Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-09-2017, 00:00   #79
Lord Melkor
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Rozmowa Thory z Bertholdem podczas podróży do Skagii

Thora siedziała na wysokościach czas jakiś póki krakanie krążącego blisko statku kruka Eomunda nie przywiodło jej na powrót do rzeczywistości. Spojrzała raz i drugi na fruwaja i zaczęła zsuwać się po maszcie w dół. Przy okazji wypatrywała i Bertholda.
Lekko zdyszana podeszła do niego.

-W czymś możemy pomóc naszej dzielnej Kapitan? - Zapytał Berthold.

- Bertholdzie magu, Ty ze zwierzyną za pan brat. Po Eomundzie ptaszydło zostało. Pomożesz go przekonać do mnie? No chyba, że zatrzymać go sam chcesz. Eomund … doceniłby to.

-Faktycznie, ptaszysko samo zostało, a ja go nie potrzebuje, muszę i tak pilnować by moje jastrzębie go nie pożarły…-Skitował Berthold, którego akurat opinia zmarłego Eomunda szczególnie nie obchodziła.
-Jest chyba trochę zagubiony, weź jakiś chleb do ręki, ja go zawołam, ty nakarmisz. Zrobimy tak parę razy to się do ciebie przekona. Kruki to wierne stworzenia, wiesz, że w pary łączą się na stałe?

- Nie wiedziałam - mruknęła dziewczyna - chociaż u nas kruki ważne ptaki.
Thora gestem przywołała jednego z marynarzy nakazując chleba z zapasów podać.
- pamiętasz jak go Eomund nazywał?
-”Hyos” - odparł Berthold, przywołując ptaka przypominającym kraczenie odgłosem.
- Hyos, chodż tu - Thora zacmokała jak na psa i wystawiła kawał żytniego chleba.
-Hyos to skrót od Hyoscyamus niger - wtrącił dotąd milczący medyk - inaczej Lulek czarny.
- Lulek czarny? To coś znaczy? - kapitan najwyraźniej nie była obeznana z naukami naturalnymi.
- Skoro Eomund już nie żyje tę tajemnicą mogę chyba zdradzić. Lulek czarny to roślina używana w dwóch dziedzinach. Leczeniu i truciu. Eomund medykiem nie był. Być może to bez znaczenia, ale może i jego kruk ma jakieś tajemnice.

Kruk, który znał Berthold podleciał do niego dość szybko, zadowolony jakby, że może zakończyć smętne snucie się po pokładzie. Najwyraźniej źle zniósł śmierć swojego Pana, pierwszego dnia podróży cały dzień latał po pokładzie jakby go szukał. Kiedy zobaczył Thorę, zawahał się i popatrzył na nią z ukosa, ale po chwili ostrożnie podleciał.
- No, Hyos, Hyosiiiik - cmokała wesoło dziewczyna machając kawałkiem pieczywa - Czemu nie podchodzisz? Nic Ci nie zrobię. Hyos…. nooo…. masz? - Thora ukucnęła. Spojrzała na Bertholda niepewna, czy robi dobrze, czy źle.
- Tak? - szepnęła kącikiem ust.

- Dobrze, nie rób gwałtownych ruchów.- Lekko rozbawiony Berthold kiwnął głową. - Połóż jedzenie przed sobą.

Kawałek chleba wylądował w połowie drogi między Thorą a kruczym skrzydalczem. Dziewczyna przekrzywiła głowę jak ptasior, zerkający koralikowym okiem na jedzenie. Podskoczył i capnął chleb mocnym dziobem.
Thora poczuła piknięcie radości.
- Chesz jeszcze? - spytała odrywając powoli kolejny kawałek. - Co jadają kruki? - spytała Bertholda choć spojrzeniem przyklejona była to pierzastego towarzysza. Ten otworzył dziób z krwistoczerwonym wnętrzem.

-Właściwie wszystko - owoce, zboże, padlinę. Odparł spokojnie Berthold, opierając się leniwie o burtę statku.- Ten tutaj był już raz “oswojony”, nakarm go jeszcze parę raz i będzie twój, wy Norsmeni cenicie kruki, pojawiają się w waszej mitologii prawda? - dziewczyna pokiwała głową- To mądre ptaki, wyczulone nawet nieco na przepływy magii, może dlatego magowie bursztynu są nauczani przemiany właśnie w kruki, spośród wszystkich skrzydlatych stworzeń.

-Jak to jest być ptakiem? - Thora podała kawał chleba raz jeszcze krukowi i podeszła do Bertholda. Oparła się o burtę łokciami stojąc do niej tyłem. Obserwowała Hyosa czyszczącego pióra.

-Berthold podrapał się brodzie, zastanawiając nad odpowiedzią.
-Nie wiem czy to da się opisać nie doświadczając, ale najwspanialsze jest to uczucie wolności - wznosisz się wysoko na skrzydłach i możesz lecieć przed siebie, widzieć świat w dole, a wiatr cię prowadzi. Magowie przybierający postać zwierzęcą muszą się strzec, niekiedy tak długo pozostają w swoich postaciach że zatracają się w nich…

Blondynka, co z początku wyglądała na rozmarzoną, przesunęła się po balustradzie ku magowi i szturchnęła go porozumiewawczo:
- Przyznaj się, z którego zwierzęcia w Tobie najwięcej zostało? - uśmiechała prowokująco kącikiem ust. - Hm?

-A co jakbym powiedział że z…. niedźwiedzia? -Mag zaśmiał się basowo, wyrwany z zamyślenia.

- Hmm… to ...to by się zgadzało - Thora zawtórowała - Pasujesz do tego miśka coś w tunelu pokazał.
-Tak… to była wspaniała walka, godna chyba pieśni waszych skaldów, poczułaś jak przebudziłem w waszych sercach pierwotny szał?
- Mhm - mruknęła blondynka jakoś rozkojarzenie - Robiłeś wspaniałe wrażenie - dodała miękko.

- No, nie mogliśmy pozwolić by jakieś wampirze sługusy pożywiły się naszą krwią po tym jak zniszczyliśmy ich Pana. Zresztą co do robienia wrażenia, to nigdy nie walczyłem u boku takich wspaniałych wojowników jak Orrgar czy twoja siostra….dobrze że nasz Doktor ją uratował.- Odpowiedział Berthold, poważniejąc.

- To bardzo dobrze - zgodziła się Thora. Odwróciła się tym razem i zapatrzyła w horyzont przed nimi - Nie wiem co bym zrobiła gdyby - machnęła dłonią - Z resztą to nie jest ważne. Ważne, że wyleczona i że my żyjemy.

Spojrzała na “Niedźwiedzia” z uśmiechem.

- Co myślisz o Wolfgangu?

-No, mój kumpel jeszcze z dawnych lat w Altdorfie. Bardziej siedzi w księgach niż ja, ma wielką wiedzę jak widziałaś gdy badaliśmy Sieć Geomantyczną w piramidzie. No, ale jak trzeba wampirowi tyłek usmażyć to też służy pomocą, jak na Maga Ognia przystało, nie boi się rąk ubrudzić, czy może “osmalić”. Nie to co wielu z tych mędrków co siedzą na tyłku w Kolegiach i tylko gadają albo meczą uczniów, dzisiaj już bym długo ich towarzystwa nie zdzierżył. - Odparł Berthold, wzruszając ramionami.

Thora przysłuchiwała się wypowiedzi Bertholda z poważną miną. Raz czy drugi strzeliła okiem w bok niby to spoglądając na Hyosa a tak naprawdę sprawdzając czy Wolfganga nie ma przypadkiem w zasięgu głosu. Nie zauważyła go jednak i skupiła ponownie na Bertholdzie.
- A… długo razem podróżujecie? - wyciągnęła w końcu zza pazuchy prostą fajkę, której wcześniej szukała. Ostatniego wieczora odebrała ją Ulrikowi wraz ze skrywanym skrzętnie tytoniem. Nie miała dotąd okazji zapalić. Oparła się biodrem o burtę i zaczęła nabijać drewnianą, zużytą fajkę przyglądając się magowi.

Berthold z przelotnym zainteresowaniem spojrzał na zapalaną przez Thorę fajkę.
-Studiowalismy razem w Kolegiach, potem wpadaliśmy na siebie od czasu do czasu, nie zapomnę jak dorwaliśmy tego nekromantę Kemmlera….- drapieżny uśmiech pojawił się na twarzy Bertholda na te wspomnienia.-Ale to nasza pierwsza od dawna taka wyprawa.

- A nie chciałbyś kontynuować takich podróży? - Thora pyknęła w końcu fajkę z przyjemnością i podała ją po chwili Bertholdowi.

-Właśnie to chyba robimy, prawda? -Odparł Berthold, po tym jak powoli się zaciągnął i wypuścił dym z fajki. Zastanawiał się do czego zmierza Thora.

- Mhm - przytaknęła - A co po Cassinim? I co po Lustrii? Bo o tym mówię, Niedźwiedziu. - stanęła znowu bokiem obok maga, ramię w ramię. - Myślałeś o tym? Czy wolisz nie wybiegać tak daleko na przód? - spojrzała na Bertholda kasztanowym spojrzeniem bystrych oczu.

-Hm, z Lustrii tak szybko nie wrócimy, jeśli w ogóle….a ty tak daleko naprzód wybiegasz? - Odpowiedział badawczym i nieco rozbawionym spojrzeniem spod krzaczastych brwi. Ta dziewczyna chciała zrobić z niego swojego maga...

- Inaczej nigdy nie osiągnęłabym tego co osiagnęłam - dziewczyna nie spuszczała z maga spojrzenia - Co Cię
bawi?

-Wyzwania, poznawanie nowych nieznanych mi stworzeń i miejsc, polowanie na godną zwierzynę - Berthold nie opuścił wzroku.

- A może by ich szukać z osobami sprawdzonymi? Takimi, co się poznaje w ogniu walki i zapachu miodu? - Spojrzenie dziewczyny nabrało wyrazu hardości i wyzwania, ognia.

-Przeznaczeniem Mistrzów Kolegium Bursztynu jest samotność niestety, ale kto wie, może mi uda się uniknąć takiego losu...na razie Baron nie żyje, a ja podążam za tobą, co będzie po tym jak rozprawimy się z Cassinim, zobaczymy...
- Podążasz za mną, Niedźwiedziu - wyszczerzyła się Norsmanka - Dobrze. Mimo, że tymczasowo. - skinęła głową i wyciągnęła rękę po fajkę - Pomówimy po Cassinim zatem - uśmiech młódki się poszerzył choć we wzroku była jakaś nieustępliwość czy upór.

-Tak, pomówimy, muszę się moimi zwierzętami zająć. Kruk jest twój. - Nagle w głosie Bertholda zabrzmiała nuta znużenia, oddalił się. Musiał pobyć trochę w samotności, za dużo ludzi było wciąż wokół niego.

Thora odprowadziła go spojrzeniem.

 
Lord Melkor jest offline