Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-09-2017, 18:31   #70
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację

Dotarły do posiadłości około pół godziny po północy, Bo tyle zajęło im błądzenie wśród uliczek. Na szczęście pustych i cichych o tej porze.
Zmęczona Carmen pomogła wysiąść Gabrieli i razem z towarzyszką ruszyły tam, gdzie można się było spodziewać dwóch podróżniczek po tak długiej wycieczce - do kuchni.
Tam jednak Carmen i Gabi nie napotkały nikogo poza znajomą Brytyjki, jasnowłosą Nadię. Zaczerwieniła się na widok Carmen i spytała zakłopotana, jakby przyłapały ją na czymś niecnym.- Co panie robią w kuchni? Nie lepiej zamówić posiłku do łóżka… czym mogę służyć? Zaraz przygotuję coś…
I nerwowo zaciskała palce na fartuszku.
- Jesteśmy wygłodzone po podróży. - powiedziała jej Carmen, uśmiechając się krzywo - Daj nam proszę cokolwiek, byle szybko. - poleciła, po czym dodała - Wiesz, co robi Jan teraz?
- Nie mam pojęcia… poza faktem, że jest w pokoju i zabrał butelkę szampana i dwa kieliszki.-
Sięgnęła do lodówki po mięsiwo pachnące przyprawami.
- Kanapki wystarczą?- zapytała, a Gabi skinęła głową.- Tak... mi wystarczą.
Po czym zwróciła się do Carmen. - Po co mu szampan i dwa kieliszki?
- No to chyba zrozumiałe… - wtrąciła cicho Nadia.
- Znów sobie przygruchał jakąś pannę. - powiedziała Carmen, gromiąc wzrokiem służącą - Poprosimy te kanapki i... wybacz Gabi, ale ja idę spać. Jutro się nad tym wszystkim zastanowimy, dobrze?
- Dobrze…- stwierdziła z uśmiechem Gabi, a Nadia sprawnie szybko zaczęła robić kanapki oraz ciepłą herbatę z malinowym sokiem do ich popicia.
Kiedy były już zaopatrzone, Carmen chwyciła swoją porcję i pożegnała się z towarzyszką, ruszając ku swojej komnacie. Szła niespiesznie, bo po drodze juz zajadała kanapki, nie wiedząc czy kochanek da jej czas potem coś przełknąć... poza jego własnymi sokami.
W pokoju zostawiła Barona i postanowiła wziąć szybki prysznic.
Ciepła woda rozlewała się przyjemnie po rozgrzanym ciele Brytyjki, wszak wieczór okazał się wielce emocjonujący. Wbrew obawom agentki Orłow jakoś nie pojawiał się w jej pokoju. Zapewne uznał, że sama się zjawi u niego, jak już będzie gotowa.
Carmen więc skończyła szybką kolację i odziana jedynie w szlafrok ruszyła do pokoju Rosjanina.Ten już na nią czekał, również w szlafroku… przy niedużym stoliku z zimnym szampanem w wiaderku z lodem i truskawkami w słodkiej śmietanie na talerzykach. Wyglądało więc, że soki kochanka nie będą jedynym… smakołykiem dzisiaj.
- Jak wam się udała wycieczka?- spytał Jan Wasilijewicz otwierając szampana i wędrując spojrzeniem po ciele Brytyjki. Jego reakcji na jej widok szlafrok nie potrafił ukrywać.
Dziwiąc się trochę samej sobie, Carmen poczuła uścisk w gardle. Ledwo zamknęła za sobą drzwi i podbiegła do kochanka, wskakując mu na kolana i tuląc się do szerokiej piersi.
- W drodze powrotnej zasadzka na nas czekała... - szepnęła, chłonąc jego ciepło i zapach - Tuziemcy, dobrze zorganizowani. To nie mogli być zwykli bandyci. Czterech zabiłyśmy, co na motorach nas gonili... lecz twój wóz... - podniosła na niego spojrzenie - Wybacz.
- Ale jesteście całe.. ty wyglądasz na całą. Choć muszę przyjrzeć się dokładniej.- mruknął czule Orłow i zamyślił się spoglądając w oczy Carmen. - Wybacz? Hmm… a chcesz… żebym ci wybaczył?
- Auto nie wróciło w najlepszym stanie. - przyznała z pokorą, pozwalając błądzić jego dłoniom po swoim ciele - Ja mam tylko kilka nowych sińców. Z Gabi powinno być lepiej, bo ona zapięta była.
- Jak kiepski stan... tego auta?- dłoń mężczyzny wsunęła się pod szlafrok kochanki i delikatnie zacisnęła dłoń na piersi dziewczyny masując powoli. - Najważniejsze jednak że ty jesteś cała i zdrowa. I Gabi też.
- Nie znam się, to byś z nią musiał rozmawiać. Niby dojechaliśmy, ale... ledwo ledwo. Czy ty mnie wogóle słuchasz? - spojrzała na jego palce, które z tą leniwą zmysłowością drapieżcy, który wie, że pochwycił ofiarę, ugniatały jej krągłości.
- Oczywiście że słucham…- język Orłowa zaczął muskać szyję Carmen delikatnie, gdy przybliżył twarz do niej nie przestając rozkoszować się miękkością jej piersi. - … i delektuję zarazem. Domyślasz się może kim byli napastnicy?
- Myślę, że to ci od diamentów i... Aishy. Ale pewności nie mam. -odparła, odchylając głowę, by ułatwić mu dostęp.
- Nie wspomniałaś.. jeszcze.. czemu chcesz bym ci wybaczył…- mruczał Orłow wodząc ustami po szyi akrobatki. Wysunął dłoń spod szlafroka, tylko po to by rozchylić go i odsłonić pieszczoną niedawno krągłość.- I jak… mam ci wybaczyć.
Westchnęła pożądliwie, kładąc dłonie na jego głowie i bawiąc się puklami włosów.
- Bo to twoja własność... więc wypada przeprosić... i karę ponieść... jeśli zechcesz ją wymierzyć.
- Kara? - wymruczał Orłow i sięgnął palcami między uda kochanki.- Ukarać cię… hmm.. bólem? Poniżeniem?
Gdy tak pytał muskając łono Carmen sprawdzał jej reakcję na swe propozycje… bo jej ciało było szczere, odsłaniając jej intencje. Czuł jak bardzo jest wilgotna, stęskniona jego dotyku.
- Chyba aż tak go nie uszkodziłyśmy... - zażartowała Brytyjka, lecz po chwili wygięła się zmysłowo, zaciskając dłoń na jego ramieniu, a drugą wciąż pieszcząc głowę i kark.
- To jak planujesz mnie przeprosić? - wymruczał Orłow sięgając ustami do obnażonej piersi i delikatnie kąsając jej szczyt, a potem językiem wodząc po skórze odkrytej krągłości.
Dłoń na moment opuściła spragnione dotyku podbrzusze kochanki, by sięgnął po owoc i zanurkować z nim między uda. I to właśnie dotyk owego owocu, dość twardego acz okrytego słodką śmietanką poczuła Carmen na swej kobiecości.
Spojrzała na kochanka szeroko otwartymi oczyma.
- No wiesz... nie musiałeś czekać z kolacją na mnie... - zaśmiała się. Usiadła na jego kolanach, plecami do niego i bezwstydnie rozchyliła uda, opierając łydki na poręczach fotela.
- Czy to dobra pozycja do przeprosin? - zapytała Orłowa odwracając lekko głowę i muskając go ustami w szyję. Po chwili wyszeptała mu do ucha - Może po prosu w ramach przeprosin będę grzecznie spełniać twe zachcianki ten nocy. Co ty na to?
- To może zaczniesz od zrzucenia z siebie szlafroczka, co? - wymruczał Orłow pocierając truskawką o wrażliwy punkcik tuż nad jej kobiecością. Nie wypowiedział się na temat jej pozycji… nie musiał. To co ocierało się o jej pośladki było twardym dowodem aprobaty obecnej bezwstydnej pozycji Carmen.
- Dziś twoje życzenie jest dla mnie rozkazem - polizała go po policzku. Niespiesznie rozwiązała pasek szlafroczka i wysunęła się z niego. Musiała do tego nieco unieść tułów, ale w końcu udało jej się zrzucić odzienie na podłogę.
- Jesteś pewna? - jedną dłonią chwycił drapieżnie pierś dziewczyny ściskając ją i masując, druga zaś prowokacyjnie i pobudzająco wodził dużą truskawką po jej bezwstydnie zaprezentowanym intymnym zakątku. - Wczoraj kusiłaś mnie wizją figlów z inną kobietą na mych oczach. Co jeśli dziś zażyczę spełnienia przez ciebie tych sugestii?
- Chcesz żebym się wycofała czy... zamierzasz wykorzystać sytuację? - prychnęła w odpowiedzi, przeciągając się zmysłowo pod jego dotykiem.
- Chcę żebyś wiedziała, że nie mam granic w zachciankach… - delikatnie ukąsił płatek uszny dziewczyny podając do jej ust truskawkę, którą przed chwilą ją pieścił. - Pokażesz mi… jak stęskniona byłaś za mną? Co czynisz gdy mnie nie ma w pobliżu, a ty mnie pragniesz? Pobawisz się sobą… na mych oczach?
- Jeśli tego sobie życzysz... choć już miałam rzec, że skoro “gdy ciebie nie ma w pobliżu” to musze jakiegoś kochanka zawezwać... albo i dwóch. - odpowiedziała psotnie.
- Gdy jesteś sama i myślisz o mnie. - szeptał wodząc językiem po jej szyi. - Jeśli mnie skusisz to przyjdę i wezmę cię tak sobie wymarzysz. Delikatnie lub ostro.
Po tych słowach delikatnie ukąsił szyję kochanki.
Zamruczała.
- W takim razie jedna zasada ode mnie... nie możesz mnie dotknąć w trakcie. - odpowiedziała, łowiąc jego usta - To co, puścisz mnie, bym poszła na łóżko?
- Zgoda…- pocałował czule w odpowiedzi i odsunął dłonie od jej nagiego ciała. - Nie dotknę… dopóki mnie o to nie poprosisz.
Carmen niespiesznie zeszła z niego i zatrzymała się przy półmisku z przekąskami. Najpierw zmysłowo zatopiła truskawkę w śmietanie, a potem ze smakiem ją zjadła, przyglądając się kochankowi.
- Często to sobie wyobrażasz? - zapytała cicho - Jak się zaspokajam, tęskniąc za tobą?
- Zdarza mi się myśleć o tobie. To cię dziwi? - mruknął Orłow wędrując spojrzeniem po krągłościach kochanki, a jego męskość niczym ciekawski wąż wynurzała się spod szlafroka.
- Może nie dziwi, ale myślałam, że raczej wspominasz... ale skoro jesteś ciekawy... - upiła łyk szampana i weszła na czworakach na łóżko. Położyła się na brzuchu ze stopami przy fotelu Orłowa. Gdyby tylko chciał, mógłby ją tu chwycić.
- Ja jeśli to robię... to zazwyczaj gdy nie mogę spać...albo wręcz po obudzeniu gdy coś mi się śniło...
Uniosła biodra wyżej, podciągając pupę do góry i prezentując ją tym samym przed kochankiem. Powoli dłoń agentki wpełzła pomiędzy jej uda i delikatnie spoczęła na łonie.
Nie słyszała odpowiedzi, ale słyszała oddech. Ciężki, chrapliwy, podniecony. Carmen miała świadomość, że Orłow patrzy na jej skarb kobiecości. Że pożądliwie wpatruje się w każdy jej gest i ruch. Że jest aktorką w prywatnym przedstawieniu dla swego kochanka i że jest pożądana.
- Wtedy nie otwieram oczu, głowę mam na poduszce i z zamkniętymi oczami marzę o tym, jakbyś był obok... - mówiąc to, wykonywała wszystko, co opisywała. Nawet zamknęła oczy. Jej dłoń zaczęła delikatnie głaskać jej kwiat kobiecości, coraz częściej przejeżdżając paluszkiem między płatkami.
- Czasem jesteś za oknem... czasem za zasłoną... a czasem tuż przy łóżku. Stoisz i patrzysz. Zdejmujesz koszulę... potem spodnie, a ja... staram się ciebie przywołać…-
opuszek jej palca wślizgnął się do środka wilgotnej szparki, na której Jan Wasilijewicz mógł zauważyć odrobinę śmietany, którą wcześniej tam zostawił.
Słyszała jego oddech… blisko… nie musiała wyobrażać sobie że patrzy. Dobrze wiedziała że jego wzrok skupiony jest na jej wypiętym tyłeczku i palcu niecnie sobie poczynającym między płatkami jej kwiatuszka.
- Tym razem… udało ci się mnie… przywołać. - usłyszała… podobnie jak dźwięk napełnianego kieliszka szampana. Delektował się nim jak i widokiem kochanki w prowokująco wyuzdanej pozie.
Jego głos był tym, o czym wiele razy marzyła. Celowo nie otwierała oczu, by skupiać się na dźwiękach i wyobraźni. Wsunęła paluszek głębiej, po czym roztarła soczki na swojej muszelce.
Słyszała jak łyknął szampana. Mogła sobie wyobrazić jak się jej przygląda, jak z trudem siedzi na krześle. Wiedziała wszak jak pobudzony jest.
- Wyglądasz… smakowicie. - usłyszała jak głos mu lekko drży.
- Chciałam być taka dla ciebie... - szeptała, znów pieszcząc się paluszkiem wewnątrz oraz pocierając delikatnie swój kwiatuszek - Chciałam byś... nie wytrzymał... wybił okno... zerwał zasłonę i wgniatając mój kark w pościel, wziął mnie od tył... w ten najbardziej zwierzęcy sposób... - jęknęła, po czym wsunęła dwa paluszki do środka muszelki. Była już naprawdę rozpalona.
- Teraz jestem… tu…- wymruczał cicho Rosjanin, z pewnością przyglądając się wyznającej swe fantazje Angielce. -... jestem i patrzę… i pragnę.
Lecz ona nie reagowała... nie tak, by widział. Mówiła za to dalej, delikatnie falując bioderkami w rytm tego jak jej paluszki zagłębiały się w gorącej szparce.
- Wyobrażałam sobie jak mnie bierzesz... chwytasz moje biodra i wchodzisz we mnie jednym, silnym pchnięciem... sama ta fantazja o tym jak... jak mnie wypełniasz powodowała czasem, że więcej nie potrzebowałam by dojść.
Przestał się odzywać. Pozostał jej tylko jego oddech szybki i gwałtowny. Pozostała świadomość, że popija szampana przyglądając się jej ciału, słuchając jej słów… coraz bardziej rozpalony pożądaniem. Coraz bliższy utraty panowania nad sobą.
Wyobrażała sobie wyraz jego twarz - skupiony, drapieżny, wyobrażała sobie jak sam sięga dłonią do swojego krocza i przesuwa ręką po namacalnym dowodzie pożądania...
Znów jęknęła, tym razem głośniej, wpadając w szybszy rytm.
- Nawet nie wiesz jak dobrze już pamiętam twoje ciało... potrafię sobie wyobrazić jak ocierasz się o mnie, jak chwytasz mnie... znam na pamięć fakturę twoich dłoni... - mówiąc to chwyciła wolną ręką swoją pierś i poczęła mocno ugniatać ją w rytm, w jakim pieściła szparkę. Niewiele jej już brakowało do osiągnięcia szczytu.
- To wiesz... dobrze... co cię czeka tej nocy. - usłyszała w odpowiedzi chrapliwy szept jego głosu.
- Więc zrób to teraz... - poprosiła, wyjmując zlepione jej soczkami palce i prezentując swoją kobiecość przed kochankiem. Nie otwierała jednak oczu - Zrób to... póki śnię.
Skrzypnęło krzesło, usłyszała kroki… poczuła dłoń na pośladku. Druga przycisnęła jej głowę do łóżka… i poczuła… pchnięcie i twardą obecność kochanka. Brutalne sztychy przeszywały ciało Carmen dreszczem i rozkoszą, Po pierwszych ruchach bioder, Orłow chwycił za pośladki dziewczyny i przyspieszył tempo figli. On również był blisko, czuła w swej kobiecości. Rozkosz przepływała gwałtownymi falami zmierzając do wybuchowej ekstazy.
- O taaak... jaki piękny seeeen... - wymruczała, dociskając sie lubieżnie do jego lędźwi i nie bacząc na ból, który jej sprawiał, bo przecież jej ciało jeszcze nie przywykło do tej wielkiej, pulsującej lancy w środku. A jednak ta właśnie gama odczuć sprawiła, że Carmen doszła z przeciągłym, zmysłowym jękiem, zastygając w bezruchu i wystawiając swój tyłeczek na razy, zadawane przez kochanka. Równie gwałtownie jak szczytował kochanek Brytyjki dociskając ją do łóżka. Kilka chwil na złapanie oddechu, tyle jej dał. Potem jednak nadal wypinając pupę Carmen poczuła lubieżne muśnięcia języka na swym dopiero co zdobytym kwiatuszku i dłonie mężczyzny władczo zaciskające się na jej pośladkach nie dając jej zmienić pozycji.
Otworzyła oczy.
- Jan? - zapytała cicho, a jej ciało przeszedł dreszcz przyjemności.
- Co ? - mruknął Jan Wasilijewicz na moment przerywając wyuzdane muśnięcia języka. Potem jednak wrócił do tej zabawy najwyraźniej mając ochotę doprowadzić Carmen do kolejnego drżenia ciała wywołanego rozkoszą.
Westchnęła głęboko.
- Tego... nie było w moich snach…
- A pamiętasz je całe? Te sny? - zapytał ze śmiechem Orłow i przez chwilę palce mężczyzny sięgnęły do jaskini rozkoszy powoli zwiedzając jej wilgotne wnętrze, podczas gdy język naciskał delikatnie na wrażliwy obszar jej ciała.
- Och... nie, ale... to bym chyba... zapamiętała... - wczepiła się palcami w pościel, wijąc pod jego pieszczotami. Jej oddech nie zwolnił po ostatnim szczycie rozkoszy, a już znowu był krótki i chrapliwy.
- To więc pewnie jest mój sen.- palce które gościły w intymny zakątku akrobatki, nagle zanurzyły się między jej pośladki i zdobyły norkę… przeznaczoną do wyuzdanych zabaw. Powolne ruchy palców w tym obszarze przyniosły Carmen drżenie i podejrzenie, że to będzie następny cel podboju jej kochanka.
- No tego, to ja na pewno nie wyśniłam. łapy precz! - powiedziała z udawaną surowością.
- Zapominasz moja droga… że oddałaś mi siebie… całą… że spełnisz każdy mój kaprys. - odparł Orłow z wyraźną satysfakcją akcentując każde słowo. I nie przerywając wyuzdanych ruchów palców w zakątku pośladków bynajmniej nie do tego przeznaczonym. Carmen poczuła pocałunki na pupie. - Tak ładnie wypięłaś w górę tyłeczek… uznaję to za zaproszenie.
- Taaa a jakbym tego nie zrobiła i miała na sobie babcine majciochy, to byś uznał, że się droczę. Ciężko cię zniechęcić... - poskarżyła się, lecz urwała pojękując cichutko. Rosjanin znów obudził jej apetyt na pieszczoty. I to ten “niezdrowy” apetyt.
- Rozerwałbym je na tobie… rozszarpał. - mruknął kochanek mocniej poruszając palcami między jej pośladkami i rozgrzewając ciało dziewczyny przed daniem głównym. A ona czuła, że jest gotowa. Zagryzła zęby na poduszce i uniosła jeszcze wyżej biodra, kręcąc tyłeczkiem by i Orłow poczuł się męczony.
Mężczyzna objął jej pośladki dłońmi Carmen poczuła jak czubek męskości kochanka prowokacyjnie muska jej wrota zakazanych rozkoszy.
- Podobają mi się pokazy… twoje… na rurze potrafiłabyś również zachwycić akrobatko? Albo… kolumience łoża?- zapytał wyraźnie nabierając carskich kaprysów. Ale też...jeknęła czując jak obecność kochanka między pośladkami staje się wyraźniejsza i głębsza, ale też… był w tej chwili niemal jej panem i władcą.
- Ty rozbestwiony... ach! - z trudem łapała powietrze i jednocześnie zaciskała zęby, by nie krzyczeć.
- Potwór... po...potrafiłabym... ale nie w takich... warunkach. - odpowiedziała, naprężając ciało.
- Chętnie… zobaczę.- stwierdził Orłow mocniej napierając ciałem na kochankę i coraz intensywniej i rozkoszując się doznaniami. Mocniej i mocniej… Carmen czuła się dociskana do łóżka, na którym to leżała bezwstydnie prezentując swe pośladki i światu i kochankowi, który przyspieszał tempo ich figlów.
I nagle rozległo się pukanie do drzwi. Carmen odruchowo zatkała sobie usta dłońmi i spojrzała na Jana Wasilijewicza. W końcu to był jego pokój.
- Kto tam?- krzyknął gniewnie Orłow wcale nie przerywając ruchów bioder, jeszcze mocniej napierając biodrami, na pośladki kochanki.
- To ja… chciałabym o coś spytać.- usłyszeli zza drzwi głos Gabrieli. Carmen spojrzała błagalnie na Orłowa.
- Nie ma… sprawy… zaraz zaraz…- uśmiechnął się drapieżnie Orłow dając siarczystego klapsa w pośladek kochanki i mocniej napierając na pupę Brytyjki. Nachylił się lekko i szepnął koło ucha.
- Co to będzie jak nas… przyłapie… jest za drzwiami… słyszy… co robimy. - szeptał z wyraźną satysfakcją w głosie. Adrenalina wszak wzmacniała doznania.
- Poczekaj… chwilę…- rzekł głośniej do Gabi.
Widząc, że mężczyzna czerpie z tego dodatkową podnietę, Carmen chciała wyrazić swoją złość, lecz... przecież nie mogła się odezwać. Nie miała też jak uciec spod rozognionej lancy kochanka... a przynajmniej tak sama sobie to tłumaczyła. Posłusznie wypinając wciąż pośladki na bolesne, ale jakże rozkoszne pchnięcia kochanka, czuła, że traci kontakt z rzeczywistością. Ostatkiem woli zaciskała ząbki na kołdrze.
Mocniej szybciej… silniej… doznania płynęły przez ciało Carmen wraz ze strachem przed przyłapaniem. Bo co powie tym razem Gabi? Przemowa, którą wygłosiła jej wieczór wcześniej okaże się jednym wielkim kłamstwem. A Orłow nie dawał jej uciec.. cóż, przynajmniej czuła wyraźnie, że i on jest blisko, co jeszcze dolewało oliwy do ognia jej doznań. Doszła gwałtownie, z ledwością tłumiąc krzyk dzięki kołdrze. Jej ciało, unieruchomione w uścisku Rosjanina drżało pod nim niby w febrze. Kilka kolejnych pchnięć musiała przyjąć, poddając się rozkoszy swojej a potem i kochanka.
Następnie Orłow ruszył do krzesła na którym był przewieszony jego szlafrok, a potem do drzwi. Carmen zaś najchętniej zostałaby w łóżku, tak bardzo była wymęczona, znalazła jednak w sobie dość siły, by zabrać swój szlafrok i szybko schować się za łóżkiem na podłodze.
Ledwo Orłow otworzył drzwi, a Gabriela wpadła do środka spanikowana lekko.
- Carmen zaginęła! Na pewno coś jej się stało! Napadli nas bandyci i… może dopadli tutaj?- zapytała nerwowo.
- To niemożliwe. A skąd wiesz że zaginęła?- zapytał Rosjanin.
- No bo… byłam u niej w pokoju i jej nie było.- wyjaśniła Gabi rozglądając się po pokoju Jana Wasilijewicza.
- A gdzie jest ona?- zapytała.
- Jaka ona?- zdziwił się mężczyzna.
- No…. ta z którą ty… słychać było łóżko.- wyjaśniła Gabriela.
Carmen, która w międzyczasie wturlała się pod łóżko, zagryzła zęby na pięści. Jeśli Wasilijewicz ją zdradzi... nie odezwie się do niego przez tydzień! I to bez względu na misję.
- Wyszła już.. znaczy do łazienki. Będzie się myć. A co do Carmen… może poszła się do ogrodu? Nie martw się o nią. Jest bezpieczna w obrębie posiadłości. W nocy Aleksy monitoruje ogrodzenie. Zauważyłby wszelkie zagrożenie. - wyjaśnił Rosjanin.
- A przyszła do ciebie… przeprosić za automobil?- spytała cicho Gabi zawstydzona.- To także moja wina… nie powinieneś być na nią zły.
Tego Carmen się nie spodziewała. Cicho parsknęła śmiechem zanim udało jej się stłumić dźwięk dłonią.
- Dogadaliśmy się ze sobą i chyba poszła się przewietrzyć. To taka gorąca noc… sama rozumiesz.- wyjaśnił Orłow po czym spróbował zaspokoić swoją ciekawość.
- A co ty masz pod tym płaszczykiem?
- Ja cię nie pytam co ty masz pod szlafrokiem.- odparła nerwowo Gabi mocniej się otulając.
- Ale możesz… ja się nie wstydzę tego co mam tam.- odparł Rosjanin wyraźnie sobie dworując z dziewczyny. Ta jednak nie była tchórzliwa.
- To pokaż.- odparła zaczepnie.
Teraz agentka nasłuchiwała ciekawie dalszego ciągu wydarzeń. O dziwo, nie była zazdrosna o kochanka, jakby wreszcie uwierzyła, że mimo wszystko jest jej. I tylko jej na pewnych płaszczyznach.
- Nie myśl że stchórzę.- Orłow rozwiązał szlafrok i bezczelnie odsłonił to co miał pod nim, wywołując pisk i rumieniec na twarzy Gabi.
- Twoja kolej. - dodał.
Czarnulka uśmiechnęła się bezczelnie i pomachała palcem przed jego nosem.
- Jak zasłużysz. - po czym ruszyła do drzwi. - Na pewno nic jej nie jest? Trochę się martwię.
- Lepiej idź się prześpij. Jutro czeka nas pakowanie pewnie.- poradził Rosjanin.
Odczekawszy aż drzwi zatrzasną się za Gabrielą, Brytyjka wypełzła powoli spod łóżka.
- Ale ze mnie szuja. - westchnęła.
- Bardzo seksowna szujka. - zgodził się z nią kochanek przyglądając się dziewczynie.
Carmen padła na łóżku na plecy.
- Chyba zrobiłam błąd pijąc z nią wtedy i dając się rozebrać. Bo ciekawe czego niby szukała w moim pokoju... i to tak bardzo, że musiała wejść i sprawdzić, że mnie nie ma... ehhhh.
- Nie poradzę ci w tym niczego. Nie znam się na kobieco-kobiecych relacjach. - wzruszył ramionami Jan Wasilijewicz. Wdrapał się na łóżko obejmując kolanami kochankę w pasie. Jego włócznia spoczęła między wzgórzami piersi kochanki i pochwyciwszy je powoli poruszał biodrami, rozkoszując się miękkością biustu kochanki.
- Może szukała twojej bielizny? Najlepiej na tobie? - zapytał z uśmiechem Rosjanin. - Gabi potrafi być uparta.
- Zauważyłam. - skomentowała marudnie Carmen, leżąc z zamkniętymi oczami i nie reagując na razie na poczynania kochanka.
- Może powinnaś…- zamyślił się Orłow mocniej poruszając biodrami i mocniej pocierając biustem swojego twardniejącego wojownika. - ... wyjaśnić, że zdarza ci się lunatykować i nie powinna… zaglądać do twego pokoju w nocy?
Brytyjka otworzyła jedno oko i spojrzała na Rosjanina.
- Zaczynam wątpić w twoją inteligencję. Czasem naprawdę dziwię się, że jesteś tym samym facetem, który czytał poezję w aeroplanie. - rzuciła z uśmiechem.
- Wiesz.. teraz… to niespecjalnie… myślę o poezji.- ścisnął mocniej piersi dziewczyny. Dysząc patrzył w jej twarz. - Ani o czymkolwiek innym poza tobą… pragnę cię.
I ona go pragnęła, jednak wciąż panowała nad sobą na tyle, by to ukryć.
- Przecież dopiero... nie, nie, nie... teraz masz mówić wiersze. - zachichotała.
- Co?! - burknął Orłow zerkając w dół i dodając.- Naprawdę kusisz los. Mam cię przełożyć przez kolano i dać klapsa? Przypominam, że tej nocy jesteś moja… spełniasz moje marzenia i kaprysy. Jutro… możemy zamienić się rolami. No chyba że utkniemy w aeroplanie i będziemy mieli chwilę na rozkosz zanim Gabi nas przyłapie.
- Lubię jak się tak unosisz... - powiedziała mu bezczelnie.
- Lubisz być karana? Może pójdziemy do ogrodu, co? Gabi się tam kręci, więc będziesz musiała być cicho.- zaproponował szeptem Orłow zerkając w dół.
- Nie mam siły wstać. - zamarudziła, przeciągając się zmysłowo pod nim - No i ktoś mnie trzyma…
- I zaraz cię ubrudzi… chyba że ładnie poprosisz, bym wykorzystał inne miejsce.- zagroził Orłow poruszając biodrami nerwowo. Był blisko ekstazy… Carmen wyraźnie czuła i widziała tą pulsującą pewność.
- Oh... już? Tak szybko... ale przecież... nie mógłbyś na twarz... - powiedziała, unosząc się nieco na łokciach i patrząc mu w oczy, oblizała niespiesznie usta.
- Mógłbymm… z pewnością.- jęknął cicho Orłow rozpalony jeszcze bardziej widokiem jej oblicza i minki jaką robiła.
- Och nie... proszę... - powiedziała bynajmniej nie proszącym tonem, lecz wyuzdanym cichym szeptem. Prowokowała go samym wzrokiem, nie wspominając o jej nagości i piersiach, którymi się zabawiał.
Eksplozja nastąpiła, biała lepka i i intesywna. Dowód zdrowia kochanka, jego nadmiernego libido i… pożądania jakim ją darzył. Jej ślady pozostały na ustach, nosku, policzkach i czole Carmen, powiększane przez wtórne eksplozje ochlapujące także szyję. Wybrudził ją tak, jak chciała… i spoglądał z pożądaniem na swe dzieło. Nawet teraz ją pragnął do szaleństwa.
- Jak mogłeś?! - powiedziała z udawanym wyrzutem, zbierając palcem nieco lepiej substancji z policzka i... oblizując go powoli.
- Mogę wszystko... - westchnął Rosjanin i pogłaskał ją po głowie pytając.- Chcesz się odświeżyć?
- A nie spać? - uśmiechnęła się, po czym uniosła się z cichym stęknięciem.
- Cała… noc… nie myśl, że ci odpuszczę. - odparł z uśmiechem Orłow i… znów ktoś zapukał do drzwi.
- Nie ma jej w ogrodzie. A jeśli coś jej się stało? - rozległ się zza nich głos Gabi.
Carmen aż strzeliła sobie w czoło ręką. W pierwszej chwili chciała uciec do łazienki, obawiała się jednak że i tam Gabriela mogłaby w końcu wtargnąć.
Na wszelki wypadek złapała szlafrok, by się odziać i odpowiedziała głośno.
- No właśnie mnie przyprowadził. Gabi, weź nie panikuj i się połóż już. Człowiek chce czasem pobyć sam. - powiedziała głośno z pretensją w tonie.
- A więc tu jesteś tak się…- wtargnęła do środka Gabi, na szczęście natykając się już na ubranego Orłowa, który nie ściągnął z siebie wcześniej szlafroka.
-... ubrudziłaś się na twarzy.- zauważyła.
Carmen zawahała się tylko przez moment.
- Wytarłabym się, gdyby mnie ten tutaj nie zgarnął mnie prawie na siłę “bo się martwisz” - warknęła - Chyba też mam prawo mieć nieco uciechy z tutejszym personelem i się z tego nie tłumaczyć? - wskazała Orłowa - On tu ciągle jakieś służące zaciąga…
- No tak, to prawda. Ja tylko… przepraszam, bo myślałem że… chyba się wygłupiłam...- Gabriela wydawała się coraz bardziej przygaszona z każdym słowem jakie wymawiała.
Rosjanin z pokerową twarzą podał Carmen chusteczkę, którą otarła twarz. Agentka spojrzała na towarzyszkę.
- Dziś miałyśmy sporo emocji - powiedziała bardziej ugodowym tonem - Jest jednak tak, jak mówi Orłow, ta posiadłość jest za dobrze strzeżona żeby coś nam się stało. Każdy odreagowuje na swój sposób. Najlepiej więc znajdź swój sposób na odpoczynek i wyluzowanie. Ja bym chciała porozmawiać jeszcze chwilę z agentem Orłowem sam na sam, dobrze?
Gabi skinęła głową i pospiesznie wyszła zamykając drzwi za sobą. A Jan Wasilijewicz opierając się o stolik spytał dwuznacznie.
- Na czym to stanęliśmy?
Carmen pokręciła głową, ale nie mogła się nie uśmiechnąć.
- Idę się umyć, a ty się przyznaj lepiej... bierzesz coś na potencję? Bo to nie jest normalne - pokazała mu język.
- Obawiam się że ty jesteś najmocniejszym afrodyzjakiem, jakiego znam.- odparł z bezczelnym uśmiechem Rosjanin przyglądając się Carmen.
Ona jednak nie skomentowała tego, posyłając mu wyzywający uśmiech. Powolnym krokiem ruszyła do łazienki.
Doszła do drzwi słysząc jak się skrada. Po co? Skoro mógł wejść?
Może po to by ją podejrzeć podczas mycia? Jaki to miało sens?
Carmen dobrze wiedziała. Po to by miała świadomość że jest podglądana przez niego podczas obmywania ciała. By dodać tej czynności odrobiny pikanterii.
Nie byłaby jednak sobą, gdyby nie postanowiła zrobić mu psikusa. Przemykając na paluszkach, urała odrobinę papieru i zatkała nią dziurkę od klucza.
Łajdak jednak bezczelnie otworzył drzwi powoli, gdy zorientował się w psikusie. I uchylił lekko drzwi, by patrzeć przez taką szczelinę na swoją kochankę.
- Może wejdziesz? - zaproponowała, dodając - Jeśli masz się teraz dotykać, to jesteś mi winien ten widok.
I jak gdyby nigdy nic weszła pod prysznic.
- Wolałbym dotykać ciebie.- stwierdził Orłow wchodząc do łazienki i zamykając drzwi. I uśmiechnął się dodając.- Jesteś pewna że dyszący jak lokomotywa mężczyzna to podniecający widok?
- Jeśli ty nim jesteś... - odparła, starając się by usłyszał ją przez szelest wody - Delektuj się... kiedy stąd wyjdę, zabiorę ci jeden zmysł... dotyku lub wzroku. Sam wybierzesz który. - mrugnęła do niego zawadiacko.
- Jeszcze nie wyszłaś…- odparł z uśmiechem Orłow siadając wygodnie na sedesie i wodząc palcami po swej męskości.- I nie wiem czy dam ci wyjść od razu.
- Zajmuj się sobą - odparła butnie i zaczęła namydlać swoje ciało.
- Na razie…- odparł z uśmiechem Rosjanin wędrując spojrzeniem po niej, a dłonią niżej. Czuła ten wzrok pożądliwy i spragniony. Miała prawdziwą bestię za kochanka i wiedziała, że nie zdoła utrzymać go na uwięzi.
Szybko namydliła ciało nie patrząc na niego i pozwoliła pianie spłynąć wraz ze śladami rozkoszy, jakie wcześniej na nie pozostawił. Przez cały ten czas ostentacyjnie ignorowała go. Słyszała jego oddech, coraz głośniejszy i szybszy… coraz bardziej intensywny. Nie musiała widzieć, by wiedzieć co robi… i dlaczego. Słyszała też jak w końcu ruszył w jej kierunku, najwyraźniej mając ochotę na coś więcej niż obserwowanie.
- Nie waż się... - wyciągnęła przed siebie palec i pogroziła mu.
Pochwycił ją za dłoń i przyciągnął do siebie.
- Dlaczegóż to ?- szepnął wprost do jej ucha, gdy ocierała się mokrym ciałem, o jego… wyraźnie pobudzone.
- Jestem teraz dla ciebie zbyt czysta... nie jesteś godzien. - wymruczała, ocierając sie o niego bezczelnie.
- Doprawdy?- Orłow naparł na nią wpychając ją pod prysznic i dociskając do mokrych kafelków. - Zaraz temu zaradzimy.
Kucnął zaciskając dłonie na jej biodrach i zakładając sobie jej prawą nogę na ramię. - Zobaczymy jaka jesteś czysta.
Sięgnął łapczywie językiem do jej kobiecości i palcem między pośladki.
- Sprawdzę… czy nie kłamiesz.- rzekł i po chwili władczo muskał jej oba intymne zakątki, zaznaczając tym samym swoją dominację.
Jęknęła. Następnym razem poważnie się zastanowi gdy zgodzi się spełniać jego życzenia całą noc. Jednak słowo się rzekło, jedyne co mogła zrobić to uchwycić się jego szyi, by nie stracić równowagi. Orłow tymczasem poczuł, że nie do końca jest czyściusieńka, bo już nowe soczki wypełniły jej gorącą muszelkę.
- Kłamczuszek z ciebie…- wymruczał Rosjanin mocniej napierając językiem i sięgając zaborczo. Pieścił jej intymny kwiatuszek stanowczo i bezlitośnie, tak samo jak poruszał palcem między jej pośladkami. - Nie jesteś tak czysta jak twierdziłaś.
- To przez ciebie... - wyjęczała, jedną ręką chwytając jego włosów i szarpiąc z przyjemności. Przymknęła oczy, nawet nie starając się już walczyć z uczuciem rozkoszy, jakie kochanek jej dawał.
- Powiedz.. to… poproś… bym cię posiadł… to zastąpię język… czymś… twardszym.- mruczał Orłow z twarzą przyciśniętą do jej łona i językiem wijącym się pomiędzy płatkami jej kwiatu.
Nie miała sił, by mu się opierać, całkiem opanowana przez doznania.
- Proszę... zrób to... weź mnie... - szeptała gorąco.
Jan Wasilijewicz osunął nogę Carmen ze swego ramienia. Powoli wstał, obejmując dłońmi jej pośladki i zdobywając szturmem jej kobiecość. Jęknął cicho z rozkoszy, czując jak jej kwiat otula się na jego żądle.
- Chcesz wiedzieć, skąd ten… wigor? To twoje dzieło. Tyle razy… zatruwałaś mi krew swoimi wężami. Tyle razy sięgałem po antyjadowe serum. Nie są one mutagenami, ale każdy kto dłużej bawi się psionicznymi serum, powie ci że z czasem pojawiają się trwałe efekty uboczne. - szeptał nie poruszając biodrami, bo zaciskając dłonie na udach kochanki i podnosił je do góry. Przyciśnięta naporem kochanka Carmen, traciła dosłownie grunt pod nogami, wisząc na rękach mężczyzny i jego męskości. A on… zaczął raz po raz napierać biodrami przeszywając jej ciało swoją obecnością.- Nie mam co narzekać… mogło być gorzej. Niemniej… teraz już wiesz… stworzyłaś bestię.
To wiele wyjaśniało. Carmen krzyknęła i przytuliła się, wczepiając rękami w kochanka i sprawiając tym samym, że jego twarz została osadzona pomiędzy jej podskakującymi piersiami.
- A zatem wszystko to... wróciło do mnie... to moja... kara... - jęczała, przyjmując go w sobie i podskakując coraz bardziej szaleńczo na jego rękach.
- Nie wyglądasz… na skruszoną…- dyszał mężczyzna na oślep całując jej falujące od gwałtownych ruchów piersi. - Wprost… przeciwnie.
On sam też nie wyglądał na załamanego rozkoszując się drżącą kochanką, którą wypełniał swą obecnością. Doznania były coraz gwałtowniejsze, zasnuwające wszystko mgiełką pożądania i rozkoszy, aż do gwałtownej ekstazy.
- Rżnij mnie, a nie gadaj - rzuciła zadziornie, po czym ukąsiła go w płatek ucho. I w tym też momencie sama doszła, nie mogąc znieść kolejnej gry z bestią, której stwórcą w pewnym sensie była.
- Czy ...czyste… niewinne… dziewuszki… tak się… wyrażają… w waszym Wszechimperium?- zapytał napierając mocniej ciałem i Carmen poczuła… że jej bestyjka znowu ją ubrudziła.
Puścił ją powoli stawiając na nogi. - Niemniej nie potrzebuję efektów ubocznych serum, by ciebie pożądać… jesteś zaprawdę… słodkim rarytasem Carmen Stone.
W odpowiedzi tylko prychnęła i skierowała na niego strumień wody.
- Umyj się potworze. - powiedziała z uśmiechem.
- Dobrze… a co do wcześniejszego wyboru… wybieram dotyk. - odparł biorąc się za obmywanie swego ciała. Twardych mięśni ramion, szerokiego torsu płaskiego brzucha i dość krągłych pośladków, które idealnie nadawały się na zostawienie podpisu paznokciami Brytyjki. W końcu dobrze byłoby oznaczyć swoją własność, prawda?
Przyglądała mu się, kierując strumień wody to na siebie, to na niego, po czym bez słowa opuściła go...
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline