Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-09-2017, 20:00   #22
Guren
 
Guren's Avatar
 
Reputacja: 1 Guren ma wspaniałą reputacjęGuren ma wspaniałą reputacjęGuren ma wspaniałą reputacjęGuren ma wspaniałą reputacjęGuren ma wspaniałą reputacjęGuren ma wspaniałą reputacjęGuren ma wspaniałą reputacjęGuren ma wspaniałą reputacjęGuren ma wspaniałą reputacjęGuren ma wspaniałą reputacjęGuren ma wspaniałą reputację
Barwy nieco się zmieniły, jak zawsze, gdy wchodziła do świata duchów. Sala jadalna domu Suwrowów była większa, a może po prostu sprawiała wrażenie przestronniejszej. Na środku płonął ogień barwy lodu, który emanował dziwnym piekącym ciepłem. wokół niego znajdował się okrągły kamienny stół z otworem w środku. Na drewnianych, pokrytych futrem ścianach wisiały trofea. Kilka przypominało czaszki wilkołaków w formie Crinos. Inne należały do podobnych istot, o masywniejszych i asymetrycznych łbach, noszących ślady deformacji. Inne należały do istot podobnych do ludzi, lecz najwyraźniej potwornie odmienionych. Jedna miała trzy rzędy kłów jakby wykutych ze srebra, inna miała żuwaczki przypominające te u żuków, ale o kształcie srebrnych mieczy zdolnych bez problemu odciąć głowę Jil nawet w tej postaci. Następna zdawała się być na pozór normalna, lecz w istocie sama ważyła niemal połowę tego co panna Waterson i miała ponad metr wysokości.
Jeszcze inne należały do lwa, dwóch niedźwiedzi i krokodyla, obie jednak były podobnie odmienione jak te należące do zdrowych wilkołaków. Inne należały do istot, które nie powinny istnieć wedle podstawowych prawideł biologii, a nawet i praw fizyki. Były też ludzkie czaszki, wiele wisiało na ścianach, aczkolwiek inne były ułożone w stos. Wszędzie widziała napisy należące do dziwnego nieznanego jej pisma, wyglądające jakby wydrapali je szponami. Choć niektóre wydawały się być wypełnione dziwną błyszczącą srebrno-błękitną substancją. Ky własnej konsternacji, potrafiła je odczytać. Część to były modlitwy do Gai, Luny i innych istot jak Wendigo.Inne do były zaklęcia ochronne, widziała też bardziej poetycką wersję legendy, którą przed chwilą usłyszała. Były też dwie listy imion. Jenda licząca ponad dto nazwiski i sięgająca XII wieku należała do suworowów, adróga, o wiele dłuższa choć nie opisana datami, należała do jej rodziny.
Byli tu wszyscy po za Abigail. Nawet Atoki, choć nie był oczywiście w wilkołaczej postaci. Zobaczyła Eliacha, podobnego do niej, którego wilkołaczom pierś szpeciła paskudna blizna po pamiętnym ataku “Niedźwiedzia” Bart także tu był i teraz mogła zrozumieć, że jego ręce zazwyczaj skrywały rękawy bynajmniej nie z powodu śladów po nakłuciach, a z powodu niezliczonych blizn, jakby coś chciało mu urwać rękę. Wysoka, nieznana wilkołaczka, na której głowie wyrosły rogi, a stopy były zakończone kopytami przyglądała się jej. Ojciec Connigton otworzył ciężkie mosiężne wrota i Jill zobaczyła, że dwór znajduje się tutaj na szczycie prawdziwej góry na którą wiodła z dołu droga wiodąca na szczyt góry, otoczona siedmioma murami z kamien. Gdy wyszła na zewnątrz zobaczyła miasteczko, jakże mniejsze w porównaniu z tym jakie znała z Realu, oraz zaporę pokrytą szklaną pajęczyną, nad którą stał rozkraczony monstrualny pająk ze szkła, o twarzy na kształt japońskiej porcelanowej maski. Nad dworem wznosiło się drzewo, na którego spowitym chmurami szczycie znajdowało się gniazdo, gdzie drzemał soków utkany z mgły.
- "No to mamy interaktywne drzewo genealogiczne. Ciekawe jak liczą, skoro mam dłuższy rodowód od Surowowów. Trzeba będzie dopytać dziadka"- pomyślała Jill gdy odwróciła wzrok, by spojrzeć na ścieżkę którą przyszła. Tam gdzie było drzewo. Mając przed sobą widok zapory, pająka i maski wolała zająć myśli czymś uspokajającym. Jak widok drzew z początku drogi. Miało w sobie coś... kojącego. Jak świadomość, że możesz pewnie stać dzięki mocnej postawie... no korzeniom. Jakkolwiek by to nie brzmiało... "Bardziej dosłownego potraktowania hasła drzewo genealogiczne, to chyba nie mogło być..." Nie może stracić rozsądku na samym początku pobytu w świecie duchów. Co nie zmieniało, że po chwili zaczęła przywoływać Boga, bóstwa czy jakąkolwiek siłę wyższą, by celem jej podróży nie okazał się szklany pajęczak w upiornej masce. Zwłaszcza, gdy połowa legend wiązała się ze złym pająkiem. Spojrzała na towarzyszy. I zawołała: -Dobra! To jak na zbiórce odzywać się jak wywołam imię! Wujek Atoki. Elijah. Diana. Vincent. Amanda!
- Tu jestem - jej wujek podszedł do niej - No, rzadko bywam w Umbrze, więc zawsze korzystam z okazji. Eliach mnie czasem zabiera, ale wolę uważać, bo jako szaman mam tu kilku wrogów - rzekł, a Eliach podbiegł.
- No i jak ci się tu podoba? - zapytał podekscytowany. Diana za nią przygładziła włosie i też podeszła.
- No to co teraz Jill? - zapytała szczerząc się.
Amanda z daleka popatrzyła na nich z dezaprobatą.
- Udamy się tam - rzekła stając przy jil i wskazując na majaczący w oddali wodospad, od którego dzieliło ich morze mgieł...
- Vincent? - Jill zignorowała Amandę próbując wypatrzeć jedynego wilkołaka z paczki, który się nie odezwał.
-[] Tu jestem [/i] - Pomachał stając przy Hermanie, który wyciągnął skądś swą słynną harmonijkę i zaczął na niej grać. Jill po raz pierwszy usłyszała pewne tony, zaskakująco przyjemne. Zobaczyła, że przed nimi zaczyna się formować wąski most z mgły. Prowadził ku ledwie widocznemu w oddali wodospadowi. Wznosił się na setki metrów ponad ziemią.
- Ja pierwszy - zawołał Eljiach biegnąć po ledwie widocznym moście.
Jill spróbowała iść za ciotecznym bratem. Zawahała się by obwąchać początek mostu. Czy może być czymś dziwniejszym - dziwniejszym niż cienkim mostem nad przepaścią?
Most wydawał się być dosyć typowym prawie niewidocznym mostem nad przepaścią, choć sama idea typowych mostów nad przepaścią wydawała się być niepokojąca. Pachniał… ozonem.
- Co boisz się? - zawołała Amanda powoli i ostrożnie wchodząc na most.
- Nie, zwyczajnie daję ci więcej czasu na podziwianie tyłka mojego i Elijah'a - odparła córa Watersonów ledwo zaszczyciwszy wzrokiem Suworówną.
Jill ruszyła za kuzynem, a Amanda szła tuż za Jill. Wiatr Wiał, choć nie był dość silny, aby zrzucić ją w odmęty. Miała wrażenie, że zobaczyła jakiś czarny punkcik na niebie… ale nie była pewna co to… W końcu dotarli na wodospad.
Ku zaskoczeniu Jill, w górze rzeki woda była krystalicznie czysta, a tuż przed spadem stawała się czerwona niczym krew. Spod wody wynurzyło się ramię lub ogon homara. Wielkie czerwone ptaki siedziały na pobliskich drzewach. Młodzież stanęła nad wodą.
- Eee, to ekologiczne? Pijecie taką wodę w kranach? - zapytał Vincent niepewnie podnosząc kłapciate uszy
- Taś taś… To takie tutejsze czaple, co nie? - zapytała Diana. Ptak się uśmiechnął ukazując garnitur ostrych zębów.
- Nieeee! - odparł jeden z nich skrzekliwie.
- I nie, dziewic nie zrzucamy w dół - dodała amanda
- Bo zabrakło dziewic - rzekł jeden z ptaków, a pozostałe zaczęły rechotać.
- To tylko Rwijdzioby, nie są groźne dla nas. To duchy bólu i odnowy - wytłumaczył Eliah
- Da się odczuć - przytaknęła Jill mrużąc oczy. Wolała nie komentować, że i tak czuje się bezpieczniej przy wielkim krabie niż przy giga-kałamarnicy. O jedno anime za dużo, czy raczej to jedno wystarczyło.
Westchnęła, zignorowała komentarz o dziewicach, przewróciła oczami, by w końcu spytać Elijah'a jako starszego i ostatniego rozsądnego w tej popapranej zgrai: -To co dalej. Elijah? Albo czego wymaga etykieta względem Rwijdziobów?
Eliach rzekł cicho.
- Po prostu nie dyskutuj z nimi…
Wszyscy się zebrali, a ptakowate się przypatrywały głodnie. Wilkołaczka miała czasem wrażenie, że te duchy równie dobrze mogłyby zagryźć sobie w międzyczasie garou. Dziadek, Hernan i Joshua stanęli obok siebie. Hernan zaintonował ni to śpiew ni to skowyt, dziadek nabierał krwawej wody unikając wilkołaczej łapy wychylającej się z rzeki. Joshua przemówił ogłaszając, że o to przybyło czworo szczeniąt, które pragną przyłączyć się do szczepu. Po trzykroć zapytał czy ktoś się sprzeciwia, a gdy nikt tego nie zrobił wywoływał wszystkich po kolei.
- Ty jesteś Kolczasta Kuleczka - rzekł do Amandy, która prawie zazgrzytała kłami, a potem wyrysował na jej ciele krwawą wodą znaki.
- Ty jesteś Mały Kucyk - rzekł do Diany i także ją oznaczył.
- Ty jesteś Skrzecząca Sroka - rzekł o Jill i naznaczył ją.
- A ty będziesz Klapciaste Uszy - rzekł o Vincencie i go naznaczył.
- Oto są wasze szczenięce imiona, jeśli chcecie sobie zasłużyć na prawdziwe miana, musicie odnaleźć w głębi lasu Krwaworękiego i przekazać mu wiadomość od nas. Bylibyśmy też zadowoleni, gdybyście odnaleźli totema dla waszej watahy. Macie czas do dnia, gdy księżyc będzie w tym samym stadium co dziś. Jakieś pytania - zapytał Joshua Suworow, a Diana uniosła łapę.
- Czy te totemiki w sklepie z pamiątkami się liczą? - zapytała.

Suworow zgromił ją wzrokiem
Jill liczyła, że nikt ze starszych nie zauważył, że uniosła brew z politowania. A przynajmniej, że w razie czego ktoś uzna, że uniesiona brew wilkołaczki, to zniesmaczona reakcja na zachowanie pozostałych "szczeniąt". Nie zaś, że to ze zniesmaczenia nad doborem imion - jak do kreskówki typu "My Little Pony". Czyżby Amandzie dano wybierać? Chyba tylko to nadane Jill "Skrzecząca Sroka" trzymało poziom. Dość indiański, ale w porównaniu do Kolczastej Kulki dla Amandy... Poprawka - "Kolczasta Kuleczka". Śmiechu warte.
- Po czym je rozpoznamy? Po zapachu?
- Dokładnie tak - rzekł z powagą - Możecie pytać pozostałych członków szczepu, ale puki nie staniecie się jego pełnoprawnymi członkami, to nic nie dostaniecie zadarmo, za wszystko musicie zapłacić - rzekł stary Suworow.
- Przysługa za przysługę? To całkiem zrozumiała cena - stwierdziła Jill. Na razie nic nie brzmiało dziwnie. I tak patrząc na postępowanie Dziadka to na tym opierał się jego styl życia. Tylko niektórzy przyjaciele dostawali czasem rabat. A i wtedy twierdził, że jeśli zasłużyli. - Rozumiem, że mamy się trzymać raczej terenu lasu, czy obrzeży miasta?
Gdy wszystko było zakończone, wszystkie “starsze” wilkołaku zabrały się i zaczęły wyć. Pieśń nie wyrażała konkretnego przekazu, lecz prośbę, błaganie do siły wyższej. Z wody wyłoniła się istota, przypominała łosiorybę. Na jego widok Jil poczuła głód, głód jakiego jeszcze nie zaznała. Pragnęła mięsa, czegoś świeżego i krwistego. Gdy zwierze pobiegło w górę rzeki, cały szczep za nim ruszył. Pogoń nie trwała długo, jakby zwierzę było świadome, że nie ma szans - nie uciekało z całej siły. Joshua złamał mu grzbiet, a dziadek i Hernan rozszarpali. Potem wszyscy pożerali mięso, choć Jill z kolegami byli na końcu.
Gdy przełknęła mięso, którego niebiańskiego smaku nigdy nie zapomni, poczuła, że popełniła zbrodnię, potworną i niewybaczalną. Inni też chyba tak się czuli i zaczęli wyć, a ona razem z nimi prosząc o przebaczenie. W końcu ku jej zdziwieniu, mgły umbry uformowały się na kształt tego samego ducha, który uciekł…
- Pamiętajcie! Jesteście Garou! Jesteście mordercami! Jesteście Zbawcami! - zawołał Herman.
 
__________________
You are braver than you believe, stronger than you seem, and smarter than you think. Kubuś Puchatek aka Winnie the Pooh
Guren jest offline