Zwycięstwo w walce okupione było wysokim kosztem ludzkich istnień. Tysiące zmarłych, rannych, cierpiących na chorobę popromienną i ciężkie oparzenia. Większość z nich nie miała szans przeżyć następnego tygodnia. A jednak dokonali tego – siły Rathbone zostały zniszczone, nielegalna technologia przejęta przez Inkwizycję a sytuacja polityczna na planecie jako tako ustabilizowana.
Blackhole’a martwiła jednak tendencja ludzi do zdrady. Do tego stopnia, że zaczął patrzeć innym na ręce. Najemnikom z BD, dowódcom Carabinieri i MP-F. Bywało, że i Durranowi czy Sejanowi. Nie znał się ani na zaawansowanej technologii ani na polityce, więc pozostawał czujny. Miał oczy i uszy otwarte i lubił się o wiele rzeczy dopytywać a jeszcze więcej sprawdzał sam.
W najbliższej okolicy ktoś o wiedzy i doświadczeniu Chrisa nie miał za wiele do roboty. W stolicy trzeba było rozbić stare sojusze a zawiązać nowe, starannie dobrane. Blackhole po tygodniu niemal bezczynności, przerywanej podpatrywaniem innych, postanowił się na coś przydać i poleciał do dżungli, polować na niedobitki orków, pozostałe po bombardowaniu orbitalnym. Przydał się także jako szkoleniowiec dla lokalnych oddziałów. Gwardziści chętnie przychodzili na organizowane przez niego zaprawy fizyczne i zajęcia z taktyki. Powrót do klasycznej żołnierki, z dala od polityki i spraw socjalnych dobrze mu zrobił. Orkom nieco mniej, ale to było pewnym wymiernym profitem dla farcastańczyków. Zielona zaraza została wypleniona ogniem i hellgunem raz na zawsze.
Kilka miesięcy później.
Valkiria spokojnie przemierzała wysoką partię pięćdziesięciokilometrowej warstwy chmur, unoszącą się nad gazowym gigantem, jakim był Kantan. Spędzili w tych pomarańczowych koloidach ostatnie tygodnie, szukając mechanizmu Hyades. Póki co bez rezultatu. Blackhole wyglądał przez pancerną szybę okna i patrzył jak wiatr rozwiewa jasnordzawe kształty. Amoniak i wodorosiarczan amonu potrafiły stworzyć naprawdę niezwykłe kombinacje barw i kształtów.
Sielankę panującą w kabinie przerwał komunikat o utracie łączności z ich skrzydłowym. Chris nie czekał na rozwój wypadków, tylko włożył pancerz i przyczepił hellguna paskiem do barku. Gdy zbliżali się do miejsca w, którym przebywał patrolowiec zanim urwał się kontakt, rozległ się w kabinie alarm. Ostrzeżenie o opromieniowaniu falą radiolokacyjną. Valkiria automatycznie wypluła z siebie serię flar i dipoli a Turbodiesel po wykonaniu zmyłkowego ślizgu na skrzydło puścił się w dół w szaleńczym korkociągu.
-
Wypierdalać! – czasami jedno słowo zastępuje cały rozkaz . Nie inaczej było tym razem. Chris siedział najdalej od drzwi, więc wysiadł wraz z Mordaxem jako ostatni.
Temperatura zewnętrzna -112 stopni Celsjusza, ciśnienie 1,2 bara, wiatr 110 km/h - pojawiło się na wyświetlaczu przeziernym w jego hełmie. Gwardzista szybko wyrównał lot i pognał w stronę wroga, lecąc od podbrzusza holownika. Miał stubbera na dachu, ale nie był wystarczająco zwrotny, aby w porę zmienić kurs i zagrozić ubranemu w skrzydlak Chrisowi. Blackhole posłał w widoczną obstawę trzy pojedyncze strzały. Nie musiał zabijać, wystarczyło, że każdemu przedziurawił hełm. Środowisko planety robiło resztę.
Po zgładzeniu wrogów, Chris wszedł w ostry skręt i schował się w chmurze, unikając trafień z siejącej pociskami lichtugi. Ktoś tam się na niego chyba uwziął. Żołnierz zmusił skrzydlak do turbo szybkości i błyskawicznie przebijał się przez rdzawe, smagane lodowatym wichrem chmury, jednak kule mijały go zaledwie o włos. Nie bał się trafienia, bo nie był człowiekiem. Przynajmniej nie do końca. Ale wiatr, temperatura i amoniak mogły uszkodzić jakieś podzespoły. Sytuację uratował Turbodiesel, nadlatując z boku i strzelając parą rakiet hunter-killer. Lichtuga wrogów rozleciała się na kawałki w pozbawionej ognia eksplozji. Mechanizm był ich.