Wychynąłem z piramidy na przestwór zielonego oceanu. Dżungla kładła się cieniami szeleszczących liści i świergolących pisków małp tropikalnego burzanu. Wydundziłem całe nasze wino, co je We zabrał nam z podziemi na lepszą okazję. - We Barbarzyński padł! - wydarłem się przy ognisku wznosząc do góry kolejny toast.
Musa też piła, bo kiedy kończy się znany rozdział życia, zaczyna nowy i trzeba jeden utopić, lepiej w winie niż łzach, a drugi ochrzcić na nieznane nam przeznaczenie. Wtuliła się pod moje ramię jak mała zmęczona drapieżnica w przerwie od stawiania niebezpiecznemu światu czoła. - We poległ i na ostatnią drogę odszedł z mieczem w dłoni i Boczusiem pod językiem, niech mu w zaświatach dobrze się walczy i syto! - wylałem w ogień odrobinę gorzałki wzniecając tym kłąb kulistych jęzorów żywiołu. - Wyciągnęła też kulasy ta sucz niepewna Ryjo, co nam Rudego zakatowała, praktycznie za niewinność! - czknąłem pijacko z wyrzutem i pokręciłem łbem opadłym na piersi. - Zasłużyła menda na zdradziecki koniec przebita chuj wie czym, od chuj wie kogo, w chuj wie jak niepewnych okolicznościach… - Aye! Aye! Chędożył ją pies! – podjął najlepszy kumel Rudego, mały chudy Wielgus, nasz pokładowy majtek. - Aye… Był też bies… - powiodłem paluchem jak za krążącym przed nosem komarem. - Ale nie chędożył jej… Nie umniejszajmy trupom… - wzruszyłem muskularnymi ramionami, jako i sobie bym życzył by mnie nikt nie szkalował po śmierci.
Statek skręciła Jaszczura… Kto by się spodziewał? Cicha woda… niech no jej nie dorwę… - myślę se zasypiając nosem w jędrnych piersiach Musy.
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill |