Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-09-2017, 22:01   #162
Zaalaos
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=SaXr7tY5nOg[/MEDIA]

~ Sukinkot. ~ zaklął w myślach Złoty i przypadł do najbliższej ściany. Sly nie był nigdzie w pobliżu, czyli musieli sobie poradzić w dwójkę i zapowiadało się na bardzo dynamiczną walkę. Theo nagle zaczął żałować że nie przemienił się choćby na moment, by skorzystać z podstawy.
- Zwiąż go, wejdę na flankę. - rzucił Dozerowi i przemknął wzdłuż obalonych budynków, gotów w każdej chwili się przemienić. Powinien był poświęcić więcej czasu na treningi ze swoimi mocami. Gdyby tylko mógł z nich korzystać w ludzkiej to rzuciłby okiem w przyszłość i podjął najlepszą możliwą decyzję. Cóż, pozostało mu biec i liczyć na łut szczęścia.
Choć struktura dowodzenia wyglądała zupełnie inaczej, to Dozer nie zamierzał się w tym momencie kłócić z Theo. Nie było na to czasu. Zamiast tego ugiął kolana i kucnął, pochylając się w kierunku przeciwnika. Pancerz na jego nogach zaczął się przemieszczać i nagle Obdarzony skoczył. Przypominało to wystrzał z armaty, aż asfalt w okolicy popękał. W powietrzu ułożył się jak strzała wyciągając przed siebie oba swoje ostrza.Wrogi Obdarzony z zaskoczenia zdołał jedynie zasłonić się ręką. Dozer przebił mu dłoń i wbił się w jego bark na połowę długości swoich ostrzy.
Złoty zaklął, nie spodziewał się że jego towarzysz będzie aż tak szybki. Zdołał pokonać ledwo kilka kroków, a walka już się rozpoczęła, czuł że ich oponent jest w walce w ścisłym zwarciu lepszy od Dozera. Nie tracąc czasu przemienił się i rzucił okiem w przyszłość. Musiał poznać moce wroga by dostosować swoją taktykę.

Cytat:
Komandosi rozbiegli się po dwóch budynkach by zająć dobre pozycje do ostrzału całego pola bitwy. Tymczasem Dozer zaparł się nogami o korpus przeciwnika i szarpnął by wyciągnąć swoje katany. Członek Mroku niezważąjąc na ból zacisnął swoją pięść, zakleszczając ostrza. Drugą ręką chciał chwycić Dozera, ale ten puścił swoją broń i odskoczył. Był naprawdę zwinny. Robiąc salto spadł na równe nogi. Zniknął swoją broń i po chwili ponownie pojawiły mu się one w rękach.- Niezłe - mruknął wróg spoglądając na Dozera przez dziurę w swojej dłoni. Wydawał sobie nic z tego nie robić. - Spójrz na to - wyciągnął dłoń i wystrzelił swoje palce zakończone szponami. Były one na swego rodzaju taśmach. Dozer uniknął trzech z czterech. Ten ostatni rozorał mu pancerz na udzie. Komandosi rozpoczęli ostrzał. Pociski trafiały celnie i rozrywały pancerz wroga. Tak było przez pierwsze dwie sekundy. W następnych Obdarzony zaczął wchłaniać każdy następny strzał, a jego pancerz w bardzo szybkim tempie regenerował się. Każde z tych wydarzeń Theo widział na kilka sekund przed rzeczywistym czasem, ale było tak dużo opcji, że trudno było wybrać tą jedną konkretną.
Goldar wrócił do teraźniejszości i podjął decyzję.
- Ma broń dystansową i zbiera energię z pocisków, wstrzymać ogień! - ryknął na całe gardło, nie tracąc czasu na tłumaczenie skąd posiada tą wiedzę, liczył tylko że jego autorytarny ton głosu wymusi na komandosach posłuszeństwo. Natychmiast roztoczył swoją podstawę nad sobą, wytworzył tunel aerodynamiczny i po łuku ruszył w kierunku wroga, równocześnie... Starając się przyspieszyć nieznacznie Dozera.

Nawykli do wykonywania poleceń Obdarzonych w postaci zbroi komandosi od razu przerwali ogień. Dozer wybił się z jednej nogi zwiększając dystans. Wrogi Obdarzony pochylił się, a jego pancerz zaczął drgać. Sekundę później zaczął się rozmywać jak gwiazdy podczas skoku w nadświetlną Sokołem Millenium. Takie wrażenie odniósł Theo zanim wróg wystrzelił i trafił opadającego powoli Dozera. Fala uderzeniowa wybiła wszystkie szyby w dzielnicy. Wrogi Obdarzony upadł na ziemię. Miał na sobie resztki ludzkiego ciała Dozera.

Złoty miał wcześniej rację. Walka była bardzo szybka. Wytworzył tunel aerodynamiczny, biegnący prosto od niego do wrażego Obdarzonego. Nie miał czasu na wymyślne flanki, musiał skrócić dystans natychmiast. Dodatkowo przyspieszył się podstawą, ale skupił niemal wszystko na krótkim odcinku oczy-mózg-oczy. Musiał natychmiast zrobić unik gdyby pancerz drugiego Obdarzonego znowu zaczął drgać. Zdecydowanie nie chciał podzielić losu Dozera.
Przeciwnik zareagował dopiero jak Theo dzieliło od niego kilkanaście metrów. Wyciągnął rękę i wystrzelił swoje szpony. Goldar wygiął się w locie unikając ich o centymetry. Jeden właściwie zahaczył o plecy, ale było to raptem rysa na pancerzu.

Zignorował drobne zadrapanie, za to w jego umyśle momentalnie wykiełkował plan. Wykorzystał swój pęd by obrócić się plecami do wroga i złapał dwa szpony wracające do swojego właściciela. Przyspieszył się maksymalnie, szarpnął szponami z całych sił, przyciągając w ten sposób wroga w swoim kierunku, po czym posłał brutalne kopnięcie w kierunku głowy oponenta.
Ten przyjął cios na twarz nawet nie robiąc uniku. Zamiast tego machnął drugą ręką na odlew. Pazury wbiły się w bok Theo. Po wyszarpnięciu nich trysnęło krwią. Złoty natychmiast przyspieszył swoje ciało wokół ran. Normalnie propagacja włóknika zajęłaby kilka-, kilkanaście minut przy ranach tego kalibru. Zamiast tego zaleczyły się w ułamku sekundy. Następnie skupił podstawę na mięśniach i szarpnął się brutalnie do przodu, zwiększając prędkość.

Theo nacisnął przednią częścią stopy na czoło przeciwnika by zyskać kilkanaście centymetrów odległości, po czym wbił mu piętę w twarz. Odbił się i robiąc salto w powietrzu wylądował na ziemi. Nie czekał tylko ponownie skrócił dystans, wchodząc w zwarcie. I dobrze zrobił, bo szpony z obu dłoni wroga wbiły się w miejsce, w którym przed chwilą stał. Theo uderzył z obu rąk w korpus przeciwnika, wstrząsając nim całym. Wyprowadził kopniak w wewnętrzną część prawego kolana co sprawiło, że członek Mroku pochylił się. Od razu oberwał potężnym podbródkowym, w który Theo włożył całą sprężystość swego ciala. Siła ciosu aż podniosła Obdarzonego w górę. Zanim jednak upadł cofnął swoje szpony, a te zawinęły się w powietrzu i wszystkie osiem wbiło się w plecy Theo.

Z piersi Goldara wydobyło się ciche westchnięcie. Ponownie zatamował krwawienie, po czym przywołał swój karabin i znowu spojrzał w przód w czasie.

Cytat:
Zobaczył siebie celującego prosto w pierś oponenta, z tej odległości nie mógł spudłować. Kula plazmy zakopała się głęboko w ciele oponenta… I nagle wszystkie rany na jego ciele zaczęły znikać.
Złoty warknął i postanowił zmienić plan działania, ale jego wróg nie marnował czasu. Uniósł go w powietrze, na szponach i z impetem uderzył nim o ziemię. Coś chrupnęło nieprzyjemnie. Może był to dźwięk stawu wyskakującego z swojej panewki. Może był to dźwięk pękającego żebra. Goldar złapał wolną dłonią kilka taśm, co wywołało niemal obezwładniającą falę bólu i przyłożył do nich lufę swojego karabinu. Pociągnął kilkukrotnie za spust.

Po drugim strzale odpadły dwa z czterech złapanych. Przeciwnik przyciągnął pozostałe gwałtownie, przy czym rozoral Theo rękę, nadrywając palec wskazujący. W tym momencie wydarzyło się kilka rzeczy na raz. Pancerz wroga zaczął drgać, ale zanim użył swojej mocy Sly Cooper przyszedł w sukurs Goldarowi i ciął poziomo swoją dwuręczną kataną. Członek Mroku musiał mieć oczy z tyłu głowy bo instynktownie się zasłonił swoimi pozostałymi szponami i zamiast być przeciętym na pół wykpił się stratą palców i głębokim rozcięciem pancerza pod prawą pachą na wysokości żeber.W stojący jeszcze budynek ratusza coś spadło niszcząc go doszczętnie. Okazała się to być Velvet. jej wycie zagłuszyło ryk syren strażackich. Trzymała się prawą ręką za lewą, która kończyła się kikutem po odcięciu dłoni w nadgarstku. Oprócz tego miała wiele mniejszych i większych ran ciętych.
- Tak się kończy podnoszenie na mnie ręki. - nad plac przed ratuszem nadleciał siedemnastometrowy członek Mroku. Wydawał się nie mieć żadnych ran. Nigdzie nie było śladu po Hammerze.

Theodora autentycznie przytkało. Nie mieli szans. Nie z nim jako trójką. Bez lotu. Z dwoma członkami oddziału już w piachu. Nie poddał się jednak obezwładniającemu przerażeniu. Przeżył pięć tysięcy lat. Nie może umrzeć. Nie dopóki nie dokończy swego dzieła.
Wykorzystał to że jego wróg jest obrócony do niego plecami i założył klasyczny chwyt duszący. Walka wręcz nie mogła przynieść efektu z wiszącą nad nimi piątką. Musiał rozwinąć swoją moc.
Skupił Czas na głowie wroga. Wcześniej traktował go jak tresowane zwierze. W jedną stronę, w drugą, do przodu, do tyłu, ale zawsze pod kontrolą. Jakby czas był rzeką, po której trzeba ostrożnie płynąć łódką. A przecież nią nie mógł być. Inaczej widziałby jedną przyszłość. Nie dziesiątki. Dlatego teraz szarpnął brutalnie rzeczywistością, posyłając różne fragmenty głowy oponenta w setki różnych przyszłości, przeszłości, czy nawet na inne teraźniejszości.
 
Zaalaos jest offline