Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-09-2017, 21:13   #60
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Przyglądali się sobie przez chwilę, po czym myśliwy ostrożnie zdjął z ramienia łuk z kołczanem i odpiął morgensztern. Uzbrojenie wraz z zaczarowaną sakwą odłożył pomiędzy paprocie stając bez broni przed małym gryzoniem.
- No dobra - mruknął pod nosem i skierował spojrzenie w niebo, jakby do niego się teraz cicho zwracał - Taaaak… wiem, że to nie Twoja pora. I pewnie śpisz sobie smacznie w mszarze jakim. Ale może uchylisz odrobinę na chwilkę jedno oko? Na chwilę tylko? Tak kawałeczek jeno powieki? Tobie wszak to polowanie dedykuję...
Co rzekłszy ostrożnie dłonią dał znać wiewiórce, że jeszcze chwila i równie ostrożnie zaczął powoli… tańczyć.
Bezgłośnie otwierał usta wypowiadając sobie tylko słyszalne słowa piosenki cały czas patrząc na młodą wiewiórkę i cokolwiek pokracznie, acz z niezaprzeczalną swobodą ruszał się przestępując po igliwiu.
Rycz, mała rycz… Płacz maleńka płacz… Masz to u mnie od dziś...
Wcale się nie dziwił malującemu się w brązowych oczach gryzonia bezbrzeżnemu zdziwieniu. Zaklęcie, nie mówiąc już o samym jego wykonaniu, rzeczywiście było delikatnie rzecz ujmując niecodzienne w tej głuszy.
- Cześć - ozwał się w końcu do wiewiórki.
Maluch stanął słupka przyglądając się człowiekowi. Postąpił kilka kroków i znów przysiadł na zadku. I gdy Joris zaczął czuć się już cokolwiek głupio, wiewiórka wydała z siebie krótkie szczeknięcie. Ot, takie wiewiórcze właśnie. Mimo to myśliwy zrozumiał, iż jest to powitanie.
No nie może to być! Działa!
Usta myśliwego zapewne wygięłyby się teraz w wyrazie dziecięcego szczęścia, ale pohamował się coby nie wystraszyć gryzonia dziwnym zachowaniem.
- Jestem Joris - zaczął - Iiii…
Poluję na zwierzęta, raczej nie wchodziło w rachubę nawet jeśli w życiu nie upolował żadnej wiewiórki.
- … i ścigam pewnego drapieżnika. Mógł przelatywać tędy nocą…
- Noc spać! -
skrzeknęła wiewiórka, wyraźnie zaniepokojona wspomnieniem o drapieżniku.
Fakt… nie pomyślał o tym. A powinien. Bo na razie to tylko tym czarowaniem dzieci straszy.
- A jakiś hałas w nocy słyszałaś? Albo może rankiem coś słyszałaś od innych?
Co by wszak nie mówić o lesie, większość zwierząt jest ciekawska i poranne świergoty, gwizdy i śpiewy to Jorisowi zawsze się z plotkami kojarzyły. Wiewiórka niepewnie przebiegła kilka kroczków po gałęzi i podrapała się za uchem. Joris powstrzymał sapnięcie. W takim tempie to zaklęcie wyczerpie swoją moc nim czegoś się dowie.
- Wielkie skrzydła leciały jak jasna kula wstawała. Wielkie jak las, mówił stuk-stuk! - szczeknął gryzoń, niespokojnie zamiatając ogonem po korze. Okrągłe oczka lśniły. - Wielkie skrzydła, wielki wiatr. Stuk-stuk uciekł i inne fru-fru też!
Czyli był tu. Leciał.
- Leciał do dużo kamieni?
Wiewiórka podreptała po gałęzi.
- Leciał… - potwórzyła niepewnie. W końcu nie ona go widziała. - Leciał gdzie takie jak ty - dodała po chwili.
- Gdzie… - myśliwy poczuł jak w gardle rośnie mu gula. To było zupełnie bez sensu w stanie w jakim był smok. Nawet jeśli szybko się uzdrawiał to musiał odpocząć. Odtworzyć utoczoną juchę… Nieee… Phandalin i zamek były w zbliżonym kierunku… Wiewiórka mogła coś pokręcić… I była trzecia ewentualność. W zamku też mogli być jacyś ludzie… - Takie jak ja? W lesie? Czy już poza lasem?
- Leciał nad las - powtórzyło zwierzątko, strosząc ogon jakby wyczuwała emocje targające myśliwym. Kto wie jaki taka mała wiewióra miała “zasięg” wędrówek; co innego ptasie plotki…


Przeborka zadowolona pomachała kilka razy szczęśliwe odnalezionym mieczem, a potem uważnie obejrzała broń, czy przebywanie w brzuchu smoka nie zniszczyło ostrza.
- Dobry znak - stwierdziła, chowając miecz w należne mu miejsce w pochwie i oddając Marvowi pożyczyną włócznię - Przodkowie nad nami czuwają. Teraz pora odnaleźć tą większą “zgubę”...
- Dobrym znakiem byłaby wielka plama smoczej juchy - krytycznie oceniła Turmalina - Ale przynajmniej wiemy że idziemy we właściwym kierunku i Piryt niczego nie spartolił. Piryt! Daleko jeszcze? Wszystkie te drzewa wyglądają tak samo!
- Cichhho! Na bogów, Turmalino nie wiadomo kto cię usłyszy
- syknęła przestraszona półelfka, rozglądając się niepewnie po drzewach
- Może smok? Będzie mniej szukania! - odgryzła się krasnoludka
- No prosze, jakaś bojowo nastawiona… szkoda, że tylu zapału nie miałaś, kiedym do ciebie przyszli wraz Jorisem z propozycją… - Tori była daleka od gniewu czy sarkazmu, ale szczerze nie rozumiała pochopnego zachowania kompanki.
Myśliwy obejrzał się na trójkę kobiet wyrwany ich dyskusją z jakiegoś zamyślenia i uśmiechnął się gdy dotarł do niego przytyk kapłanki.
- Odpuść jej Rika. Smok teraz ranny a i Przeborka miecz co gada przeszył znalazła. To się nasza Turmi mocarna poczuła.
Puścił oko do dziewczyn i wskazał ręką kierunek.


Droga wiodła dalej tym samym krajobrazem. Powalone drzewa, komary, pajęcze sieci, grząskie zarośla, wądoły, komary, lgnące do spoconej skóry muchy i jeszcze raz komary.
- Będzie jeszcze z pół stajania do zamku. No! To komu darz temu bór.
Marv nie wziął udziału w tej rozmowie, skupiony na mocowaniu włóczni w specjalnym uchwycie na plecach. Chwilę później już podążał za Jorisem.
Kapłanka pokiwała głową, uśmiechając się delikatnie, droga była jeszcze daleka… więc może to i lepiej, by teraz umilkła… inaczej zaklinaczka da wszystkim popalić.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline