Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-09-2017, 09:04   #67
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację

- Bzdu-ra! - oznajmił Merlin w kierunku listu, nie zwracając uwagi, że Psuja obserwuje tę dość jednostronną konwersację. - A podobno to kobiety są bardziej odważne.
Wyciągnął stylową zapalniczkę i trzymany za róg list spalił nad talerzem. Minę miał zaciętą, a gdy skończył, szarpnął ryży, wymuskany wąsik.
- Nie cofnę się krok przed celem - warknął i urywanymi ruchami zaczął wiązać krawat.
Psuja gapiła się w spalaną kartkę bez choćby pozoru dyskrecji. Zmarszczyła tylko nos ewidentnie nie radząc sobie z tekstem.
- Zwiała? - postawiła szybką hipotezę.
- Nie. Uważa, że gra jest niewarta ryzyka - zadzierzgnął pętlę wzorzystego jedwabiu na szyi, nagle zdenerwowany. Nie zdarzyło mu się nigdy, że rodzina zaczynała dawać sygnały, że nie zawsze będzie stać przy nim murem.
- Czyli zwiała - Psuja nie rozumiała wyraźnie po co zaprzeczać oczywistościom. - W ucieczce nie ma nic złego. Sama nie robię nic innego.
Przyglądała się z nieskrywanym zaciekawieniem trzęsącym się dłoniom Merlina i misternie zaplatanemu supłowi.
- Łeb do góry. Przynajmniej będziesz wiedział, że jest bezpieczna.
- To nie tak - żachnął się z goryczą. - Nie wyjechała, nie schowała się nigdzie. Po prostu nie wierzy. Że dam radę. Że damy radę.
- I co w związku z tym że nie wierzy? Odsiecz nam załatwia? Czy już nas opłakuje?
- To znaczy że jak tylko noga jeden raz mi się podwinie, zadzwoni do naszej matki. W najlepszej intencji, oczywiście - mruknął gorzko.
- Zdradziecka sucz - Psuja skwitowała takie zachowanie jako dalece nielojalne.
Po czym złapała za swój plecak i zbierając się do drogi klepnęła Merlina w łopatkę.
- Idę do doktorka. To nara, bro.
Otworzył usta do protestu i usłyszał sam siebie. Jak się automatycznie i bez udziału własnej woli już właściwie wpasowuje w buty, które sam sobie wybrał.
- Jesteśmy w kontakcie, Psujko. Dzwoń w każdej sprawie.
Nawet cudze i niepasujące buty starał się nosić z klasą i godnością.
Dzisiaj "nara, bro". Jutro pewnie Psuja przeparaduje przed nim w samej bieliźnie i wystawi plecy do podrapania.
Merlin głęboko nie cierpiał wilkołackich obyczajów i przyjacielskiego czochrania się w stadzie. Dla niego było nienaturalne.


***

Dokumentom poświęcił ledwie ułamek sekundy. Wpakował je do wewnetrznej kieszeni marynarki i wyszedł. Ktokolwiek współpracował z Bashirem i dotrze do skrytki, pomyśli w pierwszej kolejności, że delikwent dał nogę… taką wizję uprawdopodobniłoby zniknięcie sporej kwoty pieniędzy, ale Merlin niestety nie wiedział, kogo miałby okraść.

Bo przecież nie Czirokezów.

Poczuł nagłą chęć do rozmowy z doktorem Kamienną Twarzą. Ale najpierw musiał nawiedzić swoją kuzynkę i tym razem w twarz oznajmić o możliwości obcięcia “kieszonkowego” za brak efektów w temacie Bashira.

Dwa kwadranse później zapukał w osprejowane na kolorowo drzwi, starając się wybrać fragment wyglądający na najczystszy. Chiara lubiła sztukę uliczną. Lubiła też tatuaże i kolczyki w ilościach hurtowych. Szparą pod drzwiami sączył się dyskretnie zapach marihuany.

- Chiara, otwieraj - huknął. - Tu twój wujek. I kurator twojego wyroku w zawieszeniu, że tak przypomnę…
Drzwi zostały otwarte, po chwili, i to całkiem niechętnie. Zza nich przyglądała się i rzeczona Chiara. Z uśmiechem na twarzy. Z rozmarzonymi oczami.
- Wujek, hihi… - Radość nie była ukrywana. Ale z pewnością nie on był jej powodem.
Merlin wpakował w szparę w drzwiach stopę w eleganckim półbucie, i jednocześnie naparł na klamkę, na wypadek gdyby szczeniarze w wyrzucie emocji negatywnych przyszło do głowy nagle go nie wpuścić. Zdobywszy tę twierdzę alternatywnej kultury młodzieży ulicy, zamknął za sobą drzwi, rozejrzał się, czy gdzieś pod ścianą nie zalegają niechciani świadkowie w postaci niedobitków ostatniej imprezy i usiadł na kanapie w pozie prezesa.
- Czego się dowiedziałaś o Bashirze?
Na twarzy dziewczyny najpierw pojawił się głupawy uśmiech, który zniknął gdy czknęła.
- Aaaaaa, wiesz, że miałam do ciebie dzwonić w tej sprawie. - Kłamała. I nie potrafiła tego ukryć.
- Faa..- Znów jej się czknęł. - ..cet ma plecy. I to jeszcze jakie. Ktoś, znaczy się jakaś agnecja rządowo, pilnuje by żadne jego przewinienie nie wypłynęło na wierzch. Mandaciki? Kasujemy. - Machnął ręką pokazując jak coś znika. - Śledzę, kto mu pomaga. Dobrze się ukrywa. - Wyrzuciła z siebie całą masę fachowego słownictwa, które i tak niewiele McMahonie powiedziało.
- Masz być ostrożniejsza. Zacierać ślady za sobą, żeby nie doszli, kto go szuka. I przestań tyle palić, do diabła. Jak cię złapią, będą mieli pretekst jak znalazł. Bierz kartkę, przedyktuję ci inne nazwiska, których mógł używać.
Westchnął głęboko i przykrztusił się wonnym dymem.
- Potrzebujesz pieniędzy?
Nie mógł uwierzyć, że to powiedział… Jakoś mu się wysmykło, bez udziału woli całkiem. Marihuana to jednak zło.
Zapisała skrupulatnie, to co jej podyktował.
- Jeżeli możesz mnie wspomóc… - Zrobiła błagalną minę skrzywdzonego przez świat niewiniątka.
- Mogę. A znalazłaś cokolwiek, czego mu nie doczyscili?
- Dotrę do tego kto go kryje, to znajdę i brudy. - Wyszczerzyła zęby w głupawym uśmiechu.
- Aha - poświadczył, odliczając banknoty.

W samochodzie psiknął w swój kark i włosy wodą toaletową, a potem zadzwonił do najporządniejszego z policjantów. Zdecydowanie mieli do pogadania.

 
Asenat jest offline