Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-09-2017, 14:48   #135
sickboi
 
sickboi's Avatar
 
Reputacja: 1 sickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwu
Gość w dom...

Aisymnetai – nesjański urząd z czasów rządów Synodu. Wybiernay w sytuacjach nadzwyczajnych, zwłaszcza, gdy Hegemon nie mógł pełnić swoich obowiązków. Pierwszym Aisymnetai był Isaios Dytrymonides z rodu Telonioi


Cała ta sprawa od początku nie wyglądał dobrze.

Oddział szturmowy wysłany do przetrząśnięcia gekatzajskich podziemi przyprowadził ze sobą jedynie małą grupkę zdegenerowanych i odurzonych horimtulai, z którymi nie szło nawiązać kontaktu. Z ich ust wydobywał się tylko niezrozumiały bełkot, byli apatyczni i na skraju śmierci. Znalezione wraz z nimi nesjańskie kobiety także nie potrafiły rzucić światła na to co stało się z zakonem. Ich opowieść wskazywała jednak na to, że przynajmniej wyższe warstwy mnichów pogrążyły się w totalnej degrengoladzie. Z pewnością nie mały wpływ na ich zachowanie miał Dissoi Helleloi, trawiący ziemię od i ludzi od lat. Nie mniej udało się od nich pozyskać jedną ważną informację. Wyjawiły bowiem, że jeden z wciąż pozostających przy życiu Tettaroncheires to nikt inny jak sam Przeor. Aisymnetai wielce ucieszył się słysząc te wieści, gdyż niczego tam w życiu nienawidził jak gekatzai i ich fałszywych wierzeń. Postanowił więc, że spełni prośbę nesjańskich kobiet i da im wolność. Wolność od wszelkich problemów, na zawsze. Pozbywszy się jedynych trzeźwych świadków upadku horimtulai Aisymentai zaczął zastanawiać się co począć z Przeorem, o ile ten wrak rzeczywiście nim był. Kazał, więc wezwać przed swoje oblicze miejscowego przywódcę gekatzai.

Z racji, że Isaios nie pełnił de facto urzędu Hegemona, który należał się Hypattesowi, nie przeniósł się również do jego siedziby i nie urzędował w niej. Mógł co prawda zasiadać na szczycie schodów Świątyni Posedaiona i Allatu, ale od czasu buntu Kammedich wszyscy odczuwali dziwny niepokój na myśl o prowadzeniu polityki w świętym miejscu. Ostatecznie, więc Aisymnetai władał P.A.N.S. z rodowej siedziby Telonioi. Znajdowała się ona na obrzeżach Boreios, zbudowana z miejscowego kamienia i wypalanej cegły na niewielkim, sztucznie wzniesionym pagórku. Swym wyglądem przypominała fortecę, nie zaś posiadłość możnego rodu synodalnego. Było to spowodowane tym, że gdy przodkowie Isaiosa wznosili budowlę obawiano się, iż orcze hordy Xattroi przepłynął Morze Pelajskie i dokończą dzieła zniszczenia. Teraz czasy wciąż były niespokojne, a groźny wygląd warowni współgrał z surowym i wojowniczym charakterem Isaiosa. Liczyło on, że nestor gekatzai zlęknie się i nie będzie sprawiał problemów. Stary okazał się jednak dużo twardszy. Nie chciał współpracować i odpowiadać na pytania Aisymentai, gdy wprowadzono rzekomego Przeora nawet nie zareagował. Jednak Isaios miał na to receptę.

-Na kolana go- krzyknął ostro do strażników i wskazał na Tettaroncheires jednocześnie sięgając po zatknięty za pasem brązowy toporek. Dopiero, gdy Dytrymonides wznosił ramię do zadania ciosu nestor opamiętał się.

-Tak, to on. To Przeor!- Isaios uśmiechnął się triumfalnie. Gotów był wówczas pójść na ugodę z gekatzai, zatrzymać trwający okres napięć religijnych, ale odmowa nestora nie pozostawiła władcy zbyt wiele pola do manewru.

-Ściąć Czterorękiego i wysłać jego łeb do Tenokinry. A ten głupiec niech zdechnie w lochu- brzmiały ostatnie słowa Aisymnetai nim opuścił komnatę.


Wieść o buncie Nesjan na Altenis rozbudziła wiele umysłów w P.A.N.S. Niektórzy już planowali inwazję, ostrzyli włócznie i polerowali spizowe pancerze. Inni z kolei przestrzegali przed nierozwagę. Przypominali, że w nie tak odległym Dissoi Notis wciąż rządzą zbuntowani Kammedi wraz ze swymi poplecznikami. Poza tym jak głosi plotka tam właśnie znajduje się nowo obrany Hegemon, którego należy uwolnić. Następni zaś przypominali Isaiosowi, że palona słońcem ziemia nie rodzi tak obficie jak dawniej, zwierzęta w lasach są nieliczne, a te które żyją pośród Nesjan stały się słabe i niewiele warte. Dlatego też wszelkie wyprawy wojenne powinny poczekać, aż sytuacja się uspokoi. Aisymentai wsłuchiwał się z uwagą w każdy z tych głosów. Jego serce rwało się do walki. Gdyby mógł jeszcze dziś rozkazałby wciągać kotwicę okrętów i wypływać. Jednak jego rozum podpowiadał, że kolejna wyprawa może się skończyć upadkiem nie tylko jego, ale i całego P.A.N.S. Należało czekać do momentu, gdy opadnie mgła i będzie można wziąć odwet.


Nieszczęścia chodzą parami, twierdzi nesjańskie powiedzenie. W wypadkach ostatnich lat należałoby raczej mówić–dziesiątkami.

Isaios Dytrymonides myślał gorliwie w swej posiadłości, a faktycznie małej fortecy, na obrzeżach miasta. Myślał o przyszłości rasy Nesjan, o losach wojny, ale o spodziewanym końcu swiata. Szybko odrzucił te myśli, był człowiekiem czynu. Należało się skupić na zdradzieckich Kammedich, o tym jak ich wybić i dowiedzieć się, a to przede wszystkim, gdzie jest Hegemon. Stary Telonioi podrapał się nerwowo po swoich siwych, rzadkich włosach. Nigdy nie spodziewał się, że spadnie na niego taka odpowiedzialność, nie zamierzał jednak w takiej chwili się poddawać.

Nagle przed nim zaczął opalizować okrąg znaczących rozmiarów. Pojawił się zupełnie znikąd i przez kilka sekund mienił się różnymi barwami, potem zaczął świszczeć. Dytrymonides wstał i chwycił za toporek, który zawsze miał przy boku. W tym momencie portal zniknął, a w jego miejscu pojawił się wysoki, skrajnie wychudzony starzec podobny do Nesjanina, lecz o znacznie bledszej skórze, dyszał ciężko i miał błędny, jakby przestraszony wzrok.
Momentalnie otrząsnął się z tego stanu. Wygładził włosy, poprawił zmierzwioną brodę i uśmiechnął się przymilnie w kierunku Isaiosa.

- Witaj, przyjacielu! – wyrzekł radośnie, jakby witał starego kamrata. – Chodzą słuchy po świecie, że to ty teraz rządzisz tą anarchią, którą nazywacie domem. Mam dla ciebie propozycję. Intratną propozycję i radzę, abyś mnie wysłuchał. Obaj możemy sobie zaoferować coś, na czym bardzo nam zależy… przyjacielu. – po czym wyszczerzył zęby w przedziwnym uśmiechu. Isaios mocniej zacisnął dłoń na drewnianym trzonku toporka i zmierzył przybysza wzrokiem.

-Co to za jaszczurze sztuczki! Gadaj kim jest, podstępna kreaturo!-Starzec zacmokał z udawaną dezaprobatą.

- Tak przybysza podejmujesz? Gdzie twoja gościnność, Isaiosie?-

-Nie miewamy na Boreios gości, którzy zjawiają się w domu gospodarza wychodząc z ognistych okręgów. Gadaj kim jestem i czego chcesz?- tymczasowy władca P.A.N.S. nie dał się wyprowadzić z równowagi, mimo protekcjonalnego tonu Starca.

- Nie macie gości, powiadasz - zaczął czarownik, poświęcając swą uwagę czarnofigurowej wazie, stojącej na stole przy ścianie; podniósł go - nie dziwię się. Kto chciałby przyjeżdżać na takie zadupie.- Rozbił wazę o podłogę i zaśmiał się, jakby był to najprzedniejszy żart.

- Do rzeczy, Dytrymonidesie. Nie mam zamiaru przebywać tu dłużej niż to konieczne. Masz coś, czego ja chcę, więc powiedz mi najpierw, czego chcesz ty w zamian. Nie krępuj się, mogę dać ci wiele, jeśli nie wszystko - ujawnił żółte zęby w niesympatycznym uśmiechu.
Nesjanin zacisnął usta. Kimkolwiek był przybysz, pozwalał sobie na dużo, bardzo dużo. Musiał być, więc albo szalony, albo rzeczywiście niezwykle potężny. Przez sekundę przez głowę Isaiosa przeszła myśl, że wolałby pozostać z tą niewiedzą na temat przybysza. Jednak wzgardliwy ton gościa powodował, że Aisymnetai był gotów podjąć ryzyko.

-[i]Mawia się u nas, nie kupuj ryby, co jeszcze w wodzie się pluska. Cóż więc tak ważnego jest tutaj, na tym zadupiu? Czego chcesz, bezimienny?[i]- odparł Isaios, wciąż dzierżąc w dłoni toporek.

- Sztuki dialogowania także nie pojęliście tutaj? Ech, nic dziwnego, że jeszcze nie odwiedziłem tych ziem. Jesteście żałośni, Aisymnetai. I śmieszni w swej żałosności. - poprawił rękawy szaty, bacznie obserwując zmiany na twarzy Isaiosa.

- Powiedziałem przecie, byś pierwszy wyraził czego ci potrzeba. Ale jeśli w swej podejrzliwości, całkowicie nieuzasadnionej, odmawiasz, pozwól, że powiem wprost. Prośba ma jest malutka, dla tak potężnego władcy jak ty to dosłownie drobnostka. Wydaj mi stworzenie, które przetrzymujesz, a obdarzę cię, tym czego twa dusza pragnąć będzie. - uniósł kącik ust, ledwie zauważalnie. Nesjanin wpierw prychnął, a potem zaniósł się szczerym śmiechem.

-Pukasz do złej muszli, przybyszu. Mienisz się wielkim mędrcem, znawcą wszelkich sztuk i światowcem. Tymczasem zachodzisz do psiej budy, pytając kundla, czy gospodarz podzieli się kubkiem wody. Byle omułek z borejskiej plaży ma więcej rozsądku- rozbawienie w mgnieniu oka zniknęło z twarzy Isaiosa. Jego twarz stężała.
-Jedyną osobą, która może Ci wydać małpę jest Hegemon. Sprowadź go z Dissoi Notis i ukaż buntowników, a z pewnością dojdzie z Tobą do porozumienia- brew Starca zargała spazmatycznie.

- Kim jesteś, ludziku, by mi doradzać, co mam uczynić?! Co za świat! Nigdzie indziej nie spotkałem takiej bezczelności! - ochłonął trochę. - Dziwny jesteś, Dytrymonidesie. Taki z ciebie patriota, a odrzucasz jedyną realną szansę na poprawę waszego losu. Nieroztropnie. Nie bawmy się w te ceregiele - stwór jest w twoim posiadaniu i łajno do tego Hegemonowi. Jego nieobecność zwalisz na niesubordynację służby, powiesz, że zdechło i kazałeś zakopać, wszystko jedno. Nikt cię z tego nie rozliczy, postaram się o to. Proszę o tak niewiele, a ty odmawiasz. W zamian oferuję ci góry ze złota, a ty odmawiasz. Mam w mocy przywrócić panowanie twojego ludu na kontynent, nie pragniesz tego? Czy nie tego chce twe starcze, żółnierskie serce?-

Isaios oddychał głęboko i powoli. Wciąż bił się z myślami, nadal nie był pewny co zrobić. Z jednej strony, pełnił tylko funkcję zastępcy Hegemona, nie posiadał władzy nadanej przez Synod. Nie mógł w takim razie w pełni rozporządzać majątkiem należącym do P.A.N.S. Z drugiej zaś mógł zapsiać się po wsze czasy w historii Nesjan. Oddając przybyszowi tę bezużyteczną małpę mógł poprowadzić swych rodaków do Angialos Kalo, na Piękna Brzegi skąd wywodzą się Nesioi. Czyż można sobie wyobrazić bardziej chwalebny czyn?
Aisymnetai opuścił spiżowy toporek, który dotychczas tkwił na wysokości piersi jego rozmówcy. Westchnął głośno.
-Kontynent, taaak. To marzenie każdego Nesioi, chociaż nikt z obecnie żyjących nie pamięta już czasów, gdy Królowie Rybacy władali w Oikeme. Nie ma też nikogo kto widział na własne oczy ostatniego z dawnych królów, Trygajosa. Ledwie garstka żołnierzy i żeglarzy odwiedziła Angialos Kalo. A mimo to wciąż o nim marzymy- Isaios odłożył broń na stół. Już zdecydował chociaż nie miał pojęcia jakie konsekwencje będzie miała jego decyzja, jak zareaguje na nią Synod i obywatele. Jednocześnie był pewien jednego, przy obecnej liczebności Nesjan utrzymanie Pięknych Brzegów było niemożliwe. Padłyby zaraz pewnie łupem kolejnej hordy orków.
Dytrymonides skrzyżował ręce na piersi i wyprostował się.
-Oddaj pod borejskie panowanie całą wyspę Altenis, wówczas oddam Ci małpę. Nie dostaniesz jej jednak wcześniej, nim nie będę miał pewności, że dotrzymałeś słowa- odparł wreszcie i w napięciu wyczekiwał odpowiedzi przybysza. Starzec wyszczerzył swoje nieestetyczne, popsute zęby.

- Mylisz się, Isaiosie. To ja stawiam warunki. W swej dobrotliwości zamiast zrównać z ziemią tę osadę, proponuję uczciwą, cywilizowaną wymianę. Ale nie kłóćmy się już, to bez sensu.- Zaczął czynić jakieś dziwne gesty, między jego dłońmi zmaterializował się z fioletowego światła ogromny, purpurowy kamień oprawiony w złoto, na łańcuszku z tego samego metalu.

- Nie mam czasu prowadzić dla ciebie teraz kampanii na Altenis. Zbytnio się spieszę. Wydajesz mi, jak to określiłeś, małpę, a ja daję ci ten łańcuszek. Zawarty jest w nim potężny duch, spętany przez jeszcze potężniejszego maga. Załóż go na szyję ty lub twój Hegemon, a nie oprze wam się żadna armia. - wyciągnął rękę trzymającą wisior, bacznie spoglądając Aisymnetai w oczy. Nesioi nie wahał się i niemal od razu wyciągnął rękę po wisior. Jeśli przybysz mówił prawdę stała przed nim niesamowita okazja, szansa jakiej nie miał jeszcze żaden Nesjanin.

-Niech i tak będzie, małpa jest twoja- Isaiosa trapiła jeszcze jedna rzecz- Jeśli rzeczywiście jesteś tak potężny jak mówisz, przybyszu, to wiesz może kiedy ów słoneczny rydwan i jego klątwy przestaną nas nękać?- Starzec uśmiechnął się przebiegle. Brzydko, bardzo brzydko.

- Kiedy pytasz? A choćby i teraz.- Wtedy stało się coś, czego Aisymnetai nie pojął do końca swoich dni. Niebo rozjaśniało, dusząca zaczęła opadać na ziemię, a od morza powiała lekka, zimna bryza. Spojrzał w szoku na Starca.

- Idę po “małpę” i lepiej by mi ją wydano. Ale widzę, że ta karczemna sztuczka zrobiła na tobie kolosalne wrażenie, Dytrymonidesie. - zaśmiał się. - Może wasz Posedaion się teraz do was uśmiechnął? Może Boska Allatu wzięła wreszcie lud w swe objęcia, może jej serce zabiło wreszcie jak serce żywej istoty? Żegnaj, Aisymnetai. I nie rozstawaj się ze swym medalionem. Wiedz, że kosztował cię wiele.-

Zniknął. W jednej chwili.
 
sickboi jest offline