Byleby nad głową był byle jaki dach i nie padało za kołnierz, to Berwinowi w zupełności wystarczało. Wszak od lat głównie nocował na szlaku i często pod gołym niebem. Nie widział więc powodu, by się o to spierać. - Może być i dom gościnny. Mnie to tam ganz egal.
Stwierdził pojednawczo. Przebieranka w szaty nowicjusza mu się nawet spodobała. Biały habit był bardzo gustowny, a przy tym miał mnóstwo zakamarków, w których można było przechowywać drobiazgi, takie jak dla przykładu sygnet Starka, czy jego sztylet.
Z każdym krokiem, gdy zbliżał się do Sigmarytów opadały go wątpliwości. czy jego wywód co do Feodora jest słuszny. - Jak to było? – powtarzał sobie w duchu. – Feodor sfinansował i przeprowadził poszukiwania koło Ubersreik. Sfinansował także poszukiwania koło Eppiswaldu, choć przeprowadziła je świątynia Vereny. Dziwne. Chyba że nie ufał do końca swoim ludziom i dlatego zlecił to Verenitom. Licząc, iż dowie się prawdy.
Berwin zatrzymał się przed świątynią i poprawił torbę na ramieniu. Czekał go trudna rozmowa. Zawczasu przygotował sobie stosowną bajeczkę. Zatem gdy wreszcie stanął przed obliczem łysego kapłana odpowiedział na jego pytanie płynnie i spokojnie: - Zostałem niedawno przeniesiony z Nuln. Nie miałem zatem jeszcze przyjemności Ci się przedstawić czcigodny Ojcze. Jestem brat Berwin. Te listy powierzył mi dostarczyć Ojciec Humfried. Otrzymał je od podróżnych przybyłych z Eppiswaldu. Jako że to moje rodzinne strony zapewne dlatego polecono mi zająć się tą sprawą. Oświadczył z szacunkiem się kłaniając i dyskretnie obserwując Feodora. - Ponoć ktoś nastawał na ich życie. – zarzucił przynętę. |