Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-09-2017, 17:13   #164
Kolejny
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
Skala zmian była porażająca. Evangelist maksymalnie wykorzystał potencjał swojej mocy – White wątpił, żeby jakikolwiek inny żywioł potrafił doprowadzić do takich zniszczeń. Brodząc po kolanach w błocie zastanowił się, co by było gdyby podobny atak nastąpił w centrum jakiegoś miasta. Wciąż pamiętał Chicago, ludzi ukrytych pod gruzami modlącymi się o ratunek, stosy trupów i wszechobecny pył. Pewnie nie odbiegałoby to dużo od tamtych scen. Nie mogło to ujść Mrokowi na sucho. Czasem nie warto płacić najwyższej ceny.
Cały czas, gdy stopniowo pokonywał dystans dzielący go od celu, obserwował walkę. Żaden z walczących nie wydawał móc się zdominować na drugim, ale gdy członek Światła został przebity na wylot Elliotowi przeszło przez myśl, że to koniec. Tak kończy się samotny atak na przeważającą siłę. Nagle jednak Pirat wrócił do pionu w szokujący sposób, przeciągając własne ciało przez całą długość oszczepu. Jednak największe wrażenie zrobił, gdy rana sama się zasklepiła. To dlatego był taki pewny siebie. Musiało być to na tyle imponujące, że sam Evangelist postanowił się wycofać, właśnie wtedy gdy White po chwilowym zawahaniu i powrocie do biegu był już całkiem blisko. Poczuł się znowu jak w Kambodży, z tym, że teraz nie mieli praktycznie żadnego sposobu na wybawienie przeciwnika z powrotem.
Przystanął, patrząc z boku na Pirata i cały krajobraz przed sobą. Evangelist ucieknie, czy będzie dalej atakował? Nie mieli jak tego wiedzieć. Miał tylko nadzieję, że powiernik żywiołu nie będzie mógł atakować spod ziemi, bo wtedy nie mieli szans. Jak atakować kogoś, kogo nie można zobaczyć?
Wtedy właśnie White zauważył tego, którego cały czas wypatrywał. Był tam, samotny, nieświadomy jego obecności i podobny wzrostowo Obdarzony. Miał teraz dużą przewagę, była duża szansa, że uwaga tamtego jest w całości skupiona na głównym zagrożeniu, jakie stanowił Thurston. Musiał wykorzystać tę okazję do zbliżenia się jak najbardziej i ataku z zaskoczenia – nie wiedział, jakimi mocami dysponuje przeciwnik. Zastanowił się, czy powinien od razu spróbować zabójstwa, czy wpierw w jakiś sposób go obezwładnić. Może Evangelist byłby zmuszony do powrotu w obawie, że pojmany zdradzi ważne informacje. Wszystko teraz wchodziło w grę, ale Brytyjczyk nie skupiał się na tym – teraz musiał zajść za plecy albo z boku przeciwnika i pozostać z całych sił niezauważonym. Był blisko wroga, dlatego zachowując ostrożność zaczął przemykać w formie czarnej zbroi, kryjąc się za formacjami skalnymi. Wierzył, że Pirat poradzi sobie nawet samemu z tym mniejszym Obdarzonym, gdyby on miał się spóźnić, dlatego wybierał bezpieczne drogi. Pomyślał, że jeśli będzie miał czystą okazję, to obkręci wokół szyi tamtego swoje ręce i da mu sekundę na decyzję - albo się poddaje, ale walczy. W przypadku tego drugiego przekręci kończyny i go zabije - nie mógł sobie pozwolić na półśrodki. Żałował, że praktycznie nie miał innych opcji ataku. Jego podstawowa moc wymagała energii i nie wydawało mu się, żeby atak jakiegokolwiek zwierzęcia zrobił wrażenie na przeciwniku. Bardziej z ciekawości uruchomił swoją moc i doświadczył czegoś bardzo dziwnego i nieoczekiwanego. Nie wyczuwał żadnych zwierząt w standardowych miejscach - za to wszędzie pod sobą, multum małych, drążących tunele dżdżownic i innych robaków. W sumie mógł się wcześniej tego spodziewać - tereny przy rzece musiały być rajem dla tych zwierząt. Skupił się i spojrzał w dół, starając się nie tyle co zacząć je kontrolować, bo to było niemożliwe, tylko wysłuchać, określić położenie. Ziemia była poprzewracana i wymieszana kilka razy, więc naprawdę były one w każdym miejscu. White próbował więc szukać czego innego - miejsca pustego, w którym nie dało się ich w ogóle wyczuć. Miejsca, w którym może być ukryta ogromna, kilkunastometrowa zbroja. Pozwolił intuicji, bo wciąż było to dla niego nowe, go poprowadzić.
I poczuł, otwierając się w pełni i aż przystając z dłonią na powierzchni setki tysięcy, nie, miliony mrówek, dżdżownic i wszystkich podziemnych zwierząt, stanowiące jeden skomplikowany, chaotyczny i żyjący układ. Tworzyły jakby trójwymiarową siatkę. I przez środek tej siatki brutalnie przesuwał się olbrzymi kształt. Elliot skupił się na nim, cały czas śledząc jego lokalizację w umyśle i wybiegł z powrotem na kraniec leja. Evangelist zbliżał się dokładnie pod lokację Pirata, zapewne chcąc wyprowadzić jeden dewastujący atak. Nie myślał długo i zdradzając swoją pozycję krzyknął w dół:
- Jest zaraz pod tobą! Uważaj!

Thurston zatrzymał się, spojrzał na krzyczącego White’a, potem pod swoje nogi. I nie ruszył się z miejsca. Zamiast tego skrzyżował ręce na piersi i wyczekiwał. Kiedy ziemia pod stopami zaczęła drgać rozrzucił ręce na boki i wybuchnął płomieniami w każdym kierunku.
Zrobił to prawie dokładnie w tej samej chwili, w której zaatakował Evangelist. Kontra okazała się idealnie trafiona i członek Mroku został wepchnięty z powrotem w dziurę z której wyskoczył. Nie zdołał się zasłonić tarczą i na pewno musiał to mocno odczuć.
Pirat zamierzał to w pełni wykorzystać. Pod wybuchu na chwilę podniosło go w powietrze, więc od razu przywołał swój młot i biorąc szeroki zamach zaatakował leżącego przeciwnika.

Młody Brytyjczyk nie miał jednak czasu na bierną obserwację. W jego kierunku leciały trzy wirujące, płomienne dyski, rzucone przez mniejszego z przeciwników.
Widząc, że jego wspólnik ma sytuację pod kontrolą, znów skupił się w pełni na drugim członku Mroku. Nie miał już niestety przewagi zaskoczenia i najlepsze, co mógł zrobić to spróbować w szybkim tempie skrócić dystans. Przeciwnik dysponował bronią dystansową, dlatego Elliot postanowił przemknąć za skalistymi osłonami, licząc na to, że przeciwnik nie będzie uciekał i pozwoli mu zbliżyć się przynajmniej na dystans, kiedy będzie mógł użyć swoich wydłużonych rąk. Pirat wydawał się mieć teraz mała przewagę i to w interesie mniejszego przeciwnika było jak najszybciej pomóc. On musiał po prostu związać go walką i spróbować dowiedzieć się, jakimi mocami jeszcze dysponuje. Swoją podstawę miał oczywiście cały czas w gotowości. Teraz zszedł najszybciej jak mógł z toru dysków i wskoczył za osłonę.

Unik nie był trudny, bo pociski nie pędziły z zawrotną prędkością. Gdy jednak White znalazł się za skałą, wszystkie dyski nagle rozszerzyły się, kilkunastokrotnie zwiększając swoją średnicę. Skoncentrowane płomienie przepaliły skałę, rozrzucając na boki powstałą w ten sposób magmę.
Straciły jednak w ten sposób większość swej energii i tylko ledwo liznęły Elliota po plecach. To wystarczyło by zostawić poprzeczną smugę nadtopionego pancerza. Nie były to obrażenia w żaden sposób krytyczne, ale na pewno bardzo bolesne.
Ze zbroi Brytyjczyka wydobył się odgłos będący odpowiednikiem ludzkiego szybkiego wdechu, gdy część dysku przejechała mu po plecach. Przez sekundę ból go sparaliżował, ale potem rzucił się biegiem do przodu, na odległość nie miał żadnych szans. Nie wyglądało na to, żeby dał radę w pełni pochłonąć energię pocisków bez wcześniejszego mocnego oberwania, więc uniki powinny być jego najlepszą opcją. Przeszło mu przez myśl, że gdyby złapał większy kawałek skały mógłby spróbować strącić je w locie, choć nie mógł mieć pewności, że to zrobi na nich jakiekolwiek wrażenie. Postanowił zostawić tę opcję na moment, gdy będzie już tak blisko, że nie będzie żadnych osłon.
Oponent wyciągnął szeroko ręce i rozcapierzonymi dłońmi, szybko uformował tam kolejne dyski i rzucił w White’a. Jeden leciał w pionie, drugi w poziomie i oba się rozszerzyły w tej samej chwili. Elliot zrobił krok w bok unikając pionowego i podskoczył nad poziomym. Kiedy był w powietrzu nadlecialy dwa kolejne dyski.
Rozszerzyły się tak jak poprzednie i jedyne co Brytyjczyk mógł zrobić to zasłonić się rękami i zacisnąć mocno zęby.
Uderzyły go krzyżowo, wypalając duże X na rękach i części korpusu. Upadł na równe nogi. Ręce mu drgały z bólu, pancerz tam gdzie oberwał był bardzo mocno uszkodzony. Jakby ktoś przyłożył i przytrzymał tam wielką piłę. White podniósł wzrok i wyjaśniło się, skąd nadleciały kolejne dwa dyski. Członek Mrok miał dodatkową parę rąk, które teraz wyłoniły się zza jego pleców.
Teraz we wszystkich czterech dłoniach ponownie formował płonące dyski.
Elliot zdawał sobie sprawę, że gdyby nie jego podstawowa moc już leżałby na ziemi posiekany na kawałki. Musiał przyznać, że przeciwnik zagrał bardzo dobrze. On też jednak właśnie znalazł się w miejscu, w którym dokładnie chciał być. Te dyski potrzebowały czasu na stworzenie, mniej niż on na przebiegnięcie tych kilkudziesięciu metrów, ale wystarczająco dla jego pięści. Zebrał się w sobie i wkładając w to jakąkolwiek ilość energii pochłonął wcześniej, posłał przecinający szybko powietrze cios w odsłoniętego wroga.
Ten oczywiście nie czekał na atak, tylko szybko wyprowadził kontrę. Rzucił pociski prawie z przyłożenia. Dwa poprzecznie przeorały White’owi brzuch, trzeci zahaczył lekko o skroń, a czwarty trafił centralnie w twarz.
Pomimo tego, cioś Brytyjczyka dosięgnął celu. Trafił w brzuch i poczuł jak pod jego pięścią wgniata się do środka pancerz oponenta. Siła ciosu posłała go kilkanaście metrów w tył, tarzając go po ziemi.
White ledwo stał na nogach. Zawył sięgając ku twarzy. Nie stracił oczu, ale czuł potworne pieczenie całej głowy. Ledwo mógł się skupić. Wiedział, że skrócenie dystansu ocaliło mu życie, płonące tarcze przeciwnika nie zdążyły się rozszerzyć i jedynie się zsunęły po jego pancerzu.
Tymczasem przeciwnik powoli się podnosił. Używał do tego wszystkich czterech rąk. Cios w brzuch musiał go bardzo mocno poturbować.
Brytyjczyk wydał z siebie głośny okrzyk bólu i wściekłości. To był ten jedyny moment w całej walce, kiedy miał nikłą przewagę. Oddychał ciężko, zbierając się w sobie i skupiając uwagę na przeciwniku, którego teraz szczerze nienawidził. Cały czas czuł pulsujący ból, dosłownie wnikający do czaszki. Zaczął podchodzić bliżej, jednocześnie wyprowadzając cios z góry obiema wydłużonymi kończynami, z zamiarem sprowadzenia przeciwnika z powrotem na ziemię. Nie zamierzał dać mu już żadnej szansy.
Wrogi Obdarzony zaczynał już tworzyć kolejne dyski, kiedy dostał w plecy i został wgnieciony w ziemię. Ogniste pociski się rozproszyły, a on sam ledwo się już ruszał. Jego pancerz był mocno powgniatany. White był już całkiem blisko i teraz owinął swoimi wydłużonymi rękoma tułów i kończyny tamtego, unieruchamiając je i wykrzywiając pod nienaturalnym kątem. Podniósł go lekko i patrząc z satysfakcją owinął się dokładnie wokół jego szyi. Zawahał się chwilę. Teraz mógł spróbować go obezwładnić i schwytać. Ale ryzyko było za duże, samemu był w za słabym stanie, a przeciwnik mógł po chwili zebrać się w sobie i wyprowadzić następny atak. A może po prostu minęło zbyt dużo czasu, odkąd przejął moc i jego ciało i umysł desperacko domagało się nagrody za ten cały wysiłek i ból. Liczył tylko, że podejmuje dobrą decyzję, jeśli w ogóle taka była.
- Przykro mi.
I przekręcił.
 
Kolejny jest offline