| Aureus rozpostarł swe świetliste skrzydła i wyruszył w stronę lokalnych prowincji. Żadna nie była tak bogata i silna jak An-teng, ale zawsze istniała nadzieja na to, że mniejsi i ubożsi sąsiedzi wesprą swego wielkiego brata w walce z najazdem Lunara.
Niestety, młody Solar nie miał zbyt wiele szczęścia. Ludzie wokół, widząc go, modlili się do Pięciu Niebiańskich Smoków, by odpędziły „Plugastwo” z ich ziemi, a ich władcy byli bardzo niechętni, by wspierać Anathemę. Nawet gdyby jednak chcieli coś zrobić, to nie mogli. Okoliczne państwa-miasta były skłócone wewnętrznie i z innymi krajami, niedozbrojone, z żołnierzami ledwie wystarczającymi do obron y własnych granic. Nikt też nie chciał zadzierać z potężnym Lunarem, o którym wiedziano niewiele – praktycznie tyle, że istnieje – a co nie było pewne, funkcjonowało w powszechnej świadomości jako krwawy mit.
Obrońcy An-Teng byli zdani tylko na siebie.
Minęło kilka dni, pełnych napięcia, niepokoju i gorączkowego przygotowywania się na najgorsze. Wnętrze świątyni Królowej Niebiańskiego Porządku było duszne od tłumów i woni kadzideł, które palili wierni, by uzyskać sobie jej przychylność.
Fizyczna powłoka Królowej okazała się młodą kobietą o czarnych włosach spiętych w elegancki kok, odzianą w różowe kimono. Bogini sama wyszła do swych wiernych i nieziemskim głosem udzielała im wsparcia. Wierni czuli się bezpieczni pod jej bacznym wzrokiem, ale spojrzenie, które rzucała Exaltedem jasno wskazywało, iż wiedziała jak bardzo sytuacja jest beznadziejna.
W końcu, nadszedł ten dzień. Dzień Bitwy o An-Teng.
Pierwsze, co dostrzegli obrońcy na murach zewnętrznych, to mgła, gęsta jak mleko. Ukryte w niej,tylko na poły widoczne kształty przerażały śmiertelników, którzy mocniej chwytali ze swe bronie, chcąc sobie dodać otuchy. Ciała Węży, Które Stąpają Jak Ludzie były pokryte twardymi łuskami, z ich kłów ściekał jad, a w rękach miały bronie nim pokryte. Najgorsze jednak były nieludzkie ruchy, sploty ich ciał – nikt nie mógł pomylić dzieci Thuebana z niczym innym. Żółte, wypukłe oczy, pokryte dodatkową przezroczystą powieką, łupały groźnie na miasto, które zamierzali podbić.
Najgorszy był jednak sam Lunar. O ile jego dzieci były tylko o głowę wyższe niż przeciętny człowiek (choć niewątpliwie cięższe), o tyle on był tak duży, iż zwykły mężczyzna wyglądał przy nim niczym dziecko. Poza łuską, jego ciało naznaczone było tatuażami z Księżycowego Srebra, chroniąc go zarówno przed dotykiem Dziczy, jak i obrażeniami. W jednej ręce miał włócznię z magicznego materiału jego Exaltacji, a na czole błyszczało mu znamię jego kasty, pusty, srebrny okrąg, symbolizujący nów księżyca. Thueban był więc szamanem, uczonym i kapłanem Luny, ale nie oznaczało to, że automatycznie będzie słaby. Każdy Lunar posiadał dary Zmiennej Pani, a w tym potencjał zmiany kształtu, w tym przybierania form hybrydowych i w każdej duszy wybrańca Luny drzemał gniew, który zasilał ich moce.
Mgła dalej zakrywała częściowo jego dzieci, ciężko było ocenić całą jego siłę bojową. Sam Exalted wyszedł na przód swej armii i spoglądał na miasto z odrazą, jakby czekając na to, aż pierwszy zostanie zaatakowany.
Rozlew krwi wisiał w powietrzu. |