Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-09-2017, 19:22   #99
druidh
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację

Johannes de Castro Brittorum mówił, a Francisca w skupieniu słuchała. Przypomniała też sobie, że dawno temu ćwiczyła przed lustrem pewien niezwykle użyteczny wyraz twarzy. Była to twarz wyrażająca nieskrywany podziw dla mężczyzny. Podziw całkowity, niepozostawiający żadnych wątpliwości na interpretację. Mężczyzna postanowił, mężczyzna teraz to zrealizuje. Samotny bohater ze świetlistym mieczem, którego nietuzinkowe działania uczynią świat lepszym. Wenecjanka nie szczędziła tego wyrazu twarzy Panu Mężowi. Gdy się żegnał, dygnęła z szacunkiem najlepiej jak potrafiła i dała znać wzrokiem, że jest jej trochę żal spotkania akurat pod klasztorem, a nie, powiedzmy, przed karczmą, gdzie trudno by było kogokolwiek czymkolwiek zaskoczyć. Podziękowała jeszcze raz za troskę i zapewniła, że dołoży wszelkich starań, aby troskliwy mąż wiedział, gdzie się aktualnie znajduje i jakie są jej kolejne plany. Podkreśliła raz jeszcze ogrom obowiązków z jej strony, choć pewnie nie tak uciążliwy i odpowiedzialny jak obowiązki Pana Męża i zobowiązała się do modlitwy. Opieki i wsparcia Pana nigdy za wiele.

Wchodząc do klasztoru miała poczucie jakby sam święty Jan prostował przed nią ścieżki, aby nikt i nic nie przeszkodziło jej w realizacji planów. Gdyby w tym momencie w drzwiach stanął archanioł i wręczył miecz, aby raz na zawsze wprowadziła na świecie bożą sprawiedliwość nie zdziwiłaby się zbytnio. Przypomniała sobie ten stan. Zdarzał jej się czasami i był o tyle piękny, co niebezpieczny. Zagryzła wargi i wbiła paznokcie w kciuk tak że promieniujący ból rozszedł się po całej ręce. ’... a bliźniego swego jak siebie samego.’ Łatwo w takich momentach stracić kontakt z rzeczywistością. Skierowała swoje kroki do kaplicy i korzystając z chwili czasu pogrążyła się w modlitwie.

Panie, nie pozwól, abym obsypana twoimi darami i łaską przestała zwarzać na innych. Obowiązki, które na mnie składasz, nie mogą przesłaniać mi z oczu bliźnich. Ich życie też jest wartością w oczach twoich.Nie pozwól mi zapomnieć, że ja i inni nigdy nie jesteśmy bez grzechu. Daj mi dostrzec własne słabości, abym z radością, ale i rozwagą przyjmowała wszystko. Uczyń mnie pokorną na ścieżkach twoich. Ostatnie zdanie powtarzała dziesiątki razy, aż emocje nią targające zaczęły się uspokajać. Myśli powoli ucichły wyparte przez jedną powtarzaną w kółko frazę, a na zamkniętych powiekach zaczęło ciążyć medytacyjne znużenie. Nagle w jednej chwili otrzeźwiała, jakby ktoś zdjął z niej jakieś brzemię. Drgnęłą i wpatrując się w ołtarz odmówiła Pater noster w intencji opieki nad mężem. Potem wstała i szybkim krokiem udała się na konklawe. Wszyscy mogli już tam być.

Usiadła na pierwszym wolnym miejscu licząc, że spotkanie skończy się szybciej, niż powietrze w sali. Czekała, aż brat Fyodor zacznie, a potem skończy wprowadzając do sali nerwową atmosferę. Przyjrzała się nowemu mężczyźnie dyskretnie, ale z uwagą, o ile w ogóle było to możliwe w sali, w której wszyscy patrzyli na wszystkich i niemal stykali się nosami. Z jakiejś nieznanej jej do końca przyczyny Czerwony Brat nie drażnił jej dziś swoim sposobem załatwiania spraw. Nie zmieniało to faktu, że jej się to nie podobało.
- Bracie Walterze - wtrąciła się wreszcie - myślę, że wszyscy - pozwoliła sobie wywrzeć nacisk na to słowo - powinniśmy podziękować bratu za ogrom wykonanej pracy dla dobra tutejszej ludności. Zrobił to zapewne również szlachetny ksiądz biskup, który z taką troską opowiadał wczoraj o postawionych przed nim zadaniach związanych z posługą w tej diecezji - zamilkła na chwilę, żeby złapać oddech i zwróciła się do ogółu:
- Brat Fyodor odnotował, dzięki niektórym posiadanym darom i wiedzy - postarała się było jasne, że nie wszystkie dary brata mają równie pozytywny wpływ na działanie inkwizycji i samopoczucie Waltera - bardzo ważne zdarzenie. Wiąże się ono ze wspomnianymi wczoraj wizjami siostry Anny i prowadzi mnie do pewnej refleksji. Brat i siostra widzą zagrożenie w samym mieście. Dostarczone wczoraj listy natomiast umiejscawiają je w okolicznych wsiach. Do tego samo zło najwyraźniej daje się odczuć w pobliskich lasach. Nie damy rady być wszędzie, zwłaszcza, że wystąpienie przeciwko złemu będzie wiązało się z bezpośrednim niebezpieczeństwem, nie jest więc rozważnym nadmiernie się rozdzielać, prawda? Czy nie uważacie, że powinniśmy zdecydować gdzie skoncentrujemy nasze wysiłki?
 
__________________
by dru'

Ostatnio edytowane przez druidh : 27-09-2017 o 19:26.
druidh jest offline