Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-10-2017, 06:38   #146
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację


- Yyyhhhggg! Szybko! Czuć Ona-elf, Ono i On-Króbe! - gardłowy bas z oddali doleciał do czujnych uszu elfki.

- Orki! - Lorelei rzuciła przyjaciołom nie odrywając wzroku od korytarza, którym przybyli do jaskini.

Towarzyszom nie trzeba było dwa razy powtarzać, gdyż Thyrii już widział w oddali przejście ciemnego otworu, a Oldbuckówna czuła na swej delikatnej skórze chłodny ciąg powietrza w tamtym kierunku. Hobbitka z elfim kryształem w dłoni, białą gwiazdą rozpraszającą ciemności, poprowadziła bractwo.


Przejście okazało się wijącym kilkoma ostrymi zakrętami tunelem, za którego ostatnim przywitały ich migoczące gwiazdami niebo powyżej ciemnych stoków wysokich wzgórz otaczających małą dolinę. Zielone zbocza, porośnięte sosnami i brzozami, srebrzyły się ich blaskiem wyrastając z ciemnego jaru, na który otworzyło się przejście z jaskini. Jar stał w prostej, spokojnej ciszy, którą zastać można w pustym, samotnym domu, śpiącej polanie pradawnego matecznika starego lasu lub nad lustrzaną tafla wody podziemnego jeziora.

Pośród wysokich traw błyszczały w gwieździstej poświacie sterczące kości i połamany oręż nietknięty od wieków. Jeżeli w jaskini poległo kilkudziesięciu niziołków, to w tutaj, w zapomnianej ostatniej bitwie za dla swego króla życie oddała cała Zielona Kompania hobbicich łuczników.

Przemierzając dolinę, ku zaskoczeniu wszystkich, ciepły zachodni wiatr przyniósł szept pieśni. Z początku nieśmiała, melancholijna nuta rozwinęła się w miarowy rytm marszowej pieśni!

Maszerują cicho niby cienie
Za Shire! Za Shire!
Poprzez lasy, góry i pola.
Za Shire! Za Shire!
Niejednemu wyrwie się westchnienie
Za Shire! Za Shire!
Idą naprzód, taka ich dola.
Za Shire! Za Shire!
I idą wciąż naprzód, bo taki ich los,
Za Shire! Za Shire!
I ani żal, ani nawet żona
Za Shire! Za Shire!
Z tej drogi zawrócić nie zdoła ich nic,
Za Shire! Za Shire!
Bo to jest Brać Zielona.
Za Shire! Za Shire!
A gdy księżyc wyjdzie spoza chmury,
Za Shire! Za Shire!
I nastanie cicha, piękna noc,
Za Shire! Za Shire!
To Zielonej Kompanii ciągną sznury,
Za Shire! Za Shire!
Widać wtedy siłę ich i moc.
Za Shire! Za Shire!*



Rozglądając się, czy w to poszukiwaniu nadchodzącego oddziału, czy też optymalnej drogi ucieczki, bractwo szybko zdało sobie sprawę, że nie jest samo. Thyriemu i Hilly włosy zdały się stanąć dęba i nawet Lorelei poczuła sensację zimnego dreszczu na placach, chłodu, który znała raczej z opowieści niż doświadczenia, wszak elfy nie marzną.

Przed nimi zmaterializowała się z nocny mgły mała, niespełna trzystopowa sylwetka małego łucznika odzianego z zielony skórzany kaftan. Gęste loki okalały pucułowatą buzię Hobbita, a ręku trzymał krótki łuk.

- Nazywam się Rufus i byłem Kaptanem Zielonej Kompanii. Dawno temu opuściliśmy nasze domy w Shire, aby przyjść z pomocą królowi Fornostu. Oddaliśmy życia, aby mógł opuścić miasto. Ja zginąłem ostatni… Tutaj, w tym miejscu. - powiódł wzrokiem po dolinie.

- Przysięgliśmy zawsze bronić miasta naszego Króla. Kiedy przylazło ścierwo z Mount Gram powstaliśmy raz jeszcze, aby odpowiedzieć na zew bitwy. Nie zaznamy spokoju nim wróg jest pokonany.

Z nieukrywaną ciekawością i smutną serdecznością przyglądał się dla Fanny.

- Lecz nasz czas dobiega końca, niczym dopalający się knot. Klątwa miasta mrocznego uzurpatora, który je podbił wieki temu, wciąż nam zagraża i nieustannie szarpie nasze dusze grożąc obróceniem w nicość, lub gorzej, utopieniem w otchłani Cienia, skąd wraca się tylko jako mroczne widma, pełne nienawiści do żywych… Jeśli przeżyjecie nadchodzącą bitwę, proszę, szukajcie mego łuku i zanieście go wraz nasza pieśnią do Shire. Zaśpiewana przez naszych pobratymców przyniesie nam wieczny pokój.

Gdy kończył mówić, duch Rufusa wypuścił ku niebu pojedynczą widmową strzałę. Pocisk ze świtem szył ciemność kreśląc łuk srebrny łuk. Nim zniknął całkiem, dookoła Bractwa materializowały się duchy wielu tuzinów Zielonej Kompanii. Wszyscy łucznicy spoglądali za plecy krasnluda, elfa i niziołki.

Bractwo obróciło się ku wejściu do podziemi. Z czeluści czarnego otworu wyłonił się wielki ork o zdeformowanej, połamanej szczęce. Umięśnionym ramieniem wytykał ich zakrzywionym, ciężkim mieczem.

- Kim jesteście plugawe przybłędy?! Jak śmiecie wkraczać w moją domenę?! Zetnę wam łby, albo… oszczędzę, by drzeć batem skórę z pleców! - zagrzmiał w westronie.

W ślad za pogróżkami wyrosły mu zza pleców szeregi, co najmniej dwóch tuzinów orczych wojowników. Za nimi, były również trzy, długowłose, nieomylnie ludzkie, wyprostowane sylwetki mężczyzn z włóczniami, od których oblicza biła aura niekwestionowanej nienawiści wobec Bractwa.

 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 01-10-2017 o 06:42. Powód: *parafraza "Marszu oddziału Zapory"
Campo Viejo jest offline