Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-09-2017, 22:00   #198
Mike
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
- Pójdź w me ramiona - rzucił Padre porywając w uścisk czwórkę. Dla Owaina było to nieoczekiwane na tyle, że z wrażenia świat uciekł mu spod nóg. Był na tyle poruszony, że mijająca ich krawędź dachu jawiła mu się jako metafora ich nagłego związku. Że są granice, których przekraczanie jest niezdrowe. Niestety nic co dobre nie trwa wiecznie.

- Kupiłbyś mi najpierw drinka, czy coś… - powiedział z wyrzutem Owain, ponownie odpalając harpun w szybko oddalającą się ścianę.

Bezkompromisowy manewr najpierw Black 0 a nastepnie Black 4 sprawił, że na moment oderwali się od przeciwnika. Oderwali się od kłów i pazurów które szusowały w ich stronę. Mechanizmy butów skokowych miały trudność z uniesieniem podwójnego ciężaru i działały słabiej. Obydwa Parchy musiały dobiec w pobliże krawędzi, gdzieś do połowy drogi nim Padre mógł ryzykować swój skokowy manewr. W tym czasie małe, rącze xenos już były zaledwie o kilka dłogości od nich. Jasne było, że dopadną ich nim ono dobiegliby bo krawędzi. Skok jednak wyrwał ich na chwilę z matni. Zaraz potem kotwiczka zwiadowcy zaczepiła o fragment ściany i poszybowali łukiem wzdłuż niej. Tyle, że wzdłuż ściany wcale nie oznaczało bezpiecznie czy choćby bezpieczniej.

To coś wielkiego znalazło się nagle nad nimi sądząc z odgłosów pękających ścian. Piętro może dwa nad nimi. Sami lecieli gdzieś na pograniczu parteru i pierwszego piętra. Od budynku do lejowiska na ziemi jakie ubogacało pierwotny teren parkingu, ogrodzenia i reszty okolicy i widać było wieżyczki. Co było dalej skrywał dym. Za to bliżej, znacznie bliżej słychać było xenos. Ich skrzeki i chrobot pazurów. Buszowały po budynku, w budynku, część już ścigała zdobycz zbiegając z dachu w stronę dwunogiego mięsa na uwięzi. Znów mieli swobodę czasu mierzoną w sekundach niż najbliższe xenos ich dorwą.

- Lądujemy - powiedział Padre, puszczając się czwórki i lądując na ziemi. - Nie chciałbym być w środku jak wybuchnie nasza niespodzianka.
Cały zapas plastiku, granatów, paliwa do miotaczy ognia i resztki paliwa rakietowego z silników korekcyjnych kapsuły musiały wywołać niezły fajerwerk.
- Wycofujemy się i grzejemy do wszystkiego co ma pazury - powiedział Padre, podrzucając karabin do ramienia i strzelając do najbliższych.
- Requiem aeternam dona nobis, Domine, et lux perpetua luceat eis. Requiescant in pace. Amen.

Owain uwolnił harpun i wylądował koło Padre. Chwycił karabin i wysforował się naprzód, wypatrując xenosów.

Xenosów nie trzeba było jakoś specjalnie wypatrywać. Siedziały swoim uciekającym soczystym kąskom mięsa tuż na karku. Pędziły z dachu, wyskakiwały z okien, biegły po ścianach a nawet przez lejowisko. Jasne było, że gdy dojdzie do walki gdzie na otwartym terenie będą mogły uzyć swoich kłów i pazurów to będą walczyć w korzystnych dla siebie warunkach. Miotacz ognia, lufy i granaty zatrzymały pościg xenos na chwilę. Ale zapasy amunicji i granatów dwa Parchy zużywały szybciej niż budynek wypluwał z siebie kolejne stwory. I było to duże coś. Coś co przestało przebijać się przez poziomy gdzieś tak dochodząc w pół minuty do pewnie połowy bydynku a teraz zaczęło przedzierać się w poprzek poziomu. Kolejne ściany pękały pod uderzeniami tego czegoś. Dwójce z grupy Black udało się wywalczyć zaś przejście w pobliże rozwalonej bramy pomiędzy dwiema rozwalonymi wieżyczkami. Pościg najbliższych xenos był zaledwie o kilkanaście metrów od nich za zaporą ognia. Nieco dalej były bokiem biegnąc przez lejowisko parkingu. Skrzeki dochodziły też z zewnętrznych rejonów, z dżungli. Wszędzie dookoła były xenos. Większe lub mniejsze, bliżej lub dalej.

- Cofamy się skokami - powiedział Padre - Owain, rozważ myśl, że czas pojednać się z Najwyższym.
A na częstotliwości ogólnej nadał:
- Przydałoby się wsparcie lotnicze w Seres, jeśli nie to prosimy choć o wsparcie modlitwą. Niech Bóg ma was i nas w opiece. Bez odbioru.
Zerknął na czas jaki pozostał do wybuchu ładunku. Żałował, że nie ustawił zdalnego wysadzenia.
 
Mike jest offline