra i dodatkowo przeradzało się to wszystko w wielką burzę. Wiatr wzmógł się, błyskawice przeskakiwały między chmurami i uderzały w ziemię.

Wtedy to, kiedy humory wszystkich zaczynały przypominać niebo ponad ich głowami, pojawił się płomyk nadziei. Od północy zbliżało się jakieś światełko, które po chwili zamieniło się w trzy powozy, wyglądające na kupieckie.

A wy co tak tu mokniecie?! – zakrzyknął z kozła okutany w skórzany płaszcz woźnica z wielkim kapeluszem na głowie. – Na południe jedziecie? Jak żeście nie bandyci, a po niskości dwóch z was wnioskuję, że raczej nie, to możecie się z nami zabrać, przynajmniej pod wozem was przenocuję. Chętniście?!



Atanaj i Franz

Atanaj uspokajał jeszcze konia, Wędeczka zbierał się na nogi, gdy urocza młoda dama, o niezbyt uroczym głosie i manierach spojrzała prosto w oczy Franza. Ten poczuł się nieco zawstydzony i onieśmielony. Niecodzienne uczucia jak na niego.

Po co mi to truchło?! Bierzcie je, dziś będziecie żyli! Tomas, Varl – jedziemy!

I myśliwi pojechali w stronę, z której nadjechali uprzednio Franz, Atanaj i Jan. Nieco ogłupiali, szczególnie zapatrzony w łono damulki Ungoł, zostali niemi w lesie z martwym dzikiem. Z zachodu nadciągała jakaś upiorna burza, powoli zrywał się wiatr.
 
__________________
Prowadzę: ...
Jestem prowadzon: ...

Ardel jest offline